I pozamiatane...

Kolejna rewolucja lub – uczciwiej pisząc – prawie rewolucja zakończyła się porażką. Zanim się zaczęła. Teheran już nie powstanie, system polityczny się nie zmieni, a Mahmud Ahmadineżad utrzyma swoją prezydenturę. Co prawda takie rozumowanie nie wydaje się niczym sensacyjnym, jednakże część komentatorów popłynęła z prądem i uwierzyła, że władza ajatollahów w Iranie to domek z kart, który można przewrócić przy pomocy Twittera.

W murze, co trzeba przyznać, powstała dziura, której zalatanie będzie niemal niemożliwe. Iran będzie coraz bardziej prozachodni i konserwatyści będą musieli za kilka lat odpuścić. Ten moment zdecydowanie jeszcze nie nadszedł. To nieprzyjemne, ale im gorsza jest sytuacja gospodarcza Iranu, tym lepiej dla demokratycznych poglądów w tym kraju.

Trzeba przyznać, że Ali Chamenei postępował rozsądnie. Zdecydowany wobec demonstrantów, nie dopuścił przy tym do ich rzezi. Musawiemu zabrakło determinacji i charyzmy. Media przeceniły również poparcie dla reformatorów, bo poza bananową częścą Teheranu, zabrakło większych protestów. Rada Strażników Konstytucji już orzekła, że wyniki są wżne, a liczenie 10% głosów nie przyniosło zmian. „Ostudzająco” na kreowanych na potencjalnych liderów opozycji – Rafsandżaniego i Chatamiego – wpłynęło też aresztowanie członków ich rodzin.

Jeśli rewolucja (kontrrewolucja?) miałaby wybuchnąć, miałoby to miejsce w zeszłym tygodniu. Pomimo tego, że iranskie władze blokują media, to niewątpliwie słyszelibyśmy ogigantycznych proestach czy manifestacjach. Pomysl Mir Hosejna Musawiego zakładająy ogłoszenie strajku generalnego chyba też nie wypalił. Zresztą – miałby sens tylko wtedy, gdyby zastrajkowali pracownicy z sektora naftowego i gazowego. Musawi wydaje się być pogodzony z porażką, zresztą – nie oczekiwałbym, by na czele (kontr)rewolucji stanął funkcjonariusz systemu. Wolność tak, ale reglamentowana. Wbrew temu, co się mówi, to był bardziej pozór wyboru. Podkreślał to chociażby Barack Obama.

To właśnie prezydent Stanów Zjednoczonych może okazać się zwycięzcą tych wyborów. Nie dał się sprowokować do flirtu z irańską „opozycją” i będzie chciał doprowadzić do rozmów z Ahmadineżadem. Ten oczywiście będzie się kilka miesięcy fochał, ale w końcu doceni amerykańskie niemieszanie się w wewnętrzne sprawy Teheranu. Może się okazać, że nie zawsze skuteczna jest polityka Chucka Norrisa i „Strażnika Teksasu”. Cisza amerykańska, jakże wymowna w kontekście przemówienia kairskiego, jest elementem chłodnej kalkulacji. Administracja oszacowała, że nie ma szans na realne zmiany w Iranie, po co więc marnować zdobyte wcześniej żetony do gry?

Kwestią sporną będzie oczywiście rozstrzygnięcie problemu, czy wybory były sfałszowane? Ja przychylam się do opinii, że wynik był prawdopodobnie poprawiony o kilka-kilkanaście procent. Raczej nie warto wierzyć „newsom”, jakby stary-nowy prezydent uzyskał 12% głosów. Dotarcie do prawdy będzie niemal niemożliwe.

Opozycja odpuściła – przede wszystkim zabrakło jej armat. Mówiło się dużo o poparciu dla Musawiego, o zakulisowych „zagrywkach” Rafsandżaniego i nic z tego nie wyszło. W mediach pojawiały się nawet informacje, że wojsko zamierza przejść na stronę protestujących, ale były to czyste, poparte tylko myśleniem życzeniowym, spekulacje. To, że wojsko do kogoś nie strzeało może oczywiście oznaczać, że przechodzi na jego stronę, ale z reguły jest to przesłanka sugerująca, że generałowie nie dostali i nie wydali takich rozkazów. Niektórym trudno w to uwierzyć, ale system islamski w Iranie ma legitymizację, nawet wśród zwolenników Mira Hosejna Musawiego.

Wybory, wybory i po wyborach. Ahmadineżad jako prezydent to smutna koniecznośćć i beznadziejna polityka gospodarcza polegająca na marnotrawieniu budżetowych pieniędzy. W Iranie powstał zalążek społeczeństwa obywatelskiego. Teraz od reformatorów zależy, czy rozwiną swoją działalność. Muszą skierować do ludzi konkretną ofertę. Musawi nie przedstawił żadnych poważnych propozycji ekonomicznych. Młodzi ludzie chcą pracować i rozwijać się, a to jest możliwe, owszem, ale na razie poza Iranem. A jest to przecież kraj o niesamowitym potencjale.

Szczególnie, że w tle rozgrywa się poważniejsza gra – o stanowisko rahbara po śmierci Alego Chameneia….

Więcej o Iranie: – Teheran – ta ostatnia środaPapierowa rewolucja Irańska reglametnacji demokracji

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm, a czytałeś to

http://tekstowisko.com/social/59687.html

Trochę inne spojrzenie niż większość komentarzy.

A co do tekstu, to co to znaczy że Iran będzie prozachodni?

Czyli kto?

Społeczeństwo/młodzi/władze?

Młodzi już są, władza raczej nie będzie na razie pewnie, a najpewniej nigdy.
No i prozachodniość nie spowoduje że Iran zrezygnuje z rozwijania strategi atomowej czy apsiracji mocarstwowych?

pzdr


@grzesiu

>>A co do tekstu, to co to znaczy że Iran będzie prozachodni?

Nie, ze bedzie, a ze idzie w te strone. Mlodzi, stanowiacy wiekszosc, zaczynaja tracic cierpliwosc i chca zmian – glownie w gospodarce. Ten balonik zacznie pekac, ale prawdopodobnie za kilka lat, moze po smierci Chameneia?

>>> No i prozachodniość nie spowoduje że Iran zrezygnuje z rozwijania strategi atomowej czy apsiracji mocarstwowych?

Program atomowy nie ma nic do rzeczy. Mozna miec bron atomowa i byc panstwem prozachodnim (patrz Izrael, Indie). Kwestia namowienia Persow, by z niego zrezygnowala. Musi im sie to oplacac, bo na Teheran nie znaleziono do tej pory dostatecznie duzego kija.


Panie Patryku!

Czy nie jest to raczej brak woli przyłożenia kijem niż brak kija?

Pozdrawiam


Patryk&Jerzy Maciejowski,

a kto tenże kij miałby przykładać i dlaczego?

Moim zdaniem, świat prędzej czy póxniej pogodzi się z tym, że Iran będzie miał broń atomową.

A prozachodniość ma tyle do rzeczy, że ta antyzachodniość i antyizraelskość plus program atomowy moga byc pretekstem dla ewentualnych “poskramiaczy” Iranu.
Tak jak rzekoma broń masowego rażenia w Iraku była pretekstem dla administracji USA.
Jednym z kilku.

pzdr


o kiju

Brutalnie mowiac: bez poparcia Chin i Rosji nie ma czym Teheranu straszyc.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość