Z notatnika filmowego - "Wszystko o mojej matce"

No czas na kolejną odsłonę cyklu, najpierw jednak jak ktoś chce, nie pamięta lub nie zaglądał, niech zajrzy tu:

http://tekstowisko.com/tecumseh/51747.html

A dziś konkretnie bardziej, znaczy o moim ulubionym filmie Pedro Almodovara pod tytułem “Wszystko o mojej matce” (Todo sobre mi madre)

Film wart uwagi z kilku względów, bo jak dla mnie otwiera nowy, ten dojrzały, klasyczny etap w twórczości Almodovara, gdzie poza kiczem, skandalem i erotyką mamy jeszcze dużo więcej i gdzie tamte składniki nie są najważniejsze. Można nawet powiedzieć że Almodovar łagodnieje, choć w tym filmie jeszcze tego nie widać, podejrzewam że niektórych, bardzo konserwatywnych widzów może on momentami zniesmaczyć czy nastawić negatywnie.

Film, jak to zwykle u Almodovara, emocjonalny, zmysłowy, momentami namiętny, momentami tragiczny, momentami zabawnie kiczowaty, momentami nieznośnie patetyczny a jednak udziela nam się ten patos i ten nastrój.
Sama historia jest dziwaczna i udziwniona, nie ma tu prawie “normalnych” osób, spotykamy się ze zbiorowiskiem transwestytów, transseksualistów, ni to kobiet, ni mężczyzn, homoseksualistów. Co więcej ten świat nas wciąga, wzrusza i porusza.

Film o miłości, różnych jej odsłonach, przede wszystkim jak już z tytułu mozna wywnioskować, o miłości matczynej (do syna), o miłości dzieci do rodziców (choćby Estebana do Manueli czy siostry Rosy do starego i zdziecinniałego ojca), film o przyjaźni, która trwa, jak to przyjaźń:)(Agrado i Manuela)

Film o śmierci, stracie, godzeniu się z utratą bliskich i o przezwyciężaniu traumy i rozpaczy.

Film o fascynacji literaturą, teatrem, aktorstwem, film, w którym sztuka przeplata się z życiem, życie ze sztuką.

Film i ciepły i zabawny i mądry i głęboki.

Ze świetnymi kreacjami aktorskimi (Cecilia Roth, Marisa Paredes, Penelope Cruz, Antonia San Juan (strasznie śmieszną Agrado grająca).

Film, do którego można wracać, choć za pierwszym razem mnie “chwycił” najbardziej.

Film od którego można zacząć przygodę z Almodovarem, który da nam wgląd do jego świata, do świata jego bohaterów, nawet jak nie zachwyci czy nie powali (acz mnie zachwycił), to warto kontynuowac znajomość, bo choć jak dla mnie to najbardziej “almodovarowski” film, to jednak też odmienny i od produkcji wcześniejszych i od późniejszych dzieł jak “Porozmawiaj z nią” czy “Volver”

A zresztą popatrzcie i posłuchajcie:

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Chyba tak

Film od którego można zacząć przygodę z Almodovarem, który da nam wgląd do jego świata, do świata jego bohaterów,

Też mi się tak zdaje.
Piękny film ;)


No tak,

znowu się zgadzasz:),ale z Almodovara też bardzo lubię “Porozmawiaj z nią”, czy “Vover”, no i te inne jak “Złe wychowanie”, “Drżące ciało” czy “ Kobiety na skraju załamania nerwowego” tyż.
Jeszcze chyba “Wyskie obcasy”, choć tych dwu ostatnich już za dobrze nie pamiętam.

W sumie jedyny film jego, który mnie zniechęcił i znudził to “Kika”.

pzdr


Ja to chyba jestem jakaś zacofana,

bo jakoś Almodovara nie mogę i Wszystko o mojej matce jest jedynym jego filmem, który obejrzałam od początku do końca i nawet mi się podobał. Inne jakoś mi nie wchodzą. Ostatnio próbowałam Matadora wciągnąć i prawie mi się udało, ale jednak nie do końca. Zastanawiam się, czy jestem bezguściem, czy nie trafiłam na odpowiedni nastrój do jego filmów.

Pozdrawiam znad kubka meliski,


"Wszystko o mojej matce"

to film bardzo urokliwy i czas tu jest jego sprzymierzeńcem, jeden z tych które mogę oglądać po raz drugi , trzeci a nawet i czwarty, lubię jego filmy nawet za ten zamierzony przecież kicz i patos i za to, że lubi nas kobiety też, a moje spotkanie z filmami Almodovara zaczęło się wiele lat temu od obrazu pt “Matador”.

Ciekawe co się kryje pod nr 4?


He, he,

czemu od razu że bez gustu?
Nie wszystko trafia do każdego i nie w taki sam sposób.

Almodovar drażni czasem czy często nawet, mnie np. już za drugim razem “Wszystko o mojej matce” nie wciągnęło za bardzo, jak teraz ze 2 tyg. temu oglądałem, by napisać o tym, z kolei mi się spodobało.
“Złe wychowanie” mnie np. za pierwszym razem zniesmaczyło, za drugim mi się całkiem podobało.
“Matador” jest ciężki z tego, co pamiętam i raczej do ulubionych go nie zaliczę.
“Kika” mnie znudziła.
Więc nie jest tak że Almodovara bezkrytycznie uwielbiam.
A na pewno nie tak jak Allena:)
O którego jednym filmie w cyklu oczywiście tyż będzie.
No.


O, Arundati, witam,

chyba pod numerem 5, bo 4 filmiki już opisałem.
A tego, co to jeszczo sam nie wiem, może coś ze Skandynawii?
A może coś zupełnie skądinąd?
Kto to wie…
:)
A codo tych kobiet, fakt, Almodovar ma talent i do wybierania aktorek i do opowiadania o kobietach, praktycznie poza “Złym wychowaniem” to mężczyźni w jego filmach prawie nie istnieją.
Albo tacy są niemęscy, przynajmniej nie w konwencjonalnym znaczeniu tego słowa.
Choćby widać to we “wszystko o mojej matce’, gdzie praktycznie o mężczyznach nie ma nic.
No bo Lola(no już samo imię mówi trochę), Agrado czy nastoletn Esteban to jakoś do wzorów męskosci nie pasują.

pzdr


Faktycznie, pogubiłam się w tych rachunkach

A co do Almodovara, to postanowiłam sobie przypomnieć niektóre filmy właśnie ze względu na sposób pokazywania kobiecych postaci.Lubię po prostu te jego klimaty.

pozdrawiam na wszelki wypadek bez numerowania


Będę numerował od następnego odcinka:)

filmów w założeniu ma być 13 na razie:), Almodovara już więcej nie będzie raczej, ale po co ja to zdradzam?:)

pzdr


Kika

I tu się nie mogę zgodzić!

“Kika” mnie ujęła absurdem, groteskowością i, co tu dużo mówić, odwagą w pewnych rozwiązaniach scenariusza ;)

Pamiętam, że ryczałem ze śmiechu na tym filmie (a było to wieki temu w DKF-ie olsztyńskim).


hmm

Jakoś do Almodovara się przekonać nie mogę.

Generalnie zaczynam oglądać i nudzi mnie szybko :-)
Przełączam, wyłączam, ide dalej.

Ale może jak poczytam Twoje notatniki, to się przemogę i trochę nastawienie do reżysera zmienię. ;-)

pozdrowienia


No momentami było smiesznie w "Kice"

ale jakoś cuś mi tam brakło, no i brak było tam tej namiętności, co u Almodovara najważniejsza jest.

Jacku, no ale nie ma obowiązku przekonywania się:), co do notatnika, to o Almodovarze raczej już nie będzie, chyba że coś obejrzę, co nie znam a mnie zachwyci, w sumie mógłbym opisać jeszcze ze znanych albo “Volver” albo “Porozmawiaj z nią”, ale jednak myślę że wystarczy, szczególnie że filmy innych reżyserów jeszcze na recenzję czekają.

pzdr


Grzesiu

Wiesz, ja miałem na myśli to co było.
Nie czytałem jeszcze tej notki sprzed roku do której linka dałeś.
Tam chyba ogólnie o reżyserze jest, ale to już coś.

A co do przekonywania to trochę tak jest, że staram się czasami zobaczyc w jakimś filmie, czy tam innym dziele, to co inni zobaczyli. Bo to ciekawe szukać tego ;-)

A w ogóle dlaczego już nic Almodovara nie będzie?

On żyje jeszcze, więc pewnie coś jeszcze nakręcić może.
No chyba, że sie już chłopak wypalił....

pozdrowienia


Byłoby po prostu okropnie nudno

gdybyśmy wszyscy tym samym się zachwycali, dlatego nic na siłę bo albo coś do mnie przemawia, zachwyca albo nie i tyle.

pozdrówka bez kompleksów


@ jacek Ka Almodóvar w tym

@ jacek Ka
Almodóvar w tym roku pokaże film Broken Hugs który jest w fazie
“post produkcyjnej” i chyba w połowie 09 będzie premiera.

@grześ
Jest jeszcze jeden wybitny reżyser z Hiszpani również na A :
Alejandro Amenábar.Naprawdę warto zaznajomić się z jego filmami..
“Mar Adentro” (rewelacyjna historia o mężczyźnie przykutym do łózka który wbrew woli rodziny walczy o prawy do eutanazji)
“Abre los ojos” (otwórz oczy) genialny film od którego zacząłem swoją przygodę z Amenabarem.. więcej nie zdradzę żeby zachęcić do oglądania.
Oba filmy wgniatają w krzesło..

Inne równie świetne jego dzieła to “The Others” z Kidman czy “Tesis”

W tym roku Amenábar pokaże film “Agora” na który niestety przyjdzie nam czekać aż do grudnia 09…


Arundati, zgoda:)

Jacek, e no Almodovara mam nadzieję, że jeszcze będzie dużo filmów, ale w moim cyklu na TXT już nie będzie raczej go:)
No.


Piter,

witam nowego gościa.

Jeśli ten pierwszy tytuł hiszpański to po polski “w stronę morza” to znam, nie zachwycił mnie.
Z filmów o umieraniu i smierci, to fla mnie mistrzostwem jest jak dotychczas “Inwazja barbarzyńców”.
Innych Amenebara nie znam niestety, choć słyszałem i o “Innych” (w końcu horror) i o tym “Otwórz oczy”.
Myślę że kiedyś nadrobię:)

pzdr


@Autor Szanowny

Moje skojarzenie z tym reżyserem pierwsze i jedyne przez długi czas brzmiało “nieudana europejska kopia Lyncha”. Oczywiście było głupie, niesprawiedliwe i oczywiście uproszczone, ajak to u podłego prawaka. :) Po zapoznaniu się bardzo wyrywkowym z fragmentami jego dzieł, miałem wrażenie masy udziwnień, które jednak nie tworzyły spójnego obrazu. Wątki toczyły się “obok” dziwaczności, nie tak jak np. w Mulholland Drive, czy właściwie każdym innym filmie Lyncha, u którego dziwaczność jest o tyle nieodłącznym elementem kreacji, że splata się ona z akcją i funkcjonuje równoprawnie. Zawsze, gdy natrafiałem na Almadovara świeżbiła mnie więc brzytwa Ockhama w kieszeni. Żeby wyciąć to bez czego można było historię opowiedzieć i wątki podomykać.

Potem była A. Taka sobie wielka wielbicielka Almadovara, która się ze mną nawet nieopacznie zaręczyła. Oczywiście na podstawie tych moich kilku mruknięć przy rozmowie na temat tego reżysera (nie miałem za wiele do powiedzenia, a poza tym często mruczę pod nosem zgodnie z zasadą, że jak nie wiesz co mówić – mów niewyraźnie) wywnioskowała, że mam całościowo do niego negatywny stosunek i w ramach drażnienia mnie proponowała, byśmy razem coś obejrzeli. W ramach młodzieżowego buntu (zaskocz przeciwnika ucieczką) zgodziłem się natychmiast i puściliśmy na komputerze film, którego tytułu nie pamiętam, ale był jedynym filmem Almadovara, jaki obejrzałem w całości. I muszę przyznać, że na filmie się nawet dobrze bawiłem. Znaczy, doszło do sporej kłótni. Bo gdy pytała mnie co sądzę o jakiejś tam męskiej postaci i powiedziałem, że facet tem działa nielogicznie po cośtam, to było ok. Ale jak zapytała z kolei o postać kobiecą i wyraziłem podobną opinię – znaczy podałem przykład jej nielogicznego działania w filmie i poddałem w wątpliwość tym samym bohaterki zdolność do racjonalnego myślenia. – A. gwałtownie się zdenerwowała i rzuciła mi tekstami o moim niezrozumieniu kobiety. Do tej pory nie wiem o co jej chodziło, ale zabawa była. Przy okazji, potem A. zrobiła mi wieeeelką krzywdę, ale to nie rzutuje na moją opinię o filmach Almadovara. Np. uważam, że nie są dla mnie. Zwłaszcza w przesadzie nie są dla mnie. Choć mogę raz na jakiś czas obejrzeć. Uważam, że to taki filmy dla bardzo szczególnego człowieka. Znaczy, takiego na którego wrażliwości da się grać przez ponad godzinę nie dając mu po drodze wiele więcej. Mnie włącza się odruch ochronny. Przy przekroczeniu pewnego progu gry na uczuciach oczywiście…

A może to kwestia sposobu poruszania tych uczuciowych strun. Mnie przykładowo niezmiernie wzrusza film “Primer”, który jest niezwykle zimny, techniczny a do tego jest science-fiction bez efektów specjalnych.

