Dom Elżbiety IX

Lekarz wraz z Andrzejem wbiegli do pokoju, a Kanusia nagle złapała Elę za rękę.

- Będzie próbowała tobą manipulować…- zdążyła jeszcze szepnąć.

Potem wszystko rozegrało się bardzo szybko, tlen, nosze i za chwilę karetka zniknęła im z pola widzenia.
Stali we troje na ganku, to znaczy Ela stała wraz z Marylą i Andrzejem. Maryla już teraz trochę bardziej opanowana, z lekko rozmazanym makijażem. Andrzej silnie zdenerwowany i Ela, która bała się o Kanusię, a zarazem zastanawiała, dlaczego Kanusia rozchorowała się tak bardzo na samo wspomnienie tej Zofii Mioduckiej?

- Pojadę za nimi – przerwał milczenie Andrzej – pojadę i się dowiem jak z mamą, co? – Spoglądał to na Marylę, to na Elę, jakby niepewny własnych słów, a może gdzieś podskórnie obawiał się jakiegoś nieszczęścia.

- Wiesz, nie powinieneś jechać sam, jesteś zdenerwowany – rozsądnie zauważyła Ela.- Może pojedziemy wszyscy, też się o twoją mamę boję.

- Marylko…- Andrzej patrzył z czułością na żonę – pojedziemy?

- Może jedź z Elżbietą, ja musiałabym się przebrać, zmyć ten rozmazany makijaż. Zadzwońcie, jak coś…czyli jak z mamą, dobrze – twarz Maryli zawsze pogodną spowijał lęk.

- Jasne mała – powiedział Andrzej uśmiechając się blado.- zadzwonimy zaraz jak się czegoś dowiemy, wiesz, możemy jechać skrótem, przez las, będziemy zaraz po karetce.

- Przez las? – Zdziwiła się Elżbieta.

- Tak, to krótsza droga, tyle, że niezbyt wygodna, ale ja tu znam każdą dziurę.

- Wiesz, że nie lubię, jak tamtędy jeździsz – Maryli chyba nie podobał się ten pomysł.

- Nic nam nie będzie i już się nie martw, ok.? Wskakuj do samochodu – zwrócił się do Eli – chyba, że i ty się boisz czarownic z naszego lasu.

- Czarownic? Dobra, jedźmy, szkoda czasu i wsiadła do szoferki dostawczego samochodu Andrzeja.

Jechali w milczeniu, Elżbieta zastanawiała się, o co chodziło Andrzejowi, mówiąc, czy nie boi się czarownic, ale jakoś nie umiała rozpocząć rozmowy. Andrzej też się nie odzywał, jakby zajęty tylko prowadzeniem samochodu i wpatrywaniem się w drogę, która rzeczywiście była wyboista. Z obu stron otaczał ich wysoki i teraz ciemny las. Spoglądając na mijające drzewa, można było odnieść wrażenie, że gałęzie wyciągają swoje palczaste szpony w ich kierunku, próbując ich pochwycić.

Nagle, coś przebiegło w poprzek drogi, coś przewinęło im się przed samą maską i jak się pojawiło tak zniknęło, choć Andrzej nacisnął na hamulec.

- Co to było? – Wychrypiał przerażony.

- Nie wiem, ale zwijajmy się stąd, ok.? – powiedziała Ela, bo stanęli w głębi lasu.

- Fakt – przekręcił kluczyk w stacyjce i silnik znów ożył – nie przyjemnie tu, a i do Białegostoku jeszcze kawał drogi. Ale co to mogło być? Wyglądało jak człowiek.

- Tak, też to widziałam…a co miałeś na myśli mówiąc, czy nie boję się czarownic?

- E, tam, matka czasem gada bajdy, że tu jakaś czarownica jest, czy była, ludzie tu niechętnie przychodzą, wiesz, las stary, drzewa dość gęste, zawsze tu ciemno i ponuro, to i dobrobił się złej sławy.

- No, ale przyznasz, że tamto, co tam było, no wiesz…nie było z tego świata.

- E, pewnie wyobraźnia nam płata figle, pewnie to była sarna, albo coś.

- Może, ale mogłabym przysiąc, że widziałam twarz kobiety.

- Przez ten ułamek sekundy?

- Nie, jasne, może mi się przewidziało.- Ale gdzie w głębi, Ela wiedziała, że wcale jej się nie przewidziało i że przez drogę przebiegła kobieta w białej sukni.

Potem, gdy dojechali do szpitala, nadal nie mogła pozbyć się tego obrazu i słów Kanusi, które dzwoniły jej w uszach „ będzie chciała tobą manipulować”.

Andrzej poszedł się dowiedzieć, co z mamą, a Ela podeszła do automatu z kawą. Kawa była obrzydliwa, ale dawała się jej uspokoić. Po schodach zbiegł Andrzej.

- Z mamą lepiej, choć dają jej jeszcze tlen. Za chwilę możemy na chwilę do niej wejść. Dzwoniłem do Maryli, by ją uspokoić.

- To bardzo dobrze, wystraszył mnie stan twojej mamy, wiesz?

- A mnie! Kurcze, nie pamiętam, kiedy widziałem matkę w takim stanie, chyba nigdy. Wiesz, matka ma astmę, ale nigdy nie było takich ataków. Lekarz mówi, że to był wpływ bardzo silnych emocji. Dlatego nic nie pomogło, wiesz, zawsze mama sobie psiknęła inhalartorkiem i przechodziło, a dziś…

- Myślę, że to moja wina, nie potrzebnie zapytałam się o tą Mioducką, to przeze mnie się rozchorowała. – Wyznanie Eli raczej rozbawiło Andrzeja.

- Żartujesz? Matka nigdy nie była mimozą, może po prostu tak się czasem przy astmie zdarza. Ona ma ją od wczesnej młodości, my byliśmy bardzo mali, to wtedy, gdy twoja babcia wyciągnęła do niej rękę.

- Wiem, rozumiem. Chodźmy teraz do twojej mamy. – Powiedziała, a Andrzej spojrzał na zegarek.

- Fakt, chyba możemy teraz tam na chwilę wejść.

Gdy weszli, zobaczyli Kanusię w białej pościeli, bladą, ale już bez tej zatrważającej siności. Uśmiechnęła się do nich i ciężko westchnęła.

- Pewnie jechał jak wariat? – Zapytała się Eli i spojrzała na Andrzeja.

- Nie, jechał ostrożnie.- Uśmiechnęła się Ela – baliśmy się o panią, dzięki Bogu, widzę, że już w porządku, prawda?

- Tak, ale doktory uparli się mnie zostawić tu na obserwacji, jakby nie mieli kogo obserwować, tylko starą babę.- Znów się blado uśmiechnęła do nich.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Algo

uff

Myślałem, ze jak odeszłaś, to coś przegapię, ale widzę, że dzieliłaś się z TXT od początku, więc mogę sobie jeszcze “poleniuchować” czytelniczo.

Pozdrowienia


Witaj Partyzancie

wiesz, muszę wszystko tu od początku powklejać, bo tak, to by było trochę głupio, nie prawdaż?

I ciesze się, żeś tu przyszedł.

Pozdro.:D
Wspólny blog I & J


No, no:)

w głębi lasu, poza tym gotycko i mrocznie, poza tym obrzydliwa kawa (jak każda kawa z automatu), tak się tworzy klimat:)

pzdr


Masz rację, w głębi lasu jest duużo lepiej, poprawiłam.

a fakt, zdarzyło mi się dwa razy wypić to coś, co nazywają kawą z automatu…niezapomniane efekty smakowe.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Eeee, wyluzuj:)

ja nie sugerowałem żadnych poprawek, tylko tak mi się o treści i klimacie napisało.
Zresztą jest taki kryminał harlana Cobena “W głębi lasu”, niezły zresztą.

O właśnie, znasz może?

Bo ja strasznie Cobena lubię czytać, choć prawie każda jego rzecz podobna, acz “Zachowaj spokój” i “W głębi lasu” , te chyba najnowsze takie troszkę inne, mroczniejsze.

A kawa z automatu?

Całą tu epopeję można by napisać, raz mi dali zmieszaną na pól z herbatą, chyba, większego syfu w życiu nie próbowałem:)
Kilka razy nalał mi automat pól kubeczka (że niby to espresso:))

Ogólnie nie wiem co to za płyn w tym automatach jest, ale obok kawy to chyba nawet nie stało.

na szczęście jako miłośnik radykalny wyłącznie herbaty liściastej lub ewentualnie w wyjątkowych okolicznościach ekspresowej nigdy nie miałem pokusy próbować herbaty z automatu, to dopiero musiałby być szok dla mnie:0


Iwona,

zła wiadomość jest taka, że Twojej powieści nie śledzę.
Nie wyrabiam się ostatnio;-)

Dobra (potencjalnie) jest taka, że jeżeli chcesz, to zrobię Ci z niej interaktywnego
e-booka, o ile przyślesz mi całość we wordzie. I będziesz mogla go zalinkować na prawym boczku dla wiernych czytelników do ściągnięcia.

Jak się ma całą książkę w zasięgu, to się zupełnie inaczej czyta. Może nawet jakieś ilustracje dodamy (with a little help of my friends)...

Uściski


Tomku!

O ile mi wiadomo, to powieść nie jest jeszcze napisana w całości. Dlatego trzeba cierpliwie poczekać na ciąg dalszy.

Pozdrawiam


Grześ

ależ ja wyluzowana.
A po prostu to zamiast środek -głębi lasu jest lepszy, lepiej brzmi.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Tomku drogi

na razie muszę tą opowieść skończyć.
Potem przyjdzie najgorsza część, bo poprawki, czyli to co najmniej fajne w twórczości jakiejkolwiek.

A dzięki, będę pamiętać i oczywista trzymam Cię za słowo.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Panie Jerzy

może po prostu przejdźmy na “Ty”, a dzięki za wytłumaczenie że jeszcze opowieść nie skończona.

Pozdrawiam serdecznie.

Wspólny blog I & J


Grzesiu

co do kawy…ja też wielbicielką nie jestem, w ogóle nie rozróżniam smaków kaw.

No, ale to coś z maszyny, to po prostu okropność.

A wiesz, ja typowy Yunanowiec….i to herbaty czarnej, herbaty z maszyny też bym się nie odważyła spróbować.

Pozdrówki.:D

Wspólny blog I & J


No ja włąśnie miałem cię zapraszać do mojego herbacianego wpisu,

ale widzę, że już trafiłaś.

O kawie muzycznie i ślicznie będzie wieczorem/w nocy więc też polecam, nawet jak nie lubisz kawy, to moje teksty trza lubić i czytać.

No:)


Wiesz, Herbata to to co lubię, a kawa...

no cóż, muzycznie może być.

Pozdro.:D
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Bardzo mi pochlebia, że piękna kobieta proponuje mi przejście na „Ty”. Przyznam uczciwie, że jestem w tej dziedzinie dość ostrożny, szczególnie od czasu, gdy zamieszkałem na wyspie. Tu wszyscy są na „ty” od pierwszej chwili i bardzo szybko są na „ty świnio”, żeby nie powiedzieć gorzej.

Niemniej pięknym damom się nie odmawia, więc z pewną nieśmiałością pozdrawiam Iwono


No to tak się umawiamy, żeśmy na "ty"

a jestem też daleką od tego, by szybko na tzw. “Ty “przechodzić. A komplementa przyjmuję jako dobry początek.

Pozdrawiam serdecznie.:D
Wspólny blog I & J


Iwono!

Mnie jest równie miło, choć jak mnie coś walnie w Twoim tekście, to będę to punktował bez taryfy ulgowej.

Pozdrawiam


Jerzy

jasna sprawa.
Czekam na obiektywny osąd.

Pozdrawiam.:D
Wspólny blog I & J


Nie zgadzam się,

właśnie poprawki są dobre i miłe, bo świadczą o tym, że już się tekst skończyło i teraz można go se udoskonalać, tak po pańsku. Choć ja akurat w trakcie poprawiać lubię też.

Co do kawy, idźcie z tym w cholerę :P Mój przepis na nią to mocna turecka zalewajka plus trzy łyżeczki cukru. Jeśli już to piję, to niechybnie nadciąga Armageddon.

pozdrawiam


Pino, wiesz ja poprawki, bądź zmianę narracji

zostawiam sobie na koniec, by nie robić w rękopisie bigosu…no taka już jestem.
A kawa, no cóż, jestem taki prawie bezkawowiec, no chyba, że trzeba coś gorącego, np. na dworcu.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość