O blogosferze*

Kilka lat temu, Bronisław Wildstein często protestował przeciwko określaniu niektórych dziennikarzy i publicystów mianem prawicowych. Czynił to na spotkaniach autorskich – podczas promocji swej książki „Mistrz”, w wypowiedziach telewizyjnych oraz na łamach Rzeczpospolitej. Uważał, że nazewnictwo to, wprowadzone przez środowisko „Gazety Wyborczej” i inne liberalne media, ma na celu zepchnięcie osób, które różnią się od nich poglądami, do prawicowego getta i próbuje im się odebrać prawo do bycia po prostu publicystą, czy dziennikarzem. W ich wykonaniu określenie prawicowy, brzmiało jak epitet i oznaczało zazwyczaj nieobiektywnego pismaka, który wspiera różne formacje umieszczone po prawej stronie sceny politycznej.

Część dziennikarzy do dzisiaj nie przepada za takim klasyfikowaniem, pamiętając, że media powinny być rzetelne i wiarygodne. Zamiast promować jakąś opcję polityczną, mają obiektywnie patrzeć władzy na ręce oraz informować społeczeństwo o tym, co się dzieje w otaczającym je świecie. W chwili, gdy jakieś medium postrzegane jest jako tuba propagandowa jakiejś partii, zazwyczaj automatycznie traci wiarygodność w oczach swych czytelników.

Co ciekawe zasada ta zdaje się nie dotyczyć blogosfery i coś mi mówi, że to jest właśnie największa różnica dzieląca ją od świata tradycyjnych mediów. Wydaje się być ona bardzo upolityczniona i łatwo odnaleźć blogerów określających się mianem prawicowych, czy lewicowych. Sami się dobrowolnie szufladkują, a jeżeli nawet ktoś uczyni to za nich, to specjalnie nie protestują. Prawie nikomu to nie przeszkadza. Roi się od politycznych blogów, gdzie autorzy zamiast obiektywnie analizować to, co się wokół nich dzieje, zajmują się tłumaczeniem świata na prawicowy lub lewicowy język. Nierzadko występują jako tuby propagandowe partii, które darzą wprost przeogromną miłością. Internet stał się miejscem starcia politycznych wpływów i od dawna widać to bardzo wyraźnie. I nie chodzi mi tu jedynie o wyrastające jak chwasty po deszczu blogi polityków, bo te wydają mi się często wielkim nieporozumieniem, ale o całokształt politycznej blogosfery.

Świat politycznych blogów rządzi się swoimi prawami i mało istotne są spostrzeżenia niektórych telewizyjnych dziennikarzy, mówiące o tym, że blogosfera zaczyna przejmować standardy tradycyjnego dziennikarstwa. Jeżeli nawet, coraz częściej publikujący w niej uznani publicyści, cywilizują ją w pewien sposób, to jednak i tak dominuje ciągle i będzie dominować jeszcze długo, o ile nie zawsze – chęć traktowanie jej jako pola walki między różnymi, politycznymi siłami. Owo prawie całkowite upolitycznienie blogosfery wydaje się chyba (nie mam pewności) dostrzegać nawet Paweł Paliwoda, który zapowiedział publikację tekstów niektórych autorów Salonu24 w „Gazecie Polskiej”. Jak wyczytałem w jego komentarzu, na blogu u Eumenesa – mniej więcej co dwa tygodnie, będą publikowane opinie dwóch osób – jedna ma być z lewicy, a druga z prawicy. Apolitycznych blogerów brak.

*To mój stary tekst, publikowany już przeze mnie w Internecie (kwiecień 2008), ale wydaje mi się cały czas aktualny. Czytam sobie ostatnio sporo postów o blogosferze, głównie o tej prawicowej (no, wysypało ich sporo), a jako, że ta “gorączka” (wcale nie w negatywnym sensie), dotknęła też TXT, pozwalam sobie na wklejenie go i tutaj.

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Hm, ale i apolitycznych dziennikarzy brak

mnie sie wydaje zresztą, że apolityczność nie jest żadną zaletą.
Tak samo jak obiektywizm na siłę.
Choć fakt,że w blogosferze roi się od etykietek “prawicowy/prawacki” “lewicowy/lewacki”, które w sumie często niewiele znaczą a li tylko spostponowaniu przeciwnika służą i dowaleniu.

Dlatego ja tam wolę oceniać ten cały grajdół blogerski z pozycji nie lewaka i prawaka a błazeńskiej gupka.

Pozdrawiam ucieszony widokiem nowego bloga i blogera tu (choć teksty jesli dobrze kojarzę i komentarze różne znam już z salonu 24)

Idem czytać pierwszy tekst


-->Autor

Przede wszystkim słowa “prawica” i “prawicowy” nie są powodem do wstydu. Jeśli Wildstein tak powiedział, jak Pan relacjonuje, to przestrzelił, i to mocno. Trochę naiwne jest to jego tłumaczenie; podszedł od sprawy od złej strony. Wpędzanie do getta polega między innymi na zawłaszczaniu języka. Przebiegłość tej manipulacji polega właśnie na ustawianiu przeciwnika w rogu i stygmatyzowaniu go odpowiednią nazwą, która dyskwalifikuje sama w sobie, niezależnie od istoty rzeczy.

Przyznaję jednak, że spośród dewaluowanych pojęć, które mam ochotę bronić, ów prawicowy jest względnie daleko.

referent


Moim zdaniem pies jest pogrzebany

nie w tym miejscu w którym bloger czy dziennikarz zajmuje stanowisko lewicowe/prawicowe opisując temat.
Zły jest fanatyzm, kiedy na każdą sprawę patrzy się przez pryzmat wpisania się w spór PO/Pis.
Typowym dla mnie przykładem jest dla mnie fenomen Maryli, samej określającej się jako prawicowa a w moich oczach jako, po prosu – głupia.
To samo dotyczy takich dziennikarzy jak słynna piątkowa czwórka z TOK FM – Żakowski, Władyka, Lis, Wołek albo Azrael czy Mireks z blogosfery.

Są tylko propagandystami gotowymi wesprzeć propagandowo każdy pogląd i działanie byle zgodne z ich linią partyjną, której kibicują.
Tak, to jest mentalność kibola.


@Grześ

1. A i owszem. Ale zdroworozsądkowe i rzetelne podejście do tematu zaletą już jest. Może i obiektywizm jest mitem, ale miło by było, gdyby coraz częściej pojawiali się blogerzy, którzy którzy potrafią się zająć tylko analizą jakiejś sytuacji i nie starali się od razu wchodzić w “buty wojowników”. Choć może to i trochę nudne być... Ale mi i tak brakuje w sieci jakiegoś wkurzonego blogera dowalającego każdej stronie sceny politycznej i jak się da, to też chwalącego, każdą stronę sceny politycznej…

2. Skojarzenie prawidłowe. A ja przy okazji przepraszam i to bardzo. Robiąc jakiś czas temu porządki w poczcie, znalazłem w skrzynce ze spamem zaproszenie na Tekstowisko i to wysłane do mnie baaardzo dawno temu. Odpisywać już sensu chyba nie było. No, ale teraz jestem i tu. I powiem szczerze, że tu się jakoś lepiej pisze. Edytor notek, w przeciwieństwie do salonowego mnie nie drażni i notki widzę w całości. I jakoś tak jaśniej jest. I… No dobrze. Wystarczy tej wazeliny.

Jeszcze raz przepraszam.

Pozdrawiam.


referent Bulzacki

Aaa… Wydaje mi się, że Wildstein, właśnie to o czym Pan pisze starał się wytłumaczyć. I miał rację, jeżeli o dziennikarzy chodzi, choć w przypadku publicystów, to nie wydaje mi się to aż tak oczywiste.

