O stereotypach kilku na temat nauczycieli

Na TXT działkę edukacyjna uprawia ciekawie Sajonara, ja w sumie jakoś nie pisałem o tym , bo nie czułem potrzeby, ale ostatnie kilka tekstów przeczytałem w S24, pogadałem z Odysem, napisałem kilka komentów i w dodatku ten strajk wczorajszy i tak postanowiłem napisać kilka słów.

Pewnie stwierdzicie, że piszę rzeczy oczywiste, ale może ktoś przeczyta i nie będzie się wychylał ze swoją ignorancją albo mniej będzie (choc akurat na TXT rzadko gada się o nauczycielach i szkole, nie licząc blogu Sajonary, więc może temat nie zainteresuje nikogo, ale spróbuję)
Jak już pisałem, tekst wyrasta z wkurzenia, z wkurzenia wszechwiedzą domniemaną niektórych. Ta wszechwiedza o dziwo dotyka i ludzi inteligentnych i sensownych (wystarczy poczytać, co o nauczycielach wypisywali w S24 Yesmer, Łukasz Warzecha czy Boanerges tyż).

Więc pomyślałem, że czas omówić kilka spraw, znaczy zająć sie kilkoma kliszami i stereotypami, które powtarzane są i w necie i w realu.

Stereotyp I

Nauczyciel pracuje za mało, bo pracuje 18 godzin w tygodniu.
Po pierwsze jest różnie, bo owo mityczne 18 godzin to tzw pensum, które inne jest w przedszkolu, inne w Kolegiach czy Kolegiach Językowych, inne w placówkach opiekuńczych czy czyms takim.
18 godzin pracują nauczyciele w szkole podstawowej, gimnazjum czy liceum.
By pokazać, że można robić jeszcze mniej:), moje pensum wynosi godzin 15.

Tyle że tak, owe 18 godzin to są same zajęcia, trzeba dołożyć do tego po pierwsze przygotowanie zajęć, w moim wypadku by np. przeprowadzić 90 min zajęć to potrzebuję przynajmniej 90 by zajęcia fajnie zrobić.
W poprzednim roku jak miałem Kulturę Niemiec, zdarzało mi się zajęcia 3 ×45 min przygotowywac pól dnia albo i dłużej, by były ciekawe.
Do tego trzeba dołożyć opracowanie testów, sprawdzianów, sprawdzanie ich , przygotowanie poprawy dla tych co nie zaliczą, kolejne sprawdzanie itd
W przypadku nauczycieli języków dochodzi sprawdzanie często prac pisemnych (listy, wypracowania itd), co zajmuje dużo więcej czasu niż poprawienie testu.
Doliczyć należy w przypadku większości nauczycieli spotkania z rodzicami, wywiadówki, konferencje, rady programowe, dyżury, udział w szkoleniach obowiązkowych, itd, udział w maturach, egzaminach (w Kolegiach np.), wycieczki klasowe.

Stereotyp II

Nauczyciel ma mnóstwo wolnego: wakacje, ferie, święta itd.

Teoretycznie zgoda, tylko chciałbym zwrócić uwagę, dla kogo jest rok szkolny?
Dla mnie czy dla ucznia/słuchacza/studenta.

Nic prostszego, do wszystkich, co mają pretensje do nauczycieli o ich wolne, prosze się starać, wpływać na polityków, by zmienili organizację roku szkolnego. Ja w lipcu uczyć mogę ( w Niemczech np. wakacje szkolne są krótsze i w kazdym landzie w innym czasie) , między świętami a Nowym Rokiem też, ciekawe co na to dzieci i rodzice:), wątpię, by byli zadowoleni.
Wielu nauczycieli może wolałoby np. miesiąc wakacji i możliwość wzięcia wolnego sobie np. w połowie maja.
A co tam maturzyści poczekają, studenci na zaliczenia też moga poczekać:)

Stereotyp III

Nauczyciel musi mieć powołanie.

Hm, dziwnym trafem jest to jedyna grupa (chyba poza księżmi, przy której mówi się o powołaniu).Nie słyszałem o powołaniu do bycia policjantem, urzednikiem, informatykiem itd
Tu tworzy się jakby dziwne wrażenie, że nauczycielem musi być ktoś, kogo marzeniem od dziecka było uczenie, kto wiedział i wybierał od początku tą drogę.
Tyle, że to ściema, moim zdaniem.
Dla mnie ważne jest by wykonywać pracę profesjonalne, oczywiście do tego potrzebne jest by ją choć trochę lubić, ale nie jest tak, że nauczyciel, który czasem odczuwa frustrację/znużenie/nie chce mu się ,nawet jak ma na 13, wychodzić na zajęcia (hm, skąd ja to znam:), to od razu nie nadaje się do zawodu.
Bo jak się jest przygotowanym do zajęć i jak się je zaczyna prowadzić, to te inne rzeczy znikają. I się skupia tylko na prowadzeniu, na mówieniu/odpowiednim podejściu itd.
I jest to fajne całkiem.

Zresztą troche o tym, a trochę nie napisałem kiedyś tak u Boanergesa:

A w ogóle zabawne jest gadanie o nauczycielach z przypadku,
przecież można być dobrym nauczycielem i dobrze wykonywac i lubic swoją prace, nawet jak się nie marzyło od 10 roku życia o byciu nauczycielem.??
Czy w innych zawodach każdy jest z powołania?
By być dobrym nauczycielem, trza dużo pracować, trza mieć trochę talentów różnych, nie pragnąć za bardzo kasy :)( by się nie frustrować), mieć dobre podejście do innych (cierpliwość, wyrozumiałość,umięjętność przyznawania się do błędów i oceny własnej pracy), no i umieć coś i umieć to przekazać. No i się rozwijać ciągle…
Nie tak mało, ale i znowu nie sa to nadludzkie wymagania.
A i trochę showmanem być:)
Nie trzeba być geniuszem, nie trza mieć pasji wielkich (pasją może stac się praca, ale to nie dzieje się od razu zawsze i są chwile gdy nawet praca – pasja męczy)

Napisałem to tu, zresztą poczytajcie i inne komentarze i tekst, bo ciekawy acz bałamutny lekko (ale autor potrafi się przyznac jak czegoś nie wie, to rzadkość wśród krytyków nauczycieli, bo większość wie wszystko:)

http://boanerges.salon24.pl/58310,index.html

Stereotyp IV

Nauczyciele kończą jakieś dziwne kierunki nauczycielskie lub pedagogiczne, po których niedouczeni są i nic nie umieją.
By być nauczycielem trzeba mieć licencjat lub magisterium z uczonego przedmiotu plus przygotowanie pedagogiczne.
Wielu nauczycieli ma po prostu jak wiele innych osób normalne uniwersyteckie wykształcenie, oczywiście dużo nauczycieli jest po Kolegiach (aczkolwiek jak porównuję poziom nauczania np. metodyki u siebie na studiach uniwersyteckich jaki był i w Kolegium, gdzie pracuję, to wynika mi, że w Kolegium jest o wiele wyższy)
Więc wyjasniam na przykladzie: ja skończyłem specjalizację nauczycielską czyli przez całe studia musiałem mieć 150 godz praktyk i ileś tam godzin z metodyki nauczania, psychologii, pedagogiki (teraz jest chyba jeszcze emisja głosu)
Poza tym to nie znaczy jednak, że przedmioty kierunkowe były jakoś zaniedbywane, oczywiście nie miałem np. tylu godzin tłumaczeń, co na specjalizacji tłumaczeniowej, ale jakieś minimum jest dla każdej specjalizacji i tak samo jest na innych kierunkach.

To chyba tyle, przepraszam za pouczający ton i za nudnawe wypracowanie, ale po prostu męczyły mnie te sprawy.
W sumie przypuszczam, że na TXT akurat takich rzeczy wyjaśniać nie trzeba, ale jak się tu zabłąka ktoś, kto wie wszystko, to może się cos dowie naprawdę.

Nie napisałem jeszcze o kilku rzeczach specyficznych dla tego zawodu, ale i tak już chyba zanudziłem.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Grzesiu,

widzę, że i Pan wziął się za pisanie nudnych tekstów.

I bardzo dobrze, bo niektóre rzeczy należy po prostu napisać. Dla porządku.

Pozdrawiam dydaktycznie, przeglądając konspekty


Panie Y,

no tekst nudny,wisi ze 3 godziny już na SG, nikt nie skomentował, dopiero pan honor mój uratował:), bo już myślałem, że tekst zniknie w czeluściach TXT bez odzewu.
A ciągle czytam wszechwiedzące osoby, którym się wydaje, że wiedzą wszystko na temat nauczycieli i nauczania, choc bardzo łatwo im błąd wykazać.
Tyle, że oni tego i tak najczęściej do świadomości nie przyjmują.

No ja pozdrawiam znad referatów, które sprawdzam.
Acz nie z referatu.
Pozdrówka


Panie psorze...

...trochę się nauczyłem o nauczycielach…
:)
ps. co to jest trzy godziny na głównej, jak trzeba najpierw popracować w ogrodzie – proszę nie być takim egocentrykiem i pamiętać o ogrodach!


>Grzesiu

W sprawie stereotypu nr 3, czyli powołania, niestety nie mogę się z Tobą zgodzić.

Ja akurat tego powołania jestem pozbawiona kompletnie i nie wyobrażam sobie siebie jako nauczycielki. Byłabym w tej roli bardzo nieszczęśliwa, a moich młodocianych podopiecznych to już w ogóle nie ma co wspominać.

Zadałabym raczej pytanie na czym konkretnie owo powołanie polega?

Pamiętam ze swoich szkolnych lat różnych nauczycieli, o jednych mogę powiedzieć, że praca w szkole była ich powołaniem, inni trafili do zawodu całkiem przypadkowo. Uczniowie to znakomicie wyczuwali i te odczucia rzutowały na ich stosunek do nauczycieli oraz wzajemne relacje.
I jakoś tak się składa, że najlepsi i najlepiej po latach wspominani nauczyciele to ci, o ktorych można powiedzieć że mieli powołanie.


Panie Grzesiu!

W pełni zgadzam się z panią Dorotą. Profesor Stefan Szuman popełnił książeczkę „Talent pedagogiczny”, w której udowadnia, że coś takiego nie istnieje, ale nie ma racji.

Nie trzeba mieć talentu żeby być inżynierem. Można być psychopatą i świetnie projektować turbiny, czy badać strukturę DNA komara. Natomiast bez talentu nie da się być dobrym wychowawcą, psychologiem… Czy czuje Pan różnicę pomiędzy tymi typami profesji?

Pozdrawiam


Joteszu, e tam,

to nie jest jakaś objawiona prawda, możesz się zacząć kłocić
:)
pzdr


Delilah,

zalezy jeszcze jak to powołanie zdefiniowac, co to jest, może myślimy o tym samym, tylko ty nazywasz to powołaniem, ja jakoś inaczej.
Co do tego przypadku, to dla mnie można trafić choć trudno z przypadku i uczyć dobrze, to zależy.
Choc z drugiejstrony trudno trafić z przypadku, bo po to na studiach ma się praktyki, by wiedzieć, czy się nadajesz czy nie.
Ja np. od początku wiedziałem,że nie chce uczyc w podstawówce, choć może bym i to robił dobrze i sprawnie.
Ale po prostu bym nie miał satysfakcji, nie byłoby to dla mnie czymś ciekawym zbytnio.
Ale do typu szkoły, w której pracuje trafiłem jednak przypadkowo.

pzdr


Panie Jerzy,

ale to oczywiste, że talent i nawet predyspozycje trzeba mieć, tego nie kwestionuję.
Chodzi mi bardziej o te kwestię trafiania z przypadku i tego patetytycznego i ciągłego gadania o powołaniu.

pzdr


No, ale przeciez

takiego powolania to od kolyski nie trzeba czuc. I nie trzeba tez zaraz w patos uderzac, bo sie dziwnie zaraz czlek czuje.
A talent wymagany jest w kazdej profesji – zeby sie wzbic ponad przecietnosc. Dobrym inzynierem czy ksiegowym sie nie zostanie, jesli brakuje talentu, predyspozycji szczegolnych, powolania, czy jak tam zwal.
Aczkolwiek zgadzam sie, ze w zawodzie nauczyciela talenta i powolanie wieksza wage odgrywa, bo przeciez wszyscy chcemy dobrych nauczycieli, pasjonatow, wychowawcow, takich z iskra boza.


Panie Grzesiu!

Nauczyciel, psycholog, terapeuta, ksiądz pracuje przede wszystkim swoją osobowością. Jeśli się nie ma powołania (talentu), to można sprawnie wykonywać zawód, w którym kontakt z ludźmi nie jest kluczowy. Natomiast nie da się tego robić w wyżej wymienionych zawodach.

Powołanie (talent) nie ma nic wspólnego z marzeniem od dziecka o wykonywaniu tego zawodu. Gdyby ktoś w czasie matury powiedział mi lub komukolwiek z mojej klasy, rodziny czy kolegów szkolnych, że ja pójdę na studia humanistyczne, to zostałby zabity śmiechem. Dwa lata spędziłem na politechnice! Dopiero pani Cegiel3ska zapytała mnie, co bym powiedział na psychologię, bo jej się wydaje, że ja jestem humanistą. Rok zajęło mi przestawienie się na perspektywę studiowania na uniwersytecie…I od kopa zadziałało!

Pozdrawiam


Anett,

no tak samo myślę.


grzesiu, rozczaruję cię

Te stereotypy nie wzięły sie znikąd
Stereotyp I
Próbowałem i się da, może to nawet w krew wejsć. Tzn te 18 godzin tygodniowo. Zwłaszcza w liceum jest to sposób na dotrwanie do emerytury. Kiedyś miałem w domu młyn i przez trzy tygodnie wpadałem do pracy minute przed dzwonkiem i wypadałem minutę po dzwonku. W domu nic nie robiłem. Lekcje z marszu. Przygotowywane w drodze z pokoju nauczycielskiego do klasy. Da się, choć ja nie dałbym rady tak długo. W klasach młodszych gdy lekcja do bani to trudniej utrzymać dyscyplinę, a w starszych rutyna by mnie zabiła. Zasnałbym równie szybko jak leniwce z IIIb.

Stereotyp II
No a nie ma tyle wolnego?? Ma. Fakt, ze to wolne nie ze wzgledu na nauczyciela, ale na ucznia. Z drugiej strony szkoda, że nie mogę pojechać do Egiptu w październiku tylko musze w sezonie gdy ceny najwyższe. Może dlatego zarobki takie niskie, żeby mnie jakies Egipty nie kusiły, a tak wspieram regionalnych agrogospodarzy:))

Stereotyp III
Zgadzam się, że nauczyciel winien mieć powołanie, ale trzeba przypomnieć, ze powołaniem nie nakarmię rodziny, więc jeśli powołanie ma oznaczać misje charytatywną to nauczyciele nie maja powołania.

Stereotyp IV
Nauczyciele kończą dziwne kierunki na których uczą mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, a przede wszystkim niezbyt przygotowują do pracy w szkole. Teoria zakuwana i zapominana, a praktyka jest wypadkową beztalencia i własnych wizji metodyka i dydaktyka. Zawodu ucze się w pracy oraz poprzez własne poszukiwanie odpowiedzi i kontakty ze środowiskiem. Dokształcanie zwłaszcza ODN to fabryka lewizny i nuda, nuda, nuda. Pisałem o tym w jednym z wpisów.

Wbrew narzekaniom praca w szkole nie jest zła. Owszem są dni gdy się biega na podkręcownych obrotach, ale równie dobrze mozna się urządzić tak jak ja dzisiaj. Po dwóch lekcjach zorganizowałem sobie zastępstwo koleżeńskie. Koleżanka matematyczka przypilnowała piszacych sprawdzian, a ja wyfrunałem o 9.30 do domu. Zabrałem bajtlów i pojechaliśmy w miasto. Z szarańczą na ramieniu szybciej mnie obsłużono w urzedzie. Potem zakupy i o 13ej dmuchałem na grilla, żeby upiec nogi z kurczaka. O 14ej po obiadku siadłem z Leżakiem opartym o pełny brzusio. Maluchy dostały lody. Ech fajnie. za trzy tygodnie wakacje, na pohybel kowadłu:))


sajonara

jednym słowem życie jak w Madrycie :)))

Prezes , Traktor, Redaktor


jak się nie ma co się lubi

to się lubi co się ma :))


Sajonaro,

ad 1. Wiesz, jak się uczy drugi rok i niektórych rzeczy pierwszy raz i ma się zajęcia po 90 min, to w moim przypadku na spontana trudno pójść.
zawsze musze coś pokserować przynajmniej, przejrzeć, z przedmiotów, do których nie ma jakiegoś fajnego podręcznika czy cuś, to trza w necie posiedzieć, przeszukać kilka teczek z róznymi pierdołami, o jakies ksiązki zahaczyc itd, więc trudno.

ad 2.
Zgoda,m jest wolne, tylko ja sobie go nie wymyślam, więc czemu czytam zarzuty do mnie (znaczy do nauczycieli o to wolne?)

ad 4
Tak i nie.
Znaczy masz rację, że tak naprawdę przygotownaie metodyczne i pedagogiczne na studiach to głównie nudnawa teoria (nie zapomnę pani od psychologii, co smętnym i grobowym głosem recytowała jakies teksty, znaczy czytała notaki i tak przez 1, 5 godziny)
ZZgadza się, że jak zaczynas zuczyć, to w sumie okazuje się, że tak naprawde nic nie umiesz i dopiero się uczyć.
Ale wiem też, że miałem na specjalizacji nauczycielskiej normalne i na wysokim poziomie zajęcia z literatury, praktycznej nauki niemieckiego, historii języka czy kontrastywnej gramatyki.
pewnie dzięki niektórym osobom może na wyższym poziomie niż na lepszych uczelniach mają np. na tłumaczeniowej specjalizacji.

P.S. Apropos te metodyki i dydaktyki, to doszedłem do wniosku wraz z siostrą,oceniając naszych nauczycieli ze studiów (ona tych z UJ), że trafilismy na delikatnie mówiąc nieodpowiednich nauczycieli metodyki:)
Choc musze przyznac, że przez pól roku miałem z całkiem sensowną osoba, no, ale póxniej tak już różnie.

pzdr


Panowie

Grzesiu i Sajonaro — dzięki za wpis. I polemikę.

Chciałem już pisać mniej więcej to co Sajonara, ale z mojego zewnętrznego i krytycznego punku widzenia zabrzmiałoby to mniej wiarygodnie.

Dodam więc tylko w kwestii powołania.

Myślę, że jeśli powołaniem nazwiemy wrodzone talenty oraz nabyte predyspozycje, chęć i sympatię oraz zrozumienie misji danego zawodu, to owszem, nauczyciel powinien to mieć.
Ale, na Boga, nie tylko on.
Myślę, że architekt bez wyżej wymienionych cech może nie tylko unieszczęśliwić siebie, ale i tysiące ludzi, którym zaprojektuje domy, czy kościoły.

Dalej. Nie sądzę, by ktoś posiadający wyżej opisany potencjał do bycia nauczycielem, nie mógł się spełnić w innych dziedzinach zawodowych.

Co oznacza, że nie ma to nic wspólnego z powołaniem w sensie, jakiego używa się w Kościele, ani też nie jest to jakaś wyjątkowa właściwość fachu nauczyciela (lekarza też nie).

Tutaj należy dodać, że są ludzie, którzy faktycznie zawód nauczyciela traktują jak zyciową misję i poświęcają się jej bez reszty. Są to niemal świeccy zakonnicy nauczycielstwa. Większość z nich jest nauczycielami dobrymi, chć sa też przypadki, jakby to nazwać... nieszczęśliwie zakochanych… czy jakoś tak.
Tak czy siak, nie można w żaden sposób oczekiwać tej postawy od wszystkich pedagogów.


grzesiu

Mozesz mi napisac co sie wydarzylo na Twoim blogu na S24 – jakos mi umknela sprawa jak zwykle …

pzdr


jeszcze o stereotypach

grzesiu jeszcze ze dwa lata i na pewno będziesz miał takie tematy, ze bedziesz wykorzystywał jeśli nie całe lekcje to przynajniej spore ich częsci w kolejnych latach. Jeszcze łatwiej w szkole podstawowej czy gimnazjum gdy treści niewiele i bardziej liczy się forma.

Jesli chodzi o studia to grzesiu zastanów się jakbys trafił do szkoły podstawowej czy nawet liceum ile procent wiedzy merytorycznej bys wykorzystywał? Cyz nie wazniejsze byłaby ta psychologia, metodyka i współczesne problemy szkolnictwa, a nie (tak jak u mnie) podkreślone tematy i wykorzystanie mapy na lekcji.
Tymczasem młody nauczyciel jest nieprzygotowany do pracy z żywiołem. Zderzenie z rzeczywistością wymiata ze szkól młodych ludzi, bo z pensjami niższymi niz sprzątaczki w szkole mają furę roboty papierkowej i niejednokrotnie zabawę w ciuciubabkę z młodzieżą.

Jeszcze o 18 godzinach. Wszyscy, którzy gardłują o to, że mało uwstecznić chcą polskie szkolnictwo. Co z tego, że wyrobię 40 godzin tzw dupogodzin jak zrobię tyle samo albo nawet ,mniej, (bo szkołom brakuje zaplecza). Przecież te dupogodziny odchodzą w przeszłość i przypisane są może urzędnikom. Po co miałbym siedzieć po 8 godzin dziennie? żeby zrobić kilku frajerom dobrze, ale jeśli ma to być powodem wzrostu płac tyo mogę siedzieć, pić kawkę i leżeć na leżance. W naszym kantorku jest wersalka :))


Jacku Ka,

z wielu powodów, które dojrzewały już od dawna (wow, jak to brzmi) skonczyłem z blogiem salonowym, znaczy nie pisze tam, teksty (ponad 20, które były do niedawna) mam skopiowane i może czasem coś stamtąd pojawi sie tu, jak będzie okazja.
Większość niestety tekstów skasowałem w różnych autodestrukcyjnych napadach (poczynając od chyba sierpnia/września 2007, gdy już mi się pisać tam zbyt nie chciało)
Komentować tez tam chcę, tylko cus mi konta nie chcą na razie usunąć, a cz wysłałem maila z prośba o to, więc na razie mnie kusi, niestety.

pzdr


Odysie, zgadzam się w sumie:)

z komentarzem.
A i co ty tu o wiarygodności, jak masz coś ciekawego do napisania to pisz,chyba, że byłoby to totalne powielenie wpisu sajonary.

Przecież to nie o to chodzi, by nauczyciel se pogadał z nauczycielem, tylko tyż o spojrzenie z zewnątrz, bo czasem widać wtedy dużo więcej.

pzdr


Sajonaro,

masz rację, tyyle, że mam wrażenie, że nawet przy wysokim poziomie metodyki i podobnych rzeczy na studiach zawsze w szkole trafi się na coś nierspodziewanego, co będzie wymagać nowej wiedzy jakiejś i okaże się, że się jest nieprzygotowanym.
ja u siebie w szkole na szczęście paierkowej roboty nie mam prawie w ogóle.
Co do ostatniego akapitu, pełna zgoda, nie widzę powodu by ani możliwości by nauczyciel miał codziennie po 8 godzin dydaktycznych.
jesli chodzi o sam czas w szkole spędzony, fakt, moge siedzieć te 8 godzin i np. w tym czasie przygotowywać zajęcia, czy sprawdzac prace, tylko w jakim celu?
jak wiem, że lepiej to zrobię w domu i skuteczniej.

Dla mnie ten postulat zgłaszają ludzie, nie mający pojęcia o pracy nauczyciela.

pzdr


Subskrybuj zawartość