Czy wierzymy w śmierć?

Dziś ktoś na pewno umarł i ktoś się urodził, komuś było dziś wesoło innym zapewne smutno, ale takie jest życie.
Może to śmieszne, ale dziś zdałam sobie sprawę, że właściwie jesteśmy mało istotni, w tych naszych drżeniach i zniechęceniach.

To wszystko mija, zapada się, jak w pierwszych prehistorycznych grobach, póki ludzie nie wiedzieli, że śmierć istnieje, nie zadawali sobie trudu, by opłakiwać tych którzy odchodzą, bo śmierć jako taka ich niedosięgła.

Zapewne niedosięgły ich i inne uczucia, nazwane przez nas cywilizowanych współczesnych, a to litością, a to miłością, ale czy byli od nas gorsi przez to?

Na pewno darzyli szacunkiem starszych, czego we współczesnym społeczeństwie nie widać, bo to zanika, z resztą nawet osoby starsze nie chcą być postrzegane jako ci mniej sprawni, wolą coraz częściej udawać…właśnie im jesteśmy bardziej cywilizowani, tym bardziej lubimy udawać, grać, tworzy wokół siebie teatr.

Nie chcemy poddawać się starości, chcemy być piękni, szczupli, zdrowi, a czemu?

Dlatego, że media nas uczą by żyć, bo śmierć nie istnieje?

Czy znów nie cofamy się do tej prehistorii?

Bo znów udajemy, że śmierć nie istnieje?

Dziś dowiedziałam się, że córka znajomej z Goliny nie żyje.

Była zdrowa, piękna i życie przed sobą, urodziła dziecko i …jutro będzie jej pogrzeb, czy to nie straszne.

Miała zaledwie 27 lat, ale przy porodzie coś poszło nie tak, chyba zawinił człowiek i nie ma już dziewczyny…

Pozdrawiam serdecznie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Algo

Ja mam już dużo osób “po tamtej stronie” i był czas,że uważałam,że po prostu się z nimi spotkam i jestem na to gotowa.Dopóki rok temu nie poczułam się bardzo źle – przed burzą,miałam taki właśnie strach,że zaraz umrę.No i oczywiście wcale nie chciałam – to był czerwiec i myślałam sobie,że może by tak po wakacjach :))) i że tyle jeszcze miejsc nie widziałam…
Ja wiem,że to strasznie trudne dla tych,którzy zostali…ale chyba jednak coś w tym jest,że wybrańcy Bogów umierają młodo


Ufko

Wiesz, ludzie nie chcą wierzyć w śmierć, bo im wygodniej.

A jak się pojawi, udają, że ich ona nie dotyczy, to tak na margniesie.

Ja też mam coraz więcej znajomych po tamtej stronie.

A śmierci..nawet nie wiem, czy się boję, czy nie…wciąż mi się wydaje daleką.

Pozdrawiam.:D


A ja mam ciągle wyobrażenia,

że ktoś bliski mi umrze. I sobie myślę, jak wtedy zareaguję, co będę myślał, jak będę się zachowywał, jak źle mi będzie.
W ogóle dziwne, bo takie wizje śmierci róznych osób czy z rodziny czy przyjaciół mam w miarę często i od dawna.
Kurde, nie jest to zbyt fajne, trochę przerażające.
Zastanawiam się czy inni też tak mają.

Pozdrówka.


Pani Algo

Jak uczy doświadczenie, umierają inni.
To jedno z wytłumaczeń, dlaczego nie wierzymy w śmierć.
Inne jest takie, że śmierć jest zaprzeczeniem życia. Żyjąc nie sposób w nie-życie uwierzyć naprawdę.

Dziś, bardziej niż dawniej, od śmierci uciekamy.

Także dlatego, że daje się uciec. Bądź niebądź, umiera się teraz dość rzadko. Sto lat temu przeciętny rodzic w średnim wieku doświadczał już smierci kilkorga swych dzieci (pewnie co najmniej jednego przy porodzie) i rodziców. O dalszych krewnych i znajomych nie mówiąc. Do tego co trzydzieści lat wojna, czasem głód, czy zaraza. Od dziecka każdy był wiele razy świadkiem śmierci. Czuwał przy umierającym, modlił się przy zwłokach.

Dziś, zanim śmierć napotkamy, naprawdę możemy o niej zapomnieć. Dzieci nie poznają śmierci. Zwłok nie wyprowadza się z domów, a z kostnicy. I robi to specjalistyczny zakład pogrzebowy, bez naszego udziału.

Rzecz jasna, życie, którego sensem jest doznawanie (przyjemnych) wrażeń, doczesność, tym bardziej śmierci unika.

Dawniej dla większości śmierć była bramą. Dziś jest końcem.

A już poza wszystkim – strach przed śmiercią zależy chyba także od osobowości. Moja mama np. śmierci boi się straszliwie. I na śmierć dowolnej osoby, którą w jakikolwiek sposób znała, reaguje płaczem. Ja, podobnie jak ojciec, nie.

Pozdrawiam.
Dzięki za ziarnko eschatologii.
Perzepraszam za ględzenie.

PS. “Coś nie poszło przy porodzie.” A dziecko żyje?
Jest jakiś naturalny sens śmierci, łatwiej ją zaakceptować, gdy pojawia się nowe życie.

Wierzę, że dla zmarłej jest życie wieczne.


Odysie

Ja nawet nie wiem, czy mam się śmierci bać, bo ona była zawsze w moim domu normalnościa, często jej doświadczałam, wielu bliskich straciłam.

Nie, chyba się jej nie boje, ale nie chce by była częstmy gościem w moim domu, jak chyba każdy.

Dziecko żyje, ale nigdy nie pozna matki, to jest przykre.

Pozdrawiam serdecznie.


Grześ

nie ma się nad czym zastanawiać, jak przyjdzie śmierć, nasze odczucia są i tak niesprecyzowane, często zachowujemy się nieracjonalnie.

jak zmarł mój ojciec, a leżał prze poł roku w łózku w domu, to wiesz co zrobiłam jako siedemnastolatka, gdy wszyscy poszli na pogrzebiny?

Pobiegłam szybko do domu,by zobaczyć, czy ojcu czego nie trzeba, a jak zastałam pusty pokój, to się rozpłakałam. Dopiero wtedy, a trumna stała jeszcze w domu, i kondukt pogrzebny, też z tego domu wychodził.

Pozdrawiam.


Alga

Do odejścia przygotowujemy sie cały czas. Ważne żeby nie żałować, że się czegos nie zrobilo, a mogło. Tylko tym się martwię.
I chyba nie chcialbym powtarzac jeszcze raz tego samego. Cieszę się z tego co jest.
Chociaż zawsze jak ktoś (czy coś) odchodzi to smutno. Żałuję każdego umierajacego dnia.
Pozdrawiam


a co potem?

Każdy sobie w końcu takie pytanie zadaje. Co potem? Zależy jaka sobie odpowiedź przyswoi tak mu z tą śmiercią.
Choć z tym oswajaniem śmierci to różnie bywa. jedni potakują na jakieś oświecone prawdy, ale w sercu swoje wiedzą i zapierają się w drzwiach, żeby nie opuszczać tego świata.


KJWojtas

Kiedy możemy się na nią przygotować, gdy jej już oczekujemy, jest łatwiej.

Gdy przychodzi jak złodziej wyrywa coś, co mogło by kwitnąć, czujemy ból i niedosyt.

Dobrze żeś zauważył, by niczego nie żałować, by zrobić wszystko, czego się chciało dokonać, to jest pewnie ta pełnia życia.

Pozdrawiam.


Sajonara

Może nikt z nas nie chce myśleć, że śmierć jest i jego udziałem?

Bo jakby nie było, w każdej religii świata śmierć jest końcem i początkiem czegoś innego, a ludzie z zasady boją się nowego i tak niezgłębionego.

Tylko ateiści nie mają złudzeń i twierdzą, że śmierć jest końcem i tylko końcem.

Pozdrawiam.


Alga

Los nie wyrywa spośród nas jak zlodziej. To my tak sądzimy.
Poruszyłaś bardzo trudny element mojego widzenia świata.
Bo, że żal to normalne i oczywiste. Ale czy mamy prawo mówić, że to w niewłaściwym momencie?
Że zapytam.Czy mamy prawo (w jakim zakresie) oceniać, orzekać, próbować zrozumieć (nie wiem jak to precyzyjnie wyrazić) zakres doznań dziecka autystycznego, czy w inny sposób upośledzonego? Czy uważasz, że dostarczanie takiemu dziecku dodatkowych wrażeń jest dobrem, czy złem?
Mnie bardzo trudno to pojąć. Chyba kobietom łatwiej. Mężczyźni walcza o swe przekonania. Dlatego np. często tracą wiarę kiedy świat, ludzie, czy instytucje są inne niż ich przekonania.
Dlatego wydaje mi sie, że należy żałować ( jako rodzaju empatii wobec zaniku czegoś, ale nie należy tego zaniku wartościować.
Ale może nie mam racji?


KJWojtas

Masz rację, nie możemy oceniać, czy ta śmierć przyszła jak złodziej, czy w jej i tylko jej najdogodniejszym momencie.
Ja to piszę z perspektywy żyjącego, któremu żal tych którzy odchodzą.
Nie mamy prawa oceniać, fakt i rzeczywiście zagolopowałam się, tylko, czy nasze postrzeganie, własne doznania nie powinny być najważniejsze dla nas samych.

Jak kiedyś powiedział chyba o.Bocheński, by swoim bliźnim interesować się tylko wtedy, gdy możemy mu pomóc, lub gdy zagraża mam samym.

Pozdrawiam.


Alga

Chyba zgadzam się z przytoczona opinią o. Bocheńskiego. Przyznam, że juz w kilku miejscach Jego zdanie okazywalo się trafne i celne.
Gdzieś napisałem, że to pewnie dlatego, że był człowiekiem spełnionym; w odpowiednim czasie robił to co do niego należało. I to z pasją. “Nie bądźcie mdli…”.
Pozdrawiam serdecznie


KJWojtas

No to mamy takie same spojrzenie na życie.

Pozdrawiam serdecznie.


Algo, chyba nie ma takich co nie wierzą.

Ta co zabiera tych, którzy mieli przed sobą jeszcze kupe lat, albo nawet nie zdążyli oczu otworzyć po raz pierwszy smuci najbardziej, im są nam bliżsi, tym cierpimy więcej. Ironio, smucą się i cierpią ci pozostaja żywi, a może ci co odeszli są tam szczęśliwi, a my smucimy się bo zostaliśmy żywi bez nich?
Ja osobiście nie boję się śmierci, a nawet mam przeczucie, że moment na mnie jeszcze odległy.
Boje się o dzieci, o matkę, bo chcę by jeszcze zaznała szczęścia, tak poważnie boję się tylko o jedną osobę, bo za młoda, za dobra, za kochana, za utęskniona by miała już odejść.
Najbardziej przeżyłam smierć babci, która miała największy wpływ na moje wychowanie, była mi bardzo bliska, zmarła tuż przed moją maturą, nawet nie pojechałam na stypę, wracałam do domu samotnie 20 km.
Pamiętam, że gdy dotarłam do kaplicy, zapłakałam i wszyscy zamilkli, nikt nie płakał, patrzyli na mnie, bo chyba tak jest, że na pogrzebach poza smutkiem za zmarłym, najbardziej wzrusza nas smutek tych, którzy byli ze zmarłym najbliżej.
Nawet pisząc to, po tylu latach, nadal czuję ten smutek i łzy cisną się do oczu.

pozdrawiam
Ania


Anno

Buuuuu!

Wiem co oznacza taki smutek, sama straciłam ojca bardzo wcześnie, był w wieku mojego męża, gdy odszedł.

Pamiętam do dziś ten ból i gorycz.

Pozdrawiam serdecznie.


Subskrybuj zawartość