Moje wspomnienia z pierwszego rozczarowania

Tak mi się zebrało, przez tego Broniewskiego na wspominki i na to jak, w pierwszej klasie, szkoły powszechnej pani wychowawczyni po raz pierwszy zaprowadziła nas do biblioteki szkolnej(ja to bardzo przeżywałam, bo moi rodzice zawsze należeli do biblioteki, a mnie jako jeszcze całkowitą gapkę, traktowana właśnie w ten sposób,” no będziesz chodzić do szkoły, to zapiszesz się do szkolnej biblioteki”) i na ten dzień czekałam, można powiedzieć z wypiekami na twarzy, bo to stanowiło dla mnie jakiś krok w dorosłość.
Zwłaszcza, że już nie byłam takim zupełnym literackim ciemniakiem, bo często mama, lub tata na swoją kartę wypożyczali książki specjalnie dla mnie, a czasem brałam się już za poważniejszą literaturę, bo jako sześciolatek już byłam po lekturze takich książek, jak Pan Wołodyjowski z trylogi Sienkiewicza, więc ufnie przekroczyłam progi tej biblioteki szkolnej, no i pierwsze rozczarowanie jakie mnie spotkało, to, to, że pani bibliotekarka nie dała nam samym sobie wybrać książki, tylko każdemu z nas wcisnęła jakąś książeczkę, typu „Poczytaj mi mamo”, ja pamiętam dokładnie, dostałam książeczkę z tekturowymi kartkami o tytule „Pan Kotek”.
Ale jeszcze ufna, że jeżeli ową książeczkę na przerwie przeczytam i oddam do biblioteki, dostanę nową, poszłam na następnej przerwie i poprosiłam panią z biblioteki, by mi wypożyczyła następną, bo tą już przeczytałam, pani niestety nawet mnie do biblioteki nie wpuściła, a na moje prośby reagowała, jak na oganianie się od natarczywej muchy, w końcu powiedziała, że jeżeli tak szybko czytam, to powinnam zapisać się do biblioteki publicznej i zaśmiała się ironicznie, bardzo mnie ta ironia pani, którą chciałam od pierwszego spojrzenia pokochać, zabolała i wiecie co zrobiłam?
Po skończeniu lekcji, rzeczywiście poszłam do biblioteki publicznej sama i zapisałam się jako czytelnik, najpierw pani z publicznej nie chciała mnie zapisać z powodu wieku, ale potem oczywiście, bo znała dobrze moich rodziców założyła mi własną kartę biblioteczną.
Nawet pamiętam, co wypożyczyłam pierwszy raz w tej bibliotece, to były książki Dumasa „Trzej Muszkieterowie” i Naszyjnik Królowej” i dumna przyszłam do domu.
Moi rodzice wiedzieli, że w szkole był ten wielki dzień zapisu do biblioteki, więc od progu mnie zagadnęli, co Iwonka wypożyczyła, ja wzruszyłam ramionami i odparłam, że szkolna biblioteka jest do niczego, bo pani bibliotekarka mnie nie lubi i wciska dzieciom tragiczne bajeczki dla niemowlaków, więc ja zapisałam się do biblioteki publicznej i pokazałam swoje pierwsze łupy.
Moi rodzice zaśmiali się tylko, ale odtąd zawsze jak szli do biblioteki, zabierali mnie ze sobą i wypożyczałam na własną kartę, książki, które sama sobie wybrałam.
A biblioteka szkolna?
Potem tam też lubiłam chodzić i wiele książek tam wypożyczyłam, ale od tego pierwszego, wyczekanego razu, musiało minąć trochę czasu, by moje pierwsze rozczarowanie rozmazał czas.

Pozdrawiam serdecznie.:D

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

@

W sumie dobrze się skończyło. A ja się dowiedziałem skąd ta miłość do Wachmistrza Słodkiego Luśni i jego metod.

(Szkoda tylko, że Cię w tej bibliotece nie nauczyli odbijać do siebie paragrafów na ekranie.)

Pozdrawiam czapką do ziemi, po chłopsku

————————-
triarius


Tygrys

Jakich paragrafów?
A Luśnia najlepszym wachmistrzem w trylogii był, no może Soroka równie był wierny Kmicicowi, jak Luśnia Wolodyjowskiemu.

Nawet pamiętam taki fragment Potopu(a propos Soroki), gdy ten wraca do Kmicica prawie konając z głodu, a ma Kmicicową sakiewkę przy sobie, Kmicic się pyta Soroce, czemu nie kupił sobie za to jedzenia, na to Soroka, “ nie było rozkazu”, czyż nie piekne?

Pozdrawiam serdecznie.:D


@ Alga

Nieźle, ale Ninon de Lanclos mi jeszcze bardziej zaimponowała czymś podobnym, a to w dodatku była prawda. (I, excusez le mot, poniekąd kurwa.)

Twój Wierny Soroka przypomina za to tego rzymskiego żołnierza, który zginął przysypany gorącym popiołem w Herculaneum, bo nie odwołano go z warty. Fakt, że Rzymianie mieli naprawdę potworne kary za opuszczenie posterunku. Ale tu mamy jeszcze wierność wobec takiego małego krasnoludka, tyle że ostro wymachującego ostrą szabelką... Łał!

Ale dla Spenglera to symbol tego, co my powinniśmy robić w naszych późnych, pozbawionych już większość żywotnych soków i całego niemal wdzięku, czasach.

Co Ty na to?

Pozdrawiam srodze, niczym Głodny Soroka i Lubieżny Luśnia trzymający się za rączki

————————-
triarius


Tygrys

symbol? Może być symbolem, byle nie nazywać nasze czasy późnymi i pozbawionymi już większości soków żywotnych i całego niemal wdzięku, bo każed czasy możnaby było tak opisać, nie za nas decydują potomni, może, co?

Pozdrawiam.

Ps. A czemu uważasz Luśnie, za lubieżnego, z powodu tego pala, co niego nawlekł Azję?


@

alga

symbol? Może być symbolem, byle nie nazywać nasze czasy późnymi i pozbawionymi już większości soków żywotnych i całego niemal wdzięku, bo każed czasy możnaby było tak opisać, nie za nas decydują potomni, może, co?

Wiesz, Spengler tak nie uważał i ja też nie. Choć ludzie którzy nim nie myślą, jak ja, przeważnie sądzą tak jak Ty.

Dla mnie to trochę jednak tak jak system Ptolemeusza i Kopernika, tylko w znacznie ciekawszej dziedzinie.

alga

Ps. A czemu uważasz Luśnie, za lubieżnego, z powodu tego pala, co niego nawlekł Azję?

Mnie samego to tak nie kręci, ale jak sobie wyobrażę Twoje rozanielone oczęta jak Ty o tym myślisz… Wtedy to zaczyna to faktycznie być nieco piquant.

Pozdrawiam

————————-
triarius


Tygrysie

Tak Cię zrozumiała z tym Spenglem.

A co do Luśni i tego pala, trochę przesadzasz nigdy nie mam rozanielonych ócz, gdy to czytam.

Pozdrawiam.:D


@

alga

Tak Cię zrozumiała z tym Spenglem.

A co do Luśni i tego pala, trochę przesadzasz nigdy nie mam rozanielonych ócz, gdy to czytam.

Pozdrawiam.:D

A mogłabyś mi może powiedzieć, co to za ętelektualna maniera, żeby Spenglera nazywać Spenglem? Że spytam?

Pytam dlatego, że znam już jednego członia – hrabiego zresztą – który to konsekwentnie i z przekonaniem robi, a w dodatku przekonuje mnie, że to wyraz czułości wobec tego wielkiego człowieka. U Ciebie też?

Chętnie bym się dowiedział, może sam się przyłączę do tego Waszego klubu? ;-)

Pozdrawiam bez połykania sylab

————————-
triarius


Oj Tygrysie

sorry, połknęłam sylabę, niechcący.:D


Algo,

z wizyty w szkolnej bibliotece nauczyły mnie niesprawiedliwości. W tejże bibliotece prowadzony był konkurs na liczbę przeczytanych książek. Miałam w nosie zbiory biblioteczne, bo w domu książek cała masa i nigdy, mimo, że czytałam potężnie dużo, nagrody nie dostałam. Dostawały ją za to różne osoby z mojej klasy, które to ledwie wiedziały na czym polega skladanie literek. Gapa byłam i nie rozumiałam na czym to polega, aż w końcu jeden z kolegów objaśnił, że należy książkę pożyczyć (najlepiej komiks), oddać za 2-3 dni i wziąć kolejną. Tak nabijało się statystyki bibliotece, sobie, a i miało się szanse na nagrodę.

Do dziś dziwi mnie głupota tego systemu.


Mo

Też pamiętam te konkursy, z resztą chyba w siódmej klasie nawet nasza klasa ten konkurs wygrała i pamiętam, jak ludzie wypożyczali książki, oj pamiętam.

