-->

-->

jjmaciejowski

Moim zdaniem, zbytnie przywiązywanie się do litery prawa jest równie niebezpieczne, jak pogarda dla tejże litery. Nie jestem fanem ekipy „Ryżego”, ale jeśli miałbym kogoś uznać za stosunkowo mało paskudnego, to byłby to właśnie Jarosław Gowin. Śmieszne jest, że wszyscy koncentrują się na formie, a nie na treści tego stwierdzenia i na sprawach ważnych.
Nie wierzę, by nie spotkał się Pan z sytuacjami, gdy przepisy prawa działają przeciwko sprawiedliwości, ludziom itp. Właśnie w takich sytuacjach należy kierować „duchem prawa”, czyli tym, co stało za ustanowieniem przepisów, a nie bezduszną literą, która może być tak niedoskonała jak wypowiedź ministra.

Pozdrawiam

A “moim zdaniem” nie istnieje duch prawa bez litery prawa i najniebezpieczniej jest wówczas, kiedy politycy (ograniczmy się do nich, blogerów zostawiam na boku, wobec nich nie istnieją żadne szczególne wymagania) mówią o duchu prawa, nie mając pojęcia czym się zajmują. Po drugie “treść” stwierdzenia jest spójna z jego formą, a może jeszcze bardziej szkodliwa.

Wyjaśnił mi Pan, co to jest “kierować się duchem prawa” — w Pana wersji — więc ja pozwolę sobie też napisać słowo o tym. To, o czym Pan wspomina (“co stało za ustanowieniem przepisów”) nie jest żadnym duchem, tylko jednym z elementów poprawnego rozumienia tekstu prawnego. Pan o tym wiedzieć nie musi, ale minister sprawiedliwości powinien. Język ludzki jest niedoskonały i trudno jest jednoznacznie oddać myśl, aby nie pozostawały wątpliwości co do intencji. Tym bardziej, że czytają to później ludzie, którzy mają rozbieżne interesy i różny stopień przygotowana “literackiego”. Dlatego uczeni mężowie, od czasów rzymskich albo i wcześniej (dziś zalicza się to dorobku naszego kręgu cywilizacyjnego), przyjmują kilka stopni wykładni, w tym (jako trzeci stopnień) zawsze “idzie” wykładnia teleologiczna, funkcjonalna, celowościowa czy jak ją zwać. Jej granicą jest jednak zawsze tekst, co eliminuje niektóre paradoksy, takie jak np. czy istnieje duch bez litery (podążając za konwencją zaproponowaną przez ministra). Żadne to dla rycerza arkana. Wykładnia tekstu prawnego (podobne założenia istnieją co do innych przedmiotów egzegezy, np. w biblistyce) nigdy nie kończy się na prostym, żeby nie powiedzieć prostackim, odczytaniu wyrazów i zdań ustawy, niezależnie od systematyki tekstu, zamiaru autora i kontekstu. Nawet w twardym pozytywizmie prawniczym (który notabene nie istnieje w rzeczywistości) czy amerykańskich szkołach tekstualnych, nie objaśnia się prawa w taki sposób. Mamy więc pierwsze nieporozumienie, które wynika z najzwyczajniejszego braku wiedzy i ignorancji pana ministra, który na tym etapie zajmuje się sprawiedliwością i jej wymierzaniem. Być może w jakimś potocznym, bazarowym rozumieniu wypowiedź Gowina daje się uzasadnić, znacząc mniej więcej tyle, że ja nie muszę przestrzegać prawa, które uważam za niesłuszne. Taki jestem sobie sobie-pan.

Pyta mnie Pan, chociaż nie wiem, co to ma do rzeczy, czy nie spotkałem się “z sytuacjami, gdy przepisy prawa działają przeciwko sprawiedliwości, ludziom itp.”. Owszem. Takie przepisy należy zmieniać, władzę, która je ustanowiła należy zmieniać, ewentualnie emigrować tam, gdzie jest fajniej, czyli miejsce zamieszkania też zmieniać. Nie ma to jednak — znowu — nic wspólnego z “duchem prawa”. Przykładowo, ja nie chciałbym znaleźć się pod osądem blogera Maciejowskiego, który będzie wyznaczał standardy według własnego rozumienia sprawiedliwości i tego jak powinno być, niezależnie od obowiązujących przepisów. Nie tylko dlatego, że nie mam duszy niewolnika, ale z dwojga złego wolę godzić się na złe i niesprawiedliwe prawo, niż oddać się w ręce blogera Maciejowskiego. O prawie przynajmniej coś wiem. Jest ogłoszone, jawne, wiem na co mogę liczyć, obliczyć ryzyko działania. Zresztą, bez sensu, proponuję zostawić ten temat.

Gowin i jego ewentualna niska “paskudność” to też ciekawy temat. Dla mnie Gowin jest przede wszystkim ministrem. Mniej mnie interesuje co jego zdaniem jest piękne i dobre, a w zasadzie interesuje mnie bardzo, jeżeli ma wpłynąć na moje życie w sposób pozaprawny. Podobno minister zna się na sprawiedliwości i “duchu prawa”. Każdy się zna, jak na trenowaniu piłkarzy. Rzecz w tym że minister sprawiedliwości powinien dbać o wszystkie standardy, w tym przede wszystkim o te niepopularne w ludzie, które jednak orientują nas bardziej na zachód a nie wschód. Kiedy okazuje się, że minister potwierdza, że “głupiego” prawa nie trzeba przestrzegać, to tylko czekam na chętnych do niepłacenia podatków i wieszania dyrektorów banków na latarniach. Rzecz jasna przejaskrawiam, ale mniej obrazowe (mniej absurdalne) przykłady byłyby w tym wypadku jeszcze bardziej przykre.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszystko wynika z niekompetencji i pyszałkowatości nowego prawie szeryfa. Czym innym są jego “przeprosiny”, że co do idei ma rację, a przeprasza tylko za słowa. Żenujące są też te jego pohukiwania, że z jego odwołania będą się cieszyli ci, co nie chcą wyjaśnienia sprawy Amber Gold. I że środowiska prawnicze są sitwą i chcą go wyeliminować, bo boją się zmian, które rzekomo wymyślił (przy okazji, są jakieś efekty jego pracy, co z tą deregulacją?; jakoś cicho). Zapewniam, że ja chcę i odwołania Gowina, i wyjaśnienia sprawy Amber Gold. Chcę też zrobienia porządku z sitwą prawniczą. Jednocześnie w ogóle się go nie boję; wydaje mi się postacią śmieszną a zarazem nikczemną*. Gdzie tu w ogóle logika, o czym on mówi**? Przecież to ubliża podstawowej inteligencji. Naprawdę trzeba mieć elementarną wiedzę o klockach, żeby poprawiać Lego. To nawet nie ma nic wspólnego z moimi sympatiami politycznym, a w zasadzie antypatią do drużyny ryżego pudla.

referent

—-
*Od połowy roku było wiadomo, że z resortu sprawiedliwości odejdzie wiceminister Wałejko (sędzia z Lublina). Nie układało się z nowym szefem z różnych powodów (najbardziej tych “aksjologicznych”), jak to w życiu bywa. Tusk podpisał jego dymisję dokładnie w ogniu afery Amber Gold. Dopiero. Dziś Wałejko daje przez gazety i tv wezwania Gowina, żeby ten — z uczciwości — przyznał, że jego dymisja nie ma związku z nadzorem nad sądami i tym sędzią debilem na telefon. Gowin jednak milczy. Media zajmują się już czymś innymi, ale było kilka dni, kiedy na czołówkach podawano odejście Wałejki jako przekaz dnia, łącząc to ze sprawą Amber Gold i sędzią z Gdańska. To też pokazuje “jaja” ministra, których nie ma. Biedaczyna musi chować się za plecami współpracowników. A rzecz w tym, że on nie ma żadnej własnej wiedzy, nie może bez suflowania niczego zweryfikować, bo nawet nie wie, gdzie szukać.

**Cała afera dotyczy tego, że w rozporządzeniu i ustawie są normy ze sobą sprzeczne. Ustawa jest późniejsza, a jedną z jej dyspozycji był obowiązek dostosowania bez zwłoki aktów prawnych (w tym wykonawczych) o niższej mocy prawnej (w tym rzeczonego rozporządzenia). Gowin nie dość, że nie zmienił (dostosował) rozporządzenia, to jeszcze uznał, że dalej może je stosować wbrew… i tu niech się Pan trzyma: literze i duchowi ustawy (jakie to piękne!) — która wprowadziła nowy model prokuratury, całkowicie nieprzystający do wcześniejszych kompetencji ministra, opartych m.in. na rozporządzeniu. Dodam w tym miejscu, że reforma była sztandarowym pomysłem ryżego pudla, który w ten sposób chciał ukrócić satrapię kaczystów; doprawdy nie wiem, co w tym wszystkim mogło się Gowinowi nie podobać. Pomijam już fakt, że w razie kolizji samowykonalnych przepisów kompetencyjnych ustawy i rozporządzenia stosuje się tę pierwszą. A Gowin mi na to, że ja się czepiam, bo nie chcę wyjaśnić afery Amber Gold. I co zrobić? Tylko w mordę można dać.


USAIN BOLT WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI By: referat (5 komentarzy) 21 wrzesień, 2012 - 11:22