Oczywiście, że słowa “prawicowy” i “lewicowy” nie są powodem do wstydu, ale jednak spora grupa dziennikarzy, i słusznie – broni się przed takim zaszufladkowaniem, nawet, jeżeli ich medium wspiera jakąś partię całkiem jawnie. Nie jest bowiem dobrze jeżeli każdy materiał jakiegoś dziennikarza jest postrzegany przez pryzmat jego poglądów politycznych. W dalszej kolejności prowadzi to często do kwestionowania jedno rzetelności, oskarżeń o stronniczość itp. To właśnie starało się zrobić “środowisko GW i Spółki “(umownie) ze swymi przeciwnikami.

Przyznaję, że sam czekam z niecierpliwością, na nowe pokolenie dziennikarzy i publicystów, którym może w końcu uda się jakoś wyplątać z tej ciągłej ideowej wojenki i zamiast wspierać kolejno różne polityczne ugrupowania, będą po prostu patrzeć wszystkim na ręce po równo. Hmmm… Może i zostało we mnie jeszcze trochę idealizmu i wiary w różne utopie, tego wykluczyć nie mogę.

Pozdrawiam.


Igła

Ma Pan wiele racji. Mnie do dziś zastanawia ten fenomen występujący na niektórych platformach blogowych. Zauważyć można dziwny podział na PiS i PO. Reszta, to nieliczny margines. A jak znajdzie się jakiegoś lewaka, to też za bardzo się nie przyznaje do tego, jaką partię popiera. Wstyd czy co?

W moim poście chodziło mi między innymi o ten fanatyzm i starałem się ukazać, że to jedna z podstawowych cech odróżniająca blogosferę od tradycyjnych mediów…

A co do tych blogerów, to Azrael z tego co czytam, ma skłonność do zwalczania PiS i projektu budowy IV RP przy równoczesnej próbie udawania co jakiś czas bezstronnego obserwatora i przy sporym parciu na mainstream. No, niby jego prawo. A Mireksa staram się nie czytać – co kliknę w jego blog, to prawicową blogosferą się zajmuje. Ja rozumiem, że można mieć różne fascynacje, ale mnie to akurat nudzi.

Pozdrawiam.


Hm,

ad 1.
No fakt, ale czy i takich “sprawiedliwych” dziennikarzy mamy?
Jakoś też mi nikt nie przychodzi do głowy, choć pewnie oni w swoim mniemaniu są oibiektywni itd.
Z takich politycznych dziennikarzy, to taki Warzecha np. nie jest ni kibolem PiS ni PO, ale też nie jest jego postawa wśród dziennikarzy jakaś częsta chyba.

ad 2. A już dawno zapomniałem o tym zaproszeniu, znaczy myślałem, że zostałem olany:), ale w końcu na TXT trafiłeś.

A technicznie, fakt, też TXT od zawsze mi się podoba (pozdrowienia dla Sergiusza&Maszyny, że tak się władzom podliżę:))


P.S.

A w ogóle taka uwaga na marginesie w sumie mi się nasuwa, że blogosfera polska strasznie lubi się sobą zajmować, ileż to tekstów na S24 czy TXT powstało o nas samych, o blogach, o poszczególnych portalach czy blogach nawet.

Czasem mam przesyt tym w sumie, a jakie emocje te teksty czasem budzą, większe niż jakies polityczne przepychanki.

pzdr


Fanatyzm, panie Paprotniku?

W blogosferze jest widoczny jak na dłoni, tak samo obsesje.

Teraz zejdźmy o jeden szczebel niżej, właśnie na poziom obsesji.

Czy nie odczuwa pan deja vou czytając Rybickiego, Wildsteina, Ziemkiewicza albo różnych redaktorków z GW?
Przecież już po przeczytaniu 2 zdań wiadome jest dla starego repa jaka jest teza i jaka będzie puenta. Bo tytuł zwiastuje temat.

Reszta jest tak przewidywalna, czasem głupia, czasem wredna, że aż nudna.

Ot i cały mainstriem.
Chłopcy potem idą na drinka gdzie popisują się przed sobą wysokością kontraktów.
I klepią się po udach i ramionach, z uciechy.


Subskrybuj zawartość