Biegnij, Lola, Biegnij (Lola rennt) - przewodnika po kinie niemieckim część II.

Jakieś 3 miesiące temu rozpocząłem cykl o kinie niemieckim, jak na razie opisałem w nim tylko jeden film, więc czas na kolejne różne ciekwe i mądre mniej lub bardziej filmy.

Film ma już ponad 10 lat, bo jest z roku 1999, przed kilkoma dniami oglądałem go drugi albo trzeci raz.

Zanim cokolwiek o nim napiszę, to wstępnie chciałbym zalinkować Timmy’ego, bo warto jak zwykle go czytać, choć przy wpisie o Loli trochę namieszał (znaczy oparł całą koncepcję na rozmowach Loli z Mannim i że w tych rozmowach niby tylko Manni wątpi w miłość Loli i filozofuje i mądrzy się, az tego, co ja pamietam, to w jednej rozmowie i Lola taką postawę prezentuje)

Film wyreżyserował Tom Tykwer, jeden z najbardziej znanych i najciekawszych niemieckich reżyserów (“Księżniczka i wojownik”, “Niebo”, “Pachnidło”, główne role grają Franka Potente i Moritz Bleibtreu, niezła jest też muzyczka w filmie, choć dla mnie zbyt nowoczesno-elektroniczna, nie moje klimaty, ale świetnie zgrywa się z filmem i jego akcją i treścią.

Po co ta Lola w ogóle biegnie?
Po pieniądze i z miłości.
Biegnie, bo ma tylko 20 minut czsu, by zdobyć 100 tysięcy marek, które zgubił Manni i by dzięki temu uratować swojego chłopaka przed zemstą gangstera.

Film prezentuje 3 wersje tego biegu, różniące się niby tylko mało istotnymi szczegółami, ale sprawiające, że wszystko się jednak układa inaczej.
Taki dylemat, znany chyba wszystkim:w lewo czy w prawo, w którą stronę iść i co będzie dalej, i czy jak poszedłem w lewo, zrobiłem błąd czy nie, i co by było gdybym poszedł w prawo albo prosto, czy byłoby inaczej/lepiej/gorzej czy może właściwie tak samo (no bo czemu nie?)
Film ogląda się nieźle, jest takim teledyskiem w 3 wersjach, nawiązuje do gier komputerowych, jak dla mnie jest współczesną bajką, nie jakąś znowu z przesłaniem wielkim i nie jakąś bardzo specjalnie ambitną, ale sprawiającą przyjemność.
Przedstawia opowieść i ma klimat, ma więc dwie rzeczy, które wg Grzesia w kinie są najważniejsze, reszta to ozdobniki.

Klimat szczególnie widoczny jest też w jednej scenie,gdzie gra nam ta piosenka:

nie ma to jak stary, dobry jazzik jednak.

Lola rennt jest niezłą więc, klimatyczną opowieścią, nie z długo trwającą (bo 73 minuty) o tym co z naszym życiem robi przypadek, jest inspirowana Kieślowskim ale jednocześnie nie jest to film nudnawy czy przeintelektulizowany, wartko sobie płynie a właściwie biegnie.
Momentami kojarzył mi się z dziełami Innaritu (“Amoress perros”) a te przebitki, co się stanie dalej z życiem osób, o które Lola się potknie (dosłownie i w przenośni) na swojej drodze, to z kolei podobny zabieg jest w “I twoją matkę też” Cuarona.

Ogólnie, choć nie rewelacja, to chyba jednak najlepszy film Tykwera (bo “Niebo” miał przegadane i przeintelektualizowane, “Pachnidło” takie se,jeszcze niezła jest króciutka nowelka filmowa będąca składnikiem filmu “Zakochany Paryż”)

No i wrzucę jakiś fragment, byście mieli obraz, o czym w ogóle ja piszę, chyba że ktoś zna, to z chęcią zprszam do dyskusji, krytyki mojej recenzji iitede

A przedwczoraj w TV biegł Forest Gump podobno,

A z bieganiem kojarzy mi się ta piosenka:

http://w906.wrzuta.pl/audio/0UPsqmTyKOt/11.nie_dotykajac_ziemi

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Cenzura?

Czy mnie się wydaje, że zostały usunięte komentarze spod poprzedniej notki?


Nie, ja usunąłem tekst

bo w sumie nie miał sensu, miałem zostawić komentarze, le bez tekstu nie do końca miały sens.

\Miałem napisać info, ale zająłem sie pisaniem nowego tekstu i zapomniałem:)

Sory i pozdrawiam.


...

ech ten Mani, gubi torbę z fortuną by później oddać pistolet żebrakowi, szczęście że bezdomny tez ma w sumie dobre serce. Niedojrzały Mani, nie wie co ma dziewczyna goni dla niego przez trzy historie. Film faktycznie nie powala ale jest zgrabny.


No ten Mani

to trochę taka ciota jest, nie ma co ukrywać:)


A wiesz, Grzesiu,

ja to jakoś nie czuję tematu…
Niemieckiego kina of corse

PS: Czy taka facjata z blond-fryzurką i szparką pomiędzy jedynkami to Twoja własność??


Tu nie ma co czuć,

trza oglądać.

która facjata?

Gdzie ty ją widzisz:)?

ale jak blondyn, to na pewno nie ja.


A no właśnie!

To gdzie ja widziałam tak duuuuużo zdjęć z fajną muzą w tle…

U Ciebie!?


Hm, chyba nie

albo proszę o jakieś szczegóły:),zdjęcia u mnie bywały przy opisywaniu Niemiec, (dwie części przewodnika) moje zdjęcia tez tam są, jeszcze czasem wrzucałem inne, ale niedużo tych zdjęć było.


Chorobcia!!!

Dużo ic było, min z Mołdawii(?),jakiś ciepły kraj, gdzie ktoś wylądował w basenie wrzucony, z wesela jakiegoś, kurde!
Jescze przed chwilą paznokcie dałabym sobie obciąć, że to TY, u Ciebie…


Eeee,

to na pewno nie u mnie.

I nie kojarzę w sumie, gdzie:)


Kurcze blade!!!

Spać idę.


No ja też, szczególnie że czekają mnie 3 dni

wstawania przed 7 rano, a w środę i w czwartek to nawet przed 6:), co niekoniecznie jest moją ulubiona porą wstawania, ja chcę piątek w końcu, no.


Reinkarnacje artystyczne Maniego

Free Rainer jest niewątpliwie niemieckim filmem co tam że swoje trzy grosze dodali Austriacy. Nasz Mani nie jest tam frajerem. wozi się furą i ma dziewczynę ze ho ho, może opiszesz tą opowieść Grzesiu, nie wiedziałem tego filmu jeszcze jak zobaczę to opowiem…Mani zagrał również w ekranizacji Cząstek Elementarnych oraz w Baader Meinhow (również chcę zobaczyć)...w Monachium był niezbyt mądrym Andreasem, ale to już nie jest czysto niemieckie kino…


Ernestto,

hm, opisać bym mógł,jakbym znał;), “Cząstki elementarne” niedawno sobie pożyczyłem, więc pewnie wkrótce obejrzę (acz u mnie wkrótce, to za kilka miesięcy być może), “Baeder-Meinhof” też nie oglądałem, , różne opinie o tym filmie krążą, chyba z towarzystwa tekstowiskowego Griiszeq zna, bo mam wrażenie, że coś kiedyś pisał.

A “Monachium” oczywiście też nie oglądałem, o “Monachium” z kolei mój ulubiony bloger Rafał B pisał (hej, hej, gdzie się Rafale podziewasz, proszę dać znak życia:))


Do jutra

Jutro rano będzie u mnie muzyczny wpis – zapraszam Cię gorąco.


Torlinie, zajrzę oczywiście

w ogóle będę częściej zaglądał do ciebie.

Ale na razie walczę z marazmem, zaspaniem, bólem głowy i ogólnym rozczarowaniem sobą, życiem i pracą, a i pustką duchową:)


To przedwiośnie

Mówisz, że to jest dno, pięć metrów mułu i wodorosty!


No fakt depresja

(Przed)wiosenna jest gorsza niż jesienny spadek nastroju i kondycji.

pzdr


Subskrybuj zawartość