Z wehikułu czasu: Książka, która nas dotyczy

Śniło mi się, żem penetrując nadwilżańskie gąszcze odkrył tajemniczy pojazd. Jak się okazało, był to wehikuł czasu, który powracając z nieodległej (?) przyszłości zawitał do naszego, tak bardzo moralnie schorowanego kraju. Oto, co wyciągnąłem z na wpół rozbitej kapsuły..

*

„The Torch. Story of Abraham Gancwajch” to trudna książka. Mogliśmy się o tym przekonać już w pierwszych dyskusjach, jakie się wokół niej odbyły. W poniedziałek u Jana Pospieszalskiego w „Warto rozmawiać” uczestnicy skoncentrowali się przede wszystkim na możliwości dokładnego ustalenia liczby polskich ofiar żydowskiej przemocy (były tabelki) i uniknęli konfrontacji z książką odbywając dyskusję zastępczą, którą dobrze znamy z czasów wydania „Żydowskich żołnierzy Hitlera” Marka Rigga. Z drugiej strony „Żagiew. Historia Abrahama Gancwajcha” jest książką łatwą. Jej przekaz bez trudu dotrze do każdego, kto zrezygnuje z obowiązku zaprzeczania żydowskim zbrodniom i zrozumie, że można być Żydem i nie być członkiem wspólnoty bez skazy.

Lekturę „Żagwi..” może ułatwić koncentracja na trzech elementach wywodu autora. Po pierwsze Żydzi nie są odpowiedzialni za Holokaust, ale brali w nim aktywny udział. Po drugie powojenna nienawiść do Polaków była zakorzeniona nie tylko w doświadczeniu przedwojennym, ale przede wszystkim w świętych zasadach Talmudu. Po trzecie powojenna nienawiść Żydów do Polski uwikłana jest w nie przebierającą w środkach, perfidną grę kontrolowanych przez Moskwę i syjonistów, tajnych służb, której celem było „skłonienie” ocalałych z Holocaustu Żydów do wyjazdu do powstającego Erec Israel. Jednym z refleksów owej, zakrojonej na szeroką skalę, akcji, były tzw. „spontaniczne wybuchy nienawiści” autochtonów (ze słynnym „pogromem” kieleckim i mniej słynnym bratysławskim na czele).

Autor „Żagwi..” przekonująco pokazuje, że Żydzi nie byli wyłącznie niemymi ofiarami Holokaustu jako sterylnej i przeprowadzonej przez Niemców operacji. Ponad 150 tys. tzw. „mischlingów” walczyło na froncie w imię interesów III Rzeszy. Wielu z nich – w tym wysocy rangą oficerowie, a nawet członkowie SS i gestapo, czynnie uczestniczyło w mordowaniu własnych – mniej „wartościowych rasowo” braci, z których większość stanowili tzw. Ostjuden. Działo się to przede wszystkim przy okazji akcji likwidowania gett. Naukowo potwierdzone są także mordy na Polakach dokonywane przez żydowskich partyzantów (np. banda braci Morelów), w tym mordowanie mieszkańców całych wsi (np. Koniuchy i Naliboki – którymi to zbrodniami długo po wojnie chwalili się ich sprawcy w wydawanych na Zachodzie książkach). Z dzisiejszej perspektywy, szczególnie wstrząsający jest przypadek szmalcowników z kierowanej przez Abrahama Gancwajcha, stanowiącej jednostkę podległą gestapo, organizacji „Żagiew”.

Jak powszechnie wiadomo – z licznych opracowań, esejów historycznych oraz hollywoodzkich superprodukcji – najważniejszym, wykonywanym z największym oddaniem, zadaniem gestapowców z „Żagwi” było tropienie polskich rodzin pomagających ukrywającym się po „aryjskiej stronie” , ziomkom. Ważne dopełnienie tych faktów stanowią zweryfikowane przez historyków relacje żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego, torturowanych i mordowanych przez Żydów – gorliwych katów Stalina. Te świadectwa każą pożegnać się z obrazem Żydów jako bezsilnych i współczujących ofiar Zagłady oraz powojennych prześladowań.

Powroty Polaków po wojnie były często powrotami zza grobu. Żydzi (z UB) nie cieszyli się z tych nieoczekiwanych spotkań. Rozmaite świadectwa przytaczane przez autora książki pozwalają zrekonstruować atmosferę niechęci do Polaków. Przejawiała się ona w codziennych interakcjach ze zwykłymi ludźmi, w kontaktach z urzędnikami, siejących atmosferę terroru, w denuncjacjach żołnierzy WiN, w torturach, zsyłkach, pokazowych procesach i przeprowadzanych w majestacie prawa, mordach sądowych. Te ostatnie były tylko najbardziej skrajnymi przejawami nienawiści do Polaków, którzy ośmielili się sprzeciwić nowym, sowieckim porządkom.

