Guma Donald 2


 

- No! – Jęknął. Jego twarz przypominała pobrużdżone pole, czoło naznaczone były kroplami potu. Spojrzał na własne dzieło, szeroki uśmiech rozlał się po obliczu.- No, tak trzeba było od razu.
Na biurku obok piętrzyła się kolekcja historyjek obrazkowych z gumy Donald, były porozkładane, ale nie był to nieład, były poukładane, jakby skatalogowane.

Każda z tych historyjek przedstawiała Kaczora Donalda i jego pomysłowość. Zapach w pokoju przypominał miniony czas. Czas, który minął bezpowrotnie, a mimo to, czaił się w tych wciąż pachnących papierkach.

Zadowolony z siebie, z uśmiechem, który nie opuszczał jego twarzy zaczął układać swoje dzieło w kartoniku po butach, trzymając się własnego klucza.
Jego wzrok spoczął na kartoniku, z boku była przyklejona etykieta…buty męskie, rozmiar 8, tworzywo – nubuk, tęgość – G, pieczątka informowała, że kolor butów był brązowy.

Próbował sobie te buty przypomnieć, cobyło widać po wytężonej minie. Zżółknięcie etykiety znamionowało, że było to bardzo dawno, ale nadal nie przypominał sobie był miał zamszowe, brązowe buty, co wskazywał rozmiar 8 i że były męskie.

Dotknął brzegu pudełka i zamknął oczy, jakby chciał za sprawą jakiegoś dziwnego jasnowidztwa te buty sobie przypomnieć. Trwał tak jakiś czas, gdy do pokoju weszła jego żona.

- Skarbie – zaczęła – mamy gości, a ty znów…- zawiesiła głos – przecież to twoi goście, dla ciebie tu przyszli, chcesz, by bracia znów cię wyatutowali? Już Ci spada poparcie, wiem, twój sentyment do tych papierków po gumie, jak i do piłki nożnej, ale jak długo? – zakończyła zirytowana i spojrzała w twarz męża i aż się zlękła.

Bo w tym czasie gdy żona do niego mówiła, przez jego umysł przemknęło milion myśli, w końcu przemówił:

- Miałaś kochanka?

- Skąd ten pomysł – zmieszała się –wiesz, że zawsze cię wspierałam, zwłaszcza od „nocnej zmiany”.

- Buty – wychrypiał, resztki rudych włosów na jego głowie przylepiły mu się do czaszki, a twarz nabrała koloru dojrzałego pomidora. Wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.

- O czym ty mówisz? Jakie buty? – Żona straciła na chwilę czujność, by dać odpór irracjonalnym oskarżeniom.

- Nie noszę butów zamszowych…- wszystkie żyły na twarzy stały się wyraźne jak na mapie.

- Nie kupuję ci zamszowych butów, o co ci chodzi?

- To – wskazał na pudełko.

- O co ci chodzi? – Żona nada nie rozumiała istoty problemu.

- Na pudełku jest napisane, buty męskie, brązowe, z nubuku. Pewnie były zakupione z dziesięć, piętnaście lat wstecz, ale nie były moje…więc czyje?

- Myślisz, że swojemu kochankowi kupowałabym buty? I to buty w twoim rozmiarze?
To twoje buty, sam sobie kupiłeś te pieprzone zamszowe mokasyny, kóre rozpadły ci się właśnie około ten nocnej zmiany. Nawet Wałęsa się z ciebie nabijał, żeś kupił mokasyny produkcji bułgarskiej.

Spojrzał, rzeczywiście były wyprodukowane w Bułgarii, teraz pamięć jakby odżyła, gdy usłyszał głos żony:

- Donald, weź poskładaj swoje Donaldy…- roześmiała się z własnych słów…

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

literatura

Jego twarz przypominała pobróżdzone pole….
Były porozkładane, ale nie był to nieład, były poukładane, jakby skatalogowane.
Czas, który minął bezpowrotnie, a mimo to, czaił się w tych wciąż pachnących papierkach.
Zżółknięcie etykiety znamionowało, że było to bardzo dawno.
Wszystkie żyły na twarzy stały się wyraźne jak na mapie.

Literatura ma wiele oblicz.
A co na to Jarecki? Czytał to przed publikacją? Nie przylepiły mu sie resztki włosów do czaszki i nie zrobił się czerwony jak pomidor? Oczywiście dojrzały, bo inaczej pewie byłby zielony?


Wszystkie żyły na twarzy stały się wyraźne jak na mapie.

Od kiedy na mapach są żyły? Chyba że chodzi o żyły złota


re: Guma Donald 2

Zzielenienie na jego twarzy znamionowało nagły odpływ krwi, która żyłami jak kanałami do rzeki spłynęła w kierunku jego stóp, powodując nieznośne mrowienie.


***

No jeśli w stronę stóp, to bardziej dramatycznie będzie: żyłami jak rurociągami jamalskimi. Mrowienie nie chciało minąć, choćby na chwilę, nie mówiąć o tym by minęło bezpowrotnie, nie chciało się jedynie czaić, tylko ostentacyjnie bulgotalo w stopach. Przez niedokrwiony w związku z powyższym umysł nie przemykalo milion myśli, ale dzięki temu nie wyglądał jakby miał za chwilę eksplodować. Miało to także ten plus, że żona nie musiała tracić czujności by dać odpór irracjonalnym oskarżeniom.


gościu

Rozwinął kolejną balonów, przez nieuwagę wrzucając papierek za tapczan. Rozwinął historyjkę i ze zdziwieniem graniczącym z przerażeniem stwierdził, że historyjki układają sie w ciąg nad wyraz logicznych zdarzeń.

Kolejna fala ciepła rozlała sie po jego ciele jak mleko, które kipiąc zalewa palnik kuchenki gazowej. Od tego gazu zaczęło go dusić. Poluzował krawat i wstając od biurka otworzył okno.

Nagła fala przeciągu z trzaskiem zamknęła bogato zdobione drzwi pokoju. Poczuł sie odizolowany od otoczenia, zupełnie jak w dzieciństwie kiedy pijany ojciec zamykał go w jego pokoiku. Wychylił sie przez framugę, której złuszczająca się farba zostawiła śłady na jego granatowym garniturze Sunset Suit.

W jego głowie wrzało.


***

Wrzenie w głowie nie ustawało, co znamionowały krople potu, perliście niczym drobiny deszczu na szybie podczas sierpniowej burzy układające się na jego czaszce w skomplikownym wzorze. Wzoru nie kryły niegdyś gęste niczym białowieska puszcza ogniste włosy, aktulanie pojedynczymi ryżymi kępkami przylegające do głowy. Donald pocił się i gdzieś w tyle głowy zakołotału mu, że czas gdy się nie pocił minął bezpowrotnie i raczej nie ma co liczyć, że czai się i powróci. Oczekując na pierwsze strużki potu mające za chwilę spływać za kołnierzyk powycieranej koszuli, rękawy której zwykł był wyciągac na 10cm poza mankiety jedynego garnituru, wrzał nadal.
Wrzenie można było rozpoznać przede wszystkim po wytężonej minie. Nadal nie przypominał sobie był miał zamszowe, brązowe buty, co wskazywał rozmiar 8 i że były męskie. Nie przypomiał też sobie, kiedy nauczył się tak abstrakcyjnie myśleć i doprowadzać do wrzenia, ale przecież żzółcenie sporej ilości rzeczy w jego otoczeniu, niegdyś białych, znamionowało że było to bardzo dawno gdy był w stanie sobie cokolwiek przypomnieć.
Zauważywszy ślady złuszczonej farby na garniturze zaklął szpetnie po niemiecku. Wokoło nikogo nie było, wręcz wyczuwało sie pustkę, która niczym mgła wypełniała przestrzeń, mógł więc sobie pozwolić na wspomnienie opowieści dziadka, z mauserem w rękach dającego odpór przodkom tych wstrętnych braci. Myśli o przystojnym dziadku w mundurze wehrmachtu nie była jednak w stanie wyciszyć szalejącego w jego głowie sztormu.
Stan przedeksplozyjny nie tylko nie mijał, on się nasilał.


gościu

Bezustannie pocierał skronie pożółkłymi od nikotyny palcami. Oczy łzawiły od nadmiaru sinoszarego, gęstego jak smolista maź dymu. Strzepał zżółconą złuszczoną farbę z rękawa tak, jak strzepuje się popiół z dopiero co zapalonego papierowa. Zaciągnął się wonnym lekko żółtawym dymem, którego wstążki, jak kosmyki włosów ognistowłosej dziewczyny tańczyły wokół jego skroni.

Zerknął tępym wzrokiem na kawałek podłogi, którego w tym miejscu nie pokrywał, pożółkły dywan. Pomiędzy szparą desek żółcił sie jakiś kawałek metalu. był jednak zbyt otępiały żeby podejść i schylić się po niego żeby go podnieść. Jego uwaga skierowała się więc na tajemniczy wzór na regale z rzędem pożółkłych kryminałów z jamnikiem.

Przed oczyma przesuwały się obrazy jak pożółkłe fotografie wyświetlane na ścianie, której farba łuszczyła się jak dawno zapomniane fragmenty pamięci.

Walczył z sennością.


Gość- Gościu

Widzę, żeś tylko odtwórczy, weź sam coś najpierw wymyśl, ok?

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość