Dom Elżbiety III

Sen na nowym miejscu jakoś nie chciał do niej przyjść, wciąż czuła zimno srebra w swojej ręce. Choć odłożyła kluczyk do pudełka wciąż czuła jego lodowaty dotyk. Gdy w końcu zasnęła śniła o nim, spadał jakby z dużej wysokości i rozbijał się jak grudka lodu, gdy zetknął się z ziemią. Śniła się jej też babcia, uśmiechała się do niej i gładziła w geście miłości jej głowę. Chciała z nią porozmawiać, ale ona spoglądała ze smutkiem i kładła palec na ustach. Obudził ją dźwięk komórki, spojrzała na wyświetlacz, była 8.47, a dzwoniła Karolina.

- Słucham – odezwała się zaspana.

- Cześć, no i jak? Naprawdę nie sprzedajesz tego domu?

- Nie. Przyjedź OK.? – Ela nadal próbowała się całkowicie obudzić.

- Wiesz, właśnie o tym myślałam. Faktycznie przyjadę. Muszę ci przecież wybić to z głowy, nawet już kupiłam bilet na autobus. Będę u ciebie około czternastej, no oczywiście, jak złapię od razu PKS do ciebie, bo poinformowano mnie, że będę musiała się przesiąść.

- Jesteś kochana! – powiedziała Ela z entuzjazmem. – Sama zobaczysz jak tu pięknie, zakochasz się jak ja.

– Słuchaj, wezmę twój neseser, trochę własnych ciuchów. Czy mam wziąć coś jeszcze?

- Nie i tak będziesz obciążona jak muł. Przecież mogę sobie różne rzeczy kupić tu na miejscu.

- Od kiedy jesteś taka rozrzutna – zaśmiała się Karolina – zresztą, podobno twój komp dokonał żywota, tak przynajmniej twierdzi ten fachowiec.

- Tak myślałam – westchnęła Ela. – Słuchaj, o której będziesz w tym Białymstoku?

- Trzynasta piętnaście podobno mam być na dworcu.

- Wyjadę po ciebie, OK.?

- Cudnie! Już się martwiłam, że będę musiała wynajmować jakąś furmankę.

- Ha, ha, ale śmieszne, cywilizacja tu już dość dawno dotarła. Dobra jesteśmy umówione, tak?

- Jasne, dziedziczko fortuny Karskich. To idę pakować do tobołków resztę maneli. Trzym się.

- Pa, na razie.

Ela pomyślała, że po prostu kupi sobie porządny komputer, a Karolina jej w tym pomoże. Cieszyła się też, że koleżanka tu do niej przyjedzie, we dwie będzie im raźniej.

Wyskoczyła z łóżka, nastawiła wodę na herbatę i poszła do łazienki, niestety woda była tylko zimna. Szybko się umyła, wzięła trochę wody z czajnika, by umyć zęby. Włożyła jeansy i czerwoną bluzkę, co prawda nie miała innego wyboru, do torby włożyła tylko te spodnie i bluzkę.

Zjadała śniadanie, zasłała łóżko. Wtedy zdała sobie sprawę, że nie wie, o której jest tu autobus do Białegostoku. Pobiegła na przystanek, ale tu nowe rozczarowanie, jakiś dobrodziej zamalował czarnym sprayem cały rozkład jazdy. Pomyślała o Kanusi, sama jej proponowała wczoraj pomoc. Poszła w tamtą stronę. Przed drzwiami sklepu stał mężczyzna około czterdziestki, gdy się zbliżała, uśmiechnął się do niej.
Odwzajemniła uśmiech.

- Dzień dobry – uśmiechnęła się znowu. – Pan jest synem pani Kanusi?

- Dzień dobry. Tak, mogę w czymś pomóc?

- Szukam pana mamy. Chciałam się dostać przed pierwszą do Białegostoku, ale rozkład jazdy jest zamazany sprayem. Może ona wie, o której będę miała autobus.

- Po co ma pani jechać autobusem? Ja jadę zaraz po towar do hurtowni to panią zabiorę. – Ze sklepu wyłoniła się tęga kobieta.

- O panienka Karska? – zapytała. – Jasne, po co ma pani tłuc się PKSem, Andrzej panią zawiezie.

- Tak, Elżbieta Loretańska, a pani zapewne żona pana Andrzeja, tak? – Po obliczu kobiety rozlał się szeroki uśmiech.

- Tak, Maryla Karnafel, przepraszam, że tak podejrzliwie do panienki podeszłam. -Uśmiechnęła się znowu. Ela uśmiechnęła się również, z zakłopotaniem.

- To ja przepraszam, ale nikogo prócz pani Kanusi nie znam. I jestem po prostu Ela, jesteśmy chyba w tym samym wieku.

Kobieta szturchnęła mężczyznę, aż ten stracił na chwilę równowagę. Gdy ją odzyskał uśmiechając się powiedział do Eli:

- Marylka wciąż nie zna własnej siły – i zarobił jeszcze jednego kuksańca, ale teraz lekkiego.

Elżbieta spojrzała na zegarek, była jedenasta.

- To o której pan, panie Andrzeju jedzie do tej hurtowni?

- Za pół godziny, jak pani chce, może pani wejść do mamy, bardzo się ucieszy. A ja jak będę jechał to przyjdę po panią.

- Cudownie. To idę – i poszła w stronę domu Kanusi.

Gdy potem jechała już w stronę Białegostoku w szoferce samochodu dostawczego rozmawiając z Andrzejem, nie mogła się nadziwić ile w Kanusi jest entuzjazmu.

- Twoja mama bardzo wiele przeszła, a mimo to jest tak naładowana pozytywną energią…nie mogę się nadziwić, wiesz? – Zagadnęła Andrzeja.

- Wiesz, tu jest wieś. Ja nie mówię, że to źle, tylko widzisz…- zawiesił głos – mama tej energii nabyła od twojej babci. Bo wieś, to wieś, inaczej ludzie myślą. Zwłaszcza, jak od kobiety ucieka mąż gdzieś w nieznane, a ona zostaje sama na kawałku ziemi i z trójką drobnych dzieci. Mama była zupełnie załamana…wiesz, pewnie by skończyło się na tym, że nas by wzięto do sierocińca, a matka, albo by się wykończyła, albo sama popełniłaby samobójstwo.

- Wiem, twój mama mi mówiła, przykro mi, naprawdę.

- Wiesz, tu każdy orze, jak może, a mama nagle stała się marginesem wsi, ni panna, ni mężatka i jeszcze my, a każdy z gębą do jedzenia. Ona była ładną kobietą – nagle zmienił temat – tylko życie ją tak szybko zżarło. Namawialiśmy ją, by sobie wprawiła zęby, ale nie chce.

- Wiesz, zęby, czy fryzjer nie zastąpią tej jej pogody ducha. Choć sama mówi, że tęskni za moją babcią, więc pewnie ta pogoda już nie pełna.

- One się bardzo zżyły, tyle lat, rozumiesz? Mama nie jest głupia, wiesz, nikt jej specjalnie do szkoły nie wysyłał, skończyła, co było trzeba i w pole, bo roboty na wsi huk. Potem wydali ją za mąż, no, a dalej znasz. Potem, jak pani Karska jej pomogła, zatrudniła na stałe u siebie, zaczęły stawać się sobie bliskie. Wiesz, zwłaszcza, że twoja babcia była równie samotna jak ona, choć tu była dziedziczka, a tu zwykła chłopka. Mama zaraziła się od twojej babci historią naszej wsi, nie jedno może ci opowiedzieć. – Uśmiechnął się.

- O, nie wiedziałam! – wykrzyknęła Ela – twoja mama może być mi skarbnicą wiedzy o mojej rodzinie? Wiesz, ja jej właściwie nie znam. Babci nigdy nie poznałam, mama odeszła od ojca, gdy byłam mała, nigdy się mną nie interesowała, wychował mnie ojciec.

- Wiem. Twoja babcia śledziła twoje losy, a mama też o tym w domu mówiła. Proszę, dojeżdżamy do Białegostoku.- zmienił temat – gdzie mam cię wysadzić?

- Jeśli można to na dworcu autobusowym, koleżanka ma do mnie przyjechać.

- Jasne. Pewnie będzie miała bagaże, co?

- Tak, nawet trochę moich.

- Słuchaj, zróbmy tak, podrzucę cię na dworzec, odbierzemy koleżankę i wrócicie ze mną, co?

- Wiesz, chciałam zrobić trochę zakupów, znaczy jeden poważny zakup, chciałam kupić komputer.

- To tym bardziej, zabieram was z sobą.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Pani Iwono!

Elżbieta raczej nie może mieć nazwiska po matce matki. Niemniej czyta się świetnie.

Pozdrawiam


Hm,

przeczytałem trzy teksty, nie wiem czy oczekujesz uwag czy tylko pochwał:) albo krytyki.

Więc kilka rzeczy mi się rzuciło:

-literówek trochę 9wiem, wiem, sam robię pewnie więcej:))
-stylistyka momentami dziwna, znaczy momentami niezręcznie, nie wiadomo do czego odnosi się dane zdanie/.opis np. tu:

“Choć odłożyła kluczyk do pudełka wciąż czuła jego lodowaty dotyk. Gdy w końcu zasnęła śniła o nim, spadał jakby z dużej wysokości i rozbijał się jak grudka lodu, gdy zetknął się z ziemią.”

najpierw zrozumiałem, że dotyk lodowaty spadał:) a to chodzi o kluczyk.

Aaaa, to co widać tu, powtórzenia, lodowaty, grudka lodu.

Za dużo powtórzeń i momentami przegadane.

No i tu (dla mnie ) rażący początek:

“Sen na nowym miejscu jakoś nie chciał do niej przyjść, wciąż czuła zimno srebra w swojej ręce”

nie lepiej sen w nowym miejscu?

No i niektóre metafory mnie nie przekonują.

Najbardziej podobała mi się druga część.

I podobają mi się te fragmenty życiowe, dialogi, opisy relacji z innymi ludźmi, te takie bardziej poetyckie już trochę mniej.

No ale nie musi się mi podobać wszystko, bo to nie o to chodzi.

W każdym razie jak będą następne części, będę czytał:)


Panie Jerzy

Ależ nie ma nazwiska po babci.
Dostała tylko srebrny kluczyk.

A cieszę się, że czyta się aż tak dobrze, zważywszy, że to brudnopis.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Grzesiu

jasne, to przecież brudnopis, rzecz pisana z ręki, na blog wklejam to co napiszę.
Poprawiać będę po skończeniu, bo wiem jak się zapętlam, gdy próbuje robić to na bieżąco.
pozdro.:D

Ps. A uwagi krytyczne są jak najbardziej na miejscu, wszak o to mi chodzi, z boku lepiej się na pewne rzeczy patrzy.

Wspólny blog I & J


Algo, no miałem pisać,

że jak brudnopis to trza krytykować:)

Choć z drugiej strony nie lubię krytykować kawałków literackich, bo sam nie umiem ich tworzyć.

Znaczy napisałem w życiu kilka opowiadań, jedno nawet zamieściłem dawno temu w salonie 24:)
Kilka razy zaczynałem inne w blogu tu, ale nigdy nie wychodziły nigdy…

Acz może kiedyś coś napiszę, w długą zimową noc:)

Albo wrzucę stare moje opowiadanko, bo pewnie na TXT nie wszyscy znają albo niektórzy zapomnieli:)


Słuchaj, mnie już się tak naprawdę udaje drugie z kolei,

poprzednie poprawiam teraz, bo fakt, błędów stylistycznych, czy pędzenia w miejscach odpoczynków wiele.
Elżbieta jest opowieścią bardzo mi bliską, bo główna bohaterka, czyli Elżbieta jest psychicznie b. do mnie podobna.

A wrzuć to stare opowiadanie, ja go nie znam.

No i namawiam do pisania właśnie takich literackich kawałków.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Algo, no właśnie wrzuciłem:)

winę zrzuciłem jakby co na Jerzego M. i na ciebie:)

Ale możesz mnie teraz skrytykować totalnie:)

Pozdrówka znad szklanicy wina przegryzanej serem camembert (niezręczność stylistyczna zamierzona:))


Już idę czytać.

:D
Wspólny blog I & J


Panie Grzesiu!

Nie wiedziałem, że Pan to taka mimoza, którą trzeba popychać co krok.

Pozdrawiam


Pani Iwono!

Przepraszam, Elżbieta na pytanie „Czy panienka Karska?” odpowiada „Tak”. Zaraz podając swoje imię i nazwisko. Trochę mało prawdopodobne to potwietdzenie. Raczej spodziewałbym się zaprzeczenia lub czego w rodzaju „Tak jakby, jestem wnuczką pani Karskiej” lub czegoś podobnego.

Pozrawiam


Panie Jerzy, czemu mimoza?

Ja uległem pana sugestiom o wrzuceniu czegoś nowego, a pan tu jeszcze mnie beszta:(

Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.


Panie Grzesiu!

No nie ma sprawiedliwości. :)

Pozdrawiam


Panie Jerzy

tak, ma pan rację, ale już poprawiłam, fakt, tego akurat nie zauważyłam, a nazwiska są przecież b. ważne, a Elżbieta dalej już nazwa się Loretańska, nie wiem czemu tu wpisałam Karska..

Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Dla miejscowych, to ona może być Karska, bo tak się pani z majątku nazywała, a to jej krew. Natomiast Elżbieta by chyba inaczej zareagowała. Tak mi się wydaje…

Pozdrawiam


Panie Jerzy

Kiedy mi ktoś mówi, np. o panna Brząkowska, to też się uśmiecham i mówię, że Jarecka, a z domu Grzegorek.
Ludzie b. często kojarzą po Babciach. Zwłaszcza w małych miejscowościach, a ja z takiej pochodzę.

Serdeczności.:D

Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość