Przybory c.d. (dobrego wychowania i obyczajów m.in.)

W związku z ostatnim postem (na S24), gdzie użyłem scenki z KSP jako inspiracji twórczej, naszły mnie refleksje ogólniejsze wywołane przypomnieniem postaci kreowanych przez Pana Jeremiego i Pana Jerzego. Generalnie idea każdej fabułki kolejnego wieczoru KSP kręciła się wokoł dość prostego pomysłu – zderzenia cwaniactwa i chamstwa z dwoma nieprzystosowanymi i do bólu ‘nieasertywnymi’ postaciami. Polityki (poza leciuchnymi aluzjami) w tym nie było w ogóle, niekoniecznie z powodu cenzury, gdyż Przyborę nie interesowała satyra czy polityka – interesowały go bardziej ludzkie typy jakie taśmowo produkowała otaczająca rzeczywistość. Niechcący przekaz zrobił się dość uniwersalny i ponadczasowy – zapomniawszy o śladowych realiach z lat 60tych, ogląda się to dzisiaj pod przemożnym wrażeniem, że nie są to archiwalia czasow komuny, a postacie z przyborowej wyobraźni zaludniają równie gęsto dzisiejszą przestrzeń, może jedynie używając innego języka.

Przekornie podchodząc do sprawy, wydaje się że Przybora proroczo i nieco przewrotnie postawił pytanie odnośnie czegoś nazwanego sporo później polityczną poprawnościa. Zacytuję tu nieco ekstremalną anegdotkę ze wspomnień p. Jeremiego o powojennym spotkaniu dawno niewidzianych znajomych, kiedy jeden z nich (autentyczny hrabia) pyta grzecznie drugiego: ‘A można zapytać jak długo bawił Pan w Oświęcimiu?’. Wrodzona językowa polityczna poprawność (zwana niegdyś dobrym wychowaniem) nie pozwoliła wyrazić jakoś inaczej kacetowego gnicia, bo pytający z pewnością nie miał na myśli wczasów wypoczynkowych.
Ówczesny powojenny ‘salon’, składający się z ocalałych inteligentow, resztek arystokracji i garstki optymistów na zasadzie ‘jakoś to będzie’, dostał się dzięki takim smakowitym kąskom łatwo pod pręgierz rodzącej się młodej gwardii ‘inteligencji pracującej’ (no bo salon składający się wyłącznie ze szkodników społecznych z definicji się lenił). Proste słowa prostego ludu wypowiadane ustami jego przedstawicieli chłostały zakłamaną i pełną hipokryzji mentalność i ‘kulturność’ starego świata, sprzęgniętego dla wygody poglądowej z ‘sanacyjnymi zdrajcami’, burżujami, obszarnikami i ogólnie gnębicielami klas postępowych.
W sferze języka wprowadzono ludowość, jurną dosadność a błędy wysławiania były znakiem otwartej i szczerej natury, postępowego pochodzenia i silnej osobowości, której ‘słowne zawijasy’ do niczego nie były potrzebne, by dotrzeć z ideą do mas. Młody narybek ‘naturszczyków’ z entuzjazmem wypełnił szeregi ZMP – dla tych płomienno-naiwnych ideologia była jedynie ‘dopełnieniem’ rewolucyjnego zapału, bo chodziło przecież o to by zbudować nowy świat, zniszczyć stare i zakłamane obyczaje, pokazać prawdziwą twarz polskiego ludu (narodu).
No ale ideologia upomniała się o szybko o swoje – prosty język nie mogąc opisać wprost zakłamanej rzeczywistości ewoluował siłą rzeczy w stronę nowomowy. Miało to dla władzy kolosalne zalety – żonglujac dowoli pojęciami, zmieniając ich znaczenie można było błyskawicznie zmieniać internacjonalistów w szczerych patriotów, komunistów w demokratów, bandytów w stróży prawa – i to tak, że sami zainteresowani w to wierzyli szczerze, a publika łatwo przyswajała zasady gry. Wybitny towarzysz, członek egzekutywy, rządu mógł zostać mianowany z dnia na dzień najgorszą swołoczą, zdrajcą, szpiegiem, gnidą – a wytresowane bataliony wyznawców samoczynnie kasowały starą treść, zastępując ją nową, posłusznie wierząc, że tak trzeba. We własnym interesie zresztą, po co mieliby sobie sami zadawać niewygodne pytania, czy doznać niemiłego uczucia, że się pozwolili uprzednio koncertowo ‘narżnąć’... Ciekawe owo wynaturzenie tejże ‘anty-hipokryzji’, która chcąc naiwnie walczyć z ‘obskuranckim zakłamaniem’, przyswoiła i zbudowała sama mechanizm mega-auto-oszustwa i manipulacji.

Nie tak dawno, niektórzy publicyści a po nich blogowe gwiazdy (S24) pisali o wyzwaniu jakie zwyrodniałemu salonowi rzuca ta zdrowa i prawdziwa Polska – prosto i nieskomplikowanie myślące grono ofiarnych patriotów, choćby i głosujące na Leppera, choćby i słuchające nabożnie Rydzykowych mediów – ale za to jakże szczere i jakże ideowo czyste. Niewątpliwie historia zatoczyła małe koło, lokując choćby po stronie mikrofonu jak i po stronie odbiorników sporą grupę weteranów z pierwszej połowy lat 50tych. Dostali dodatkowo w prezencie młode rzesze ideowców szczerych-i-oddanych, którzy uwierzyli, iż zostali obdarzeni misją walki z zakłamaniem. Na razie jest to ‘elitaryzm a rebours’, stawianie szablonów dobry/zły, malowanie hasłowych transparentów, stawianie sztandarów i troska o wspólnotową więź z ideopodobnymi. Innym sygnałem zapewne będzie pojawienie się blogerów o pseudonimach ‘prawda-to-ja’, ‘walczę-z-kłamstwem’, ‘mówię-samą-prawdę’, ‘prawdziwa-wolność-przeze-mnie-przemawia’. Przypomina to czasy, gdy nie tak dawno temu, gazeta musiała (na wszelki wypadek) nazywać się ‘prawda’, a jak ‘żołnierz’ to oczywiście ‘wolności’. Ocena przekazu – jednoznacznie pozytywna – była narzucana niejako automatycznie. Wypadałoby namolnie przypomnieć, że na ogół to czytelnicy oceniają, ile prawdy jest w ‘dzienniku’ lub jak wolna i niezależna jest jakaś tam ‘gazeta’. Jak bardzo ‘wolny’ ma umysł bloger usiłujacy mnie przekonać do swoich racji oceniam ja – ja który czytam. Chyba, ze nie pisze do mnie… Czy tego z pokolenia na pokolenie trzeba uczyć od nowa? Być może przyjdzie kiedyś czas, że pryszczaci jakobini dojrzeją i dorobią się własnego ‘rewizjonizmu’. Złapią dystans. Złapią klasę. Spojrzą w lustro. Z odrobiną pokory. Może. Bo na razie ‘tiochnika balszaja, no kultury sawsiem niet’ (jak stwierdził okradziony w polskim pociągu czerwonoarmiejec).

Gdy Przybora pod koniec lat 50tych tworzył KSP, nie było prawdopodobnie lepszego pomysłu na obnażenie ówczesnych ‘nowych klas’ niż zderzenie ich z dwoma ‘kosmitami’ żywcem przeniesionymi z przedwojennej ‘Adrii’ czy oderwanymi od stołu w sławetnej ‘Ziemiańskiej’. W konfrontacji z naiwną grzecznością i pogodnym oglądem świata, z zaangażowanego antymieszczaństwa niewiele zostało, a otwarta ‘szczerość’ i ‘bezpośredniość’ okazywała się często być zwykłym chamstwem. Panowie A i B, okradani, oszukiwani, okłamywani, trwali dzielnie przy swoim, jak ci angielscy dżentelmeni osaczani przez wojowniczych tubylców ze stoickim ‘let’s have a cup of tea’ proponując filiżankę zbaraniałemu ludożercy, który akurat wpadł do ich namiotu…[...] „Bo póki ciebie, ciebie nam pić, póty jak w niebie, w niebie nam żyć, herbatko, herbatko…”.

Oczywiście ten idealny pozytywny i elegancki ‘salon’ istniał jedynie w telewizyjnym Kabarecie – rzeczywistość peerelu wymagała od wszystkich uczestników większych lub mniejszych koncesji… Trzeba przyznać, iż finezja pana Jeremiego nie pozwalała powiedzieć pewnych rzeczy wprost, dopiero po latach i pod koniec życia wyłożył owe ‘clou’ w sławetnej arii z ‘Piotrusia Pana’ (niepozbawionej zapewne elementów autobiograficznych):
[...] „Wytwornych strojów gamą pieściłem oczy dam. A dziś na czele chamów być dżentelmenem mam! Choć za mną ta hałastra na każdy stanie zew – To straszne żyć wsród chamstwa, to straszne być wsród chamstwa. Nie znosząc go, psiakrew!”
[...] „Obmierzła mi hołota, choć wszedłem z nią na szczyt. Więc też i nie dziwota – z hołotą byt mi zbrzydł!”

