Był rok 1989. Małżeństwo bogatych rolników (dla młodzieży – badylarze, tak ich sie drzewiej nazywało) miało trzech synów. Dwóch dorodnych młodzieńców po technikum rolniczym i jednego upośledzonego, ale przez Pan Boga obdarowanego złotym sercem, Jasia.
Zmarło się staruszkom jeszcze na przednówku, ale przeczuwając co nastąpi wymogli na starszych braciach przysięgę, że głupiego Jasia nie zostawią na pastwę losu i złych ludzi.
Niestety braciom bliższy okazał sie tatusiowy majątek niż dola biednego Jasia. Pogonili więc biedaczynę na cztery wiatry dając na drogę jeno pajdę razowego chleba ze spółdzielczej piekarni i kota do towarzystwa.
Idą więc Jasio i kot, idą. Upał czerwcowy doskwiera, głód kiszki skręca. Stanęli pod wierzbą i kot błagalnie jął piszczeć, prosząc Jasia o kawałek strawy.
Ulitował sie tedy głupi Jaś i oddał bydlęciu jedyną pajdę chleba jaką źli bracia dali mu na drogę.
Nagle kot przemówił ludzkim głosem:
- Za twą dobroć Jasiu tajemnicę ci wyjawię. Ojcowie twoi wiedzieli, że źli bracia poniewierkę tobie szykują przeto całe życie zbierali i zbierali, a to co uzbierali dobrze ukryli. Chodź. – kot w podskokach podbiegł do wierzby i zaczął ryć.
Po chwili wykopał zawiniątko. w którym był zwitek papieru.
- Tu jest napisane gdzie tatusie skarb dla ciebie ukryli. Nauczysz się czytać, szkoły skonczysz to wiedzę tę pojmiesz i wykorzystasz. A tymczasem masz tutaj 500 dolarów amerykańskich na naukę twoją. – rzekł kot i znikł.
Jasio został sam z kartką, której odczytać nie mógł i zwitkiem banknotów o sporej wówczas wartości.
***
Jest rok 2009. Jan dobrze zainwestował owe 500 dolarów. Nie był tak do końca upośledzony, choć złote serce miał. O karteczce od rodziców zapomniał, ale od czego przyjaciele. Kiedy siedział w wygodnym fotelu i smolił piwko na parapet wskoczył stary, całkiem wyleniały kot.
- Psik! – zakrzyknął Jan.
- Jak to Jasiu, nie poznajesz mnie? To ja kot, z którym wygonili cię źli bracia, a któremu oddałeś ostatni kęs strawy.
- O kurwa! Niemożliwe – zakrzyknął Jan, ale był tak uradowany, że z radości wyczochrał kota za uchem.
Kiedy już przywitali się za wszystkie czasy kot rzekł:
- Pamiętasz kartkę od tatusiów, którą dałem ci byłem na rozstaju dróg?
- Ach kartka… Chyba zgubiłem … – zawstydził sie Jan.
- Głupcze! Czy wiesz co to było!???
- Kocie nie fikaj… Może mam, może nie mam…
Kot podparł głowę łapami i popatrzył rozczulająco na Jana.
- Poszukaj… Plis…
Na podłodze piętrzył się wielki stos książek.
- Szlag! Musi być w którejś. Może w skrypcie od trygonometrii? Wiem! Wiem!
Jan podbiegł do regału i wyciągnął z niego “Kościół, lewica, dialog”, z której wypadła całkiem pożółkła kartka. Zanim zdążył się schylić kot już ją pochwycił.
- Jest! Jest! My precious… – zwierzę przytuliło świstek do piersi.
- Co to? – zapytał Jan.
- Ta kartka może odmienić twoje życie, zobacz…
Jan wziął kartkę do ręki i przeczytał na głos:
“Ja niżej podpisany kwituję odbiór 2300 złotych i 45 groszy od oficera SB Baździucha Franciszka.
Jarosław Ka… “
Głos zamarł Janowi w krtani.
- Kocie zepsuł mi sie samochód. Czym dojechać na Czerską?
CDNN