Dom Elżbiety część I


 

Wklejam część pierwszą opowieści, zobaczymy, czy będą tu czytelnicy.

Weszła na strych, skrzypiące schody dały jej do zrozumienia, że znajduję się we wiekowym domu. Rozejrzała się, w nozdrzach poczuła zapach przeszłości i kurzu, który nagromadził się przez wiele lat. Rozejrzała się. Poddasze spowijał półmrok i nadawał strychowi jakiś tajemniczy wygląd, jakby nierealny. Westchnęła i zamknęła oczy, poczuła dziwne przywiązanie do tego miejsca, choć nigdy tu nie była, coś wewnątrz jej pragnęło tu zostać, tyle, że ona sama nie wiedziała czego by chciała?

Dom spadł jej jakby z nieba. Kiedy tu weszła, poczuła, zapach, to ulotne uczucie towarzyszyło jej cały czas. Mimo, że przyjechała tu tylko na chwilę, dom ją oczarował. Wszystkie jej plany wzięły w łeb, gdy przekroczyła ten próg , siedziby jej przodków o których nie miała pojęcia. Zwłaszcza, że nie miała się gdzie podziać, spaliła za sobą wszystkie mosty, jeszcze za nim ta siedziba stała się realna.

Po długich rozterkach rozstała się ze swoim mężczyzną, straciła chęć do mieszkania z nim pod jednym dachem. Wreszcie, choć przyszło jej to z trudem, zrozumiała, że nie nadają na tych samych falach.

Potem telefon, że jest jedyną spadkobierczynią domu z ogrodem gdzieś na końcu świata, tyle, że właściwie nie miała nic do stracenia, więc spakowała się i pojechała.
Przyjechała tu z chęcią zobaczenia i zlecenia sprzedaży, nie była sentymentalna, zwłaszcza, że babcia, która jej ten dom zapisała, była jej zupełnie obcą.

Nigdy jej nie poznała, w ogóle nie znała rodziny ze strony matki. Ojciec rozstał się z nią, gdy ona była dzieckiem, wychowywał ją sam. Matka się nią nigdy nie interesowała, jakby z niej zrezygnowała. Kiedy dwa lata temu dowiedziała się, że matka zginęła wypadku samochodowym, nie uroniła nawet łzy, nie pojechała też na pogrzeb. Ojciec nie żył już od dziesięciu lat, zmarł na nowotwór, więc czasem czuła się samotna.

Ta samotność dopadła ją zaraz po jego stracie, to dlatego związała się ze swym byłym partnerem, od którego teraz tak pospiesznie uciekła. Nie byli w sobie szczególnie zakochani, raczej był to wybór ekonomiczny. Jedno mieszkanie, mniejsze wydatki, on sam, dobrze zapowiadający się aktor i ona, próbująca się przebić pisarka.

Często jak jedno, taki i drugie brało chałtury, by przeżyć. Potem zaczęły się konflikty, pretensje skierowane w jej stronę, że to przez nią, on wciąż stoi w miejscu. Wreszcie któregoś dnia powiedział jej, że jest zidiociałą grafomanką i że teraz rozumie jej słabość do Nerona.
Uderzył w bardzo cienką strunę, fakt, bardzo interesowała się Neronem, czytała wszystko co go dotyczyło, nawet próbowała napisać o nim powieść. Zabolała ją bardzo jego ocena, więc wykrzyczała mu w twarz „ Masz rację, po co czytać o Neronie, gdy mam w domu Kaligulę”, potem spakowała się i odeszła.

Zatrzymała się u koleżanki, właściwie nie wiedziała, co z sobą począć, gdy zadzwoniła jej komórka i adwokat umówił się z nią na spotkanie.
Dowiedziała się, że jest jedynym spadkobiercą domu po babci, że trochę to trwało, bo nie mogli jej znaleźć. W końcu, gdy zlokalizowali adres, okazało się, że się wyprowadziła. Na szczęście jak zauważył ten adwokat, mężczyzna, który otworzył drzwi, podał im numer jej telefonu.

No i teraz stała po środku strychu, wciągała w nozdrza wielowiekowy kurz i zamiast szukać pośrednika nieruchomości, postanowiła ten dom zatrzymać.
Wiedziała, że to szaleństwo, ale…właśnie coś mówiło jej, że tu jest jej miejsce.
Gdy go zobaczyła, poczuła się na swoim miejscu, chyba po raz pierwszy owładnęło ją takie uczucie.
Dom był piękny, fakt trochę potrzebował remontu, choćby ten strych, ale w sumie to było najpiękniejsze lokum jakie widziała. Dom z historią, przemknęło jej po głowie. Od prawnika dowiedziała się, że ten dom jest w jej rodzinie od XVIII wieku. Kiedyś był większy, ale chyba pradziadek zmniejszył go likwidując dwa boczne skrzydła.

Nie wiedziała, że jej matka pochodziła z tak zamożnej rodziny, oczywiście z majątku nic nie pozostało prócz tego domu, ale podobno przed II wojną prawie cała wieś do nich należała.

Cały dom pachniał historią, a strych? Tu było coś magicznego, stały tu skrzynie, leżały stare zabawki. Wszystko przykrywał wieloletni kurz, a mimo to, pod stertą kurzu i pajęczyn czaiła się jej własna historia. Na jednej ze skrzyń siedziała lalka, była zakurzona i pokryta pajęczyną, ale oczy jej nadal błyszczały się jakby zachęcając ją do zabawy…

Zrobiła kilka kroków w tamtą stronę, półmrok nie pomagał w przemieszczaniu, maleńkie okienko i to zakurzone oddawało nie wiele światła. Potknęła się, więc z cicha zaklęła, nachyliła się, by spojrzeć o co zahaczyła obcasem. Pod warstwą kurzu leżała sterta gazet. Przykucnęła, chcąc zobaczyć co to za gazety, ale przy tak słabym świetle zakurzony i zetlały papier nie dał się przeczytać.

Pomyślała, że powinna tu założyć światło, bo w tej części domu jej nie było. Potem sama się roześmiała ze swojego pomysłu, bo za co to wszystko zrobi.
Jej fundusze były tak ograniczone, że właśnie ten dom miał być jej wybawieniem z kłopotów finansowych, no tak, ale pod warunkiem, że by go sprzedała, na co nie miała teraz zupełnie ochoty.
Zeszła na dół, firanki w oknach powiewały jak sztandary, bo gdy weszła pootwierała wszystkie okna, by wpuścić trochę powietrza do dawno nie otwieranego domu. Wszystko w tym domu było takie, jakby ktoś stąd wyszedł tylko na chwilę. Nawet łóżko z białą pościelą nakryte ciemnozieloną kapą.

Gdy rozglądała się nagle zadzwoniła w jej torebce komórka. Odebrała, po drugiej stronie usłyszała znajomy głos Karoliny, koleżanki, u której ostatnio mieszkała.

– Cześć, czemu nie dałaś żadnego znaku życia ? – Zapytała się z wyrzutem – i kiedy wracasz?

- Słuchaj – zaczęła – nie jestem pewna, czy chcę się tego domu pozbyć. Wiem, wiem – wykrzyknęła, chcąc uprzedzić następny wybuch Karoliny – miałam tu tylko przyjechać by poszukać kogoś do sprzedaży, ale…- chwilę się zawahała – tu jest mój dom.

- Zwariowałaś – głos koleżanki wyraźnie wszedł na wyższe wibracje – Ela, to jest pewnie ruina, po co ci jeszcze jeden kłopot więcej. Dziewczyno nie nadajesz się na rolnika, co ty tam będziesz robić na wsi i to gdzieś na końcu świata?

- Słuchaj, przyjedź tu i zobacz, to wcale nie jest ruina. Dom jest umeblowany, same antyki. Chyba. Wiesz nie znam się. Są też obrazy, mam wrażenie, że jestem bardzo bogata. Poza tym, wiesz może cię to rozbawi, poczułam się tu na swoim miejscu. Nigdy się jeszcze tak nie czułam…

- Ela! – wykrzyknęła Karolina – O czym ty mówisz? Miałaś kupić sobie porządnego laptopa, pamiętasz? Mieć dzięki temu zabezpieczeni finansowe, chciałaś wreszcie pisać!

- Słuchaj, to nie jest rozmowa na telefon, przyjedź…- wyłączyła komórkę.

Chwilę stała, rozmyślając, że rzeczywiście jak mówiła Karolina, miała tu tylko przyjechać w jednym celu, tyle, że to okazało się nie takie proste.
Coś jej mówiło, „ten szósty zmysł”, że tu odnajdzie to, co straciła. Każdy po trochu ma skrzywioną psychikę, tyle, że ona czuła, że jej skrzywienie nie było bynajmniej spowodowane rozbitym małżeństwem rodziców, czy nadopiekuńczością taty. Podstawą była jej wrażliwość, no i gdy tu weszła, poczuła….ten ulotny powiew spełnienia.

Rozglądała się, to było jak zwiedzanie prywatnego muzeum, albo odkrycie archeologiczne, nie umiała nawet tego nazwać, mimo, że starała się być wirtuozem słowa, nagle jej tych określeń brakło. Dotknęła blatu pięknej serwantki, palce przejechały po lekko zakurzonej powierzchni, nie zauważyła, że na palca zostały ślady kurzu, bo, no właśnie wszystkie meble w tym domu były jak ze snu. Snu, który kiedyś śniła, albo może to jej wyobraźnia płatała jej figle?

Ciekawiło ją, czemu babcia zostawiła w testamencie ten dom wraz z wyposażeniem jej, nigdy nie próbowała się z nią skontaktować. Może dlatego, że matka zginęła?

Była jej jedynym dzieckiem, tak samo, jak jej matka jedynym dzieckiem babci. Była ciekawa, czy babcia była jedyną córką pradziadków, „może to jakaś klątwa? „ pomyślała z uśmiechem.

Wielki drewniany zegar zaczął bić pełną godzinę, wzdrygnęła się na te dźwięk. Dom do tej pory pogrążony był w zupełnej ciszy, więc bicie zegara jakby skalało tą ciszę. Spojrzała na wskazówki, była szósta po południu. „ Jestem tu już od trzech godzin” pomyślała zdziwiona. Nawet nie zauważyła upływu czasu. Potem zdziwiła się, że nie słyszała poprzedniego bicia zegara.

Ktoś za nią głośno chrząknął, dając do zrozumienia, że tu jest. Obróciła się, za nią stała drobna starsza kobieta.

- Panienka dziś przyjechała? – Zapytała, dając akcent na dziś, jakby to było normalne, że tu się znalazła. – Miałam dziś wywietrzyć i posprzątać. Starsza pani zawsze kazał przychodzić w czwartek.

- Dzień dobry – powiedziała, nie wiedząc jak się zachować w tej sytuacji – pani pracowała u babci?

- Dobry – odparła kobieta – a jakże, sprzątałam u starszej pani, robiłam jej zakupy. Panienki babcia była bardzo dobrym człowiekiem i hojnym. Zostawiła u mnie kopertę dla panienki, mówiła, że nie do końca ufa temu prawnikowi – uśmiechnęła się, pokazując prawie bezzębne dziąsła.

- Ma pani ją przy sobie? – Zapytała z ciekawością Ela.

- Nie, nie wiedziałam, że panienka dziś przyjedzie. Mogę pójść i przynieść – i skierowała się w stronę drzwi frontowych.

- Nie, niech się pani nie kłopocze – oponowała trochę zawstydzona.

- E, co tam panienko, jak przywykła do biegania. Przepraszam, że kurze nie starte…zegar nastawiłam i zaraz polecę po tą kopertę.- Odwróciła się w drzwiach z pytaniem – a ze sklepu czego nie przynieść, bo w lodówce pusto jest?

Teraz dopiero Ela zdała sobie sprawę, że nic nie jadła od rana, w torbie podróżnej ma tylko pół butelki wody mineralnej.

- Jeśli nie byłby to dla pani kłopot – powiedziała trochę zażenowana sytuacją – to najważniejsze chleb i masło, a jutro sobie poradzę.

- Co też panienka! – karcąco wykrzyknęła kobieta – jaki kłopot? Sklep jest koło mnie, a świniaka biliśmy, to panience przyniosę trochę wyrobu.

Ela przeliczała w myśli pieniądze w portfelu, nie miała tego wiele i bała się, że kobieta przeliczy się co do jej funduszy.

- Wie pani, nie mam zbyt dużo pieniędzy przy sobie…

- To chleb i masło kupię za swoje, nich się panienka nie martwi.

- Ależ nie, źle mnie pani zrozumiała. – Wyciągnęła dziesięć złotych z portfela – tylko nie wiem, ile chce pani za tą wędlinę?

- No masz ci los! – kobieta wykrzyknęła oburzona – Pan Bóg by mnie chyba skarał, jakbym za wyrób na panienkę pieniędzy wołała. Ja z serca…poczęstować chcę. – Zakończyła dobitnie.

- Przepraszam – wiedziała, że znów palnęła gafę. Kobieta wzruszyła ramionami.

- Panienka z miasta…- powiedziała z lekką ironią – starsza pani opowiadała, że panienka wykształcona i że nie wiadomo, czy tu zechce zostać. – Patrzyła w skupieniu na Elę, jakby w oczekiwaniu jej reakcji.

- Babcia opowiadała o mnie? – Zdziwiła się.

- A jakże, chciała panienkę przed śmiercią odszukać…ale zmarła, zanim ten fircykowaty prawnik panienkę znalazł. Dzień przed śmiercią tak do mnie powiedziała „ Słuchaj Kanusia, ja już Elżbietki nie zobaczę, choć bardzo bym chciała. Dasz jej to ode mnie, jak tu przyjedzie. Pod żadnym pozorem masz tej koperty nie otwierać. Jakby się Elżbietka nie odnalazła, wtedy…ale pamiętaj, tyko wtedy, jeśli dom zostanie oddany na skarb państwa i już nie będzie żadnej nadziei na jej odnalezienie, możesz kopertę otworzyć, list który jest w środku spal, bo on nie do ciebie, a resztę możesz sobie zabrać.”

- To babci słowa? – zapytała zdumiona Ela.

- Mniej więcej – znów uśmiechnęła się pokazując dziąsła. – Ale polecę po tą kopertę i po chleb, bo mi jeszcze Andrzej sklep zamknie.
Zostawiła Elę trochę oniemiałą i wyszła.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Teraz to czasu brak i sił i nastroju,

ale tak wieczorkiem obiecuje poczytać i się wypowiedzieć.

Pozdrówka.


OK!

Wkleję kilka części, zobaczymy, czy w tam wysublimowanym gronie się spodoba.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


E tam od razu wysublimowane od razu

grono jak grono.

A nie wrzucaj wszystkich na raz, bo wtedy na pewno przynajmniej moje opinie będziesz musiała długo poczekać:)

A ile tego w ogóle jest części?

pzdr


re: Dom Elżbiety część I

W tej chwili około 13 części, nie pamiętam dokładnie, kawał już czasu piszę tą opowieść.

Od razu nie wrzucę, dziś dwie, a jutro zobaczę.

Jest tego już prawie czterdzieści stron worda.

pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Musisz szybbko w miarę wrzucać:), bo ja za kilka dni idem

na odwyk od neta:)

Choć w sumie zawsze mogę se dyspensy na twoje opowiadanka udzielać:)


re: Dom Elżbiety część I

wiesz, chcę jak najszybciej, bo dalej bym pisała, a tak to nie czuję musu.;p

Pozdro.:D
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Jak dla mnie, poza paroma literówkami, to świtne i bardzo nastrojowe.

Pozdrawiam


Literówki, no cóż zdarzają się, a

mnie samej trudno je dostrzec.

Serdeczności.:D

Wspólny blog I & J


“Weszła na strych,

“Weszła na strych, skrzypiące schody dały jej do zrozumienia, że znajduję się we wiekowym domu.”

Schody dały do zrozumienia? Skrzypieniem jak rozumiem.
Jesteś pewna że fraza “we wiekowym domu” jest poprawna?

“Kiedy tu weszła, poczuła, zapach, to ulotne uczucie towarzyszyło jej cały czas. “

Jakie uczucie? Zapach to uczucie? Interpunkcja to zmyłka? A może taki zabieg artystyczny?

“Zwłaszcza, że nie miała się gdzie podziać, spaliła za sobą wszystkie mosty, jeszcze za nim ta siedziba stała się realna.”

Rozumiem, że spaliła mosty bo nie miała się gdzie podziać? Spaliła za sobą, ale za kim siedziba stała się realna?

Hmmm… Grochola to przy tym murowana kandydatka do NIKE. Tekst sprawia wrażenie pisanego przez 12 letnie dziecko. Właściwie nie ma zdania bez wpadki, błędu, niezręczności językowej.

Bardzo mi przykro.

Sidorowski.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Algo,

Docent wytknął niezręczności, więc ja nie będę, choć początek faktycznie troszke cięzkostrawny, ale, ale.

Wciągające jest, znaczy zaciekawiło mnie co dalej będzie.

Dobre dialogi moim zdaniem (znaczy lepiej dużo napisane niż partie opisowe).

I polubiłem tę starsza panią:), o głównej bohaterce na razie zbyt mało danyc, więc nie wiem, co to za osoba:)

Pozdro.


Stopczyk i Grześ

Wiesz, Stopczyk, nie musi Ci się podobać, rozumiem, wiem, że dużo w tym błędów.
Grześ, Kanusia, jest jedną z głównych postaci.

Wspólny blog I & J


Dialogi

faktycznie dobre. Co do reszty, muszę zgodzić się z panami wyżej.


tu nie chodzi o podobanie się

tylko o nieporadność stylistyczną i językową.
jeżeli publikujesz tekst aspirujący do bycia utworem literackim, nawet w tak małej przestrzeni, ale jednak w pewien sposób publicznej, to musisz być przygotowana, że ktoś Ci te nieporadności i błędy wytknie.

jak dla mnie w takiej formie ten tekst jest poniżej krytyki, ale to tylko moje zdanie.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Pino

no cóż mam rzec?
Mea Culpa!
Mam nadzieję, że po pewnym czasie sceny opisowe będą lepsze.

Wspólny blog I & J


OK Stopczyk

znaczy mam zwijać się?

Wspólny blog I & J


nie, a czy ja coś takiego sugeruję?

wystarczy redagować teksty przed publikowaniem.

Anatol France pisał genialne teksty “z ręki” nawet po szklance koniaku, który wziął omyłkowo za wino i wypił duszkiem, ale tacy nie rodzą się na kamieniu.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Słuchaj, już tłumaczyłam

to jest brudnopis.
Wklejam by posuwać się naprzód, rozumiesz.
Poprawki robię na końcu.

Anatolem France nie jestem.
Co mnie cieszy, wolę jednak siebie.

Wspólny blog I & J


"to jest brudnopis"

“Wklejam by posuwać się naprzód, rozumiesz.”

rozumiem, że upubliczniając niezredagowany, “surowy” tekst robisz to po to żeby dowiedzieć się co jest źle, gdzie są niedopracowania i co zmienić, tak?

a może to coś na kształt modnych ostatnio wśród muzyków “raportów ze studia”?

odniosłem się merytorycznie do tekstu, który uważam za zły. to, że jest to “brudnopis” nie zwalnia od przestrzegania podstawowych prawideł języka i dbałości o styl. tekst w fazie szkicu może się rozłazić fabularnie, może być niespójny, ale na poziomie językowym powinien być jak najbardziej poprawny. jeśli dorosły człowiek pisze “we wiekowym domu” albo “zanim” jako “za nim “ to jest wstyd.

przykład A. France’a podałem po to żeby pokazać, że ludzie obdarzeni przeciętnym talentem powinni ten brak nadrabiać mozolną pracą. rzemiosło też jest, wbrew pozorom, sztuką.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Słuchaj, wierzę, że jesteś genialny,

że zawsze piszesz wszystko b. dobrze.
I że nigdy nie robisz literówek, akurat to “we” to jedna z nich, czy sklejone “za nim”.
Nie pretenduje do roli pisarza, a piszę tylko pewną opowieść, która…zresztą nie ważne.

I tak masz prawo myśleć co chcesz.

Wspólny blog I & J


sklejone “za nim”

właśnie zanim było “rozklejone”

łorewa. nie ma o czym gadać. ja o niebie Ty o chlebie.

z bogiem
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Z Bogiem

pisze się z dużej litery.

Wspólny blog I & J


naprawdę?

a ja Ci powiem, że niekoniecznie :)

nie pisze się “z dużej litery” tylko “wielką literą” albo “dużą literą”.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


tak, z "wielkiej"

masz rację.

Wspólny blog I & J


E tam, ja mówię z dużej litery:)

a właściwie piszę, a wlaściwie to dużą:), no dobra powinno być wielka, ale czasem mi nie pasuje jakoś.
Nie brzmi znaczy.


łorewa

dużą literą z dużym wykopem

hell-o
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


dobrze, że nie "maczkiem"

“maczkiem” ciężko się mówi.
A i zrozumieć trudno.

Wspólny blog I & J


maczkiem też można

merlot potwierdzi :)

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


A czy mówię, że nie?

zaznaczam, że trudno i że zrozumieć nie łatwo.
A Stopczyku pamiętam Cię b. dobrze.

Wspólny blog I & J


Maczek to jest mały mak:)

albo taki generał był też.

pzdr


Aaaaaaaa

Mam Cię!


Cudnie

że jesteś.

Wspólny blog I & J


maczek to mały

mac taki komputer z “japkiem” na obudowie :)
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Panie Docencie!

Wyjątkowo się z Panem zgadzam. Innymi słowy jabłuszko. :)

Pozdrawiam


Dorcia blee?

Normalnie, drugi Gobert Radocha!
Pozdro :)

Wspólny blog I & J


Jacek Jarecki i Alga

To sem jaaaa, taka spotkana kiedyś na salonach…
Nie bardzo godzę się z odejściem Algi, to i przywędrowałam tutaj..
Bez planów, obserwator, póki co.

Aż do natchnienia:)

Ściski:))


Wiesz Dorciu

od razu Cię poznałam…a salon już schodzi na piesy…

Wiesz, ja tu byłam kiedyś od początku, potem…no i wróciłam na salony.
Ech, szkoda gadać.

Cieszę się natomiast że tu przyszłaś, nawet jako obserwator.
Mam nadzieję, że Ci się tu spodoba.

Uściski serdeczne.:D

Wspólny blog I & J


Dorciu Blee,

swoją drogą co za fantazyjny nick:0otóż pozycję obserwatora&błazna to ja rezerwuję dla siebie tu:),samozwańczo od dawien dawna, acz obserwatora nadaktywnego, więc proszę nie obserwować, tylko pisać/komentować/kłócić się i godzić, gadać i milczeć pod co refleksyjniejszymi tektami i w ogóle czuć się jak u siebie w blogu:)

Pozdrawiam serdecznie.


Dorciu już Cię nasz Grześ ślicznie wita

kokietując…hi hi, uważaj, bo to przewrotny chłopak jest.;p

Wspólny blog I & J


Przewrotny i zły:)

no.


hi hi

;p
Wspólny blog I & J


No proszę!

Bardzo przyjemnie mi u Was gościć.
Cieszę się , Algo, że zapamiętałaś,
A Grześ – coś mi się wydaje, że na jednej fali nadajemy :)

Na salonach nie fajnie jest. Ale to tylko moje zdanie.

Szukam swojego miejsca w życiu, więc, póki co, troszkę Was popodglądam ;)

Pozdrawiam pięknie – dorcia blee


Dorciu

tu może być fajnie, mam nadzieję, że będzie.

A Ciebie trudno nie zapamiętać, jesteś już dla meni rozpoznawalna, jak Synergie….

Pozdrówki i Uściski.:D
Wspólny blog I & J


Pani Dorciu!

Tu jest spokojnie i czasem niemrawo, ale większość z nas stara się być innym życzliwa i jakoś to wszystko się toczy.

Pozdrawiam


Algo!

Wlałaś miodu w moje serce:)


Pan Jerzy

Witam więc i proszę o trochę czasu.

Pozdrawiam ciepło:)


Subskrybuj zawartość