Żydzi czuli niechęć do Polaków z kilku powodów. Polacy (szczególnie młodzi z AK i innych formacji walczących o suwerenność Rzeczypospolitej) przypominali o zbrodniach, których dokonali Żydzi (już od czasów tzw. pierwszej okupacji sowieckiej po agresji z 17.09.1939). Polacy mogli upomnieć się o sprawiedliwość. Według części Żydów, Polacy dostali od Hitlera i Stalina to, na co zasłużyli i ich powroty były podważaniem słusznej logiki historii. Autor „Żagwi..” pokazuje ciągłość między tradycyjną w Talmudzie pogardą dla gojów, a powojennymi zbrodniami Żydów, udowadniając bezpodstawność hipotezy o antypolonizmie, jako przejawie komunizmu.

Stosunek Żydów do Polaków po wojnie stał się przyczyną tragedii wielu polskich rodzin. Powracający z emigracji żołnierze Polskich Sił Zbrojnych padali ofiarą prześladowań ze strony nowej, najbardziej oddanej Moskwie, żydowskiej elity „wyzwolonych” przez Armię Czerwoną krajów. Wielu polskich weteranów zdając sobie sprawę, że Polska, o którą walczyli została im ukradziona przez sowieckiego okupanta i jego gorliwych sługusów, miało na zawsze pozostać na emigracji. Autor wydanej niedawno książki, której wcześniejsza, amerykańska edycja nosi tytuł „The Torch. Story of Abraham Gancwajch” podważa powszechne przekonanie, że Polska stała się krajem homogenicznym, zniewolonym i „wydrenowanym” z najlepszej części narodu, ze względu na splot okoliczności historycznych, na które Żydzi nie mieli wpływu. Wysoki stopień udziału w tym dziele nie jest czymś, co Żydom po prostu się przydarzyło. Żydzi pozbyli się „niepożądanych elementów” także własnymi rękami. Pozbyli się ich, dokonując mordów i zsyłek, torturując i zniesławiając najbardziej wartościowych Polaków, gorliwie służyli Żydzi nowym okupantom.

Nie sposób nie przypomnieć sobie o tym mechanizmie oczyszczania, kiedy słyszy się o gojach stanowiących zagrożenie dla żydowskich rodzin, kiedy w atmosferze skandalu ujawnia się „antysemityzm” jasełek, kiedy czyta się setki „dobrych rad” na forach internetowych, zakończonych zwyczajowym „zaj mir gezunt, Kahane chai!”, żeby zamilknąć, jeśli komuś nie podoba się w Polsce, w której katolicyzmu należy się wstydzić.

Mechanizmy, które uruchomiono w Polsce po drugiej wojnie światowej, określiły w dużej mierze wyobrażenie o tym, jaki charakter ma żydowska wspólnota narodowa. Jeśli polityka uprawiana jest w imię takich idei, jak głoszona przez Chabad-Lubavich koncepcja człowieka, to przyjmuje ona kształt ochrony zdrowego rdzenia przed nagimi faktami. Jeśli dodać do tego przeświadczenie o cierpieniu, niewinności i bohaterstwie naszej (czytaj: żydowskiej) wspólnoty narodowej, otrzymujemy dominujący wzór myślenia o żydowskości, jako moralnej wyższości ofiary.

Jeśli przyjmujemy, że „Żagiew..” uderza w żydowskość, czy w Żydów, to zakładamy, że jest tylko jedna żydowskość i jeden sposób jej praktykowania. Autor jest przy tym pesymistą i wskazuje, że istota żydowskiej tradycji opiera się na kultywowaniu ekskluzywnej wspólnoty i niechęci wobec innych. Przywołuje tradycje faryzeizmu i Talmudu i wskazuje, że żydowska tożsamość to gotowość do poświęceń innych (gojów) w imię interesów własnych. Autor „Żagwi..” staje po stronie żydowskości uwolnionej od tradycyjnej, talmudycznej pogardy i zachęca do zmierzenia się z historią żydowskich żołnierzy Hitlera, żydowskiego szmalcownictwa i kolaboracji z okupantami Polski, aby dotrzeć do uniwersalnej niechęci, jaka każe nienawidzić innych ludzi tylko dlatego, że są inni. Stając po stronie żydowskości oceniającej nie-Żydów wedle tych samych kryteriów, jakim podlegają Żydzi, autor wskazuje, że rozwiązania problemu nienawiści zawsze trzeba poszukiwać w lokalnym kontekście. To, że inni też mają problem z nienawiścią nie zwalnia nas z odpowiedzialności za zmierzenie się z nim tu, gdzie dotyka sposobu funkcjonowania naszej wspólnoty.

