Jestem jak roślina która niewiadomo dlaczego wykiełkowała tu a nie gdzie indziej…. .
Niewiadomo dlaczego, nie wiadomo skąd.. , nie wiadomo czy przezyje i dokąd ją to raz rozpoczęte życie zaprowadzi.
Życie jest jak ścieżka którą podążam….“wdech” – “wydech” = oznaka podążania: miarowo, konsekwentnie, powoli, zdecydowanie.
Jestem jak roślina która wykiełkowała jakby pośród skał... . Wokół skały, kamienie, drzewo dające cień od czasu do czasu.. . A jednak pośród tych skał znalazła i chwyciła “swój kawałek żyznej gleby”. Gleby nie widocznej na pierwszy rzut oka, gdyż wszędzie skały….. .
Czy żyję przypadkiem i mimochodem….. ? Nie, gdyż moje życie jest zbyt kruche – jak roślinki na skale. Byle wichura, wiatr, kamień, czy dziki zwierz który ją może pożreć głodem “gnany”.
Lecz żyję, mimo niebezpieczeństw bezpiecznie.
Ktoś podarował mi ten kawałek, odrobinę ziemi pośród skał i wodę spod kamienia… , której tutaj trudno się spodziewać.
Więc pragnieniem życia czerpię, oddycham i staję się.... . Staję się i oddycham i czerpię wodę.
Nie wiem gdzie mnie ścieżka życia zaprowadzi ale jedno wiem: lubię żyć i stawać się. Pośród niepewności, niebezpieczeństw, świadomości ulotności życia… , świadomości niepewności.
Cieszę się, że dane mi jest doświadczać życia ludzkiego. Dane mi to zostało darmo i ofiarowane wraz z “inwentarzem”.... .
I nie boję się żyć gdyż ten który dał mi życie, dał mi je nie jednorazowym aktem, ale daje mi je nieustaniie, codziennie, co chwilę, z minuty na minutę.
Dostarczając mi pożywienia “spod kamieni”, daje mi wszystko co potrzebne do stawania się. Jak wszystko potrzebne otrzymuje kosodrzewina porastająca górskie szczyty…. . Zdana na to, że los się nie pomylił rzucając jej ziarno w to a nie inne miejsce…. .
Adwent: żyję, słucham, oczekuję, oddycham spokojnie, miarowo wyczekując, wsłuchując się w przychodzącego do mnie w ciszy, w moim wnetrzu, do mnie spoza mnie… .
Idzie, zbliżą się.... , a ja się staję by usłyszeć, nie przegapić, wytężam słuch i nie słucham tego co niepotrzebne i zagłusza. Pragnąc tego z czego nie zdaję sobie sprawy do końca, ale jedno wiem: OCZEKUJĘ. A może jestem nieustannym oczekiwaniem.. .
Najbardziej czuję się sobą oczekując… .
Boże, mój Boże, szukam Ciebie od świtu;
Ciebie pragnie dusza moja!
Do Ciebie tęskni moje ciało
jak pustynna, sucha i pozbawiona wody ziemia!
Jakże pragnę Cię ujrzeć w świątyni,
zobaczyć Twą moc i chwałę.
Dusza moja przylgnęła do Ciebie,
Twoja prawa ręka mnie podtrzymuje.
(wYBRANE WERSETY Z PSaLMU 63,2-9)
p.s.
Polecam: