Kock

Ostatni dzień walki Wojciecha Przyczynka (w kampanii wrześniowej)

Obudziłem się. Leżałem okryty kocem na wiązce słomy. Wóz z osłonami stojący nad moim legowiskiem chronił mnie od rosy porannej.

W prawo i w lewo oglądałem świat poprzez szprychy kół wozu. Od wczoraj nic się nie zmieniło. Wokół szarzała mgła. Pojedyncze strzały karabinowe było słychać gdzieś daleko. Uprzytomniłem sobie datę... wczoraj był 3-go października, a więc to już 34 dzień wojny.

Moją pamięć zaatakowała natrętna wschodnia melodia płaczliwej o Hajle Selasie.

Tak to było wczoraj. Któryś z kolegów znalazł w izbie naszej kwatery patefon. Między płytami szlagier o zajęciu o zajęciu Abisynii przez Włochów. Jacyś twórcy aktualności sztuki muzycznej pozwolili sobie na żart o cesarzu i jego armii.

O laj, laj. To jest rykoszet artystyczny, określił zastępca dowódcy baterii, parający się w cywilu dziennikarstwem i recenzowaniem, żwawy i lubiany Oleś. Oleś ostatnio dziwnie spoważniał i zaprzestał pokazów walki Sikhów w kalesonach i z nożem w zębach. Były tego powody. Według kapitana „Ignacia” sytuacja była kiepska. Zgrupowanie Polesie było okrążone z trzech stron przez Niemców, a z czwartej przez Sowietów, którzy od Bugu deptali nam po piętach.

Moje rozmyślania pod wozem przerwał mi Władek Palica, dowódca I plutonu.

– No nie śnij na jawie, bo kapitan kazał robić pobudkę i przegląd. Pewnie dzisiaj będzie gorąco.

Wstałem, ubrałem się i zawołałem powoli ubierających się w stodole moich żołnierzy. Było ich trzydziestu trzech. W tym dwóch dowódców drużyn i jeden sanitariusz Antoni.

Przegląd zrobiłem dla formalności, gdyż było wiadomo, że każdy żołnierz z plutonu był uzbrojony w mannlichera, a amunicji było tyle co w ładownicy. “Jeśli do czegoś dojdzie – to oszczędzać amunicję” – ostrzegałem.

Sanitariusz miał w torbie cały zestaw opatrunków, lecz zamiast noszy – stare prześcieradło. Przy przeglądzie zagadywał mnie trochę dziwacznymi pytaniami. Aby się zamknął mruknąłem złośliwie: “Ej Antoś, nie sraj w portki zawczasu”.

Do zebranej w szyku baterii dowódca odczytał dość uroczyście rozkaz, z którego wynikało, że mamy pozorować natarcie na miasteczko Kock, w następujący sposób: I i II pluton pójdą do przodu, a z tyłu na linii szosy zajmie stanowisko sztab baterii z trzecim odwodowym plutonem. Z lewej strony będzie posuwać się wraz z nami spieszona eskadra lotnictwa, a z prawej, mający dokonać faktycznego natarcia szwadron kawalerii ze składu brygady.

Około godziny jedenastej wyprowadziłem pluton na szosę i nakazałem zająć wyznaczone pozycje. W dole widniał strumyk, a za nim droga do miasteczka znajdującego się z lewej strony. Odległość do nieprzyjaciela , który zajmował stanowiska wzdłuż zarośli nad strumykiem wynosiła około 600 m.

Już w czasie rozwinięcia było słychać wstrzeliwującą się się w pozycje niemieckie naszą artylerię co dawało złudzenie nie bardzo głośnych wystrzałów z rakietnicy gdyż strzały z dział 75 mm rozlegały się spoza wzniesienia, na którego przejrzystym zboczu leżeliśmy w tyralierce jak kaczki do odstrzału.

Wkrótce do tak przejrzystego obiektu rozpoczęła wstrzeliwać się artyleria i karabiny maszynowe. To zmusiło nas do pchania się do przodu. Rozpoczęliśmy wędrować małymi skokami, starając się jednocześnie utrzymywać łączność z czarnymi beretami z lewej strony.

I wtedy właśnie, po przebyciu jednej trzeciej odległości dzielącej nas od Niemców nastąpiła tragedia. Tragedia Antosia.

Znajdujący się niedaleko mnie, między dwiema drużynami – stracił ochotę na tę zabawę, która polegała polegała na przeskakiwaniu wideł obstrzału. Przestał reagować na moje wezwania do zmiany stanowiska po wybuchu pocisku z przodu i z tyłu. Na próżno krzyczałem: – Antoś, skok!

Po chwili trzeci pocisk wybuchnął tuż przy nim. Usłyszeliśmy jego krzyk, a z jego nóg bluzgnęła krew. Odłamek poszarpał mu obie łydki.

W czasie trwania naszego pozorowanego natarcia, z prawej strony zaroślami podążała kawaleria i wtedy rozpoczęła szarżę. Z lewej strony na kierunek kościoła rozwinęło się natarcie oddziału piechoty. Niemcy natychmiast rozpoczęli zwijanie swoich stanowisk. Ogień dział i karabinów maszynowych skoncentrowany na nas zamilkł.

Wstałem aby dokładniej zorientować się w stratach lecz poza Antonim, który jęczał i płakał nad pozostawionymi w domu dziećmi, nie stwierdziłem większych strat. Kazałem dwom najbliżej leżącym rozwinąć prześcieradło, ułożyć rannego na nim i wynieść na szosę. Nie wiele pomogło wcześniejsze zatamowanie krwotoków. Po chwili Antoś stracił przytomność i zmarł.

Wydałem plutonowi rozkaz wycofania się na szosę, gdzie sprawdziłem jego stan. Pozostało trzydziestu dwóch żołnierzy, wśród których kilku doznało niegroźnych ran od odłamków pocisków artyleryjskich.

Dołączyłem wraz z plutonem do sztabu baterii i odwodu. W emocjach nie zauważyliśmy, że minęło kilka dobrych godzin, a gdy zrobiło się szaro, rozpaliliśmy ognisko podsycając go słomą ze stogu.

Późnym wieczorem bateria pomaszerowała do miejscowości Krzywda. To było ostatnie miejsce postoju baterii kapitana Iskierki i mojego z nią rozstania.

Dopisek mój (Jacek Przyczynek):

Bitwa pod Kockiem – bitwa kampanii wrześniowej, stoczona od 2 do 6 października 1939 pomiędzy oddziałami polskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej “Polesie” gen. Kleeberga a niemieckimi oddziałami XIV Korpusu Zmotoryzowanego gen. von Wietersheima. Taktycznie bitwa była zwycięska dla Polaków, jednak strategicznie wygrali Niemcy. Była to ostatnia bitwa kampanii wrześniowej stoczona przez regularne wojsko.

Na odprawie na której zadecydowano o kapitulacji generał Kleeberg powiedział:

“Nic sobie nie mamy do zarzucenia. Zachowaliśmy honor żołnierski do końca. Kiedyś, gdy Ojczyzna zażąda od nas rachunku, będziemy mogli odpowiedzieć na każde pytanie…”

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Miejscowość Krzywda

znamienne.

Pozdrawiam i milczę, bo co tu gadać.


hmmm...

.....................
live and let die

Zastanawiam się nad przeprowadzeniem się tu z całym, choć malutkim dobytkiem. Albowiem nie cierpię chamstwa.


w kwestii chamstwa

.....................
live and let die

Dorcia Blee napiasła, że że na TXT każdy, z każdym zdążył się pokłócić, a ja w porównaniu do S24 widzę TXT jako oazę łagodności.


Contri,

TXT jest aktualnie oazą opustoszałą:), to jest problem.

Co do tej łagodności, bywało różnie, ale czy w sumie łagodność sama w sobie jest jakąś wartością.

a co do przeprowadzek, to jak dobrze (albo źle, jeszcze nie wiadomo) pójdzie, to jest jakieś tam prawdopodobieństwo, że grześ od next week przeprowadzkę do Krakowa se urządzi:)

I karierę międzynarodową zrobi, no, a nie prowincjonalnego uczyciela, hłe, hłe


Pani(e) Contriu!

Nie wszyscy się tutaj kłócą, choć spory owszem bywają. Niemniej witamy. Jeśli zechce Pan poczytać stare rzeczy, to ma Pan lekturę na długi czas. Natomiast nowości można ogarnąć zaglądając raz w tygodniu.

Odnośnie samego tekstu, to jest w nim kilka powtórzeń wyrazów czy wyrażeń dwu wyrazowych i jedno użycie „go” zamiast „je” w odniesieniu do bodajże miasteczka.

Pozdrawiam


do Grzesia o oazie

Jestem typem samotniczym, więc myślę, że w opustoszałej oazie będę się dobrze czuł. Nie lubię tłumu, nie cierpię procesji i pochodów.
Nawiasem – ostatni raz brałem udział w pochodzie I-majowym w 1964 roku. Pomimo późniejszych 27 lat zawodowej służby wojskowej :))).
Wątpię, czy komukolwiek coś takiego się udało…..
.....................
live and let die


Jerzemu Maciejowskiemu o tekście.

Tekst jest dziełem nie moim. Powstał bezpośrednio po wojnie. Błędy zauważyłem, ale nie byłem pewien czy mam prawo je poprawiać. Niestety nie mogłem tego z Autorem skonsultować, albowiem nie ma Go pośród nas.

I jeszcze w kwestii poprawności: Tytuł Pańskiego komentarza powinien wyglądać tak: panie contri! albo po prostu: contri!
....................
live and let die


fotka

Do notki nie dodało się zdjęcie Wojciecha Przyczynka.

.....................
live and let die


Panie contri,

to w sumie mam podobnie.Opustoszałe miejsca mają swój urok, w pochodzie pierwszomajowym nie brałem zaś udziału chyba nigdy, przynajmniej nie pamiętam:)
Na szczęście nie miałem też związku żadnego z wojskiem (#mójwrodzonypacyfizmmówiżewojskotozło (proszę się nie obrażać tylko)


P.S

Przy okazji cuś pan zmajstrował ze zdjęciem i popsuł komentowanie, jako że Sergiusz zagląda chyba rzadko ostattnio też, to nie wiem czy to naprawi szybko:)


Dobry

tekst!
:)


Ktoś mnie wołał?

Maszyna poszła zapytać wujka Gugla o “txt obrazki tekstowisko max forum” i wujek zaraz wyświetlił na miejscu pierwszym ten oto pomocny link do helpa obrazkowego:

http://txt-atrium.pl/forums/54582.html

Dotyczy on ładowania obrazków na TXT – zarówno do wyświetlania w tekście jak i komentarzach.

Żeby wyświetlić dowolny obrazek z innego serwisu wystarczy ująć jego adres w dwa wykrzykniki, bez spacji, jak pokazano w helpie tutaj: http://txt-atrium.pl/filter/tips – uwaga: ujmujemy w wykrzykniki sam URL obrazka, nie bierzemy całego kodu HTML zwykle podawanego przez różne hostingi obrazków, bo się to może wtedy zamieszać.


Szanowna Maszyno?!

Mam wrażenie, że usiłujesz podszywać się pod Sergiusza. Nieładnie!

;)


Grzesiowi o wojsku

Teżem wrodzony pacyfista. Moje pierwsze wspomnienie życiowe: Mama niosła mnie na ręku – z naprzeciwka szedł noga w nogę oddział wojska – to chyba jeszcze w Poznaniu było. Ja się na ten widok rozryczałem. Mama – lubiąca wojsko, żona przedwojennego oficera i oficera AK próbowała mnie bezskutecznie uspokoić.
Jakiś proroczy był ten płacz…. bo zawodowym zostałem. Ale na własne życzenie. Gdyby nie to Rodziców nie byłoby stać na na studia siostry na UW.
Więc nie żałuję tego co zrobiłem, tym bardziej, że wtedy WAT był najlepszą techniczną uczelnią w Polsce.
.....................
live and let die


Zmajstrowanie

Ne mam pojęcia co “zmajstrowałem” – u siebie skutków nie widzę. Uczę się formatowania wpisów na TXT, światełko w tunelu widzę :)))
.....................
live and let die


Joteszowi

Dziękuję!
.....................
live and let die


formatowanie wpisów

Maszyno, dzięki za uwagi.
Ujmowanie adresu w wykrzykniki nie pomagało. Adres z ImageShack – może jest lepsze miejsce?
Podane uwagi niewątpliwie pozwolą mi na dojście do wprawy w zamieszczaniu notek z wklejonymi fotkami.
.....................
live and let die


Pytanie do Maszyny

Na jaki maksymalny rozmiar (pixel X pixel und wielkość pliku) Maszyna zezwala?
....................
live and let die


fotki

Zadałem Maszyno dość istotne pytanie w sprawie rozmiaru publikowanych zdjęć.
Na Textowisku są fotoblogi…. a ja tylko z NY mam 2500 fotek i to nie komórką robionych…..

.....................
live and let die


Panie Contriu!

Po prawej u góry strony powinien być taki napis uczestnicy. Jak się tam pstryknie myszką, to pojawia się lista autorów, między innymi „S e r g i u s z”. Trzeba napisać do niego pytanie na „pm” (czyli prywatną pocztą), to szybciej można uzyskać odpowiedź. :)

Pozdrawiam


taż pisałem!!!

Nie Panie Contriu!

panie contri, albo po prostu: contri…

i dzięki za info.

Pozdrawiam
.....................
live and let die


Panie C.!

„Contri” to mianownik. Jak brzmi wołacz?

Jest Pan nowy, więc Pan nie wie. Ja przebywam w kraju, gdzie Polakom wydaje się, że wszyscy są na „ty”. W związku z powyższym stosują tę zasadę do języka polskiego. Jak tu przyjechałem też tak się zachowywałem. Dopiero później uświadomiłem sobie, że tutaj wszyscy mówią do siepie per „wy”. Poza tym łatwo jest powiedzieć komuś „ty h…u”, a „panie h…u” jakoś słabo brzmi. Dlatego jestem zwolennikiem zachowywania form grzecznościowych. :)

Pozdrawiam


@contri

Można ładować fotki w dowolnych rozmiarach, bo Maszyna ma tu taki sprytny automat, który sam je skaluje do rozmiarów pasujących do szerokości kolumny tekstu, więc jeśli używa się tego zgodnie z instrukcją, to wystarczy ładować i nie martwić się tym co dalej, bo Maszyna ma dość miejsca na dysku. Jeśli jest potrzebna pomoc, to Maszyna prosi o maila na tekstowisko [at] gmail [dot] com, bo wbrew pozorom Maszyna nie czyta wszystkich komentarzy, choć wszystkie je ma w swojej serwerowej pamięci.


Subskrybuj zawartość