Byłam wtedy w tzw. kolektywie bibliotecznym, czyli w wolnych chwilach pomagałam w tej szkolnej bibliotece, co było chyba największym zaszczytem dla ucznia, bo w ten sposób miało się dużo godzin tzw. pracy społecznej, co w tamtym systemie było wymagane, a nie trzeba było np. Sprzątać terenu szkoły, czy wykonywać innych prac.

U nas w domu, też było zawsze dużo książek, ale ja i tak wolałam te biblioteczne, bo inaczej pachniały, zwłaszcza te nowe, które oprawialiśmy.

A wracając do konkursu na najwięcej przeczytanych książek, to fakt, system ten był idiotyczny, ale może trochę ludzi zachęciło się wtedy do czytania?

Pozdrawiam serdecznie.:D


Szanowna Algo

jesteś absolutna,niereformowalna podpuszczalska!!!

Bardzo wczesnym rankiem zaintrygowany tytułem,mimo,ż brakowało mi czasu przeczytałem Twój tekst.
Zapowiadał sie ciekawie.Pomyslałem wreszcie jakeś seksistowski kawałek na Tekstowisku.
Alga,przełamuje kolejne lody.

Czytam i tu co dupa.Nic z tego.

Wróciło natomiast kilka rozmazanych wspomnień z podstawówki.

Jestem wielce rozczarowany Pani Algo!!

Pozdrawiam


Drogi Zenku

Ja podpuszcxalska?
A co myślałeś, ze będę pisala o czym, o seksie?

czy tu takie zapotrzebowanie na erotyki są?

A widzisz przynajmniej się odmłodzileś wspominając czasy podstawówki, nie fajnie?

Pozdrawiam smutno.:(


Szanowna Algo

nie wiem,czy jest zapotrzebowanie na erotyki.
Wiem,że tytuł jest z lekuchna wieloznaczny.

Pozdrawiam


Acha,

a więc napisałam specjalnie dla Ciebie.;P


Szanowna Algo

nie jestem kumaty w tych znaczkach,ktyóre łaskawie umieszczasz przy swoich wpisach.
Więc gebe na kłódkę,bo nie wiem czy kpisz,czy żartujesz,dziwisz się,czy płaczesz,ale dlaczego płacz mi sie napisał nie wiem,przebacz niewiasta.

Pozdrawiam


Zenek

wpis o seksie specjalnie Ci dedykowałam.

A ten znaczek to taki łobuzerskie mrugnięcie z wystawionym lekko językiem.

Pozdrawiam.:D


W podstawówce,

jako istota aspołeczna, zaszywałam się na przerwach w bibliotece szkolnej… Układy z panią bibliotekarką miałam lepsze niż Ty. ;)

pozdrawiam

Edit: muszę Cię poprawić, bo mam mózg jak cyborg… Dokładnie rzecz biorąc, to leciało tak: “Nie śmiałem bez permisji – odparł krótko rotmistrz.” Nie wierzysz, sprawdź na półce :D


Czajnik żyleta

że rzucę off-topic


To jest blaszany parowiec,

na żyletki, mam nadzieję, jeszcze go długo nie potną :D

I tak mi nie uwierzycie, ale chciałam napisać wachmistrz! Jest za wcześnie… Obudziłam się po wczorajszym rumie o 7:38, dostałam poranne pozdrowienia z rogu Więziennej i Nożowniczej, porzygałam się (pardą...) ananasem… To nie są warunki do pracy cybernetycznej!

sif

P.S. Gdzie mój bażant?


Pino

jasne, ja nie cytowałam, a wzruszałam się nad Soroką.

A Tygrys zna też dobrze Np. Potop.

Ech…szkoda, że takich “towarzyszów” już nie ma, sama bym mogła dla takiego głowę stracić.;p

Pozdro.:D

Ps. A takowych układów z bibliotekarką to nie miałaś jak ja, bo ja potem mogłam wszędzie…a nawet wypożyczać książki, które tylko do wglądu w biblioece były.

Wspólny blog I & J


Tomek

jaki czajnik, jaka żyleta, to Pino und słaba kobietka, czyli ja.;p

Wspólny blog I & J


Czajnik, ojciec Pino

żyleta, bo zauważył rotnistrza/wachmistrza na Twoim blogu i natychmiast dziecku to w swojej pierwszej notce wytknął;-)

:-)


Subskrybuj zawartość