Zamknij oczy, szeroko


 

Poooszło w społeczeństwo, że niedługo państwo będzie ludziom przyzwoitym dzieci zabierać. Ot tak zabierać je będzie, bez dania racji, w dodatku posługując się niewydarzonymi pracownikami socjalnymi.
Pominę fakt, że nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie wprowadza ważne zmiany. Czym są ważne zmiany wobec faktu, że lotne brygady będą napadać na uczciwych ludzi wydzierając im dzieci z ciepła domowego ogniska? Pyłem są.

Zostawmy ważne zmiany, jako pyliste. Może chwilowo?

O co mi właściwie chodziło?

A!

Doszłam jakiś czas temu do konstatacji, że żyję w kraju, który absolutnie nie potrzebuje ludzi wykształconych, w tym specjalistów. Kompletnie nie potrzebuje.
Tu każdy wie nie tylko lepiej, ale też najlepiej. Każden jeden na wszystkim się zna. Takie mamy genialne, z przeproszeniem społeczeństwo.

Każdy wie, że lekarze to niedouczone i łapówkobierne gnidy, które o medycynie wiedzą tyle co kot napłakał, a wiadomo jaka jest skłonność wśród kotów do płaczu. Nie od tego jest internet, żeby chodzić do lekarza. Są fora internetowe.

Każdy wie, że prawnicy to przekręciarze oraz krwiopijcy. Cóż taki wampir wiedzieć może o prawie, o którym ten sam każden przeczytać może, gdzie bądź. A to w książce (niektóre się kodeksami nazywają dla niepoznaki), a to znowu w sieci wszechświatowej. Są fora internetowe, ale to już mówiłam? Mówiłam. Powtarzam się, ojej.

Każdy wie, że nauczyciele to idioci i wie jak uczyć, i w jakim kierunku winny iść zmiany.

Każdy wie, że policja przekracza swoje uprawnienia w każdym, nawet dobrze wymierzonym kroku. I ciemęży. I przytłacza. Tych najuczciwszych najczęściej, bezbronnych, niewinnych.

Każdy wie, że psycholog czy też jeszcze bardziej enigmatyczny psychoterapeuta, to pralka do mózgów. Uważać! Wystrzegać się! Przerobiom cie na nie cie.

Można listę wydługowacić, lecz pojawia się zasadne skądinąd pytanie, po jaką cholerę wydługacać za długom liste?

Wszystkie wszystko wiedzom. Jest pięknie, bo takich co lata swoje młode, starsze, dojrzałe i całkiem starowate poświęcają obśmiać można. Po co to robić? Po co, skoro każdy Polak się rodzi z wiedzą taką?

Są dwie grupy, które wszelaką wiedzę posiadły z mlekiem matki ją wyssawszy, o ile nie stało się to w momencie poczęcia: warszawscy taksówkarze i niekatoryje blogery.

Egzemplifikacja pylista:

O tych brygadach będzie.

Pomysł jest taki, wiem cokolwiek absurdalny, żeby rozszerzyć uprawnienia wściekle interwencyjne o kolejną grupę interwenientów.

I teraz mamy tak: zapis nowelizacyjny mówi jasno o sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka, w szczególności kiedy opiekun jest nietrzeźwy lub pod wpływem innych środków odurzających.

Faza pierwsza: wpadnom i zabiorom moje dziecko w piżamce z misiami (mogą być żółciutkie kaczuszki), kiedy zrobię spotkanie przy świecach i winie, z przyjaciółmi.

W szczególności , zupełnie ginie.

Faza druga: już nic nie przeczytajom o zagrożeniu życia i zdrowia. Czytajom tylko:

dziecko – jakieś uprawnienia, dla kretynów – wyrywajom z domu.

I się zaczyna darcie. Niekoniecznie szat.

A zara za tym przebiega, że zabroniom klapsów w dziecko.

Jak to zabroniom? Strząsania kurzu z pieluchy? [Cymański poseł]. Jak to tak, że klapsów w dziecko zabroniom?

Specjaliści, to znaczy ci durnie, którzy jakiś kawałek swojego życia poświęcili na zgłębienie problemu, są obiektem drwin. To jest dopiero oszołomstwo taki jeden z drugim. My, ludzie wiemy najlepiej!

Won z rzetelną wiedzą. Won. Nikt nam nie będzie mówił ile kurzu na pielusze ma moje dziecko.

Ileż takich głosów musiało wybrzmiewać kiedy zmieniał się pogląd, że dziecko nie jest wyposażeniem gospodarstwa domowego.

Ileż musiało się podnosić kiedy jakiś idiota wprowadzał zakaz pracy dla dzieci.

No, ale to były czasy mroczne. Dzisiaj, to co innego.

Wyrżnąć tych wszystkich specjalistów. Sami wiemy najlepiej.

Ma się rozumieć, że jest patologia.

Oczywiście, że jest.

Gdzieś tam.

W innej wobec mojej galaktyce, gdzie krew po ścianach domowego ogniska się leje. Gdzie dorośli ganiają za sobą z ostrymi przedmiotami typu siekiera, gdzie niemowlęta są rzucane o ściany, trzymane w zamrażalnikach, przypalane papierosami.

Jest gdzieś świat gwałconych żon, dzieci – gwałconych przez ojców, dziadków, matki, babcie.

Kobiet zmuszanych do prostytucji, zwłaszcza kiedy są w ciąży, bo popyt jest, a podaż niszowa.

To z nami nie ma nic wspólnego. Nic.

My jesteśmy dobrzy, inni.

Tamte galaktyki niech sobie radzą. Same. Jakoś.

Nie psujcie nam estetycznego widoku życia.

Nie macie prawa.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm, mocny tekst,

widzę, że ostatnio nam się jakoś wszyscy na TXT radykalizują.

Jako że nie myślę i się nie znam (prawie na niczym), to mnie tylko jeden aspekt ciekawi, ci co się na wszystkim znają, też są specjalistami w jakiejś dziedzinie np. nie wiem fizyce, astronomii czy bilogii molekularnej:) i ciekawe, co oni na ta, gdyby taki lekarz czy nauczyciel z pozycji laika zaczeli wypowiadać się na temat ich branży ze 100 procentową pewnością?

pzdr


Gretchen

teraz będzie dobre: zacznę od początku :)

Pisze się bądź gdzie a nie gdzie bądź

Pierwsze ma więcej szlachectwa w składni.

Po drugie (od początku) to mam wrqażenie że większość odbiorców informacji medialnych szkoliła się wspólnie na “szybkim czytaniu” ale ten tego byli tylko na pierwszej godzinie…lub jakiejs środkowej.

W sumie dotyczy to bardziej przekaźników czyli dziennikarzy, bo to oni łuskają te njusy i obciosowują co smaczniejsze kąski. Delikatesy.

Te się łatwiej sprzedają.

W skrócie: mamy podobno 38 milionów lekarzy i trenerów reprezentacji piłkarskiej. Oczywiście minus powszechnie znane minusy, czyli niewiedzący i gaworzące bobasy.

Wiedzących to ho, ho

Podrawiam wspominając tekst Pana Yayco o wiedzących.

prezes,traktor,redaktor


>Gretchen

Zawiodłaś mnie straszliwie!!!!!!!
Dowiadując się o Twoich wczorajszych wstrząśnięciach oczekiwałam co najmniej trzęsienia ziemi, a tu masz….kotlet sprzed tygodnia podany w innym niz tydzień temu sosie!
No ale niech tam, zaryzykuję niestrawnność i zmierzę się z tym kotletem.

Droga Gretchen, powiedz mi, ale tak poważnie: czy Ty naprawdę uwierzyłaś w te wszystkie Szklane domy i Siłaczki ?
Pełnych poświęcenia lekarzy, szlachetnych prawników i wrażliwe społecznie pracownice socjalne? Ech, Gretchen, największa idealistko internetu! :))))

Pomysł nowelizacji który opisujesz jest idiotyczny. Nie dlatego że idiotyczny sam w sobie lecz dlatego, że całkowicie nieprzystający do rzeczywistości. Niemożliwy do realizacji. Niewykonalny. Kolejny martwy zapis, pośród dziesiątek innych, które nikomu do niczego nie są potrzebne, a ich jedynym celem jest rozdymanie wystarczająco juz nadętej machiny biurokracji.

Dlaczego tak uważam? Służę wyjaśnieniami.

Na bestialskie traktowanie i katowanie dzieci nie znajduję słów potępienia, tak jak nie znajduję odpowiednio okrutnych tortur, którymi bym potraktowała zwyrodnialców, którzy katowania dzieci się dopuszczają.

Ilekroć czytam o takich wypadkach w prasie lub oglądam relacje telewizyjne, tylekroć żywcem ze skóry bym obdzierała sprawców.

Ale widzisz Gretchen, zwykle w takim telewizyjnym reportażu dziennikarz rozmawia również z miejscowym pracownikiem socjalnym.

I cóż ów pracownik ma do powiedzedzenia?

Tak, rodzina, w której wydarzyła się ta tragedia korzystała z pomocy socjalnej.

Tak, były im przyznane zasiłki pieniężne.

Z pomocy rzeczowej też korzystali.

Oczywiście, upoważniony pracownik wizytował tę rodzinę.

Średnio raz na miesiąc.

Nie, niczego nie zauważył. Wszystko było w porządku.

Nie, sąsiedzi niczego nie zgłaszali.

Niestety….

No, mniej więcej tak wygląda wywiad z pracownikami socjalnymi. Dodam, że najczęściej owym “pracownikiem” jest jakoś opasły babsztyl, wymalowany jak kurpiowska pisanka i obwieszony wszystkimi błyskotkami, jakie udało jej się w domu znaleźć.

Cdn


Gretchen,

kłania się przedstawiciel zawodu, którego osiągnięcia (?) – tego zawodu, a nie mnie, jotesza – są też często marnie oceniane, bo na architekturze to zna się przecież każdy a na urbanistyce, to nawet jeszcze lepiej, niż ci niewydarzeni urbaniści. Planiści od siedmiu boleści!

Właśnie mam wyłożenie do wglądu publicznego projektu planu miejscowego. Już drugi tydzień nikt się nie zjawia. Oprócz miłej pani z rady osiedla, której ponad godzinę wyjaśniałem wszelkie szczegóły rozwiązań, nie zjawił się pies z kulawą nogą. Gdy plan zostanie uchwalony i będą wydawane decyzje o pozwoleniu na budowę, podniesie się larum, że budynki zasłonią widok, że znowu więcej samochodów i będą smrodzić...


Ciąg dalszy

No więc mamy opasłego babsztyla, który jako pracownik socjalny zajmuje się co najwyżej wypłatą zapomóg finansowych lub wydawaniem talonów obiadowych. Cała reszta ją przerasta, zresztą prawdę powiedziawszy ona często ma tę resztę w najobszerniejszych partiach swego ciała.

Niestety najczęściej dzieje się tak, że jeśli jakimuś maluchowi z patologicznej rodziny dzieje się krzywda, to niczego nieświadoma pani z pomocy społecznej akurat ogląda tysiąc dwieście osiemdziesiąty szósty odcinek ulubionego serialu.
Nie tylko zresztą ona – zeby nie było że mam coś do pracownic socjalych w ogóle, a opasłych w szególności.

Nikt nic nie wie, nikt niczego nie widzi i nie słyszy, a nawet jeśli coś zobaczy i usłyszy, to nie przyjmuje do wiadomości. A nawet jeśli przyjmie, to i nie będzie reagował. Taka po prostu jest ludzka mentalność.

A zatem czemu ma służyć ta cała nowelizacja? Ileś tam osób sobie na ten temat poględzi, dla wielu to ględzenia zaowocuje zwiększeniem salda na koncie… czy coś jeszcze?
Sorry, ale jak dla mnie to już zupełnie nic.

Dziękuję za kotleta.
Jeszcze jakaś popitka by sie przydała :)


Szanowna Gretchen

Jestem całym swoim profesjonalnym serduszkiem za. A nawet więcej.

Spójrzmy prawdzie w oczy: wychowanie dziecka to naprawdę trudne i odpowiedzialne zadanie. Prawdowpodobnie trudniejsze i bardziej odpowiedzialne niż zbudowanie mostu. Na przykład.

Skoro więc projektowanie i budowę mostów powierzamy jedynie najwyższej klasy specjalistom, którzy legitymują się odpowiednim wykształceniem, praktyką zawodową i referencjami — o ileż bardziej powinno to dotyczyć trudnej sztuki kształtowania małego człowieka nim stanie się dużym.

Dlatego kończę mój list apelem:
Precz z dyletanctwem w sektorze prokreacyjno – wychowawczym!
Przyszłość narodu w ręce fachowców!

PS.
Od razu proponuję rozwiązania praktyczne:

— Obowiązkowe studia wyższe (mozna rozważyć, czy licencjat wystarczy) w ustawowo określonych kierunkach (pedagogika, psychologia…). Kierunki pokrewne należy uzupełnić stosownymi kursami lub studiami podyplomowymi.
— Obowiązkowa praktyka wychowawcza w licencjonowanych ośrodkach, poświadczona przez Uprawnionego Rodzica.
— Obowiązkowe uprawnienia prokreacyjno – wychowawcze dla rodziców, wydawane przez Samorząd Rodzicielski rekrutujący się z Uprawnionych Rodziców. (Wzorem samorządów zawodowych, tak sprawdzonym w innych branżach).
— Pozwolenia na dzieci, wydawane na wniosek Uprawnionym Rodzicom przez stosowne władze publiczne (oczywiście, profesjonalne), na podobieństwo do pozwoleń na budowę.
— Gminne plany prokreacyjno – wychowawcze, opracowywane przez specjalistów, z wymaganymi konstultacjami, określające gdzie i ile dzieci winno się urodzić, pójść do szkół, do wojska, czy na studia, opracowywane w zgodzie z zasadami zrównoważonego rozwoju i ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
— Przekazywanie dzieci urodzonych bez pozwoleń do likwidacji na koszt rodzica (wrrróć! zapędziłem się) Uprawnionym Rodzicom lub profesjonalnym Ośrodkom Wychowawczym.
— Możliwość legalizacji samowoli prokreacyjno-wychowawczej po uzupełnieniu wymaganych uprawnień i uiszczeniu kary umownej.

Wprowadzenie tych sprawdzonych w sprofesjonalizowanych branżach rozwiązań pozwoli doprowadzić narodową demografię do poziomu co najmniej równie wysokiego, co budownictwo, drogownictwo, serwis prawny i medyczny. By żyło się lepiej.

Czuwaj!


Grzesiu

Oni są w lepszej sytuacji, bo akurat na tym na czym oni się znają, to nikt się nie zna :)

Tylko oni.

Zdrowia Grzesiu życzę Ci.


Max

Za zbyt może prymitywny język pragnę pokornie przeprosić – przepraszam zatem i obiecuję pracować nad sobą.

Szybkie czytanie bez zrozumienia – kurs przyspieszony.

Rozumieć wiele nie trzeba, skoro się wie. Prawda?

:)


Delilah

Na wstępie pragnę znowu pokornie przeprosić, za rozczarowanie.

Kotlet o tyle nowy, że sprawa zrobiła krok naprzód więc nowa faza rwetesu się podniosła. A i miała ona tylko egzemplifikacji służyć.

Pytasz czy ja wierzę w Siłaczki i te…no… Szklane Domy...

Tak się widzisz składa, że dość dobrze znam środowisko ludzi zajmujących się przemocą. Dość dobrze znam, jak się zapewne domyślasz nie z powodu wspólnego picia wódki, lecz współpracy. Wyobrażasz sobie, że takich realnych ludzi, dużo robiących, kompetentnych i zaangażowanych jest sporo? Że w niczym nie przypominają tej pani, którą opisujesz?

Powiem Ci, że ta nowelizacja wprowadza ważniejsze i poważniejsze zmiany. Rozszerza definicję przemocy o przemoc ekonomiczną. Czekam tylko aż podniesie się wrzawa, że to koniec świata, bo dziecko będzie mogło wsadzić rodziców za brak kieszonkowego.

Urealnia i czyni możliwym wykonawczo przepis o natychmiastowym odizolowaniu sprawcy od ofiary, ale w taki sposób, że nie ona spiernicza z dziećmi po nocy, tylko on zabiera klamoty i wychodzi. Czy to jest sprawiedliwe? Czy aby?

No i wprowadza zakaz kar cielesnych wobec dzieci. Tu wrzawa już była. Każdy wie lepiej, jak to u nas.

To na razie tyle :)


Panie Joteszu

Miło Pana widzieć.

Wie Pan, ale o ile oczywiście wszyscy wiedzą lepiej jak coś powinno wyglądać, zostać zaprojektowane, choć najczęściej to wiedzom, że może nie wiedzom, ale tak jak jest – jest źle. I kropka.

Więc o ile lepiej wiedzą, to łatwo ich można złapać prosząc, by naszkicowali pomysł. Ja oczywiście wiem, jak się projektuje i we wogóle wszystko wiem, ale narysować nie umiem.

Później przyjdą skrytykować. Pan się nie niecierpliwi. Wszystko będzie jak zawsze.

Pozdrawiam Pana serdecznie :)


Odysie

Nie mam poczucia, żebym napisała o wychowywaniu dzieci.

Co więcej, wcale nie mam przekonania do tego zapisu o pracownikach socjalnych, idzie mi o to, że żeby o czymś rozsądnie dyskutować to trzeba najpierw rozumieć, co się czyta. Że do tego potrzebna jest jakaś wiedza, znajomość tematu, a nie bicie piany.

Twój sarkazm jest więc trochę obok moich intencji, ale zapytam Cię idąc jego (tego sarkazmu) tropem: uważasz, że nie istnieją tacy rodzice, którzy krzywdzą własne dzieci? I to krzywdzą w taki sposób, że narażają ich życie na realne niebezpieczeństwo?

Wiem, że pytanie jest z rodzaju retorycznych. Chociaż może tylko dla mnie, biorę to pod uwagę.

Pozdrawiam.


>Gretchen

Jakoś będę zyć z tym rozczarowaniem, zresztą spójrzmy prawdzie w oczy: cóż znaczy moje rozczarowanie? Czy ja Administracja jestem czy jakaś inna wyznaczająca trendy i walcząca o podniesienie standardów ważna persona?

Ja tu tylko jako wypełniacz służę. I pomagierką jestem:)

Droga Gretchen potrafię sobie wyobrazić naprawdę sporo. Również to, że istnieją kompetentni i zaangażowani ludzie zajmujący się przemocą. A nawet to, że wspólnie wódkę piją. Tylko co z tego, że ja ich sobie wyobrażę?

Jeśli nie daj Boże ponownie dojdze do jakiejś dziecięcej tragedii to jak amen w pacierzu w TV znów pokażą babsztyla socjalnego ( circa about 120 kg, rudy tapir na głowie), który oczywiście pomagał, wizytował, przyznawał....ale niczego niepokojącego nie widział. To ten babsztyl jest średnią krajową, natomiast ludzie z którymi wspólpracujesz to co najwyżej jakieś środowiskowe ekstrema.

Z pozostałymi innowacjami muszę się zapoznać, bo nie jestem w temacie.


Delilah

No dobrze. Ech…

Oczywiście, że telewizja pokaże rudą z tapirem, bo telewizja nie ma interesu w pokazywaniu spraw pozytywnie zakończonych, z powodu braku krwi i mięsa. Co będą pokazywać kompetentnych pracowników i ich sukcesy? Przecież to nuuuuuda jest. Nikt tego nie kupi.

Z drugiej strony te tragedie się wydarzają, więc pojawia się pytanie czy w ogóle zastanawiać się nad rozwiązaniami prawnymi czy pozostawić dzieci wyłącznie rodzicom, bo przecież wszyscy rodzice bardzo kochają swoje dzieci i nie byliby w stanie ich skrzywdzić.

Poza tym państwo precz od polskiej rodziny.

Wydłubuje się ten zapis z całości, rodmuchuje do niebotycznych rozmiarów, do tego w taki sposób, że nic poza tym nie widać. Nic.

Nikt nie pisze o… No nie, nie chce mi się wymieniać.

Podkreślam, że mam wątpliwości co do tego konkretnego zapisu, może mi się wyklarują, ale na razie je mam. Chciałam pokazać jak działa pewien mechanizm.

Ja mam obraz z życia, nie z mediów i w tych obrazach inaczej różne sprawy się rozkładają.

Przy okazji pozdrawiam piątkowo pomagierko :)


Gretchen

Mogę się zgodzić z tym co napisałaś, że każdy w tym kraju czuje się “profesjonalistą od wszystkiego”. Mogę.

Nie mogę natomiast zgodzić się z powyższym w kontekście proponowanej ustawy.
Dlaczego?
Dlatego, że stoję na stanowisku, że to rodzice są odpowiedzialni za własne dzieci; że przypadki patologii rodzinnej zdarzały się od zamierzchłych czasów, tylko, że w onych czasach nie było mediów, które takie przypadki odpowiednio by nagłaśniały; że, generalnie jestem przeciwko mieszaniu się aparatu państwowego w każdą dziedzinę życia swoich obywateli, szczególnie wtedy, kiedy to Państwo już od dawna nie radzi sobie z zadaniami, do których realizacji samo siebie wcześniej wyznaczyło.

Represyjność i rozszerzenie prawa nie poprawi sytuacji maltretowanych dzieci. Poszerzy tylko pole do nadinterpretacji i usprawiedliwień i tak niewydolnej “pomocy społecznej”.

Pozdrowienia serdeczne.


Magia

Z tym z kolei ja się mogę zgodzić:

“generalnie jestem przeciwko mieszaniu się aparatu państwowego w każdą dziedzinę życia swoich obywateli, szczególnie wtedy, kiedy to Państwo już od dawna nie radzi sobie z zadaniami, do których realizacji samo siebie wcześniej wyznaczyło.”

Co w takim razie mogłoby poprawić sytuację maltretowanych dzieci? Pytam całkiem poważnie i bez cienia kpiny?
Prawo, zwłaszcza karne zawsze jest narzędziem opresji.
Prawo w ogóle ma się tym nie zajmować? Zostawić ten obszar…, ale komu?

Pozdrawiam oczywiście, jak najbardziej.


Gretchen

A bo ja wiem? – nie jestem specjalistą od wszystkiego.

Ale tak na zdrowy rozsądek… Może ktoś mógłby się w końcu wziąć za ustalenie sensownych procedur w ramach aktualnego porządku prawnego w tej materii? Procedur w samej pomocy społecznej, policji a także między nimi.

Mało to razy, kiedy media zachłystywały się kolejnym przypadkiem maltretowanego dziecka, występowała jakaś pani albo pan z miejscowego ośrodka pomocy społecznej i mówili, że podczas ich wizyt, to niczego “złego” nie zauważyli.

I teraz takim “nic niewidzącym” dawać do ręki oręż prawny o sile rażenia WMD?

Pozdrawiam z pytajnikiem w tle.


>Gretchen

“Co w takim razie mogłoby poprawić sytuację maltretowanych dzieci? Pytam całkiem poważnie i bez cienia kpiny?”

Choć pytanie nie do mnie było adresowane, pozwolę sobie odpowiedzieć: edukacja i antykoncepcja.

Pozdrawiam


@Gretchen

Z całym szacunkiem, ale jeśli tzw. opieka społeczna wygląda cała tak, jak pańcie, które czasem zawitają do mojej bardzo chorej mamy, to ja nie wierzę, że ta nowa ustawa przyniesie jakąkolwiek poprawę. A na inny rodzaj personelu, poza być może nielicznymi pasjonatami nie ma co liczyć, skoro ludzie ci zarabiają tak psie pieniądze, że trudno tam liczyć na cuda…

Więc będzie jak zwykle – dla przykładu, żeby się wykazać, zabiorą dzieciaka kilku młodym parom inaczej żyjącym niż przeciętna polska rodzina, a dzieci w rodzinach naprawdę psychotycznych zostaną na łasce losu jak obecnie. W praktyce – będzie tak samo lub gorzej.


A czy można?

Szanowna Gretchen..

Wytypować własne dziecko i wskazać, do odebrania?
Na ochotnika.
Znaczy czy ustawa przewiduje aktywność oddolną?


Moja ciotka

pracuje w hotelu – jest sprzątaczką. Kiedyś opowiadała, jak przyjechała dzieciarnia ze Szwecji czy Norwegii. Zdemolowali pokoje, na 7. piętrze przechodzili z pokoju do pokoju przez okna. Kiedy obsługa hotelu domagała się zwrócenia im uwagi, opiekunka powiedziała, ze nie wolno, bo oni są wychowywani bezstresowo.


Magia

Ta ustawa właśnie podejmuje ten wysiłek. Wszyscy się skupiają na tym jednym zapisie, bo to jest nośne i można sobie ulżyć.

Wiele razy widziałam jak bardzo bezsilność wiąże ręce ludziom, którzy mogliby coś zrobić. Którzy chcieli coś zrobić.

Paniusie są wszędzie przecież. Prawda? I ludzie, którzy nic nie widzą też.

Dla mnie ważne są dwie sprawy: fakt, z naciskiem powtórzę – fakt, bestialskiego traktowania dzieci i konieczność zrobienia czegoś, żeby nie były zdane na nic. Dorośli, mimo wszystko mogą łatwiej sobie poradzić.

Miałam dzisiaj gości na kolacji i wrzuciłam ten temat. Wszyscy jednogłośnie zakrzyknęli, że państwo nie ma prawa się wpieprzać.Chętnie się zgodzę tylko pytam, ile razy ktokolwiek zareagował na wrzaski za ścianą? Na pobite dziecko?

Siedzę w tym, w samym środku. Przychodzą matki, ojcowie, oboje – wielokrotnie napominani, namawiani, bla bla bla do leczenia. W podskokach przylatują kiedy już im te dzieci zabrano. Jako ofiary systemy przybiegają.

Po dzisiejszym wieczorze, po wymianie zdań u Zbyszka Szczęsnego… zastanawiam się dlaczego ludzie się tak bardzo boją? I czego się boją?

Dlaczego bronimy życia poczętego, zapisujemy to w ustawach, a nijak nie dajmy prawa do prawa dla żywych dzieci krzywdzonych?

I chciałabym naprawdę, żeby ktoś zauważył te dzieci i nie zamykał oczu, bez względu na system wartości, który temu komuś w życiu wyznacza drogę, środki i cele.


Delilah

Edukacja i antykoncepcja…

Tak, coś w tym jest.

Edukacja już jakoś zaczyna istnieć, ale naprawdę nie da się chyba na ten moment mówić tak, żeby przekonać.

Każdy wie, wie najlepiej.

Antykoncepcja? No proszę Cię. Jaka antykoncepcja, skoro samo słowo jest dla części ludzi synonimem grzechu. Dla innych luksusem. Jeszcze inni nie będą sobie głowy zawracać takimi pierdołami, skoro wszyscy jesteśmy najlepszymi na świecie rodzicami.

Kto myśli o tym jak bardzo rozpieprza system nerwowy chlanie i ćpanie?

Profilaktyka – tak. Podobają mi się te społeczne kampanie. W niektórych jakoś tam biorę udział. To jest ważne, żeby były. Niech zmieniają sposób patrzenia i myślenia. Ile głosów usłyszysz, że to jest finansowane z pieniędzy pana – pani – społeczeństwa?

Może w gruncie rzeczy nikogo to nikogo nie obchodzi, choć jak spytasz wprost, to każdy się obruszy i powie nie . To jest złe.

Zrobić coś, to już zupełnie inna sprawa.


Panie Zbigniewie

Czyli nic nie robić?

Nic?

Prawo nie jest środkiem, bo kulawe.

Ludzie nie zareagują, bo to nie ich sprawa i przecież włączać się nie będę w sprawy innej rodziny.

Ngo wysysają pieniądze, które nie wiadomo na co i po co idą.

Brońmy swojego prawa do wymierzania klapsów, na tym się skupmy. Bo to nas atakują, nam chcą najważniejsze w świecie prawo odebrać.

Podlejmy to dowolnym sosem. Żyjmy beztrosko.

Nie nasze dzieci umierają w końcu, prawda?

Trochę to jest męczące, żeby świat opisywać. Albo uznajemy, że są ludzie (choćby mali) i wartości, o które warto walczyć, albo przestańmy memłać.

Memłanie jest wyłącznie memłaniem. I mówię to jako ktoś, kto cokolwiek robi. Nie dużo to jest. Natomiast żyjąc na krawędzi światów, żadnemu z nich nie zaprzeczam.


Panie Igło

Pan sobie żarciki stroi, a ja do żartów w tej sprawie mam umiarkowaną skłonność.

Grześ mówi, że się zradykalizowałam.

W tej sprawie zawsze byłam dość radykalna. Dość.

Za dużo widziałam.

Tak się zdarza.


Dymitrze

Nie mówimy o tym samym.

Kiedyś napisałam Jerzemu Maciejowskiemu, dzisiaj napiszę Tobie:
wychowanie bezstresowe, tak jak je rozumesz istnieć nie może. Wielokrotnie już zostało ośmieszone, z całkiem sensownych powodów.

Pewnym absurdem jest to, że wciąż się utożsamia wychowanie bezstresowe z wychowaniem bez przemocy. To są dwie zupełnie różne i z sobą się nie spotykające sprawy.

Wychowanie bez przemocy nie oznacza zgody rodzica na każde zachowanie dziecka. Oznacza szukanie innych rozwiązań. Innych niż przemoc.

O tym właśnie napisałam, że w naszym kraju jakże pięknym, nie ma znaczenia co mówią ludzie, którzy coś wiedzą. Wiedzą na przkyład, że bicie w jakiejkolwiek formie wpływa na poczucie własnej wartości, wzorce i wiesz… takie tam bzdury.
Na to rozlegają się wrzaski: nie! to nie może prawdą być! mnie lali i proszę, jaki jestem ułożony! Więc będę tę samą skuteczną metodę stosował!

Nie da się wychowywać bez stresu, dziecku stres czy frustracja, są potrzebne. Do życia przyszłego.

Przemoc zawsze blokuje.

I tu jest pies pogrzebany, że w takim powszechnym pojęciu, pojęcia mylić się są skłonne.

Coś ludziom się po głowach trzaska. Coś usłyszeli i wydaje im się, że wiedzą. inni muszą taką wiedzę latami zdobywać, weryfikować praktycznie. Może to błąd?

Odróżnijmy proszę stres od przemocy.


A gdzie ja żartuję?

Pewnie, że nie z tego pobitego na śmierć kilkulatka, albo zaszczutego, głodnego dzieciaka, dokarmianego w szkole przez kolegów.

Tyle, że są sytuacje odwrotne.
Sterroryzowani przez nastolatków rodzice.
Pobite przez dwudziestolatniego bydlaka matka czy ojciec.

Ja ostatni rozmawiałem z 78letnią kobietą, prowadzącą własna firmę i mieszkającą w biurze, bo w domu 40 letni synuś z kochanką.
Na garnuszku mamusi oczywiście.

Co tu pomogą ustawy?

Proszę sobie zadzwonić na policję.
Czasem przyjedzie jakiś patrol 2 pajaców i ukarze obie strony sporu mandatem albo weźmie dzieciaka od podpitych rodziców którzy wrócili po imprezie i se wywrzeszczeli nawzajem co se myślą o sobie.
Nastepnego ranka postępowe dziennikarki i jakieś feministyczne byle co będzie maiło pretekst do rabanu i unijnych grantów.
I tyle.

Obok jakiś zboczeniec przez 10 lat gwałci własną córkę.
Dzielnicowy ani sąsiedzi nigdy o tym się nie dowiedzą.
Bo i po co im wiedzieć?


@Gretchen

Ależ proszę Pani – nich Pani z łaski swojej nie odwraca kota ogonem!

Niech twórcy ustawy napiszą wyraźnie, że dziecko można zabrać do izby dziecka jeśli coś mu istotnie zagraża, ale niech nie piszą, że sam fakt bycia rodziców “pod wpływem” jest takim właśnie śmiertelnym zagrożeniem, bo to jest to grube nadużycie, o które mi chodzi.

Pani chce bronić dzieci przed szajbusami, którzy je biją kablem, czy przed tatą, który sobie lubi wypić dwa piwa na dobranoc?

Pani zdaje się nie rozumie, że prawo jest prawem – obowiązuje przede wszystkim litera a nie duch. Jeśli ustawodawca sformułował przepis tak, że wystarczą dwa piwa, żeby komuś zabrać dzieciaka, to ja protestuję i już – bo dobrymi chęciami piekło wybrukowali! Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten prawny bubel poprawić.


Gretchen

Spróbuję powtórzyć odpowiedź, która poleciała w przysłowiowy kosmos (Błąd 404 czy inne cholerstwo).

Gretchen

Nie mam poczucia, żebym napisała o wychowywaniu dzieci.

Spokojnie, ja także nie mam ani nie miałem poczucia, żebyś o tym napisała.

O ile umiem czytać, wezwałać dyletentów, by skorzystali z dobrej okazji by siedzieć cicho. I ja to poparłem, a nawet dalej poszedłem. I co mnie spotyka? Czarna niewdzięczność & podejrzliwość.

Co więcej, wcale nie mam przekonania do tego zapisu o pracownikach socjalnych, idzie mi o to, że żeby o czymś rozsądnie dyskutować to trzeba najpierw rozumieć, co się czyta. Że do tego potrzebna jest jakaś wiedza, znajomość tematu, a nie bicie piany.

Postulat ze wszech miar słuszny, wart skodyfikowania, np.:
Osoby chcące zabrać publicznie głos krytyczny wobec ustawy lub rozporządzenia, winny się legitymować wyższym wykształceniem oraz uprawnieniami zawodowymi w adekwatnej dziedzinie. Stosowne zaświadczenia należy przedstawić właściwej komisji GUKPiW (ustawa z dnia… o kontroli publikacji i widowisk)

Twój sarkazm jest więc trochę obok moich intencji…

OK, przyznaję, wypowiadam się nieco złośliwie — ale to Ty zaczęłaś. Ja jedynie podtrzymuję konwencję językową. Przez wpół żartem, przez wpół serio bawię Panią galanterią...

... ale zapytam Cię idąc jego (tego sarkazmu) tropem: uważasz, że nie istnieją tacy rodzice, którzy krzywdzą własne dzieci? I to krzywdzą w taki sposób, że narażają ich życie na realne niebezpieczeństwo?

Mógłbym odbić piłeczkę pytając, czy Ty uważasz, że dzięki nowemu prawu tacy rodzice przestaną istnieć? Ale to także jest pytanie z rodzaju retorycznych.

Pani minister raczyła była osobiście wypowiedzieć się, że wprowadzane przez nią rozwiązania to nie tylko poprawianie zwalczania patologii. To ma być fundamentalna zmiana społeczna, zmiana całego modelu wychowawczego. Niestety, nie potrafię teraz przytoczyć stosownego cytatu, bowiem podcast z audycji, gdzie padły te słowa jest na razie niedostępny.

To właśnie mnie niepokoi.

Bo ja z wiekiem coraz bardziej obawiam się rewolucji. Ktoś zwrócił uwagę, że taka obawa jest proporcjonalna do tego, co masz do stracenia. Otóż w rubryczce rodzina i dzieci tej ankiety mogę wpisać całkiem sporo. Jak dla mnie — wszystko.

I, bardzo przepraszam, ale nic mnie nie obchodzi, czy broniąc swojego wszystkiego robię to wystarczająco fachowo i czy jakieś uczone elity nie będą się z tego śmiać.


Anegdota rodzinna

Wśród licznych anegdotek wspomnieniowych z dzieciństwa mojej mamy jest też i taka rodem iście z Awantury o Basię.

Mała dziewczynka, która wiele lat później miała stać się moją mamą, jechała pociągiem z miasta do miasta, pod opieką bodaj krotochwilnego wujaszka, czy jakoś tak. Nie pomnę. Mała dziewczynka się nudziła.

Tu trzeba wspomnieć, że dziewczynka wyrastała w rodzinie niespotykanie spokojnych i kluturalnych ludzi, którzy bodaj nigdy nie podnieśli głosu na dziecko, a już na pewno nie rękę. Co nie przeszkodziło małej dziewczynce wyrosnąć na kobietę niemal sterroryzowaną nieznoszącą sprzeciwu apodyktycznością kulturalnej matki. Ale to osobna historia.

Wracamy więc do znudzonej, machającej nogami w kolejowym przedziale dziewczynki z dużą kokardą we włosach.

Dziewczynka została zagadnięta przez panią — współtowarzyszkę podróży. Na pewno została zagadnięta, bo nauczono ją, by niepytana nie mówiła. A dziewczynka lubić mówiła i gdy raz zaczęła, mogła pleść bez końca.
Jeśli jej wnuczka ma tę skłonność po niej, to wiem co mówię.

Rozmowa więc rowijała się dynamicznie, aż pojawiły się w niej pytania
a tatuś cię bije?
Odpowiedź była twierdząca, w tonie oczywistej oczywistości. Szybko uzupełniona została informacją, że mamusię też, że pije i w ogóle. Co konkretnie, dziewczynka po latach nie była w stanie sobie przypomnieć, ale pamięta, że gdy na peronie stacji docelowej witali ją rodzice, współpasażerowie z przedziału mięli niewyraźne miny.

Myślę, że gdyby ta historia miała miejsce dziś, niewyraźne miny mięli by rodzice oraz sama pociecha. Przez co najmniej 48 godzin.
Nie?


Panie Igło

To ja przecież wiem, że są sytuacje niejako odwrotne. Piszę niejako ponieważ przemoc idzie od dziecka do rodzica, choć nadal pozostaje tym samym zjawiskiem.

I w żadnym razie nie twierdzę, że prawo jest jedynym czy najlepszym sposobem, ale bez prawa to przepraszam co może zrobić wezwana policja? To tak z jednej strony.
A z drugiej: ile osób wie, czego może się od policji domagać? Na przykład od policji.

Sam Pan pisze, że sąsiedzi nie zareagują, bo co ich to obchodzi? A może powinno obchodzić?

Może właśnie po to się o tym rozmawia, żeby kogoś obeszło?


Panie Zbigniewie

Ależ twórcy ustawy właśnie to napisali. Niech Pan przeczyta ten zapis raz jeszcze, tak jak ja zrobiłam.

W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka, w szczególności kiedy rodzic jest pod wpływem alkoholu lub innych środków.

[Odtwarzam z pamięci]

O tym w szczególności pisałam w tekście.

Nie musi mi Pan wyjaśniać zasad obowiązywania prawa, zapewniam :)

Obowiązuje wszystkich, natomiast sankcja spotyka tego, kto wypełni warunki dyspozycji, o ile pamięć mnie nie myli.

Nie do końca ma Pan rację w kwestii litery i ducha, ale jest temat raczej na inną rozmowę.


@Gretchen

Proszę Pani, sęk w tym, że w/w artykuł można czytać dwojako:

1) Ustawodawcy chodzi o sytuację, kiedy pijany rodzic podejmuje działania zagrażające życiu lub zdrowiu dziecka (bo ja wiem – np. podpity rodzic razem z synkiem rajdujący bez opamiętania quadem po lesie).

2) Ustawodawcy chodzi o to, że już samo bycie rodziców pod wpływem alkoholu stanowi wystarczającą przesłankę do uznania, że dziecko jest w sytuacji zagrażającej jego życiu lub zdrowiu.

O tym, że obie możliwości interpretacji są możliwe świadczą chociażby wypowiedzi Bianki pod innym wątkiem na ten sam temat – gdzie jednozancznie opoiwadała się ona za interpretacją (2). Pani natomiast zdaje się widzieć wyłącznie możliwość (1) i udaje, że możliwość (2) jest nie do pomyślenia.

Teraz proszę zauważyć – z punktu widzenia logiki, samo sformułowanie:

W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka

wyczerpuje przesłanki konieczne do podjęcia niezbędnych działań ratujących życie lub zdrowie dziecka. Wszelkie dodatkowe okoliczności wymieniane explicite w tekście ustawy mogą być zatem uznane za doprecyzowanie warunku koniecznego a nie za jego amplifikację.

I żeby była jasność – zgadzam się co do zasady z (1) – lecz uważam przy tym za absolutną konieczność poprzedzającą odebranie dziecka rodzicom – podjęcie próby skłonienia ich do odstąpienia od ryzykownych zachowań.

Natomiast (2) jest dla mnie nie do przyjęcia. Muszą zaistnieć inne okoliczności uzasadniające odebranie dziecka pijanym rodzicom niż sam fakt ich bycia pod wpływem alkoholu. Jeśli natomiast rodzice upijają się ciągle i dziecko po prostu zaniedbują, to sąd rodzinny powinien rozważyć, czy nie odebrać im praw rodzicielskich z tytułu spowodowanej alkoholizmem niezdolności do ich wykonywania – ale jest to już zupełnie inny paragraf i inna procedura.

Pozdrawiam,
ZS


Odysie

“O ile umiem czytać, wezwałać dyletentów, by skorzystali z dobrej okazji by siedzieć cicho. I ja to poparłem, a nawet dalej poszedłem. I co mnie spotyka? Czarna niewdzięczność & podejrzliwość.”

Otóż nie – wezwałam dyletantów, żeby może coś przeczytali uważnie najpierw. Żeby może posłuchali nie-dyletantów zanim zaczną wrzeszczeć i drzeć szaty.
Mam nieustające wrażenie, że kolejność w najlepszym razie jest przeciwna, a w najgorszym nie-dyletantów ma się za osłów.

“Postulat ze wszech miar słuszny, wart skodyfikowania, np.:
Osoby chcące zabrać publicznie głos krytyczny wobec ustawy lub rozporządzenia, winny się legitymować wyższym wykształceniem oraz uprawnieniami zawodowymi w adekwatnej dziedzinie. Stosowne zaświadczenia należy przedstawić właściwej komisji GUKPiW (ustawa z dnia… o kontroli publikacji i widowisk)

No to pojechałeś.

“Mógłbym odbić piłeczkę pytając, czy Ty uważasz, że dzięki nowemu prawu tacy rodzice przestaną istnieć? Ale to także jest pytanie z rodzaju retorycznych.”

Piłeczkę odbiłeś, i co teraz?
Czy dzięki prawnemu uznaniu zabicia drugiego człowieka za przestępstwo – przestali istnieć mordercy?
Możemy tak odbijać, oczywiście.

“Pani minister raczyła była osobiście wypowiedzieć się, że wprowadzane przez nią rozwiązania to nie tylko poprawianie zwalczania patologii. To ma być fundamentalna zmiana społeczna, zmiana całego modelu wychowawczego. Niestety, nie potrafię teraz przytoczyć stosownego cytatu, bowiem podcast z audycji, gdzie padły te słowa jest na razie niedostępny.

To właśnie mnie niepokoi.

Bo ja z wiekiem coraz bardziej obawiam się rewolucji. Ktoś zwrócił uwagę, że taka obawa jest proporcjonalna do tego, co masz do stracenia. Otóż w rubryczce rodzina i dzieci tej ankiety mogę wpisać całkiem sporo. Jak dla mnie — wszystko.

I, bardzo przepraszam, ale nic mnie nie obchodzi, czy broniąc swojego wszystkiego robię to wystarczająco fachowo i czy jakieś uczone elity nie będą się z tego śmiać.[/quote]”

Czytałeś ten projekt, albo jego uzasadnienie?
Istotnie jest tam sporo o systemowych zmianach, o profilaktyce, o działaniach mających na celu zmianę myślenia ludzi. Uważasz, że to źle żeby przeciętny człowiek zaczął dostrzegać i rozumieć czym jest przemoc domowa?
A może jak taki przeciętny człowiek zrozumie, to przestanie być obojętny?
Może zacznie reagować?
Może?

W gruncie rzeczy to ja nie wiem co Cię niepokoi i dlaczego czytasz to jako zagrożenie dla Twojej rodziny. Zupełnie tego nie rozumiem.

I nie chodzi o to czy broniąc swego robisz to wystarczająco fachowo, chodzi o to czy broniąc swojego jesteś w stanie zauważyć innych. Na przykład cudze dzieci przeżywające dramat we własnych domach.

Anegdota bardzo urokliwa, naprawdę. Odpowiedź jednak bardzo jednoznacznie brzmi: nie.
Dlaczego nie, wyjaśniałam już kilka razy.


Panie Zbigniewie

Pijani rodzice są potencjalnym niebezpieczeństwem dla życia i zdrowia dziecka. Rozmawialiśmy już o tym u Pana i mam wrażenie, że każde z nas pozostanie przy swoim zdaniu.

Napisał Pan:

“lecz uważam przy tym za absolutną konieczność poprzedzającą odebranie dziecka rodzicom – podjęcie próby skłonienia ich do odstąpienia od ryzykownych zachowań.”

Tu jest kolejna ważna sprawa. Art.12a.1 mówi jasno o prawie odebrania dziecka przez pracownika socjalnego, nie o obowiązku. Różnica jest czytelna i zasadnicza.

Proszę pamiętać jeszcze o czymś. Chyba pisałam o tym u Pana, ale napiszę jeszcze raz.

Dla samego faktu zaistnienia w rodzinie pracownika socjalnego konieczna jest jakaś historia tej rodziny, która fakt ten uzasadnia. Coś tam się musi dziać. Szczęśliwie nikt jeszcze nie wpadł na pomysł przydzielania pracowników różnych służb, świeżo poślubionym małżonkom.

Być może były wcześniejsze interwencje policji czy to z inicjatywy jednego z domowników, innych osób z rodziny, czy sąsiadów.
Być może ktoś z tej właśnie rodziny o pomoc do takiego pracownika się zgłosił, nie dając sobie rady. Możliwości jest sporo.

Wiem z praktyki, że i pracownicy socjalni i kuratorzy sądowi miesiącami (o ile nie latami) namawiają do zmiany ryzykownych zachowań. Chodzą i namawiają.

Czasami groźba odebrania dzieci zadziała. Podkreślam – czasami.
Najczęściej jednak widzę, że dopiero faktyczne odebranie dzieci z domu daje rodzicom kopa w zadek. Wtedy jest lament, że trzeba na termin wizyty poczekać ot weźmy tydzień, albo dwa. Wtedy zaczyna się galopka.

W piątek moja Najlepsza Na Świecie Szefowa opowiedziała mi historię swoich sąsiadów. Latami pili, urodziło im się dziecko, ale to nie szkodzi i pili dalej.
Córka mojej szefowej właśnie wyrosła z dziecinnego łóżka, więc ta poszła zapytać sąsiadów czy nie potrzebują. Potrzebowali, bo półtoraroczne dziecko jeszcze się na własne łóżko nie doczekało.
Minęło trochę czasu. Ktoś tam się tą sytuacją zainteresował. Minęło jeszcze trochę i policja zabrała im to dziecko.
Wtedy przybiegli do naszej poradni, do mojej szefowej z tekstem sąsiadko ratuj, przecież wiesz, że u nas to nie tak .

Nie piszę tego dlatego, że się z Pańskim zdaniem nie zgadzam. Piszę to dlatego, że to o co Pan postuluje ma miejsce.

Zabranie dziecka z domu jest ostatecznością, są sytuacje kiedy trzeba to zrobić. Niestety.


Gretchen

Różne natchnione panie i idealistycznie nastawieni panowie.
Nie wiem dlaczego zawsze ze środowiska bezdzietnych, feministycznego, akademickiego ogólnie nazywanego postepowym i zawsze majacym poklask w GW
Fundują nam coraz bardziej głupkowate ustawy kierujące nas w kierunku Szwecji.

Poza tym, że te ustawy są tylko i wyłącznie placem boju politycznego nic nie wynika.
Bo nie da się opisać każdej stworzonej przez życie sytuacji.
To po pierwsze.
Po drugie one sa nieskuteczne z powodu umywania rąk przez policję, która z reguły albo odmawia albo unika interwencji.
Zupełnej nieskuteczności i przejadania pieniędzy przez organizacje społeczne, które rzekomo maja takie opiekuńcze cele.
I na koniec, jest to tylko, cała ta i kolejne awantury operacja polityczna mająca na celu wydarcie państwowych pieniędzy na utrzymanie różnych szlachetnych dam – żon mężów, którzy sami doskonale osadzeni podpowiadają swoim damom gdzie te pieniądze są i jak je uszczknąć.

Potem pani siedzi w swoim ośrodku bez środków a granty konsumuje zorganizowana banda złodziejek i złodziei.


Panie Igło

Policja to już trochę zbystrzała :)

A poważnie mówiąc to trochę się z Panem zgadzam, a trochę nie.

Może być tak, że ja mam politykę w dupie (oj, pardą), może tak być. Mnie interesuje praktyczne przełożenie tych przepychanek.

Na przestrzeni dziejów pracowałam w czterech organizacjach pozarządowych i dobrze wiem jak to wygląda od każdej strony. Ile trzeba włożyć wysiłku, żeby jakieś pieniądze dostać, a i tak urzędnicy traktują wszystkich równo jak złodziei. Nie tylko urzędnicy, jak się zdaje.

W publicznej służbie to szkoda gadać, choć czasem o tym gadam.

Ostatecznie wybór jest taki: ciepnąć tym wszystkim w cholerę i zająć się czymś innym, albo wręcz przeciwnie.

Można też toczyć wojny, zdarza się, że wygrane.

Innymi słowy: można nic nie robić, albo coś robić.


To tu jest poletko

do zgody.
Oczywiście, że warto.
Tylko…

Ja wybuchnąłem jakieś tydzień temu, pod wpisem prof. Przystawy, który jest dla mnie symbolem JOW.
I kompletnie nieskutecznego działania zgodnie z regułami narzuconymi przez dobrze osadzoną bandę.
To samo można powiedzieć o systemie opieki społecznej obsiądniętego przez różne działaczki.

Otóż nie da się już więcej wycisnąć z tego systemu społeczno-politycznego jaki nam miłościwie panuje.

Jakie mamy wyjścia?
Działanie zgodnie z prawem – patrz działanie Ruchu JOW, kompletnie spełniającego wszelkie kryteria i co za tym idzie zupełnie olewanego tak przez polityków, jak i media.
Znalezienie skutecznych narzędzi, nawet na granicy prawa lub obok niego.
Wysadzenie tego burdelu w powietrze. Dosłownie.

Ktoś gdzieś dobrze powiedział. Nie po to wstąpiliśmy do Unii aby pieprzyć o pedałach i feministkach ale dlatego aby zbudować potęgę państwa i narodu.


Panie Igło

Więc właśnie skoro się porozumieliśmy, że warto…

Nie mam mocy wysadzania w powietrze i budowania potęgi państwa i narodu, ale robię kiedy widzę, że mogę. Delilah się ze mnie śmieje, że jestem idealistką. Bo ja wiem?
Widzę, że działa to robię. Dla mnie to dość proste.

Naużerać się przy tym też trzeba. Z ludźmi, papierami, nieuczciwością, no.

Piszę sobie też czasem o tym co uważam za ważne. I tyle.


Gretchen

Gretchen

Anegdota bardzo urokliwa, naprawdę. Odpowiedź jednak bardzo jednoznacznie brzmi: nie.
Dlaczego nie, wyjaśniałam już kilka razy.

Bardzo mi przykro, ale przeciw Twoim wyjaśnieniom mam dziesiątki przykładów z życia wziętych, świadczących o tym, że może być inaczej.

Po pierwsze, w prasie można sobie od czasu do czasu poczytać o groteskowych wyrokach dla rodziców czy opiekunów na zachodzie.
Oczywiście, czemuż miałoby się to powtarzać u nas…
A czemu nie?
Polska to jakaś wyspa, czy co?

Po drugie, również z prasy można było wyczytać, że lawinowo wzrasta w Polsce ilość oskarżeń ojców o pedofilię... przy okazji spraw rozwodowych. Istnieją poważne podstawy, że to taka łatwa metoda zniszczenia znienawidzonego małżonka i gwarancja skutecznego odebrania mu praw do kontaktu z dziećmi.
Doprawdy, ten projekt nie daje żadnego pola do tego typu nadużyć?

Po trzecie: znów anegdotka z życia wzięta.
Zamówiliśmy w szpitalu zdjęcie dziecka tuż po porodzie. Robione jest za pomocą aparatu ustawionego na stałe nad stolikiem do zawijania noworodka.
Zdjęcie dostała teściowa. Zachwycona babcia pochwaliła się koleżankom z pracy.
A pracuje jako ławniczka w stołecznym sądzie.
Potem, rozmawiała z nami już bez zachwytu na twarzy, za to ze szczerą troską: kto robił to zdjęcie? Bo to pornografia dziecięca. Wyjaśnienia, że to nonsens, że zdjęcie zrobił automat po pociągnięciu za sznurek przez pielęgniarkę niewiele pomogło.
Padła uwaga, że powinni to cenzurować, w tym szpitalu.

Gretchen, te panie, które uznały tę fotkę z pornograficzną orzekają w sprawach rodzinnych.


Odysie

Zatem co?

Nie istnieje zjawisko przemocy w rodzinie?

Nie istnieje pedofilia?

Dzieci nie trafiają na granicy przeżycia do szpitali po pobiciu przez rodziców?

Nie są skrajnie zaniedbywane?

Są tylko przerysowane, karykaturalne przekazy medialne rozdmuchujące każde nadużycie prawa, do wielkości normy?

Skoro są nadużycia, to należy wywalić wszystko do kosza?

Wiem o tym, o czym piszesz. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji. Tylko dlaczego nie mówimy o tym, że tylu ludziom w dramatycznej sytuacji można pomóc, albo jak pomóc, tylko nieustannie walimy na oślep?

Może masz pomysł alternatywny? Pytam zupełnie poważnie.

Bo widzę, że idąc tym tokiem myślenia to dajmy sobie spokój z prawem. Dajmy sobie spokój z zajmowaniem się sprawami, które nas nie dotyczą.

Nie da się zmienić świadomości ludzi, nie ma żadnych środków. Możemy więc spokojnie odetchnąć.


Istnie zjawisko

przemocy w rodzinie.
Wedle mnie jest wykorzystywane do celów politycznych.

A jak sobie z nim poradzić?
Nie wiem, skoro sam używałem pasa, czasem z przesadą, czasem słusznie.

Wedle mnie najlepiej to zrobić na styku dom – szkoła.
Tylko jak, skoro kontakt szkoły z domem jest żaden.


No i dobrze, Panie Igło

Dom, szkoła, może Kościół.

Można też zacząć od siebie.

Tylko chcieć trzeba. Jak słowo daję.

Póki co żyjemy w rzeczywistości, która nie widzi potrzeby zmiany.

Ani w domu, ani w szkole, ani w sobie.

Bo jest git i ekstra też jest.


Gretchen

Pomysł alternatywny, zupełnie serio, to edukacja.

Policji.
Sędziów.
Ławników.

Także i młodzieży, w szkołach (ponoć jest jakieś przygotowanie do życia w rodzinie, ale o czym tam uczą, poza antykoncepcją?)

Takie instytucje, jak poradnie rodzinne.
Nie wiem nawet czy są jakieś państwowe — co samo w sobie dowodzi, że dość słabo działają.
O kościelnych nie będę się wypowiadał, bo szkoda słów. Żenada.

Są w przychodniach tzw. pielęgniarki środowiskowe, do których obowiązków należy odwiedzić każdego młodego rodzica, sprawdzić warunki w jakich żyje dziecko i przeszkolić matkę (no, jednak noworodkiem to matka się zajmuje najczęściej) jak o dziecko zadbać.
Mamy czwórkę dzieci.
Taka pielęgniarka odwiedziła nas raz. Jeden. Bynajmniej nie przy pierwszym dziecku.
W Warszawie.

Taki kierunek działań może poprawić zarówno wykrywalność i karalność przestępstw, jak i zmniejszyć ich ilość.

Bo doprawdy, nie trzeba tworzyć osobnej służby, reagującej na przemoc w rodzinie. Wystarczy, by byli odpowiednio przeszkoleni policjanci.
A jak na to drugie rozwiązanie nie ma kasy, to tym bardziej i to pierwsze wyjdzie jak zawsze.

Nie trzeba nowych zapisów karnych, wystarczą zupełnie elementarne zapisy prawa karnego. Tylko popracować nad orzecznictwem.

Te działania byłyby skuteczniejsze — ale znacznie mniej rewolucyjne i znacznie mniej medialne.

Komplikowanie jest proste, upraszczanie jest skomplikowane. Prawo jest wdzięcznym przykładem na prawdziwość tego powiedzonka.
A każda komplikacja prawa tworzy kolejne furtki, dziury i inne pola do nadużyć.


Gretchen, jeszcze

Póki co żyjemy w rzeczywistości, która nie widzi potrzeby zmiany.

A to — nieprawda.

Ludzie w Polsce mocno wałkują tematy relacji z najbliższymi, to naprawdę jest gorący temat. Przemiany idą pełną parą.

Alkoholizm choćby — pokolenie wstecz uważany był za normę. Chłop musi wypić. I kwita. Dziś powszechnie wiadomo, że to jest problem.

Rola kobiety i mężczyzny. Przewraca się to wszystko, ludzie szukają nowych rozwiązań, krytycznie podchodzą do starych wzorców, ale i nie kupują jak leci tego co im włazi z zachodu przez tv.
Głośnym tematem jest rola ojca! Czy trzydzieści lat temu ktoś w ogóle się nad nią zastanawiał?

Karcenie dzieci – też. Pokolenie wstecz wszyscy niemal obrywali pasem od ojca, sznurem od żelazka od matki. Dziś jest wielka debata czy wolno dawać klapsy. I ta debata trwa głośniej lub ciszej od dłuższego czasu, jest oddolna i realna.

Taki drobiazg — w bardzo wielu domach nie pali się w ogóle, ze względu na dzieci. Gdy ja byłem dzieckiem, dym był wszędzie.

Kształcenie. Wielka dyskusja, czego i jak należy uczyć trwa od kilku ładnych lat. Edukacja jest w nieustannej reformie, z dość aktywnym (jak na Polskę) udziałem ze strony obywateli. Chęć kształcenia dzieci i młodzieży (ale i samych dorosłych) jest większa niż kiedykolwiek dotąd w Polsce.

Nie wiem, czy kiedykolwiek rodzina przechodziła bardziej dynamiczne zmiany, przy jednoczesnych choćby próbach radzenia sobie z tymi zmianami świadomie.

Oczywiście, że wielkie zmiany w tak skomplikowanym organizmie społecznym jak rodzina muszą owocować problemami. Nieprzewidywalnymi.

Ja też nie twierdzę, że wszystko idzie ku lepszemu, o nie. Ale zmiany są ogromne. Jest też powszechna gotowość, wręcz chęć zmian.

Ale żadne ręczne sterowanie nie załatwi sprawy.
To znaczy może załatwić, ale w sensie ukręcić łeb, czy przynajmniej wylać dziecko z kąpielą.
I tyle.


Odysie

To wyobraź sobie, że to wszystko jest. Naprawdę.

Szkolenia dla policjantów, sędziów, ławników.

Zajęcia dla dzieci w szkołach.

Poradnie rodzinne (państwowe), a do tego jeszcze specjalne poradnie świadczące pomoc terapeutyczną dla ofiar i sprawców przemocy (bezpłatnie).

Ośrodki interwencyjne.

Ośrodki stacjonarne dla ofiar przemocy, w których mogą mieszkać z dziećmi.

To wszystko jest, bo znaleźli się ludzie najpierw, a potem przepisy w prawie umożliwiające tworzenie takich miejsc, finansowanie edukacji i wszelkich kampanii profilaktycznych, finansujących pracę specjalistów.
Nie da się działać bez zaplecza. No nie da się.

Okazało się, że nie da się bez prawa.

Odwracając sytuację: może lepiej, żeby jednak jakieś normy obowiązywały, bo bez nich mogłaby być wolna amerykanka i realne zagrożenie zwiększające nadużycia?

Podkreślam: uważam, że prawo nie załatwia zbyt wiele, ale może tworzyć jakieś ramy.

A już z pewnością prawo samo z siebie nie zmieni ludzkiego sposobu myślenia. Dlatego ono samo nie może być środkiem wystarczającym.

Codzienna praca jest w istocie bardzo mało rewolucyjna i zupełnie nie medialna.
Coś jak ciężka orka.


Odysie

Uszczegóławiając może, bo faktycznie wyszło za bardzo generalnie: istnieje spora część tej rzeczywistości, która nie widzi potrzeby zmiany.

Na szczęście widać też to, o czym napisałeś. To są tematy do rozmów, refleksji, wprowadzania zmian i to się dzieje. I bardzo, że tak powiem, dobrze to jest.

Na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi zacząć pierwszy.

:)


To że to jest

nikt nie kwestionuje. Te Instytucje.
Tylko, że czasem zmierza wszystko w złym kierunku.

I jeszcze jedno.
Przemoc była od zawsze, picie było od zawsze.
Tak jak złodziejstwo i łobuzerka.
Chodzi o skalę.

Zawsze będzie zło i nigdy nie powinna ustawać z nim wojna.


Panie Igło

Dość niebezpiecznie zaczynamy się zgadzać. Właściwie pod tym Pana ostatnim komentarzem podpisuję się bez gadania.

Koniec świata?
:)


Gretchen

Gretchen

To wyobraź sobie, że to wszystko jest. Naprawdę.

Wow!
No, to jest dla mnie objawienie po prostu.
Upewnię się: mówimy o Polsce, tak?

To tutaj są ludzie, pieniądze i programy — do szczęścia brakuje li tylko małej ustawy, by nie rzec ustawki?

Ciekawe, jak to jest, że ja nie spotkałem.
Tego wszystkiego, co jest według Ciebie.

Chyba, że w Twojej wypowiedzi zwrot wyobraź sobie nie jest tylko retoryczny.
No to powiedzmy, jak się mocno wysilę, to może… już coś widzę...

Jakiś czas temu napisałem notkę Byłem w urzędzie. Tam opisałem oglednie mój kontakt z tym aparatem urzędniczym, który ma teraz uzyskać prawo do odebrania mi dzieci, gdybym tym dzieciom w ocenie tego aparatu zagrażał, rzecz jasna.
Czyli z Opieką Społeczną.
Notka była nieco o czym innym (o obowiązku meldunkowym głównie), ale napomknąłem o warunkach lokalowych choćby.

Wybacz, ale nie uwierzę jeszcze długo, że zrobiono już wszystko co się da bez rewolucyjnych ustaw i teraz tylko nowe prawo może nas zbawić.


Odysie

W gruncie rzeczy to może i powinieneś się cieszyć, że to jest dla Ciebie objawienie, bo to oznacza, że nie miałeś potrzeby szukania tego rodzaju pomocy ani dla siebie, ani dla nikogo innego.

Mówimy o Polsce, tak :)

Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy obowiązuje od 2006 roku. Obszerna to ona nie jest, zamyka się w siedemnastu artykułach raptem. Została wprowadzona, bo byli ludzie, którzy mieli programy choć niekoniecznie mieli pieniądze. Wszystko działało jakoś tak trochę na wariata . Działało lecz organizacje pozarządowe napierały na wprowadzenie tej ustawy, żeby pewne praktyczne zapisy znalazły się jednak, bo blokowały skuteczność działań podejmowanych wobec osób doświadczających przemocy.

Masz ośrodek stacjonarny – wyobraź sobie, ale co to znaczy masz?
Jesteś milionerem – filantropem to wspaniale, ale u nas jakoś nikogo takiego nie zauważyłam.
Więc prawdziwiej będzie powiedzieć prowadzisz taki ośrodek.
Zatrudniasz ludzi: terapeutów, psychiatrę prawnika, ileś jeszcze osób, które nazywają się na przykład opiekunem , ponieważ musisz zapewnić całodobową obecność przynajmniej jednej osoby z personelu.
W tym ośrodku mieszka kilkanaście (o ile nie więcej) kobiet, z których prawie każda ma kilkoro dzieci.

Więc masz już miejsce i ludzi. Pieniądze… No tak, tu jest kłopot na wielu poziomach. Dotacje miejskie – jesteś na łasce urzędnika, który nie łapie pewnych niuansów, jak choćby tego, że nie można nie zapewnić ciągłości umów.

Jak trafisz na walnięty personel to on poczeka te dwa, trzy miesiące bez wypłaty. Lecz jeśli nie – zaczynasz budować wszystko od nowa z początkiem każdego, nowego roku.

Ile lat dasz radę? Twojej pensji też nie ma. Bo i skąd?

Na innym poziomie pomoc, którą świadczysz ma być skuteczna. No jak ma być skuteczna?
Nie chodzi o to, żeby te dzieci wraz z matkami zamieszkały u Ciebie na stałe – to nie jest hotel darmowy.

Jeśli nie ma przepisu, który nakazyłby sprawcy przemocy opuszczenie mieszkania to on mieszka spokojnie w domu, a ona zmienia ośrodki.

To prawda, że większość spraw związanych z przemocą jakby pośrednio, regulują inne przepisy. Takie, które już są, w kodeksie karnym i w kodeksie rodzinnym.

Może dlatego ta ustawka taka niewielka wymiarowo jest.

Opieka społeczna to tylko ogniwo w łańcuszku. Najwięcej robią organizacje pozarządowe, z pieniędzy urzędów miast i z pieniędzy unijnych od jakiegoś czasu.

Nie spotkałeś tego? To jeszcze raz się ucieszę – dobrze, że nie musiałeś szukać.

Możesz mi uwierzyć, albo nie uwierzyć, ale sieć sensownej pomocy jest. I działa.

A działa nie tylko dzięki zapałowi iluś tam oszołomów, ale też dzięki kilku przepisom może być skuteczna w takim sensie, że dla określonej grupy ludzi doświadczanie przemocy stanie się bolesnym wspomnieniem .

Dla mnie prawo jest ważnym elementem w całej tej machinie. Nie jest warunkiem wystarczającym, ale bez niego zaczniesz walić głową w ścianę.


Widzisz, Gretchen

Teraz zaczynasz pisać z sensem.
Ale zwróć uwagę, że piszesz zupełnie co innego, niż na starcie.

Bo pokpiwać z niekumatych półgłówków, co to nic nie wiedzom, a sie mondrzom, to jest bardzo tanio.
Mam nieskromne wrażenie, że pokazałem iż kpić można równie tanio w drugą stronę. Z podobnym skutkiem.

Ale przekonać takiego odysa, że ta ustawa jest potrzebna i do czego to już nie tak łatwo.

Bo takiej pani minister poprzez radio, gazety lub czasopisma — się nie udało.
Mimo całego zapału rewolucyjnego i masy pięknych deklaracji.
Że wszystkim zależy, żeby dzieci nie cierpiały.
I pokój żeby był na świecie.

Ja bardzo chętnie się dowiem, czemu według Ciebie potrzebny jest ten, ten właśnie, projekt. Co konkretnie on wnosi, w sytuacji, którą mamy. (od 2006 roku, jak wykazujesz).

Bo, umówmy się, nie ma tu sporu o warunki finansowania wspomnianych wyżej ośrodków, czy ramy prawne ich funkcjonowania.

Jedną sprawą kontrowersyjną, jest to, co tu wspomniałaś: możliwość wyrzucenia człowieka z jego własnego mieszkania, gdy tylko jest podejrzany o sprawstwo przemocy.

Ja rozumiem, że to nie ofiara ma być pozbawiana domu, a sprawca. Słusznie i naukowo.
Tyle, że to bardzo śliska sprawa, gdy tak poważne konsekwencje mogą cię spotkać bez sądu. Baardzo śliska sprawa.

Bo może ja jestem farciarzem, który przemoc w rodzinie musi sobie wyobrażać, ale dość łatwo potrafię sobie wyobrazić załatwienie gościa z użyciem takiego zapisu. I zanim się kto zorientuje, a sąd rozpozna sprawiedliwie (jak to w Polsce) — jest po ptokach.
Czekam aż ktoś mnie przekona, że to niemożliwe.
I czy doprawdy jest konieczną ceną za większe bezpieczeństwo X ofiar przemocy zapłacić urzędowym demolowaniem życia x niesłusznie oskarżonych. I o ile mniejszy x ma być od X, by rachunek się zgadzał.

Druga kwestia, to ta, którą porusza pan Zbigniew Szczęsny. Otóż ja się w pełni identyfikuję z jego obawami. Jak wspomniałem, życie dostarcza mi licznych historii wskazujących iż obawy te nie są bezpodstawne.

Trzecia sprawa zaś — to właśnie pragnienie wyrażane przez panią minister, by nas zjadaczy chleba w aniołów przerobić za pomocą ustawy.
Tu u mnie działają odruchy. Nawet nie wiem, bez- czy warunkowe.
Ale o tym już było.

Bardzo Cię proszę, Gretchen, napisz o tym. Ale na serio. Dla mnie, dla tego głąba, co to nie wie, a się boi. Bo ma o co. Wyjaśnij, punkt po punkcie, że nie ma o co.
Albo wskaż, gdzie jest to przystępnie wyjaśnione.
Tylko nie na poziomie deklaracji o dobrych intencjach i szczytnych celach: konkretna analiza skutków takich regulacji.

Przypomnę jeszcze, że żyjemy w kraju, gdzie nieodpowiedzialne regulacje o pomocy dla samotnych rodziców spowodowały skokowy wzrost rozwodów. Tu ludzie umieją wykorzystywać prawo dla własnych interesów, a nie dla szczytnych celów deklarowanych przez ustawodawcę.


Odysie

Teraz tylko króciutko odniosę się do jednej kwestii przez Ciebie poruszonej, na pozostałe odpowiem wieczorem, gdyż muszę gnać do pracy.

Może to i tanio tak drwić, ale taki stan mnie ogarnął kiedy poczytałam to tu, to tam co ludzie piszą. Ponadto widzę ten mechanizm wszystkowiedzących i w życiu.
Teraz możesz sobie poczytać o tym ile to osób wie co należało zrobić w sprawie zamordowanego przez terrorystów Polaka. I ile osób wie gdzie dokładnie i co zaniedbano.

Nie uważam, że prawo wypowiadania się mają tylko spece , ale jest jakiś próg rzetelności w tym, co się pisze albo mówi.

Dla mnie jest to tak samo irytujące, jak nadymający się urzędnicy puchnący z dumy jakie to wspaniałości oni nam tu zaserwują.

Tymczasem często te wypowiedzi są puste jak bębenek.
Walenie w ten bębenek co prawda zwabi wielu słuchaczy, ale ilu z nich zobaczy jak bardzo jest pusty?


Tośmy sobie pobębnili

Nie gdzieś-tam — u Ciebie, w twojej notce i pod nią.

Ale głupi ci Rzymianie! — Ulubione powiedzonko niejakiego Obeliksa powinno być mottem wszystkich blogerów.

Cześć.


Odysie

Chyba źle odczytałeś moje intencje…

Chodziło mi o to, że napisałam ten tekst z powodu zobaczenia i przeczytania iluś tam bębniących osób. Nasza rozmowa akurat jest dla mnie tego zaprzeczeniem, dowodem na to, że nawet jeśli początkowo można się rozmijać to rozmowa ma szanse spowodować jakąś zmianę u obu stron.

Raz już nam się udało…


Gretchen

Nie nie. To nieporozumienie jest owszem, z mojej winy, ale nie przez to iż nie zrozumiałem (jak pysznie mniemam), lecz że się mgliście wyrażam.

Kawa na ławę:
My tu sobie od kilku dni pitu pitu, a sedno sprawy zostało ledwie muśnięte.
Wyzłośliwianie się o innych bębniących i vice versa czymże jest, jak nie bębnieniem? O to mi szło. Bez urazy.

Gretchen, jasne, że z tego jakiś-tam pożytek jest. Fajnie się gada, a i trochę ucieramy swoją pewność siebie czy jak to tam nazwać — takie mam wrażenie.
Lubię rozmowy z Tobą, bo faktycznie mogą wywołać jakieś echo.
I nie kończą się na zaszufladkowaniu i epitetach.
Ale weźże — ponawiam prośbę — napisz serio o tej ustawie; o walczących z przemocą. O konkretnych zamierzeniach, wraz z wątpliwościami — bo przecież zawsze jakieś są — co do nich.

No, edukuj, edukuj ciemną masę.
Czyli mnie.
Choćby.

Żeby było o czym podyskutować, zamiast bić pianę.

Tyle.

Na razie kończę.
Pozdrowienia.


Odysie

Uffffffffff, że tak się błyskotliwie wyrażę.

Obserwując świat blogowy coraz częściej widzę, że to jest głównie pitu-pitu (pozdrowienia dla Magii).

Możesz ten tekst nazwać wyzłośliwianiem się, ale chciałam zwrócić uwagę na pewne zjawisko, bo ono mnie irytuje.

No i wybacz, że się nie zgodzę, ale nasza rozmowa to właśnie nie jest pitu-pitu. To jest właśnie przykład tego co, mając do dyspozycji środek tak ułomny i ograniczony jak blog, można zrobić.

Słabo się nadaję na edukatora, mówię uczciwie. Skuteczniejsza jestem jak coś mnie zeźli :)

Popatrzę jakie będą dalsze losy zmian w tej ustawie. Pomyślę. Może coś się zrodzi w mojej głowie.

Może Twoja zachęta będzie inspiracją?

Pozdrawiam Cię Odysie serdecznie.


Odwzajemniam

...serdeczności.

Ale i postawę pożywiom, uwidim.

Dobranoc ostatecznie.


Odysie

Dobranoc.

Spokojnych i kolorowych.


Zgadzam się z tym , że potrzeba

zmiany sposobu myślenia a za tym uwrażliwienia.
Jako matka trójki dzieci wolę żebyśmy zmierzali w stronę modelu nordyckiego
niż tureckiego.
Z Norwegii znam osobę która za klapsa danego dziecku w przychodni została zaocznie (nadużycie nawet wg tamtejszego prawa) pozbawiona prawa zajmowania się trójką dzieci i wolę to niż dość powszechny na tureckiej prowincji proceder
zabijania przez “tatusiów” 10-13 letnich córek, które wysłane do sklepu po przysłowiowe bułeczki zostały zgwałcone.
Polska sytuuje się gdzieś po środku z ciążeniem w stronę modelu tureckiego.
Moja znajoma po latach katowania przez męża alkoholika gdy wreszcie oszalała z desperacji i rozpaczy uciekła z trójką dzieci co usłyszała od swego “tatusia”?
cytuję:
“to już tak cię bił,że nie mogłaś wytrzymać? przecież nie robił tego codziennie?
Po dwudziestu latach pracy na wspólnym gospodarstwie “sąd” zasądził po rozwodzie
jej i trójce dorastających dzieci 1/5 ziemi , 4/5 zostawiając alkoholikowi, chyba żeby miał za co pić.Pozwoliło to tej kobiecie ledwo spłacić koszty procesu.
W powszechnej ocenie tamtego środowiska – sąsiadów, dalszej i bliższej rodziny
to Ona swoją nieodpowiedzialną decyzją skazała dzieci na poniewierkę.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Droga Gretchen.

ps.
marzy mi się (nie śmiem wobec twego zapracowania, bardziej zdecydowanie formułować tej myśli) żeby Cię kiedyś poznać w rzeczywistości.


Bianko

Obie opowiedziane przez Ciebie historie są mocne , choć każda z innego powodu.

Zmiana sposobu myślenia to jest rzeczywiście sprawa najważniejsza, a to wymaga czasu i czasu, i czasu…

Wymaga mówienia i mowienia, i mówienia…

W marcu znowu będę w sądzie, bo zgodziłam się zeznawać jako świadek w sprawie swojej pacjentki. Trudno powiedzieć na ile to się przyda, bo świadek ze mnie dość marny z punktu widzenia prawa.
Ciekawa rzecz, że mąż tej kobiety od roku się odgraża przyjściem do mnie celem wyjaśnienia mi tego i owego, a jakoś mimo szczerego zaproszenia dojść nie może.
Ona natomiast boi się bardzo, że jak on przyjdzie to ja jemu uwierzę.

Ostatnio też słyszałam o takiej historii, że żona zgłosiła męża do Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w swojej dzielnicy. Pan się stawił. Pan był wcześniej zdiagnozowany jako uzależniony.
Komisja orzekła, że nie może być uzależniony od alkoholu taki sympatyczny oraz elegancki mężczyzna.

No i super. Nie może to nie może, a że jest? Nie czepiajmy się drobiazgów.

Tak można w nieskończoność...

To wszystko jest piętrowo zapętlone i posupełkowane.

Pozdrawiam Cię Bianko bardzo

P.S. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się poznały przecież.
Jest czas pracy i czas odpoczynku, czy jakoś tak :))
Bardzo dla mnie miłe są Twoje słowa.


Bianko

Nie pojmuję, skąd ta alternatywa albo-albo?

Ja nie chcę ani Turcji ani Norwegii.
I nie uważam, bym sytuaował się pomiędzy czy też wpół drogi.
Jakby była jakaś (zapewne jednokieruknowa) droga.
Raczej po prostu gdzie indziej.

Przykład z zupełnie innej beczki: Zdaje mi się, że choć polski katolicyzm różni się od tureckiego islamu i norweskiego zlaicyzowanego protestantyzmu, to przecież nie przechodzimy żadnej drogi od islamu do luteranizmu. Z klimatem rzecz ma się podobnie.

PS. Jak to jest, że chociaż jako dziecko dostawałem w skórę nie raz, to za znacznie większą traumę wspominam konieczność zjedzenia wątróbki?

Myślę, że dużo chętniej podpisałbym się wtedy (ale to wspomnienie jest tak potężne, że i dziś) za ustawowym zakazem karmienia dzieci wątróbką. Można dopisać jeszcze szpinak i flaki.


Odysie

Kaszanka…

Do dziś to wspomnienie mnie mdli.


Mnie akurat bito minimalnie tylko

a i tak wyroslam na pojeba, więc brak przemocy fizycznej w rodzinie to nie jest recepta na wszystko (tylko blagam o nieodpisywanie w stylu “nigdzie nie napisalam, że to recepta na wszystko”...). Osobiście wolalabym jakieś normalne zasady w domu i ten pas jako instancję ostateczną, niż cale lata wrzasków obustronnych, z użyciem kurw i chujów. Fakt, że potem czlowieka już malo co jest w stanie zaskoczyć w życiu, ale chyba bym wolala w domu nabrać oglady, a poza domem się uczyć życia, niż odwrotnie. ;)

Jak sobie jechalam ostatnio pociągiem do Przemyśla, to gadalam z takim gościem kolo pięćdziesiątki. Mial czwórkę doroslych dzieciaków, więc jakoś tak instynktownie potraktowalam jego opinie poważniej, niż rozmaitych dyletantów – z tej samej przyczyny zresztą na potrzeby tego wątku zgadzam się z Odysem.

No i ten facet mi opowiedzial o przypadku swojego znajomego, którego syn, mając 16 lat, zrobil wlam do piwnicy sąsiada. No więc dostal wpierdol od ojca – takie to szokujące? Tyle, że mlody spryciarz zadzwonil na Niebieską Linię i tamtemu przylożyli ograniczenie praw rodzicielskich. Później się zresztą z żoną rozwiódl jakoś w związku z tym.

Zaś synek po paru latach zusammen z kolegami skatowal jakiegoś bezdomnego w parku.

Ej, co wy chcecie od wątróbki, szpinaku i flaków? Same pyszne rzeczy przecież. Co do kaszanki, to akurat się zgadzam, że paskudztwo.

pozdrawiam


Wiesz co, Pino?

Tylko usiądź zanim przeczytasz.

Chyba, podkreślam prostolinijnym wężykiem, chyba wiem co chciałaś powiedzieć. I pomimo pewnej dozy niepewności – zgodzę się z Twoją opinią.

Z wyjątkiem kaszanki. :)


Kaszanka jest dobra,

flaki też, jak ktoś umie je dobrze przyrządzić, wątróbka taka sobie, a szpinaku nie jadam.

I to tyle ode mnie w tym wątku:), ale nie ma co psuć ciekawej dyskusji moimi uwagami nieciekawymi.


Pino

Ten tekst siłą rzeczy nie odnosił się wyłącznie do przemocy fizycznej.

W zamierzeniu ten teskt nie miał się odnosić do przemocy, ale rozmowa poszła w tę stronę, więc nie wężykując jak Magia napiszę, że przemoc fizyczna jest tylko jednym z rodzajów przemocy doświadczanej przez dzieci i dorosłych w rodzinie.

Dosyć przerażającym dowodem na to, co może zrobić przemoc psychiczna są słowa jakich używasz wobec siebie. Tak właśnie to działa.

Dlatego ja się temu przeciwstawiam. Tyle razy juz słyszałam, że wolałabym dostać wierdol .

Uwierz, że za jeden wpierdol nikt nikomu nie ograniczy praw rodzicielskich (chyba, że dowiemy się co to dokładnie znaczyło), że dzieciaki ot tak nie dokonują przestępstw, że nie katują bez przyczyny, że nic się nie dzieje bez przyczyny.


Gretchen

Masz rację.
Co do pięknej teorii.
Tyle, że nie da się wyeliminować przemocy. W stu procentach. Po prostu nie da się.

Była mowa o zmuszaniu do jedzenia, którego dzieci nie znoszą. I ja, pamiętając traumę wątróbki, pozwalam moim dzieciom nie jeść, czego nie lubią.
Ale i to musi mieć granice. Przecież.

A córka, której odmawia się cukierków, głośno szlocha i krzyczy, że jej nie kochamy. Szczerze cierpi.
I jest to przemoc, czy nie jest?

Inny wstrząs z wczesnego dzieciństwa: mycie głowy. Nienawidziłem tego.
Moje dzieci też nienawidzą i zawsze płaczą. Mało powiedziane, płaczą.
Aż dziwię się, że jeszcze mnie nie nawiedziły służby rozmaite, wobec tych płaczów.
Gdyby mi przyszło do głowy dzieci zamrdować, odbyłoby się ciszej.
Znaczy, znieczulica u moich blokowych sąsiadów jest, bez dwóch zdań.
Myję im te głowy przemocą. Poniekąd fizyczną.
Dodajmy, że najstarsza nienawidzi czesania. I uważa, że można żyć nie czesząc się nigdy. W sumie, trudno jej odmówić racji. Ale przecież — czeszemy. Przemocą.

To oczywiście pikuś, wobec wciskania siłą do gardła dziecku niesmacznego lekarstwa. To dziecko naprawdę cierpi.

Ktoś powie, że ja sprowadzam sprawę do groteski, a wiadomo o co chodzi.
Skoro wiadomo — to po co dodatkowe paragrafy?

W sprawie, którą poruszyła Pino.
Moje najcięższe rany (nie waham się użyć tego słowa) z dzieciństwa dotyczą słów. Są słowa, których nigdy się nie powinno usłyszeć od rodziców. Nigdy.
Należą do nich: nienawidzę cię, i zniszczyłeś mi życie.
Żadne lanie, które dostałem nie dorówna gorzkim żalom mojej matki.

A przecież wiem, że mnie kocha — dowiodła tego, oddając dla mnie sporą część życia.

No i teraz co?
Ustawa zakazująca mówienia dzieciom przykrości? Zakazująca zrzucania na nie własnych frustracji, problemów małżeńskich i zawodowych?
Pod groźbą? Jaką groźbą?


Odysie

Jeśli wszystko czego dzieci nie lubią (trochę tego jest), a co rodzice na nich wymuszają sprowadzimy do przemocy to dojdziemy do takiego absurdu, że nie będzie już wiadomo o czym rozmawiamy.
Ja bym raczej pytała o sposoby i środki jakich rodzice używają.

Piszesz, że się nie da wyeliminować przemocy. Nie wiem czy się nie da, więc stoję na stanowisku, że trzeba próbować. Znam rodziców, którym się udało tę przemoc wyeliminować, albo wcale po nią nie sięgać. Dzieci tych rodziców nie są dzisiaj w żaden sposób zdziczałe.

Mówienie dzieciom przykrych dla nich rzeczy jest nieuniknione, ale znowu to zależy JAK.
Nienawidzę cię to nie jest powiedzenie przykrości, to jest przekroczenie pewnej granicy. Moja koleżanka powiedziała swojemu trzyletniemu synowi, nie wróć, wywrzeszczała mu, że marnuje jej życie. Zrobiła to ponieważ był upiornie nieznośny w jakiejś tam towarzyskiej sytuacji. Pozostawię to bez komentarza.

Powtórzę to, co pisałam wcześniej. Nie uważam, że problem da się rozwiązać wyłącznie przy pomocy prawa, ale jednocześnie uważam, że prawo jest tu potrzebne i mówię to nie z pozycji teoretyka, lecz z perspektywy osoby obserwującej konkretne sytuacje.

Dzieci są w szczególnej sytuacji. Jeśli powiem dorosłemu człowiekowi, że go nienawidzę albo że marnuje mi życie, to on może mi powiedzieć do widzenia, zabrać walizkę i już. Dziecko nie ma takich możliwości w oczywisty sposób.

Powiem Ci, że bardzo często złość dzieci krzywdzonych kieruje się nie w stronę tego z rodziców, które jest bezpośrednim sprawcą krzywdy lecz w stronę tego drugiego. Za bierność, za zamykanie oczu, za przyzwolenie, za brak jakichkolwiek działań.

Poza rodzicami jest iluś tam jeszcze obserwatorów. Uważasz, że powinni być bierni?


Gretchen

Gretchen

Piszesz, że się nie da wyeliminować przemocy. Nie wiem czy się nie da, więc stoję na stanowisku, że trzeba próbować. Znam rodziców, którym się udało tę przemoc wyeliminować, albo wcale po nią nie sięgać. Dzieci tych rodziców nie są dzisiaj w żaden sposób zdziczałe.

To jeszcze raz: co masz na myśli, pisząc, że im się udało tę przemoc wyeliminować?

Niemowlęta (być może nie wszystkie, ale te, z którymi miałem kontakt – tak) stawiają nieraz fizyczny opór podczas ubierania. Próbują temu zapobiec ze wszystkich swoich sił. I – zapewniam – jedyną metodą w większości przypadków, jest ten ich sprzeciw pogwałcić. Ubierając je siłą.

Gretchen.
Ja wiem, o czym Ty piszesz, wiem czemu Ty próbujesz zapobiec. Niejako z zewnątrz, co też nie bez znaczenia.

Ale nie jest prawdą, że można całkiem wyeliminować przemoc rodziców wobec dzieci. Jak kto mi mówi, że tego dokonał — to mu nie mogę uwierzyć. Bo albo to uproszczenie (2), skrót myślowy — albo hipokryzja(1).

1. Przykład zanurzenia w takiej hipokryzji – to moja babcia. Z dumą podkreślała, że wogec swoich dziewczynek nigdy nie użyła przemocy. Nie tylko nie dostały klapsa, ale nawet nie krzyczano na nie.
Tyle, że jedna z tych dziewczynek to moja mama.
I ja mogłem widzieć jak toksyczną relację miała z matką, i jak ta relacja przełożyła się w konsekwencji na nas. A była to realcja matki skrajnie apodyktycznej, z córkami całkowicie podporządkowanymi. Widziałem, jak się to objawiało i objawia momentami ślepej furii, w której nie panuje ani nad słowami, ani nad czynami. Choćby w takich sytuacjach, jaką wspomniałaś u koleżanki.
Więc — sorry, nie dowierzam każdemu, kto głosi, że mu się udało.

2. Skrótu myślowego, jak rozumiem, używasz Ty. Bo mówiąc o wyeliminowaniu przemocy masz na myśli pewien poziom przemocy. Fizycznej i psychicznej. Poniżej tego poziomu, powiesz że to oczywiste, nie popadajmy w absurd itd.
Bo dwulatkowi myje się głowę, nawet jeśli ten się nie zgadza na to. I to nie zasługuje na miano przemocy.
Czyż nie?

Otóż ja widzę to tak: spór między nami idzie o to, gdzie należy nakreślić ustawową poprzeczkę.

Ty patrzysz na to oczyma kogoś, kto dotyka patologii, morza krzywdy ludzkiej.
Ja patrzę od strony praktyka żyjącego w ramach polskiej normy (jeśli normę rozumieć jako zachowania najczęsściej występujące).

Ty chcesz wyznaczać nowe standardy, opierając się na doświadczeniu patologii.
Ja patrzę na moją rzeczywistość i próbuję wyobrazić sobie konsekwencje tych nowych standardów.


Odysie

Jedna kwestia jest definicyjna, czyli to czym jest przemoc. Ubieranie niemowlaka wbrew jego woli nie jest przemocą, mycie głowy dwulatkowi mimo okrzyków niezgody też nią nie jest.

Przypomniałam sobie, że kilka lat temu moi znajomi mieli ten kłopot z głową swojej córki, takiej ponad dwuletniej. Ona nie lubiła, może nawet się bała tego jak miała tę głowę swoją dać zamoczyć leżąc na plecach w wannie. Technika znana od lat. I okropnie płakała.
Uczestniczyłam w iluś tam kąpielach, bo dla Majki to było atrakcyjne, że można kogoś dorosłego chlapać wodą bez opamiętania i pokazywać wirek. :)
Jej tata kiedyś mi powiedział, że jak jestem taka mądrala to mam jej umyć głowę, o ile przy tym nie ogłuchnę. Udało się bezboleśnie dla nas obu i bez użycia siły.

Wracając do definicji. Przemoc to intencjonalne krzywdzenie człowieka, wykorzystujące ewidentną przewagę jaką nad tą osobą mamy. To działanie naruszające prawa i dobra osobiste powodujące cierpienie i ból. Tak brzmi przyjęta definicja, w skrócie. Dotyczy wszystkich, nie tylko dzieci.

Działania profilaktyczne właśnie dlatego są tak ważne, bo mają aspekt edukacyjny. Dziś już wiemy, że dziecko to nie jest przedmiot, że nie można wszystkiego bez konsekwencji psychologicznych, że te konsekwencje są.
Sam to widzisz po swojej mamie. To są jej konsekwencje. To są też Twoje, jako syna Twojej mamy. To co nazywasz hipokryzją może być w gruncie rzeczy nieświadomością.

Ostatnio usłyszałam od młodego mężczyzny, że w gruncie rzeczy to on wolałby mieć rodziców uzależnionych od alkoholu, bo wtedy umiałby sobie dzisiaj jakkolwiek uzasadnić to, co mu zrobili. A oni nie byli uzależnieni, właściwie nie pili wcale. Sami byli dziećmi uzależnionych rodziców…

Niby nikt nie ma wątpliwości, że bicie nie jest w porządku. Niby. Bo każdy poda ileś tam sytuacji, w których bicie zracjonalizuje okolicznościami.
Niby każdy wie, że znęcanie się psychiczne… No i tak dalej.

I Polska norma jest przerażająca. Od rodzin zaczynając, a na sądach kończąc.

Przemocy można uniknąć. Można z niej zrezygnować, można nigdy jej nie stosować. Twoje zdziwienie jest dla mnie dowodem na to, jak bardzo ona jest wrośnięta w naszą świadomość. Nie wyobrażamy sobie życia, wychowywania dzieci bez niej.

Wiesz ja dotykam patologii, ale też widzę jak wielkich, pozytywnych zmian w relacjach z dziećmi doświadczają rodzice otwarci na choćby minimalne zmiany. W tym sensie współuczestniczę w takiej ilości antypatologii, że czuję się szczęściarą. Wszystko można widzieć na kilka różnych sposobów.

Przeciwdziałanie przemocy dotyczy patologii.

Ustawa, o której rozmawiamy w dotychczasowym kształcie obowiązuje już kilka lat. Wpłynęła jakoś na Twoje życie, w tym sensie żebyś doświadczył konsekwencji moich nowych standardów?

Teraz zmiana ma dotyczyć zakazu stosowania kar cielesnych wobec dzieci i innych form ich upokarzania.

Dlaczego dzieci nie miałyby mieć takich samych praw w tym względzie jak dorośli?

Dlaczego naruszanie ich nietykalności cielesnej, tak oczywistej wobec dorosłych, jest aż tak kontrowersyjne?


Etam,

przemoc byla, jest i będzie. Także upokorzenia, traumy i pretensje. Grunt, żeby w takich rzeczach nie grzęznąć i starać się popelnić mniej blędów niż starsze pokolenie. Albo chociaż inne popelnić, dla rozmaitości.

Dziećmi się kiedyś opiekowalam (8 i 4 lata) i zaprawdę, gdybym miala taką możliwość, to ten mlodszy by oberwal, bo ewidentnie testowal moją wytrzymalość na różne prowokacje. No wlaśnie, dzieci badają granice. Dorosly raczej nie opluje nikogo kaszą ani nie zacznie wrzeszczeć rozglośnie, no chyba, że wariat ;)

Chociaż przyznaję, że kiedyś się na kwestię bicia zapatrywalam tak samo jak Gretchen. Ale już mi przeszlo.

pozdrawiam cynicznie

P.S. Magio – no to git.


Tak, tak Pino

Oczywiście.

Jakbyś się trochę wcześniej urodziła i zamiast palić fajki, pracowała ponad siły to też pewnie być tak mówiła. Jestem pewna, że tak.

Dzieci badają granice, zawsze to robiły i zawsze będą. Wielkie halo, że ktoś pluje kaszą i wrzeszczy. I testują wytrzymałość, żeby zobaczyć jak daleko mogą. Normalka. Nie wiem czemu się dziwić i o czym tu pisać.

“Chociaż przyznaję, że kiedyś się na kwestię bicia zapatrywalam tak samo jak Gretchen. Ale już mi przeszlo.”

Gratuluję dojrzałości Pino.

Jest nadzieja, że jeszcze kilka razy Ci się zmieni. Miejmy nadzieję, że ostatecznie dotrzesz do sedna.


A mnie dziwi to gadanie

i przeciwstawianie (choćby w komentach Odysa acz nie tylko): jak nie bicie, to przemoc psychiczna.
I zaraz pytanie, więc co lepiej się znęcać psychicznie da dzieciakiem?

Mnie to dziwi, bo moim zdaniem i to i to jest złe.
I często (a nawet częściej) obie rzeczy idą w parze.

A jak ktoś nie bije dzieci, to nie znaczy, że jest kimś, kto z upodobaniem stosuje wobec nich przemoc psychiczną.

Zresztą, dziwi mnie tu kilka rzeczy jeszcze, ale nie będę się wcinał:), chciałem tylko zauważyć, że to przeciwstawienie i ta alternatywa fałszywe i bałamutne są.


Grzesiu

Ciekawe spostrzeżenie.

Ja tego tak nie widzę, ale może głęboko zanurzona w dyskusji widzę inaczej?

I to, i to jest złe. Bezwzględnie. I nie ma przymusu dokonywania wybory jakiego rodzaju przemocy zechcemy używać. Można z niej zrezygnować. Trzeba nawet.

Jeśli coś Cię dziwi to napisz. I nie mów o wcinaniu się proszę.


O co Ci biega, Malgosiu?

Robilaś kiedyś w fabryce, cztery nocki w tygodniu po dwanaście godzin, oglupiającej, monotonnej pracy w niezdrowych warunkach? I potem jeszcze maszerowalaś 7 km spacerkiem do mieszkania?

Fajki palilo się o piątej rano, na przerwie.

Oczywiście podstawowym dowodem dojrzalości jest zgadzanie się z opiniami pani Gretchen. Jak moglam sama na to nie wpaść, doprawdy nie rozumiem.

Jeszcze jedna zlośliwa uwaga mi się nasuwa nieodparcie, ale mniejsza z nią.


Gretchen, no ale taki nasuwa się wniosek,

we wszystkich dyskusjach o biciu dzieci pojawia się ten argument: “To, co lepsza przemoc psychiczna”?
Jakby z góry zwolennicy klapsów zakładali, że jak ktoś nie bije, to będzie katował dzieciaki psyhcicznie, krzyczął, że ich nienawidzi, gadał, że je odda czy że mu zniszczyły życie.
Dla mnie dziwne strasznie podejście.
Takie “albo-albo”.


Pino

Nie, nie pracowałam nigdy w fabryce. Jak rozumiem Ty pracowałaś, i jak rozumiem pracowałaś w tej fabryce jako małe dziecko i nikt Cię nie pytał o zdanie.
Jeśli źle zrozumiałam, to Twój argument jest chybiony.

Zgadzanie się z moimi opiniami, czy też nie zgadzanie się z nimi nie jest miarą niczego, w tym dojrzałości.


Grzesiu

To trochę brzmi jakby konieczne było dokonanie wyboru jakiego rodzaju przemocy będzie się używać.
Jakby był jakiś lepszy i gorszy rodzaj przemocy.

Ja tego tak nie widzę, o czym napisałam w odpowiedzi do Odysa. To o czym Ty piszesz może być dowodem na to, jak bardzo przemoc wrosła w nasze myślenie o wychowywaniu dzieci.


Grzesiu

Nic a nic się nie rozumiemy.
Nie daję argumentu “to co, lepsza przemoc fizyczna”.
To państwo go daje. Bo państwo penalizuje wszelkie przejawy przemocy fizycznej, a psychicznej – nie.

Ja uważam, że jest szereg poważnych problemów dotyczących rodzin w Polsce, powszechnych standardów wychowawczych i w ogóle, szerzej: relacji rodzice – dzieci. Że jest mnówstwo bezsensownej agresji, przemocy, po prostu krzywdy ludzkiej.

Ale radykalnie nie zgadzam się, że punktem wyjścia jest zakazanie klapsów.
Uważam, że to nie rozwiąże w praktyce żadnego problemu, a może przynieść szereg szkód. O niektórych wspominałem.

Dalej: stawiam tezę, iż absolutny zakaz przemocy opiekunów wobec dzieci (fizycznej i psychicznej) jest niemożliwy do zrealizowania.

Dlatego jest groźny — jak każde prawo utopijne:
po pierwsze, może być przepisem martwym (pół biedy, ale po cholerę marnotrawić resztki autorytetu państwa),
po drugie, może być kijem na każdego, możliwym do użycia praktycznie wobec każdego.


Odysie, wtrącę się jeśli pozwolisz

Państwo penalizuje wszelkie formy przemocy domowej – fizyczną, psychiczną, seksualną. Projekt rozszerza ten katalog dodatkowo o przemoc ekonomiczną.
Więc zakazanie klapsów nie jest punktem wyjścia.

I powtórzę, że znam takie relacje rodzice – dziecko, w którym przemoc się nie pojawiła.

Pozdrawiam.


Gretchen

Więc najpierw odpowiem na wtrącenie.
Naiwązując do mojej poprzedniej wypowiedzi.
Projekt bardzo nisko kładzie poprzeczkę karalności pewnych przejawów przemocy.
Nierównomiernie, w sposób dający furtkę do nadużyć.

Co do relacji rodzice – dziecko bez przemocy, zaraz odpowiem szerzej.


Gretchen - o przemocy, jej definicji, i czy może jej nie być

CO JEST PRZEMOCĄ
Definicja to jest podstawa. Jak definiujemy przemoc.
Nie znam się na tym, więc powołam się na autorytet:

Gretchen

Przemoc to intencjonalne krzywdzenie człowieka, wykorzystujące ewidentną przewagę jaką nad tą osobą mamy. To działanie naruszające prawa i dobra osobiste powodujące cierpienie i ból. Tak brzmi przyjęta definicja, w skrócie. Dotyczy wszystkich, nie tylko dzieci.

Definicja mi pasuje.

CO NIE JEST PRZEMOCĄ

Gretchen

Ubieranie niemowlaka wbrew jego woli nie jest przemocą, mycie głowy dwulatkowi mimo okrzyków niezgody też nią nie jest.

A to ciekawe. Bo w świetle powyższej definicji, ja sądzę, że jest.
Czesząc moją córkę naruszam jej prawa i dobra osobiste. Ona sama głośno woła: to moje włosy! Nie mozesz mi rozkazywać! Nikt jej nie wykładał zapisów o nietykalności osobistej, ona tak sama z siebie. Jakbym tak Ciebie, Gretchen, chciał uczesać wbrew Twej woli, to byś zdaje się to uznała za naruszenie praw i dóbr. W skrócie.
Powoduje to też cierpienie i ból. Ona rzeczywiście ma, po mojej żonie, wrażliwe włosy i wiem, że to ją boli. Choć czeszę najdelikatniej. Nie ma rady.
Boli ją i uważa że jest krzywdzona, czego nie waha się głośno i wyraźnie komunikować. Okraszając skargę zwrotami w stylu “dlaczego mnie nie kochacie” na przykład.
Trzeba też przyznać, że do czasania bywa w takich razach zmuszana przy użyciu ewidentnej przewagi, jaką nad nią posiadamy ja lub moja żona. Choćby przez wstrętny szantaż, że alternatywą dla czesania jest skrócenie fryzury tak, by nie sprawiała kłopotów.

Jedyną wątpliwość można wyrazić co do intencjonalności.
Ale zdaję sobie sprawę, że ten okop jest stracony: gdy przy poprzednim naszym sporze argumentowałem, iż karcenie fizyczne może być przejawem odpowiedzialnej miłości, nie zaś krzywdzeniem, spotkałem się z jedynie słusznym potępieniem. Tu intencje rodzica nie są żadną okolicznością łagodzącą. Dlaczegóż miałoby być inaczej z czesaniem?

Zapytajcie moich dzieci, co jest straszniejszą torturą: klaps, czy mycie głowy, czesanie, czy – oto prawdziwa zgroza – wejście z odkurzaczem do nieposprzątanego pokoju (grożące połknięciem rozsypanych skarbów).

PRAWA DZIECI A PRAWA DOROSŁYCH

Dlaczego dzieci nie miałyby mieć takich samych praw w tym względzie jak dorośli?
Dlaczego naruszanie ich nietykalności cielesnej, tak oczywistej wobec dorosłych, jest aż tak kontrowersyjne?

Gretchen. Chyba żartujesz.
Dorosłego nie wolno przypiąć pasami do fotela wbrew jego woli.
Dziecko przypinamy w samochodzie, do krzesełka przy karmieniu itd.
Dorosłego nie łapiemy za rękę na ulicy, by nie mógł iść gdzie zechce. Dziecko tak.
Dorosłemu nie zamykamy drzwi jego mieszkania na klucz, by sam nie wyszedł.
W takim kontekście trzeba powiedzieć, że dzieci są permanentnie więzione przez dorosłych. To jest nagminne łamanie swobód obywatelskich, tak oczywistych u dorosłych.

Różnica między dorosłym a dzieckiem zawiera się w samej definicji tych słów: w dojrzałości, samodzielności.

Ograniczenie praw wynika z niemożności udźwignięcia odpowiedzialności.

CZY MOŻEMY ŻYĆ BEZ PRZEMOCY
Jeśli przemoc pojmować szeroko, odpowiedź jest prosta: NIE.
By żyć, musimy zabijać. Choćby rośliny.
By mieć przestrzeń życiową, musimy ją ograniczyć innym żywym istotom (także ludziom).
Konflikt jest nie do uniknięcia.
A konfliktu interesów człowieka i dajmy na to komara nie da się rozwiązać polubownie. Często będzie albo wilk syty, albo owca cała.
Także w relacjach człowiek – człowiek.
Taka nasza natura.

Kulturą możemy przemoc jedynie (aż) ograniczać.
Ale też nie w nieskończoność.

(o ustawie w osobnym komentarzu)


O ustawie

gretchen

Ustawa, o której rozmawiamy w dotychczasowym kształcie obowiązuje już kilka lat. Wpłynęła jakoś na Twoje życie, w tym sensie żebyś doświadczył konsekwencji moich nowych standardów?
Teraz zmiana ma dotyczyć zakazu stosowania kar cielesnych wobec dzieci i innych form ich upokarzania.

Dotąd nie wpłynęła na moje życie, bo go nie dotyczyła.
Odtąd albo nie będzie działać, albo musi zadziałać w moim życiu.
Ponieważ ustawa zakazuje karcenia fizycznego* dzieci.
A w moim domu — ma to miejsce.
Ergo: dla mnie zmiana jest fundamentalna.
Howgh.

*Oczywiście, ostanie zmiany rozsądnie złagodziły pierwotne zapędy naszych władców:

gazeta.pl

Początkowo planowano wprowadzenie do projektu całkowitego zakazu bicia dzieci; ale zastrzeżenia zgłosiła Rada Legislacyjna Rządowego Centrum Legislacji i resort sprawiedliwości. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski mówił, że “klaps nie może podlegać karze w sytuacji, kiedy jest on w interesie dziecka”.

Ćwiąkalski mówił, że ministerstwo nie opowiada się przeciwko całkowitemu zakazowi bicia dzieci, dlatego zaproponowało rozwiązanie, które znacznie szerzej chroni dzieci, ponieważ nie mówi o karach cielesnych, tylko o zakazie takich form karcenia, które naruszają godność dzieci i prowadzą do cierpień fizycznych czy psychicznych. Podkreślił, że jest to zakresowo rozwiązanie szersze, jeżeli chodzi o ochronę dzieci.(PAP)

Tu niebezpieczeństwem jest zostawienie interpretacji co narusza godność dzieci i prowadzi do cierpień fizycznych czy psychicznych — w rękach urzędnika socjalnego. A ten może być przecież nadzwyczaj wrażliwy. I pojmować “interes dziecka” nieco inaczej niż ja.

Tak czy siak ustawa, która dotąd mnie nie dotyczyła, teraz może zacząć.


Odysie

Muszę coś zjeść – właśnie skończyłam pracę.

Zjem i odpowiem. :)


Odysie

O definicji

Między czesaniem i biciem jest różnica. Dla mnie oczywista. Zatrze się jeśli zaczniesz czesać swoją córkę nie po to by ją uczesać, ale po to żeby cierpiała.
Bicie zawsze powoduje niepotrzebne cierpienie dziecka – tu jest między nami fundamentalna różnica.

Piszesz:

“Gretchen. Chyba żartujesz.
Dorosłego nie wolno przypiąć pasami do fotela wbrew jego woli.
Dziecko przypinamy w samochodzie, do krzesełka przy karmieniu itd.
Dorosłego nie łapiemy za rękę na ulicy, by nie mógł iść gdzie zechce. Dziecko tak.
Dorosłemu nie zamykamy drzwi jego mieszkania na klucz, by sam nie wyszedł.
W takim kontekście trzeba powiedzieć, że dzieci są permanentnie więzione przez dorosłych. To jest nagminne łamanie swobód obywatelskich, tak oczywistych u dorosłych.”

Wszystkich dorosłych prawo przypina do foteli Odysie, ale mniejsza z tym, bo chodziło mi o coś innego.
Moje pytanie dotyczyło fizycznego karania. Dlaczego dziecko, mimo oczywistych dowodów szkodliwości tego rodzaju karania, nie ma mieć prawa do ochrony?

Wystarczająco dużo o tym napisano, żeby poddawać to w wątpliwość. W każdym razie dla mnie.

Dlaczego nietykalność dorosłego człowieka ma podlegać ochronie, a dziecka nie?

Żeby była jasność: nie twierdzę, że dziecko jest równe dorosłym pod względem dojrzałości i odpowiedzialności. Dziecko powinno być karane w uzasadniających karę okolicznościach, ale nie fizycznie. Tu moje stanowisko jest istotnie bliskie fundamentalnemu.

Co do przemocy sensu largo ... Ja przemocy nie stosuję. Argument z roślinami jest lekkim jechaniem przy bandzie. Chyba o czym innym mówimy kiedy odwołujemy się do konieczności przetrwania, a o czym innym kiedy zaczynamy dysutować o krzywdzeniu bliskich ludzi?

Utnę szczypiorek do jajecznicy, ale nie będę bezmyślnie niszczyć roślin, żeby sobie ulżyć.
Komarów nie zabijam.

Nie biję swojego psa, ani kota. Nie biję ludzi. Nie znęcam się nad nikim psychicznie.

Taka nasza natura, piszesz. No taka. Oczywiście.

Twoja wolność jest ograniczona zakazem zabijania, zakazem kradzieży, zakazem nakładzenia komuś po dowolnej części ciała (o ile jest dorosły), zakazem wchodzenia na prywatny teren drugiego człowieka.
Prawo jest środkiem ograniczającym nieograniczoną wolność. Tak. Prawo jest środkiem przymusu wobec człowieka. Tak.

Zgodzę się, że kulturą możemy przemoc ograniczać. I nie w nieskończoność.
Prawem też, i też nie w nieskończoność. Zawsze dojdziemy do pytania o istotę przemocy, w tym przemocy bezsensownej.

Istotą przemocy jest krzywdzenie.

O ustawie

Doszliśmy do sedna. To było chyba nieuniknione.

Stoisz na stanowisku, że masz prawo fizycznie karać swoje dzieci. Ja stoję na stanowisku dokładnie przeciwległym.

Jeśli dajesz sobie prawo do bicia swoich dzieci (nie znam zakresu, kontekstu tego, co masz na myśli) to istotnie zapisy tej ustawy potencjalnie mogą Ciebie dotyczyć.

Bicie dzieci jest złe.

Każda przemoc jest zła.

Urzędnik będzie reagował, jak już wcześniej pisałam, jeśli staniesz się jako rodzic bezpośrednim zagrożeniem dla życia lub zdrowia swoich dzieci. Nie wcześniej.

Nie da się nie podważać granic. Sytuacje graniczne zawsze są najlepszą pożywką dla polemistów.
Zobacz, że zakazane są kontakty seksualne z osobą poniżej 15 roku życia, choćby wyraziła na to zgodę. A dlaczego?
A jak ktoś się omsknie o miesiąć w złą stronę?
Czy miesiąc później to jest zupełnie inna, dojrzała i samodzielna osoba?

Na koniec jeszcze jedno. Zupełnie poważnie.
Jak to jest możliwe, że tak mocno broni się praw dzieci nienarodzonych, ich prawa do życia, do bycia, do doświadczania, podczas gdy te już tutaj będące skazuje (zbyt często) się na bezpardonową dżunglę przetrwania?


Gretchen

Ja jeszcze nie skończyłem pracy, więc odpiszę dość szybko i zapewne cokolwiek chaotycznie.

Powtarzając jak mantrę:
bicie dzieci jest złe
bicie dzieci jest złe
bicie dzieci jest złe
masz zamiar kogoś przekonać? Czy co?

Ja mogę Ci za każdym razem odpisywać:
nie zawsze
nie zawsze
nie zawsze
Wyniknie co z tego?

Ja nie twierdzę i nie twierdziłem, że między biciem a czesaniem nie ma różnicy. Nie rób ze mnie wariata.

Jest.

Jest różnica między uczesaniem wbrew woli dziecka, a między odmówieniem mu deseru za karę.

Jest różnica między odmówieniem deseru a skarceniem klapsem.

Jest też różnica międzu skarceniem klapsem, a takim samym klapsem wymierzonym “bo się zdenerwowałem”.

Jest różnica między klapsem, a laniem pasem czy sznurem od żelazka, które pamiętamy (jako generacja) z dzieciństwa.

Jest różnica między tym, a biciem pięścią, biciem do krwi.

Jest różnica między tym, a wyrzuceniem niemowlaka przez okno.

Jest w ogóle cała masa różnic.
Cieszę się, swoją drogą, że większość z nich rozpoznaję tylko z pomocą wyobraźni.

Ale jeśli mówisz: zero przemocy — to ja odpowiadam: i mycie głowy i karmienie i podawanie leków bywa przemocą. Czasem konieczną.

Ale i jedzenie jest swego rodzaju przemocą. (Sprawdź ze swoją definicją).

Co zresztą szef brytyjskich Zielonych lepiej Ci wytłumaczy niż ja. Bo on właśnie apeluje o politykę nakładania restrykcji na każdego, kto ma więcej niż 2 dzieci. Bo te nadmiarowe dzieci emitują zbyt wiele CO 2

Gretchen, możemy znaleźć zrozumienie, gdy się sprzeciwiasz biciu dzieci. To znaczy, ja mogę taką postawę zrozumieć i akceptować (to więcej niż tolerować!). Inna rzecz, że ty mojej nie możesz, ale to też rozumiem. Well — ja też mam dogmaty.
Gorzej (dla mnie), gdy w imię swoich dogmatów zechcesz mnie wsadzić do pierdla. Choć to też jakoś tam pojmę.

Ale hasło zero przemocy, bo wszelka przemoc jest zła — może mnie tylko rozśmieszyć. W kategorii i smiszno i straszno.

Przemoc jest groźna, przemoc trzeba sankcjonować — tak. Ale nie jest możliwe jej wykluczyć w tym świecie.

Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia w jednej kwestii: ta ustawa z mojego punktu widzenia jest potencjalnie niebezpieczna, może we mnie i moją rodzinę uderzyć. Więc moje obawy są uzasadnione.

Ty, rzecz jasna, sądzisz, że jeśli moje obawy są uzasadnione, to tym bardziej należy tę ustawę wprowadzić. Masz moje słowo, że jak tylko takie zapisy się uprawomocnią, dostarczę Ci danych osobowych i adresowych, byś mogła uruchomić odpowiednie porcedury.

Twoje ostatnie pytanie całkiiem serio jest koszmarnym nadużyciem logicznym.
Niby dlaczego miałby istnieć związek między akceptacją kar cielesnych a zabijaniem niewinnych ludzi?


Odysie

Mam nadzieję przekonać powtarzając jak mantrę i argumentując.

“Ja nie twierdzę i nie twierdziłem, że między biciem a czesaniem nie ma różnicy. Nie rób ze mnie wariata.”

Nie robię z Ciebie wariata odniosłam się po prostu do Twojego przykładu podstawienia czesania córki pod definicję przemocy zaznaczając, gdzie w moim odczuciu przebiega granica.

“Ale jeśli mówisz: zero przemocy — to ja odpowiadam: i mycie głowy i karmienie i podawanie leków bywa przemocą. Czasem konieczną.”

Nie. Użycie przymusu wobec dziecka nie zawsze jest przemocą, to właśnie próbuję Ci powiedzieć. Przymus i przemoc to nie są synonimy. Dlatego mycie głowy, karmienie i podawanie leków przemocą nie jest.

I kiedy mówię, że wszelka przemoc jest zła to w kontekście tej rozmowy mam na myśli wszelkie przejawy przemocy domowej, nie zaś jakiś idiotyczny plan wszechświatowej rewolucji. Są ludzie, którzy przemocy nie stosują w żadnym aspekcie życia, ale nie o tym jest nasza rozmowa.

Natomiast jeśli sam piszesz, że przemoc, w tym szerszym rozumieniu, jest zła i trzeba ją sankcjonować to ja już nie wiem od czego jest Ci śmiszno i straszno .

Uczciwie mówiąc nie wiem dlaczego nie możesz sobie wyobrazić wychowywania dzieci bez używania kar fizycznych. Słyszysz moją mantrę o tym, że bicie jest złe. A słyszysz też tę drugą, że można wychowywać dzieci bez bicia?

Postawiłeś mnie w pozycji policjanta wszczynającego procedury i wsadzającego ludzi do pierdla. To przykre.

Moje ostatnie pytanie nie jest koszmarnym nadużyciem logicznym ponieważ nie tak zostało sformułowane. Nie chodzi o związek między fizycznym karaniem dzieci, a zabijaniem niewinnych ludzi.

Chodzi o to, dlaczego dzieci na etapie życia płodowego mają korzystać z ochrony prawa, a dzieci urodzone z takiej ochrony korzystać by nie miały.
Zakaz aborcji to w pozytywnym ujęciu prawo do niekrzywdzenia. I to prawo nie może się kończyć przy porodzie, bo tak długo jak jesteśmy dziećmi nie mamy wpływu na wiele zachowań dorosłych wobec nas.

Trywialnym będzie stwierdzenie, że dorośli bywają brutalnie bezwzględni wobec dzieci. Część tych dzieci w wyniku zachowań rodziców umiera, prawda?
Część jest okaleczona fizycznie i psychicznie.

Czy w takim ujęciu sprzeciwianie się zjawisku przemocy w domu nie jest chronieniem życia, ale nie wyłącznie biologicznego przetrwania?


--> gretchen

przepraszam, że się wtrącam, ale idąc drogą twojego rozumowania należałoby uznać, że istnieje związek logiczny między karaniem za morderstwo, a karaniem za danie komuś w twarz. otóż – nie istnieje.
można karać za zabójstwo i nie karać za danie w twarz. nawet w polsce ściganie z urzędu jest związane z tym, jak długo trwają skutki dania w twarz.
odys ma rację, że manipulujesz.
zastanów się nad tym dlaczego istnieje zakaz znęcania się nad zwierzętami, a nie ma zakazu ich zabijania.


--> odys

przepraszam, że się wtrącam, ale czy nie sądzisz, że kary cielesne, jakiekolwiek, godzą w godność karanego? Nie w życie, bo analogia gretchen jest od czapy, ale w godność.
czy godność człowieka, dana mu od boga, może być swobodnie określana przez każdego rodzica?
zastanów się nad tym dlaczego istnieje zakaz znęcania się nad zwierzętami, mimo że nie ma zakazu ich zabijania.


Sebag

Taaak…

Więc ja widzę związek logiczny tam, gdzie Ty nijak. Z prawnego punktu widzenia można ten związek dostrzec w zasadzie ochrony zdrowia i życia. Nie będę robić wykładu z prawa, wybacz.

W Polsce naruszenie nietykalności cielesnej (danie w twarz) jest ścigane zawsze z oskarżenia prywatnego (art.217 § 3 kodeksu karnego).

Nie ma zakazu zabijania zwierząt powiadasz? Polecam lekturę ustawy o ochronie zwierząt, w szczególności art.6.1.


--> gretchen

ciekawe jak ma się twoje „zawsze” do art. 157 kodeksu karnego? sądzę, ze jest parę osób, które jak dadzą komuś w twarz, to rozstrój zdrowia potrwa ponad tydzień.
Znowu mieszasz różne rzeczy i epatujesz nibyerudycją. tym razem pomyliła ci się nietykalność cielesna z uszkodzeniem ciała.
“danie w twarz” może prowadzić i do tego i do tego. Kwalifikacja prawna zależy od czego innego.
powtarzaj swoje mantry dalej. może ktoś uwierzy na słowo.


Sebag

To Ty mylisz i to w sposób straszliwy. Nie wystarczy umieć czytać, żeby rozumieć przepisy prawa. No niestety.

Art. 157 kk odnosi się do naruszenia czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia. Należy go rozpatrywać w nawiązaniu do art. 156 §1.

Art. 217 kk odnosi się do naruszenia nietykalności cielesnej.

O uderzeniu w twarz Ty napisałeś, więc bądź łaskaw trzymać się tego co napisałeś.
Uderzenie w twarz jest naruszeniem nietykalności fizycznej. Zmasakrowanie komuś twarzy w taki sposób, że naruszy czynności jakiegokolwiek narządu, nie jest już tylko naruszeniem nietykalności, ale wypełnia znamiona czynu określonego w art. 157 kk.

Dokładnie wiem od czego zależy kwalifikacja prawna czynu.

Uwagi złośliwe pozwolę sobie pominąć milczeniem.


--> gretchen

na obiad jadłem dziś nieżywe mięso. Mam nadzieję, że to nie była padlina. Jeśli nie, to wnioskuję z tego, że wolno zabijać zwierzęta. to ze jest to dozwolone w ograniczonym zakresie nic nie zmienia. ale jak rozumiem zabijanie zwierząt ma miejsce tylko w przypadku wskazanym przez ciebie. bo ty przeczytałaś kilka ustaw. i je rozumiesz, a inni nie. ale czym jest zatem w takim razie działalność rzeźni? eutanazją?
masz rację. warto umieć czytać, pisać i myśleć. przeczytaj więc to, co tu napiszę, a potem pomyśl: czy jeśli ktoś kogoś uderzy w twarz i wybije mu oko, złamie kość policzkową czy inną, to wtedy to już przestanie być uderzeniem w twarz?
bo ty twierdzisz, że uderzenie w twarz nie będzie uderzeniem w twarz, jeśli wywoła skutki opisane w artykule 157. bo ty się na to nie zgadzasz. bo umiesz czytać i pisać lepiej niż ja.
ten argument mnie przekonuje. ponieważ sugestia, że nie umiem czytać i pisać na pewno nie jest złośliwa, więc jej nie pominę, ale wezmę do siebie. nawet jak ogłosisz że czarne jest białe, bo czarne jest tylko wtedy kiedy ty zechcesz, to już nie będę się narzucał. niech będzie po twojemu.


Sebag

“na obiad jadłem dziś nieżywe mięso. Mam nadzieję, że to nie była padlina. Jeśli nie, to wnioskuję z tego, że wolno zabijać zwierzęta. to ze jest to dozwolone w ograniczonym zakresie nic nie zmienia.”

Owszem zmienia wobec Twojego stwierdzenia, że wolno zabijać zwierzęta . Wolno, ograniczonym zakresie całkowicie zmienia istotę sytuacji. Nie wolno Ci zabić swojego psa, ani mojego, nie wolno zabijać zwierząt pozostających pod ochroną. Wolno zabijać zwierzęta hodowlane i te, które mogą być zabijane przez myśliwych.

“ale jak rozumiem zabijanie zwierząt ma miejsce tylko w przypadku wskazanym przez ciebie. bo ty przeczytałaś kilka ustaw.”

Znowu się mylisz. Zabijanie zwierząt jest dozwolone wtedy, kiedy zezwala na to prawo, nie Gretchen. Ja jestem przeciwko polowaniom, tak dla przykładu Twojego bredzenia.

Przeczytałam trochę więcej niż kilka ustaw i trochę więcej wiem. Tak się zdarza. Trudno.

“ale czym jest zatem w takim razie działalność rzeźni? eutanazją?”

Następne nie. Działalność rzeźni jest dopuszoną prawem formą zabijania zwierząt. Eutanazja dotyczy czegoś zupełnie innego.

“masz rację. warto umieć czytać, pisać i myśleć.”

Nie zgodzisz się z tym? Raczej się zgodzisz, jak widzę.

“przeczytaj więc to, co tu napiszę, a potem pomyśl: czy jeśli ktoś kogoś uderzy w twarz i wybije mu oko, złamie kość policzkową czy inną, to wtedy to już przestanie być uderzeniem w twarz?”

Z punktu widzenia prawa? Oczywiście, że tak. Rozumiesz czym jest definicja ustawowa? Rozumiesz czym jest dyspozycja normy prawnej? Rozumiesz czym jest kwalifikacja prawna czynu? Przestępstwo skutkowe?

Bo jeśli nie rozumiesz, to daruj sobie te wszystkie podsrywki.

“bo ty twierdzisz, że uderzenie w twarz nie będzie uderzeniem w twarz, jeśli wywoła skutki opisane w artykule 157. bo ty się na to nie zgadzasz. bo umiesz czytać i pisać lepiej niż ja.”

Nie chodzi o to, z czym ja się nie zgadzam. Albo rozmawiasz o prawie, albo nadal się wytężasz, żeby mi dokopać. W drugim przypadku – gratulacje, nie ustawaj.

“ten argument mnie przekonuje. ponieważ sugestia, że nie umiem czytać i pisać na pewno nie jest złośliwa, więc jej nie pominę, ale wezmę do siebie. nawet jak ogłosisz że czarne jest białe, bo czarne jest tylko wtedy kiedy ty zechcesz, to już nie będę się narzucał. niech będzie po twojemu.”

Sugestia była taka, że o ile nie jesteś prawnikiem nie umiesz czytać przepisów.

Nie myl ogłaszania, z interpretacją.

Nie myl pseudoerudycji, z wiedzą.

Wrzuć na luz chłopaku.


Gretchen

Sory za długie milczenie, ale miałem pilną robotę na karku.

Gretchen

Przymus i przemoc to nie są synonimy.

OK. Bardzo mnie cieszy ta konstatacja, i ja tak sądzę.
Ale ja posługiwałem się tutaj Twoją definicją przemocy.
Proszę więc o uściślenie, co jest a co nie jest przemocą.
Definicją, nie przypowieściami.
Bo przykładami mozna obnażać kulawość prawa, ale nie można prawa napisać.

Dla mnie klaps nie jest przemocą, jest (powiedzmy) środkiem przymusu bezpośredniego.

piszesz, że przemoc, w tym szerszym rozumieniu, jest zła i trzeba ją sankcjonować

Nie, nie.
Nie piszę, że jest zła.
Jest groźna.
Niebezpieczna.
A to zupełnie co innego.
Dlatego piszę, że trzeba sankcjonować.

Elektryczność też jest niebezpieczna. Może zabić.
Dlatego trzeba ją zabezpieczać. Mamy bezpieczniki, izolacje, standardy określone przepisami.
A małym dzieciom nie pozwalamy nawet ruszać kontaktów.

Uczciwie mówiąc nie wiem dlaczego nie możesz sobie wyobrazić wychowywania dzieci bez używania kar fizycznych.

Uczciwie mówiąc nie wiem dlaczego kolejny raz wmawiasz mi trupa.
Wielokrotnie, także w tym wątku, pisałem, że jak najbardziej wyobrażam sobie. A nawet nie muszę wyobrażać, bo znam takie przypadki. Wspomniałem choćby o mojej mamie, wychowanej bez kar fizycznych, choć ja uważam że mimo to skrzywdzonej. Ale znam szereg innych przypadków, z lepszym finałem.
Ja nie postuluję przecież nakazu stosowania kar fizycznych.
Ja protestuję przeciw zakazowi.

Gretchen, ja już mówiłem, że rozumiem i uznaję Twój pogląd.
Tylko nie biorę go za swój.
W moim tu i teraz, oceniam że odpowiednie stosowanie karcenia fizycznego jest właściwe i pożyteczne dla moich dzieci.

Postawiłeś mnie w pozycji policjanta wszczynającego procedury i wsadzającego ludzi do pierdla. To przykre.

W tej pozycji nie ja stawiam Ciebie, a rząd chce postawić pracowników socjalnych.
Uważam, że to nie tylko przykre, ale groźne.

Zakaz aborcji to w pozytywnym ujęciu prawo do niekrzywdzenia.

Zakaz aborcji to w pozytywnym ujęciu prawo do nieuśmiercania.
Między tym, a prawem do niekrzywdzenia jest przepaść.
Między niekrzywdzeniem a absolutnym niestosowaniem kar fizycznych — moim zdaniem też.

Trywialnym będzie stwierdzenie, że dorośli bywają brutalnie bezwzględni wobec dzieci. Część tych dzieci w wyniku zachowań rodziców umiera, prawda?
Część jest okaleczona fizycznie i psychicznie.
Czy w takim ujęciu sprzeciwianie się zjawisku przemocy w domu nie jest chronieniem życia, ale nie wyłącznie biologicznego przetrwania?

Część ludzi umiera wskutek tego, że w ich otoczeniu palono papierosy.
Czy palacze mają być aresztowani i karani za usiłowanie zabójstwa?

Znaj proporcją, mocium panie.

W tym sęk, Gretchen.

Ja nie pochwalam przemocy rodzinnej. (W moim, dość wąskim, rozumieniu tego terminu).
Bydlaka, który znęca się nad żoną i dziećmi należy szybko skazać, skutecznie zabezpieczając pokrzywdzonych.

Ale jeśli znaczenie słowa “bije” rozszerzymy na każdego klapsa, a prawo do natychmiastowego odebrania dzieci nadamy szeregowym urzędnikom (nie policji!), doprowadzimy do wielu krzywd wyrządzanych z urzędu. Krzywd o wiele większych, niż zbita pupka.

Do wymiany zdań z Sebaq (jak to odmienić?) odniosę się może jutro.

Pozdrawiam


Odysie

Chcesz ustawową definicję przemocy w rodzinie. Proszę, art.2:

“Ilekroć w ustawie jest mowa o:
1) członku rodziny – należy przez to rozumieć osobę najbliższą w rozumieniu
art. 115 § 11 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. Nr
88, poz. 553, z późn. zm.)[1], a także inną osobę wspólnie zamieszkującą
lub gospodarującą;
2) przemocy w rodzinie – należy przez to rozumieć jednorazowe albo
powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub
dobra osobiste osób wymienionych w pkt 1, w szczególności narażające te
osoby na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, naruszające ich godność,
nietykalność cielesną, wolność w tym seksualną, powodujące szkody na ich
zdrowiu fizycznym lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy
moralne u osób dotkniętych przemocą.”

To prawo jest już napisane, jak mówiłam, od 2005 roku.

W sprawie klapsów moje stanowisko znasz, więc też nie ma sensu go powtarzać.

Projekt wprowadza zmianę w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym,po art. 96 dodaje się art. 96a:

„Art. 96a. Osobom wykonującym władzę rodzicielską, opiekę lub pieczę nad małoletnim
zakazuje się stosowania kar cielesnych.”.

Jeśli to wejdzie w życie Twoje prawo do fizycznego karania dzieci, zostanie Ci odebrane.

Piszesz, że klaps nie jest przemocą, ale z drugiej strony piszesz, że odpowiednie stosowanie karcenia fizycznego jest dla Twoich dzieci pożyteczne.
Czy mogę to rozumieć w ten sposób, że przyznałbyś rodzicom prawo do czegoś więcej niż klaps?

Co do tego kto, gdzie i w jakiej roli stawia. Napisałeś, że podasz mi swoje dane żebym mogła wszcząć odpowiednie procedury. Ja?
Nie jestem pracownikiem socjalnym, ani policjantką, z czego się cieszę.

I jeszcze co do tej aborcji. Rozumuję w taki sposób, że tego rodzaju zakaz wynika z uznania, że życie i zdrowie są wartościami, które prawo chroni.
Więc chronimy prawo do życia, od chwili gdy to życie się pojawia.
Jakiś czas później to życie zmienia miejsce, w którym się rozwija.
Dorosły jest chroniony prawem przed wszelkimi zamachami na jego życie i zdrowie. To ja pytam dlaczego dziecko, które szczęśliwie się urodziło, a jeszcze nie jest dorosłym (co oczywiste), z podobnej ochrony ma nie korzystać?

Prościej mówiąc: jeśli uznajemy jakieś wartości za nadrzędne, to bądźmy konsekwentni.

“Część ludzi umiera wskutek tego, że w ich otoczeniu palono papierosy.
Czy palacze mają być aresztowani i karani za usiłowanie zabójstwa?”

W gruncie rzeczy nie ma badań potwierdzających tę hipotezę, ale zostawmy to. Ponieważ jednak uznano, że tak jest to wolność palacza do palenia jest ograniczona w znacznym stopniu. Ma też być nadal ograniczana.

Jestem ciekawa gdzie Ty ustawiasz poprzeczkę przemocy. Ile rodzic może wobec dziecka, żeby nikt nie miał prawa interweniować?


Odysie,

“Część ludzi umiera wskutek tego, że w ich otoczeniu palono papierosy.
Czy palacze mają być aresztowani i karani za usiłowanie zabójstwa?”

Analogie przeważnie nietrafne i niecelne są, ta też.
Niepalący może wyjść z towarzystwa gdzie się pali, zmienić pracę, zaskarżyć palących i zrobić multum rzeczy. nawet sam zacząć palić:)

Dzieciak bity czy “obdarzany klapsami” nie może właściwie nic.

Człowiek dorosły ma własną wolę i jeżeli naraża się sam na bierne lub czynne palenie to jego sprawa i on powinien ponosić konsekwencje.

Jako ten co z palaczami całe studia lubił przebywać i w zadymionych knajpach z własnej woli przesiadywał, wiem, co mówię:)


I jeszcze coś, Odysie

Elektryczność jest niebezpieczna potencjalnie, o ile nie zadbamy o zabezpieczenie.
Daje nam wiele dobrego. Elektryczność jest dobra, choć może być niebezpieczna.

Przemoc jest nie tylko niebezpieczna, ale jest zła. Nie potencjalnie.

Przemoc nie daje nic dobrego. Każda przemoc, nie tylko fizyczna.

Nie tylko wobec dzieci, ale wobec dzieci szczególnie. Dzieci trzeba chronić, one są realnie bezbronne.

Naprawdę dziwi mnie, że Ty tata tej całej cudnej gromadki, nie chcesz podzielasz mojej opinii w tej sprawie.


Grzesiu

Niepalący może wyjść z towarzystwa gdzie się pali, zmienić pracę, zaskarżyć palących i zrobić multum rzeczy. nawet sam zacząć palić:)

Dorosły niepalący może.
I to dziś, gdy palacze są w defensywie. (Tak ze dwadzieścia pięć lat wstecz niepalący miał ograniczone możliwości.)

Dziecko już nie.
Jako dziecko byłem de facto zmuszony przez rodziców (i prawie wszystkich dorosłych praktycznie wszędzie) do biernego palenia. Na małym metrażu miałem dwoje dorosłych (najmniej 2×20 fajek/dziennie), oraz tłumy kopcących gości (bo to był tzw. dom otwarty). Trza by dodać jeszcze te smrodliwe sowieckie kosmosy, którymi zatruwała środowisko naturalne moja babcia… Naukowo dowiedziono, że to szkodziło mojemu zdrowiu.

Ponawiam pytanie w zmodyfikowanej formie: czy rodziców (tu: moich) za palenie przy dzieciach powinno się stawiać przed sąd?


Gretchen - meritum

Ja się nie domagałem ustawowej definicji. Ja pytałem o definicję Twoją, żebym wiedział o czym rozmawiam. Ale OK, rozumiem że Ty przyjmujesz wykładnię ustawową.

Ja się z nią zgadzam, z jednym zastrzeżeniam: te fragmenty są bardzo niejednoznaczne: naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność w tym seksualną [...] wywołujące cierpienia i krzywdy moralne.
Bo jeśli ja powiem, że rodzicielski klaps nie godzi w te zapisy, to zapewne prychniesz z oburzenia. Jeśli jednak ja znów przypomnę, że przymusowe mycie głowy narusza przynajmniej nietykalność cielsną, to ledwie wzruszysz ramionami, że gruba przesada.
W granicach owej przesady tkwi clou problemu.
Otóż jak dla mnie te zapisy są niejednoznaczne celowo — po to, by używać ich z rozwagą. Szanse na rozwagę daje sąd, gdzie są biegli, świadkowie i obrońcy. Gorzej gdy ocenę zostawia się pojedynczemu urzędnikowi.

O tym, że jestem otwarcie przeciwny dodaniu art.96a i dlaczego — mówiliśmy.
Cieszę się, że doszliśmy do zrozumienia, że jego wprowadzenie nie jest z mojego punktu widzenia zmianą kosmetyczną.

Piszesz, że klaps nie jest przemocą, ale z drugiej strony piszesz, że odpowiednie stosowanie karcenia fizycznego jest dla Twoich dzieci pożyteczne.
Czy mogę to rozumieć w ten sposób, że przyznałbyś rodzicom prawo do czegoś więcej niż klaps?

Gretchen. Znów jestem zdziwiony pytaniem, na które przecież już udzielałem odpowiedzi. Ale OK, encore, jeszczio raz:
1. Klaps jest karceniem fizycznym. Nie jest “przemocą w rodzinie”. Najprędzej nazwałbym go w kontekście naszej rozmowy “środkiem przymusu bezpośredniego”.
Więc nie piszę z jednej strony i z drugiej strony. Jestem wciąż po tej samej stronie.
2. Sam nie stosuję i nie przewiduję stosowania mocniejszych środków karcenia, ale wobec mnie używano pasa i nie uważam tego za godne potępienia. Nie byłem tą drogą krzywdzony.

Jestem ciekawa gdzie Ty ustawiasz poprzeczkę przemocy. Ile rodzic może wobec dziecka, żeby nikt nie miał prawa interweniować?

Za niedopuszczalne uważam wszelkie narzędzia, oraz oczywiście ciosy pięścią. To w zadnym razie nie karcenie, a bicie. Nadużycie przemocy. Osobiście za niedopuszczalne uznałbym także policzkowanie dzieci, jako upokarzające. Ale np. Francuzi tę metodę stosowali do niedawna powszechnie.

Interweniować ludzie powinni zawsze, gdy czują się zaniepokojeni.
Podam przykład z autopsji:
Jakiś czas temu pod wieczór, kasjerka na stacji benzynowej wyprowadziła mnie z równowagi. Za dużo policzyła, potem kasując transakcję zabrała mi kwit na myjnię i zgubiła itd.
Wkurzyłem się ostro i opisując sytuację żonie, w samochodzie, krzyczałem. Gdy poszedłem po raz kolejny do kiosku stacji, uderzyłem w złości ręką w blaszaną budę (sam się zdziwiłem ile huku to robi).
Pod moją nieobecność podszedł do niej gość też czekający w kolejce do myjni i zapytał, czy nie potrzebuje pomocy. Grzecznie, ale jednoznacznie wybadał, czy moja żona nie jest ofiarą przemocy. I OK. Dobrze. Niech żadna kobieta nie będzie tłuczona gdy wszyscy będą udawać, że nie widzą.

Ale gdybym w tej samej sytuacji został prewencyjnie skuty i aresztowany — to byłaby przesada.
Czyż nie?

Gretchen

Napisałeś, że podasz mi swoje dane żebym mogła wszcząć odpowiednie procedury. Ja?
Nie jestem pracownikiem socjalnym, ani policjantką, z czego się cieszę.

Pisząc o procedurach, miałem na myśli, że wiesz kogo należy skutecznie zawiadomić.
Nie znam się na prawie, ale zdaje się jest obowiązek złożenia doniesienia, gdy się wie o popełnieniu przestępstwa, czyż nie? No to Ty już wiesz. Dane do wypełnienia obywatelskiego obowiązku będziesz mieć. Czemu Cię stawiam w takiej sytuacji? Bo popierasz te zapisy. No, za takim popieraniem jakieś konsekwencje idą.

Rozumiesz Gretchen: jeśli jesteś za karaniem złodziei, a ja Ci powiem, że kradnę i nie zamierzam przestać, to nie bardzo masz wyjście, nie?


Gretchen - przykłady

Przykład z aborcją
Krótko, bo nie ma co bleblać po próżnicy:
nie zabijaj nie oznacza nie bij.

Możliwe jest wyznawać prawo do ochrony życia i zdrowia a przy tym w ogóle nie zabraniać przemocy, jeśli ta nie zagraża życiu i zdrowiu — czyż nie?
Tu właśnie dopuszczasz się pierwszego nadużycia logicznego, fałszywie wiążąc zakaz zabijania (aborcji) z zakazem kar cielesnych.

Drugą kwestią są rzekomo równe prawa dorosłych i dzieci.
Oczywiście, życie i zdrowie dzieci chronimy nawet bardziej niż u dorosłych, ale już wolność dzieci jest z definicji ograniczona. Na początku — prawie do zera. Prawo własności podobnie.
A to są prawa fundamentalne przecież.
To samo dotyczy też nietykalności cielesnej.

Zwracam uwagę, że ochrona życia i zdrowia o wiele bardziej usprawiedliwia stosowanie ograniczeń wolności i przymusu u dzieci niż u dorosłych.

Skoro więc dorosłemu nakazujemy pod groźbami różnymi (z policyjną pałą w ostateczności)posłuszeństwo różnym nakazom i zakazom dla jego dobra (i innych współobywateli), to tym bardziej dziecku należy pewne kwestie narzucać. Pod groźbą kar.

Wykładnia, że klaps zagraża życiu i zdrowiu, będzie trudna do obrony.
Wykadnia, iż jest on środkiem “policyjnym” wydaje się za to całkiem poprawna — czyż nie?

Bo, Gretchen, z Twojego ciągu rozumowania z tą aborcją wynika sugestia, że ja jestem zwolennikiem bezkarnego zabijania dzieci, byle po narodzeniu. To bzdura.
Oczywiście, że jestem wrogiem krzywdzenia dzieci.
Oczywiście, że najgorsze przypadki krzywdzenia należy bezwzględnie ścigać i surowo karać.

Tyle, że — co mówiłem setki razy — rozmijamy się w kwestii co jest krzywdzeniem.

przykład z papierosami

W gruncie rzeczy nie ma badań potwierdzających tę hipotezę [o śmiertelnych skutkach palenia biernego], ale zostawmy to.

Aha.
A są badania dowodzące szkodliwości klapsów? Jednoznacznie?

Ponieważ jednak uznano, że tak jest to wolność palacza do palenia jest ograniczona w znacznym stopniu. Ma też być nadal ograniczana.

Aha. Tyle, że ta wolność jest ograniczana (też paranoja — zwłaszcza poza przestrzenią publiczną) pod karą grzywny co najwyżej. Nie pod groźbą wyrzucenia z własnego domu i odebrania dzieci. Jeśli urzędnik uzna za stosowne.

przykład z elektrycznością

Elektryczność jest dobra

Tylko pierwsza połowa tego zdania jest prawdziwa: elektryczność jest. Jak grawitacja. Też jest.
Że potrafimy nią zdziałać cuda, albo zabić — to inna rzecz. Rzecz naszych umiejętności, naszej ostrożności, zabezpieczeń — ale przede wszystkim woli.

Oczywiście, że z przemocą nie jest jak z elektrycznością, ale to jest podobne:
przemoc jest.

Nie da się jej zniknąć.

Można ją próbować okiełznać, skanalizować. Tak albo inaczej.

Ale wybacz, nie powiem, że każda przemoc jest z gruntu zła.

Naprawdę dziwi mnie, że Ty tata tej całej cudnej gromadki, nie chcesz podzielasz mojej opinii w tej sprawie.

Jak już powiedziałem, każdy z nas ma swoje dogmaty.
Wybacz, ja się powstrzymam od wyrażania zdziwienia, że Ty nie podzielasz moich.

A w kwestiach wychowawczych — chętniej zasięgam opinii rodziców wielodzietnych, niż teoretyków.

ostatnie zdanie
Wiesz Gretchen, ja nie mam przewałkowanego zagadnienia przemocy. Tak naprawdę, to ta dyskusja popycha mnie do tego, bym nad tym pomyślał (i poczytał). Dopiero ta dyskusja zwróciła moją uwagę, że wśród dziesięciu nie ma przykazania zakazującego wszelkiej przemocy. A nawet, konkretnie, bicia.

Jak sobie przypomnę Jezusa wśród kupców w świątyni, to nawet widzę zupełnie niepacyfistyczny obraz.
A przecież On ostatecznie całą krzywdę wziął na swoje barki.
I kazał odłożyć miecz Szymonowi.

Bałagan mam w tej dziedzinie i trzeba go ciut poukładać.
Ale nie sądzę, bym kiedykolwiek mógł wpaść w Twój radykalizm.

Dobrej nocy


Odysie

Rozmawiamy o prawie więc przyjmuję definicję ustawową. Żadna inna nie ma w tym kontekście znaczenia.
Uważam, że rodzice nie mają prawa używania środków przymusu bezpośredniego , to jest chyba jasno postawiona sprawa?

“Otóż jak dla mnie te zapisy są niejednoznaczne celowo — po to, by używać ich z rozwagą. Szanse na rozwagę daje sąd, gdzie są biegli, świadkowie i obrońcy. Gorzej gdy ocenę zostawia się pojedynczemu urzędnikowi.”

Oczywiście, że są niejednoznaczne celowo, by używać ich z rozwagą.
Wciąż myślisz, że jeden urzędnik może komukolwiek odebrać dzieci?

No to proszę:

“art 12a.3:
Czynności, o których mowa w ust. 1, pracownik socjalny wykonuje przy udziale lekarza
lub ratownika medycznego, lub pielęgniarki, lub Policji.”

I tylko wtedy kiedy życie lub zdrowie dziecka jest bezpośrednio zagrożone.

Nie uważasz, że używanie pasa było wobec Ciebie krzywdzące. Dobrze.
Ja uważam, że używanie pasa wobec mnie było krzywdzące, i to jak cholera było.

Potrząsanie małym dzieckiem jest niebezpieczne dla jego życia. Dowiodła tego medycyna, a co w końcu jest niebezpiecznego w potrząsaniu?

“Osobiście za niedopuszczalne uznałbym także policzkowanie dzieci, jako upokarzające.”

Czyli uderzenie w twarz jest czymś innym niż uderzenie w tyłek. A w kark? A trzepnięcie w dłonie? A strzelenie przez plecy?
Uderzenie w pupę nie jest upokarzające z jakiego powodu?

Twoja granica jest na twarzy. Powiem przewrotnie i prowokująco, że głowa to już nie jest twarz. Odysie, takie granice są przesuwane.

I gdzie jest kolejna, wiekowa granica?

Nie mogąc uzyskać od dwulatka tego, co chciałbyś uzyskać – uderzysz. A w odniesieniu do ośmiolatka co zrobisz? A szesnastolatka?
Szesnastolatek chce iść na imprezę. Nie zgodziłeś się. A on się upiera, przygotowuje i zmierza do wyjścia. Co zrobisz?

Dasz w tyłek?

Co do Twojego przykładu z autopsji. Pomyślałeś dlaczego jakiś obcy człowiek poczuł się zaniepokojony?
Czy masz prawo tłuc pięścią w blaszaną, lub jakąkolwiek inną budę, która nie jest Twoja?

Jeśli obsługa tej stacji poczułaby się zagrożona, to wezwanie policji nie byłoby przesadą. Widać nie czuli się zagrożeni.

Procedury.

Idąc za Twoim tokiem rozumowania, całkiem zbieżnym z prawem, to o ile to wszystko wejdzie w życie to nie możesz oczekiwać reakcji tylko ode mnie. Będzie musiał zareagować Igła i Sergiusz, i wszyscy którzy czytali naszą rozmowę.
Popieranie lub nie tych zapisów, nie ma żadnego znaczenia dla obowiązku poinformowania organów ścigania.

Drwisz, a ja nie lubię takich drwin, bo już wielokrotnie stawałam przed takim wyborem w mojej sieciowej pracy, kiedy ktoś deklarował natychmiastowe popełnienie samobójstwa. I na mnie wtedy ciąży odpowiedzialność, także prawna. Bo mam obowiązek, o ile uznam, że to jest coś więcej niż mówienie, poinformować policję. Zadzwonić, podać IP i działać razem z Policją.

Dla mnie to wszystko nie jest teorią, to jest codzienność.


Klaps, a bezpośrednie zagrożenie życia

Albo wymierzenie policzka, a bezpośrednie zagrożenie życia.

Użycie siły fizycznej wobec dziecka, to zawsze jest agresja wynikająca z bezsilności albo agresja wynikająca ze zła, braku miłości. Ta ostatnia powinna być ścigana prawem, ta z bezsilności wspierana przez psychologów, edukację.
Mam dwóch chłopców, rok różnicy, gdy byli mali, w duecie byli naprawdę trudni do poskromienia i upilnowania. Kiedy używałam tzw. klapsów? Gdy byłam bezsilna, tzw. słabsze okresy w życiu, z różnych powodów. Na szczęście moje dzieci nie mogą powiedzieć, że były bite, nie znają pasa.
I wg mnie i urzędnik i sąsiad i każdy normalny człowiek, umie rozróżnić, czy rodzic dał klapsa, ale nie krzywdzi dziecka, czy ma miejsce przemoc fizyczna zagrażająca zdrowiu dziecka.
Długo myślałam nad tym problemem, nie wymyśliłam precyzyjnieszego zapisu chroniącego dziecko. Więc zgadzam się z Gretchen.
Mam nadzieję, że równolegle urzędnicy społeczni poza ściganiem rodziców, będa zajmować się prewencją, edukując i wspierając. Nie ma co liczyć wydanych pieniędzy publicznych na pomoc społeczną, to się kalkuluje. Zdrowe , szczęśliwe społeczeństwo, to bogate społeczeńtwo. Ze zdrowego, szczęśliwego dziecka nie wyrośnie przyszły bandyta.


Aniu

“Użycie siły fizycznej wobec dziecka, to zawsze jest agresja wynikająca z bezsilności albo agresja wynikająca ze zła, braku miłości. Ta ostatnia powinna być ścigana prawem, ta z bezsilności wspierana przez psychologów, edukację.”

Bardzo piękne zdanie.

Dziękuję Ci za Twój głos w tej rozmowie.


Pani Gretchen

Widziałam bulwersujący reportaż.
Dwie panie aktywnie udzielające się na blogu poetyckim, nicią wirtualnej sympatii złączone są glównymi osobami dramatu.
Pewnego dnia pani X deklaruje zamiar popełnienia samobójstwa. A pani Y staje wobec dylematu czy to prawda czy to tylko tekst.…
I blyskawicznie zawiadamia policję. Identyfikacja i interwencja związana z wyważaniem drzwi lokalu zajęła ok 2 godzin.
Znaleziono pania X nieprzytomną, w stanie agonalnym po zazyciu jakis prochów.
Dzień, w którym Pani Y na blogu poetyckim zobaczyła znajomy nick i tekst : dziekuję uznała za jeden z najpiękniejszych w swoim życiu.

To tak a propos blogowania, sprawnej identyfikacji w sieci, chwil rozpaczy, wołania o pomoc, trudnych decyzji i wirtualnych sympatii


Pani Agawo

Bardzo optymistyczna historia o braku obojętności.

Kiedyś pojawiła się w sieci, a dokładnie na portalu mojego “zatrudnienia” pewna dziewczyna, która jak się wkrótce okazało była przemocą trzymana przez takiego jednego i zmuszana do prostytucji. Nie uczestniczyłam w tej historii osobiście, znam ją z opowiadania koleżanki, ale akcja była podobna. IP, policja, szybka reakcja. Ktoś zalogowanych uczestników pomógł jej zmienić miejsce zamieszkania nawet.
Administracja portalu nigdy jej nie poznała, ale wszystko dobrze się skończyło.

Takie dziękuję jest cudowną wiadomością.

Pozdrawiam Panią prawdziwie choć wirtualnie :)


Subskrybuj zawartość