Opowiadanie (może powieść) o miłości - 1

Zapomniane opowiadanie z czasów studiów o milości, nadziei, oczekiwaniu …. – mam zamiar zamieszczać kolejne odcinki, a być może nawet je rozbudowywać.

Józef ciągle się zastanawiał czemu jest nieszczęśliwy. Do końca nawet nie był pewien, czy jest to przeczucie uzasadnione, czy rzeczywiście jest nieszczęśliwy, czy też roją mu się stany, których nie ma. Szczęściem były dla niego chwile, które po czasie okazały się puste, nijakie i niewarte nawet wspominania. Wmówiła mu to pewna kobieta, wobec której był za słaby, by nie dać sobie wyrwać tej cząstki siebie. Uwierzył, że to nie było fascynujące – jak mawiała pewna kobieta.

Czuł napięcie. Fizycznie objawiało mu się ono ściskiem żuchwy. Ścisk ten dodawał jego twarzy tajemniczości, sprawiał wrażenie chowanych głęboko właśnie fascynujących doświadczeń. Ale był on jedynie wynikiem napięcia i poczucia bezradności. Józef przestał oglądać się za siebie. Przestał tez patrzeć na siebie i otoczenie teraz. Myślał o przyszłości i o tym, że któregoś dnia przypomni sobie to swoje „nieszczęście” i się uśmiechnie. Uśmiechnie się, bo będzie wiedział, że nie jest i nie był nieszczęśliwy.

Nie można wytłumaczyć tej jego pewności, że przyszłość będzie inna. To nawet nie była pewność. Mglista nadzieja podparta wizjami siebie za kilka lat właśnie siedzącego i radośnie wykrzywiającego usta.

Ale na razie Józef się zastanawiał. Wiedział, że to jego wina. Był tego rodzaju osobą, która wiedziała, gdzie leży problem, a próbowała go rozwiązywać gdzie indziej. „Spójrz na siebie, na swoja napiętą żuchwę, na ściśnięte usta i powiedz, że mimo stresu, poczucia bezradności, które to wywołują, nie poda ci się to?” Zawsze odpowiadał sobie – przynajmniej sprawia to wrażenie czegoś fascynującego. Wiedział, że było to bardzo głupie, bo po takiej odpowiedzi uśmiechał się do siebie prawie w ten sam sposób, jak miał za kilka lat…

Coś się musiało zdarzyć. Ktoś musiał się pojawić. Coś musiało zostać stworzone. Józef musiał się narodzić, bo do tej pory wydawało mu się, że ciągle na to czeka.

„Masz napiętą twarz, ale chyba smutną, czy nie jest tak?”- zapytała.
Ocknął się. Stał w tramwaju, trzymał się jedną ręką poręczy, wisiał na niej i rytm pojazdu pogrążył go w tańcu, który współpasażerom wydawał się oznaką upojenie alkoholowego, a mu sprawiał satysfakcję tym większą, że domyślał się jak, jest postrzegany przez panie z siatkami i nieogolonych panów.

„Tak, masz smutną twarz”- powtórzyła.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

no to czekam na ciąg dalszy, bo mnie zaintrygował nick i tekst.
No i czy ten tajemniczy nik to jakiś nowy bloger czy jakiś znany tekstowicz lub tekstowiczka się literacko będzie nam obnażał?

:)

pzdr


No opowiadania...

.. to my lubimy. Poprosimy więcej. Ja to w ogóle bym sobie życzyła, żeby więcej tekstowiczów się pochwaliło swoim pisaniem.

Pozdrawiam północnie,


Subskrybuj zawartość