Tja. Człowiek jest wyszydełkowany na zamówienie swetr. Można go rozpruć na kilka sposobów :)

@Piter

Witaj imienniku. Kojarzę tylko pierwszy wymieniony przez Ciebie film. Ten o eutanazji. I nie ukrywam, że dawno nie zakończyłem seansu takim westchnieniem ulgi, że się wreszcie skończył. Bo był w moim odbiorze wyjątkowo grubymi nićmi szytym “wypracowaniem na temat”. Tu jest teza, tu pięć standardowych chwytów filmowych do udowadniania tezy, tu odpowiednia dawka jednostronności, tu symboliczny basen, a tam łażą aktorzy. Brakowało tylko, żeby ktoś bił Albankę (to ukłon w stronę Pani Pino).

Nom. W każdym razie byłem wyjątkowo zdruzgotany faktem, że ktoś dał na ten film pieniądze.


Mindrunner, najpierw krótko i w sprawie

o której piszesz do Pitera.
Też “W stronę morza mi się zideologizowany “wydawał i pod tezę.
Ale oglądałem du żo gorsze filmy, więc tak ostro jak ty bym go nie podsumował.

W sprawie Almodovara, odpowiem za jakie 3,4 godziny:), jak wrócę, a jak nie zdążę to popołudniu lub wieczorkiem.

pzdr


Mindrunnerze,

teraz w sprawie Almodovara.

Po pierwsze jak obejrzałeś jeden film w całości tylko, to nie za bardzo masz kompetencje do gadki:)
Ale nie o tym.

Ad Almodovar i Lynch.
Hm, nigdy ich ze sobą nie łączyłem, co do udziwnienia to Lynch mi się wydaje udziwniony i lubię go raczej tam gdzie potrafi stworzyć opowieść (“Prosta historia”, “Dzikość serca”), zaś w filmach typu “Zagubiona autostrada” czy “Mullholland Drive”, jakby to powiedzieć, fajnie się to ogląda, ale nie ma w tym ducha, nie ma wiele, jest to puste dla mnie.
Coś jak dużo późniejsze “requiem dla snu”, którym miliony się zachwycają a dla mnie to jeden z gorszych filmów, jaki oglądałem.
Almodovara dzieła puste mi się nie wydają.

A co do reszty, ciekawy komentarz, z wnioskami się zgadzam, zresztą nudno by było, gdyby każdego kręciło to samo.
No.
A będzie już o innych filmach a cz niedługo o dwu z Ameryki POłudniowej, w których jednak almodovarovski klimat jest troszkę, ale i tak do przeczytania o nich zachęcam.


Grzesiu

No, znów się zgodzić nie mogę. ;)

Chodzi o “Requiem dla snu”. Ale to temat na osobny wpis ;)


Eh, i ty ten film lubisz?

Dla mnie masakra, jeden z najbardziej męczących filmów, jaki oglądałem.
Ale męczący bez satysfakcji, bo sa rodzaje zmęczenia, po którym satysfakcji ma się dużo.
I które coś daje, no.
Znaczy o filmach gadam, jakby ktoś nie zauważył:)


Męczący, fakt

Bo miał dwa albo i trzy razy więcej cięć montażowych niż przeciętny. Film jak teledysk. Ale ja satysfakcję miałem, choć mnie zdołował. Obraz uzależnienia oddany bez żadnych upiększeń, do samego końca, aż ciarki przechodzą...


@Grześ

@Film o eutanazji

Tak. Wiem, że trochę pojechałem, ale myślę, że moje zdanie nei ma znaczenia z takiego powodu, że i tak nikt bazując na mojej ocenie nie zrezygnuje z oglądania filmu. Z dotychczasowych gadek okołofilmowych wynikło bowiem, że mam jakoś skrajnie różny od reszty świata gust :) I chyba Ci co czytali te gadki zdają sobie z tego sprawę.

@Almadovar

Właściwie to to jest tak, że mój odbiór tych co bardziej pokręconych filmów Lyncha na początku jest piekielnie emocjonalny. Potem włącza mi się ten system obronny i zaczynam po prostu przyglądać się konstrukcji filmu i analizować powiązania wewnętrzne.

O! Lynch byłby takim intrawertycznym Allenem. W takim rozumieniu, że jak oglądam filmy Allena, to fajnie jest je z kimś oglądać (możliwie w jakiejś grupie większej znajomych) bo dają świetny przyczynek do rozmów. Głównie na tematy męsko-damskie. A Lyncha najlepiej mi się ogląda samemu i prowadzi na temat filmu dialog wewnętrzny. Jakoś nie wyobrażam sobie siedzenia z kimś i gadania na temat kolejnej szalonej teorii, która i tak nie będzie miała poparcia w materiale filmowym widocznym na ekranie. :)

No i dochodzimy do Almadovara. Tutaj mam problem z odbiorem taki, że wydaje mi się, iż tło nie do końca pasuje do opowiadanych przez niego historii. Fakt, że obejrzałem jeden film nie daje mi szerokiego wachlarza argumentów w tej dyskusji, ale pomyśl, ze gaduła byłaby wielokrotnie trudniejsza jakbym nie widział żadnego.

Teraz bardziej sobie przypomniałem, że było to coś o jakimś facecie, co pozarażał jakieś kobiety wirusem HIV. A tak na prawdę nie o tym facecie, bo go nie widzać przez prawie cały czas akcji, tylko o tych kobietach. Na końcu facet się pojawia. Wygląda nieźle jak na chorego, jest wesoły i wygląda jak drag queen. I jeszcze wszystko kończy się dobrze, bo dziecko jednej z tych zarażonych kobiet rodzi się zdrowe. To pamiętam, bo dałem radę na tyle się w ten film zaanagażować, że się ucieszyłem zdrowiem dzieciaka.

Przyznam też, że poważnym problemem w przypadku filmu Almadovara jest to, że mnie wizualnie rozczarował. Np. widać dobrze przepracowany obraz, jednak zdjęcia są w trzech czwartych jakieś takie… nijakie. Jakby nikt na planie nie panował nad tym co znajdzie się w kadrze. Ta jedna czwarta co pozostała, to były chyba sceny nocne i to takie, że oglądało się je z przyjemnością. Co więcej nie widziałem ani jednej sceny nakręconej we wnętrzu, która by mi wizualnie pasowała. W plenerach operator i reżyser się sprawdzali z nawiązką. Taki był mój odbiór.

Niestety montaż, czy raczej jego obraz, który mi w pamięci pozostał, był bardzo rozczarowujący.

Ta strona wizualna, jak mi się zdaje, istotna jest o tyle, że Almadovar pokazuje rzeczy właśnie dziwne. Transy, Drag queeny i tego typu rzeczy. Ich nie należy filmować jak zwykłej sceny dialogowej.

Jak oglądałem, miałem trochę ochotę by wysłać mu list o treści “WIęcej wózków i steadycam, wyrzuć statyw.” :)


he, he,

“Teraz bardziej sobie przypomniałem, że było to coś o jakimś facecie, co pozarażał jakieś kobiety wirusem HIV. A tak na prawdę nie o tym facecie, bo go nie widzać przez prawie cały czas akcji, tylko o tych kobietach. Na końcu facet się pojawia. Wygląda nieźle jak na chorego, jest wesoły i wygląda jak drag queen. I jeszcze wszystko kończy się dobrze, bo dziecko jednej z tych zarażonych kobiet rodzi się zdrowe. To pamiętam, bo dałem radę na tyle się w ten film zaanagażować, że się ucieszyłem zdrowiem dzieciaka.”

I jak tu cię nie lubić:)
To właśniefilm który w tekście opisuję, no:)
Mam nadzieję, że to nieudawane i naprawdę nie wiedziałeś, że to ten:)

pzdr


He he jak widać

No cóż. Bardzo możliwe. Znaczy skoro mówisz, że to ten film, to to ten. No to puściła mi go Zła KobietaTM i jego widziałem. Nie zapamętałem imion bohaterów i nie oglądałem tubki umieszczonej przez Ciebie we wpisie, wiec tym bardziej się jak widać nie zorientowałem.

W każdym razie masz obraz, który mi z filmu został. Jak widać niewiele. Ani tytułu, ani jakichś głębokich przemyśleń. Wychodzi, że to zdecydowanie kino nie dla mnie.

Tak na boku. Jak świadczy o człowieku, że lepiej pamięta dzieła grupy Troma, czy filmy Uwe Bolla niż wytwory “poważnego europejskiego artysty”?
Hehe. U Marka Twaina w opowieści o Tomku Sawyerze pada to słynne zdanie “Spuśćmy zasłonę miłosierdzia na koniec tej sceny.” Chyba pobrzmiewa i w moim przypadku.

Co sądzisz o poruszonych przez mnie tematach wizualnych u Almadovara?


Subskrybuj zawartość