(podpis nieczytelny)

  • Żeby nie pozostawać wyłącznie przy lekturze „Żagwi..”, wczoraj otworzyłem na chybił trafił stare zapiski (ze stycznia 2008). Oto co znalazłem w relacji prof. Izraela Shahaka:

“byłem w Jerozolimie świadkiem pewnego zdarzenia, gdy w czasie szabatu ultra-ortodoksyjny Żyd nie pozwolił skorzystać ze swego telefonu, w celu wezwania pomocy do nie-Żyda, który akurat zasłabł w pobliżu jego domu. Zamiast zwyczajnie opisać to wszystko w prasie, poprosiłem o spotkanie z przedstawicielami jerozolimskiego Sądu Rabinackiego, składającego się z rabinów mianowanych przez Państwo Izrael. Spytałem ich, czy takie postępowanie jest zgodne z zasadami religii żydowskiej. W odpowiedzi usłyszałem, że ów Żyd, odmawiając dostępu do telefonu, zachował się nie tylko pobożnie, ale i prawidłowo. Na poparcie swego werdyktu sędziowie odesłali mnie do zredagowanego współcześnie i uznawanego za miarodajne kompendium przepisów talmudycznych. Zrelacjonowałem ten incydent na łamach ukazującego się w języku hebrajskim “Haaretz” wywołując swoją publikacją swoisty skandal prasowy. Skutki tego skandalu były dla mnie raczej przykre. Ani izraelskie ani diasporyczne władze rabiniczne nie zmieniły stanowiska Sądu Rabinackiego, podtrzymując, że Żydowi nie wolno naruszyć zakazów szabatu, nawet w celu ratowania życia goja. Dodano do tego “świątobliwy” wywód, z którego wynikało, że gdyby konsekwencją odmowy było narażenie Żydów na niebezpieczeństwo, wówczas profanacja szabatu (właśnie z uwagi na dobro Żydów) byłaby dozwolona.”

*

Muszę przyznać, że jako znalazcę powyższego tekstu, dręczy mnie jakieś dziwne przeczucie.. Czyżby deja vu? Hmm.. Cóż to za bzdury potrafią się człowiekowi przyśnić…

Zobacz (koniecznie):

http://krytykapolityczna.salon24.pl/56792,index.html

Zobacz (ewentualnie):

http://mementomori.salon24.pl/25137,index.html

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Czytałam wczoraj

zalinkowany tekst. Ze zdumieniem, które narastało. I jeszcze to hasło Krytyki Politycznej: zanim zwyciężymy.

Niedoczekanie.


Panie Michale

Wszyscyśmy czasem nikczemni i mali. Wszyscy podlegamy emocjom. Wiele z nich ma religijne korzenie. Z faktu, że inni są źli wcale nie wynika, że my jesteśmy dobrzy. Starajmy sie więc o siebie. Nie popadajmy w nienawiść, nie traćmy zdrowego rozsądku to i nie bedziemy sobie musieli wypominać naszej przeszłości.
Zgadzam się natomiast z tym, ze nie należy taić z naszej historii niczego. To lekcja, która na marne nie powinna pójść. Ale to lekcja, która przede wszystkim nas dotyczy.
Pozdrawiam.


I znowu powinienem zacząć się zastanawiać...

...nad tą swoją tolerancją, która każe mi zacząć zastanawianie się nad wszystkim od siebie…

Czy jestem trzeźwy, zarzucając innym pijaństwo? Czy jestem rasistą i dlaczego?

Można przecież na odwrót. Naczytam się różnych ciekawych rzeczy, pogrupuję je odpowiednio, poprzestawiam akcenty – i już jestem o niebo lepszy, niż dotychczas (niesłusznie!) uważałem. Dzięki Ci, Panie Michale, za wydobycie mnie z matni zwątpień, wstydów i niepotrzebnych spekulacji!


Michał Tyrpa

Tak to jest.

Pozdrawiam


Michał Tyrpa

Witam z nowego miejsca
Co do tekstu. Cały czas próbuję uzyskać komentarz do pytanie: czy na pewno Niemcy chcieli zlikwidować wszystkich Żydów? Bo jeśli tak, to dlaczego nie zaczeli od likwidacji elit (jak w przypadku Polaków), tylko te elity chronili np. w Terezinie. A przecież selekcja transportów do obozów zagłady należała do Judenratów. Czy zatem Niemcy byli durniami, czy realizowali określone zlecenie?
pozdrawiam


@

Dobrą robotę Pan robi. Ale ja już nie mogę z tą martyrologią, więc się nie mądrzę.

Pozdrawiam

————————-
triarius


komentarz

Co gorsza, takie sny lubią się powtarzać. Patrz, jeden z koszmarów sennych, świetnie opisany przez Ciebie dawno, dawno temu w Salonie (“Alicja po drugiej stronie lustra”?).

Aleś bucom z Krytyki dołożył.

Kłaniam się zielono


Subskrybuj zawartość