Przewrotnie słowa owe wypowiada (wyśpiewuje) naczelny oberszwarccharkter, czyli kapitan Hak – panom A i B nie przeszłoby to przez usta – oni cierpliwie i pogodnie doszukiwali się pozytywów w każdej sytuacji:
[...] „Pan B: Może jeszcze szprotkę?
Pan A: Wiesz chętnie. Są wyborne. Wystałeś się pewno.
Pan B: Trafiła mi się chyba partia samiczek. Samczyki bywają żylaste…”

Pozdr./J.

Ps. Jako, że z powodów rodzinno-wojażowych miałem ograniczony dostęp do ‘techniki’, łączę spóźnione i serdeczne Życzenia Świąteczne i Noworoczne dla wszystkich Blogowych Przyjaciół. Oby Wam Się... Pozdrawiam serdecznie – Jozek.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

moja ulubiona anegdota językowa

Otóż w sferach wyższych Japonii feudalnej obowiązywało silne tabu językowe. Arystokracie nie mogło się przytrafić broń Bóg nic przypadkowego lub koniecznego. Arystokrata sam musiał byc panem siebie i świata wokół niego. Stąd zupełnie na miejscu fraza: szlachetny Pan raczył zabawić się w śmierć na określenie tego, że się biedakowi po prostu zmarło…

To tak a propos tego bawienia w Auschwitz (może już nie mieszajmy w to Oświęcimia…)

+ A. M. D. G. +


@hexenhammer

Dzięki za szybki komentarz… Przytaczam anegdotę dosłownie, nb w latach 50tych i 60tych stosowało się u nas wymiennie ‘Oświęcim’ i ‘Auschwitz’ (np mój stryj mówił ‘siedziałem w Oświęcimiu’) – kontakt ze światem był ograniczony i PP mniej restrykcyjna. Co nie zmienia faktu, że powinno się stosować zawsze ‘Auschwitz’ – i to konsekwentnie od 1941…
Pozdr./J.


Przyklasnąć jedynie można

Teraz będę czekał na tekst do którego można się przyczepić, żeby nie było, że tak miło jest:)

Nie tak dawno, niektórzy publicyści a po nich blogowe gwiazdy (S24) pisali o wyzwaniu jakie zwyrodniałemu salonowi rzuca ta zdrowa i prawdziwa Polska

Czy ten cytat można podciągnąć do sytuacji salonu24 z tekstowiskiem? Taka mnie złośliwość naszła.


@sajonara

Z lepszymi lub gorszymi rezultatami unikam bezpośrednich odnośników do jakichś ‘podziałów’ – czy ‘salonowych’ czy politycznych. Doświadczenie uczy, że efektem jest polaryzacja zachowań i kompletne zamknięcie na jakikolwiek dialog. Co zresztą właśnie wydarzyło się na S24… To nie jest kwestia poglądów, lecz charakterów – a że akurat pewna opcja polityczna umiała takowe lepiej spożytkować, to temat na inną dyskusję, choć chyba poruszałem tę kwestię nazbyt często (względnie często, bo pisuję raczej mało).

Pisząc tu powyżej choćby o ZMP, nie chodzi o komunę, lecz o pewne myślowe prostactwo, nie tyle antymieszczańskie co anyinteligenckie, z definicji wyznające kult siły, full-macho, mocnej władzy, prostych haseł i rozwiązań. To tragiczne, że to wciąż działa, choć do głosu dochodzą pokolenia, które o tym nie mają pojęcia.
Pozdr./J.


Tekst świetny, KSP jeszcze lepszy

Jako znany prostak łapałem to jako “coś nieuchwytnego” Zresztą KSP to taki towarzysz życia dla mojego pokolenia. Jako dziecku, bo Czechowicz taki śmieszny, później dla tego “czegoś”
Całkiem niedawno zadziwiłem się, jak to było niewiele odcinków (wedle dzisiejszych norm) a wpływ ogromny.
Jednak jest jeszcze coś, tu w komentarzu powyżej. Trafiłeś w 10. Moja teściowa, która ma te swoje 70 lat, zawsze na 1 rzut oka rozpoznaje ZMP-owca, oczywiście nie chodzi o faktyczną przynależność, tylko tak jak piszesz, poprzez pewna postawę, sposób wypowiedzi, a choćby gość był najbardziej zagorzałym antykomunistą, jeśli posiada odpowiedni zestaw cech, nieodmiennie ląduje na półce ZMP.
I zawsze jest to trafne & uzasadnione opowiastką o tych prawdziwych, szarogęszących się wszędzie młodych komuszkach.
Jacek Jarecki


@Jacek Jarecki

Szefie Jarecki, (z odrobiną wazeliny powiem, że) wyście są znany fałszywy prostak, właśnie trochę jak taki Czechowicz. Zresztą sam Przybora świetnie to wyłapał, raz go pchając w rolę Sporego (to ten w czapce z pomponem, ktory się na siłę ‘zaprzyjaźniał’) a raz romantycznego amanta od obiadow u ‘Pani Moniki’, ktorych zauroczony uczestnik ‘po żadnych garkuchniach już nie będzie jadł’.
Ja KSP oglądałem też jako mały chłopak, siedząc często na kolanach dziadka, przedwojennego nauczyciela muzyki, ktory po finałowej (gwizdanej) ‘herbatce’ z telewizora, siadał do pianina i kontynuował sam…

Co do owych zetempowych umysłow, jest to temat dość istotny, bo tak naprawdę stawiający pytanie ‘ile totalitarysty w każdym z nas’. Duch komuny a raczej tego myślowego prostactwa snuje się niestety wciąż za nami, ino sztandary sobie zmienia… Ech.
Pozdr./J.


Panie Józku

I to jest temat pierwszej kategorii. Czasem nachodzi mnie myśl czy my czasem nie ciągle pod władzą PZPR, bo te wszystkie opcje polityczne, to jakby tak poszperać, tez by w łonie partii znalazł, a kto był na boku, ten na boku siedzi. Aż brzydko i dziwnie tak pisać, ale jak tak się człowiek wczyta w jakieś dzienniki, pamiętniki z lat 60, to hmmm…
Jacek Jarecki


@Jacek Jarecki

W tym właśnie problem, że linia podziału nie przebiega tak, jak chcieliby ci wszyscy samozwańczy ‘ideowcy’. Wypada przypomnieć jak fantastycznie się asymilowali w PZPR (lub obok) byli narodowcy, nie wspominając kto szkolił i zasilał kadry milicji i armii ludowej bratniej NRD. Poźniej w latach 60tych czy 70tych, weterani ze Zbowidu wpadali na wodkę do towarzyszy z kumitetu, nie na dysputy ideologiczne przecież, choć ‘na oko’ dzieliła ich przepaść. Tak bardziej świeżo wypadałoby przypomnieć kilka nazwisk z PRONu, czy z kręgow doradczych towarzysza generała – niektorych fantastycznie ‘zrehabilitowano’ niedawno, bez żadnego wymogu samokrytyki z ich strony czy odstąpienia od poglądow. To jest dopiero ponadpodziałowa ‘więź’!
Pozdr./J.


Starsi Panowie dwaj

Czarnobiały, silnie skontrastowany obraz. Obok Autorów Michnikowski, Czechowicz, Gołas, Jędrusik, Kraftówna, Kwiatkowska, Dziewoński. I ten powiew starej, dobrej szkoły trwania. Kawał życia mi ujadł.
Znakomity tekst, znakomicie oddający istotę Kabaretu.
Bliźniaki, moje nieletnie wnuczęta, wyuczyłem w zeszłym roku na wakacjach, zimno było wściekle, piosenki “My jesteśmy tanie dranie”. Po odpowiedniej charakteryzacji zniszczyliśmy skutecznie makijaż wszystkich pań uczestniczących w pożegnalnym wieczorze. Panowie też ze śmiechu płakali jak bobry.


Czechowicz

to wypisz wymaluj Jarecki.

Igła – Kozak wolny


...

@Stary
Dla mnie KSP to był taki ślad po czymś zaginionym, trochę jak te naczynia czy drobiazgi wydobywane z Titanica. Zresztą jak chodzę po Warszawie i widzę kawał bruku czy starej bramy to się czuję podobnie… Potem potwierdziło się tylko, gdy czytałem wspomnienia Przybory.
Tutaj chciałem użyć przykładu Kabaretu w odniesieniu do tej całej anty-salonowej conieco narwanej mody jaka zapanowała ostatnio, promującej przy okazji myślowe prostactwo, powierzchowne sądy i nadęte idee.

@Igła
Sądząc po zdjęciu – pasuje…;)

Pozdr./J.


Subskrybuj zawartość