Celtycki Tygrys z zadyszką

W Polsce mamy za soba 2-3 lata dynamicznego wzrostu cen nieruchomości mieszkalnych, wielu analityków wieszczy kontynuacje wzrostów, a dla kontrastu, cały tzw. Zachodni świat koryguje ceny nieruchomości w dół.
Wnioski z tej obserwacji moga byc dwojakie: albo udajemy, że nie należymy jeszcze do świata Zachodniego, albo nie chcemy spojrzeć prawdzie w oczy, że stoimy na progu korekty.

Można, nie bez słuszności, odrzucać proste porównania do zagrożeń i problemów z jakimi boryka się od z górą 2-óch lat amerykański rynek nieruchomości. Kieruje sie on nie tylko nieco innymi zasadami i uwarunkowaniami od polskiego ale równiez od ogólnoeuropejskiego. Struktura gospodarki USA bezpośrednio przekłada się na specyfikę rynku nieruchomości. Nie można więc szukać bezpośrednich odniesień do rynku polskiego.

Po bliższe nam doświadczenia, proponuje się wybrać również za wodę, ale znacznie bliżej- do Irlandii.

GOSPODARCZY TYGRYS

Irlandia w latach 90-tych była swego rodzaju fenomenem. Faktyczne odbiurokratyzowanie gospodarki, korzystne dla pracodawcy prawo pracy, poste prawo podatkowe, niski bo zaledwie 12,8% podatek dochodowy dla firm, bezrobocie poniżej 5%, drugie miejsce na świecie pod wzgl. swobody gospodarczej, czyniły z Zielonej Wyspy „gospodarczego tygrysa”, który wykonał skok z zacofanego i biednego, rolniczego kraju w opartą na nowoczesnych technologiach ekonomię.

W tym krajobrazie swoje znaczące miejsce znalazło również budownictwo, stanowiąc w szczytowym momencie 25% PKB i zatrudniając ok 13% wszystkich pracujących dorosłych w Irlandii.
Ta gałąź, bardzo istotna z punktu widzenia całej gospodarki, zaczęła w 2007 roku trzeszczeć i pękać pod własnym ciężarem- w ciągu ostatnich kilku lat średnia cena sprzedaży wzrosła o ponad 200%, co sprzyjało wchodzeniu na rynek coraz to nowych inwestycji wspieranych taniejącymi kredytami. Wiele z tych inwestycji okazało się wątpliwej jakości- ze względu na horrendalnie drogie grunty, zaczęto budować daleko od miast mając nadzieję, że klienci i tak się znajdą. Tak było do pewnego czasu.

SPECYFIKA IRLANDZKIEGO RYNKU

W porównaniu do rynku polskiego, proces sprzedaży różni sie bardzo i wydaje się, że dodatkowo wspierał trwający kilkanaście lat wzrost cen. W Irlandii nieruchomości nie sprzedaje się w przeliczeniu na metraż ale na… liczbę sypialni. Ogłoszenia wyglądają więc tak: ”na sprzedaż apartament z 2 sypialniami, po cenie…”, co zawsze oznacza dwie sypialnie z pokojem dziennym, kuchnią i łazienką, czyli nasze M3. Informacja o metrażu jest raczej dodatkowa i najczęściej nie występuje chyba, że się o to poprosi.
Drugą istotna różnicą jest sam proces sprzedaży poprzez… aukcje. Cena podana w ogłoszeniu jest ceną wywoławczą, od której negocjuje się w górę, za pośrednictwem agenta organizującego aukcję dla kilku-kilkunastu potencjalnych klientów. Z takim zdarzeniem w Polsce spotkałem się tylko raz i to na samym szczycie „mieszkaniowej gorączki”. W takiej sytuacji ceny w ogłoszeniach różniły się znacznie od cen transakcyjnych.
Wspomniane wyżej praktyki miały bezpośrednie przełożenie na fakt, że budowało sie w Irlandii dużo, w słabych lokalizacjach i o małym metrażu ale min. 2-3 sypialnie, po czym sprzedawało się drogo na aukcjach.

RYNEK NIERUCHMOŚCI A POPULACJA

Gwałtowny rozrost branży deweloperskiej spowodował olbrzymi nawis podaży mieszkań. Szacuje się, że liczba pustych mieszkań zalegających na rynku sięga już 0,5 mln. Dla łatwiejszego wyobrażenia sobie dysproporcji występujących na tym rynku, dokonamy porównania z rynkiem w Polsce (tabela 1).

tabela-1.gif

Tabela 1: Nowe nieruchomości a populacja.

Widać wyrażnie, że dla populacji 9-krotnie mniejszej niż Polska, zbudowano w 2006 roku raptem 10% mniej mieszkań. W 2007 roku nastąpił gwałtowny spadek, ale i tak jest to jedynie o połowę mniej mieszkań niż w naszym kraju. Nawet jesli pamiętać o tym, że w Polsce mamy niedobór mieszkań, to dysproporcja jest wciąż widoczna.

W 2007 roku ceny transakcyjne nowych mieszkań w Dublinie, spadły o -10% r/r, a używanych o -18% r/r i sięgnęły, mniej więcej, poziomu z przełomu 2005/2006. Ilość zawieranych transakcji, a wraz z tym zaciągniętych kredytów hipotecznych również spadła.

TYGRYS Z ZADYSZKĄ

Opisana powyżej sytuacja, w której ceny i ilość sprzedanych nieruchomości spada, wpływa bezpośrednio na kondycję deweloperów i firm budowlanych. Pod koniec 2007 roku słychać było w irlandzkich mediach o kilku bankructwach, zmniejszaniu zatrudnienia przez inne firmy lub ich przejęciach.Główna część nowo zarejestrowanych bezrobotnych, to osoby dotychczas związane z branżą budowlaną.
Jeśli przypomnieć przytoczone wcześniej dane o znaczącym wpływie sektora budowlanego na irlandzkie PKB, mamy do czynienia z problemem, który znacząco wpłynie na wzrost gospodarczy w nadchodzących latach.

Wszystkie, opisane powyżej zagrożenia wydają się być rozpoznane przez państwowych decydentów, jak i przedsiębiorców uczestniczących aktywnie w rynku. Czarny scenariusz recesji może się nie sprawdzić- każdy marzy o „miękkim lądowaniu”, jednocześnie przygotowując się na gorsze czasy.

KAŻDY CHCE BYĆ... POLAKIEM

Irlandia i jej mieszkańcy są krajem przyjaznym imigrantom- Polacy uchodzą za dobrych fachowców, a sektor budowlany opanowali w stopniu znacząco większym, niz inni obcokrajowcy. O skali zjawiska niech świadczy anegdotyczne już zdarzenie z jednej z budów w Irlandii, gdzie starający się o pracę Czech udawał... Polaka. (za Onet.pl)

Niestety można tylko sobie wyobrazić, jak ewentualne spowolnienie gospodarcze na Zielonej Wyspie, wpłynie na strukturę zatrudnienia wśród naszych rodaków. Miejmy nadzieję, że nie pojawią się również ataki na tle narodowościowym, do jakich już często dochodzi w Szkocji, o czym donosiły szeroko media.

Na razie jest cisza. Czy to cisza przed burzą?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Nie ma jeszcze

na Tekstowisku ugruntowanej pozycji gospodarka.
Przecierasz nowe ścieżki.Mam nadzieję,że skutecznie.

Warto,zwłaszcza ludziom o zasobnych portfelach,zastanowić się nad budownictwem.Jego stanem bieżącym w kraju i porównywać z krajami europejskimi.

Wydaje się,że w aktualnej sytuacji gospodarczej Polski można wysnuć tezę,że boom budowlany jest przed nami.
Weżmy choćby dwa fakty:Euro 2012 i utrzymujący się popyt na mieszkania,domy.

Nie wdając się w szczegóły bo to dziedzina ogromna trzeba sobie uświadomić,że
budownictwo szeroko pojęte jest Polsce szalenie potrzebne,a tym samym może być siłą napędową całej gospodarki.

Myślę,że jeszcze przez wiele lat firmom budowlanym i firmom z nimi współpracujacymi,pracującymi na ich rzecz nie grozi recesja.

Jest co w Polsce nadrabiać w tej dziedzinie.
Jeśli już nie będzie potrzeba budowlańców w np. w Irlandii,Polsce,to stworzą się miejsca na Ukrainie,Rumunii,Bułgarii etc.

Pozdrawiam


@19zenek

Dzięki za dobre słowo:)
Osobiście wydaje mi sę, że wpływ Euro2012 na rozwój budownictwa jest nieco już zmitologizowany.
Zastanówmy się: jak dużo należy zbudować nowych hoteli, restauracji itp, aby obsłużyć kibiców w ciągu 1 miesiąca? Kto odpowie sobie na to pytanie, ten zbuduje tyle… ile będzie potrzebował na okres… po Euro. To jest tylko! 1 impreza sportowa- duża i prestiżowa, to fakt. Widząc pompowanie emocji z tym związanych, myślę, że boom będzie ale w cenach nieruchomości.

Drugi aspekt- niedobór mieszkań. Wg mnie to jest jedyny trwały czynnik wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa, stymulujący wzrost cen w długim terminie.

A’propos miejsc pracy dla budowlańców, to ruch jest, był i chyba będzie, ze wschodu na zachód- nie przypominam sobie Niemców przyjeżdżających do nas gdy przeżywaliśmy boom budowlany. Polacy nie pojadą na Ukrainę kłaść cegły- tak mi się roi:)

Pozdrawiam (i dalej będę pisał o gospodarce:)


Pisząc

o Euro 2012 miałem na myśli oprócz wszelkiego typu hoteli przede wszystkich budowę dróg i autostrad.
W tym zakresie zmuszeni jesteśmy do włożenia sporego wysiłku,nie tylko materiałowego,ale i organizacyjnego.
Uaktywnienie firm,ich rozwój to nie skończy się w roku 2012.

Co do budownictwa mieszkalnego to zgoda.Tutaj te tendencje będa miały niewielką amplitudę spadków i wzrostów.

Fajnie,że zamierzam ciśgnąć tematy gospodarcze.
Uważam,że są niemniej interesujace od polityki.

Pozdrawiam


Zgoda

Infrastruktura drogowa- masz rację, to niezależne od kibiców:)
Ostatnio niestety słyszałem, że (cytuję z pamięci): “Nikomu jeszcze z powodu niewybudowania dróg i autostrad nie odebrano organizacji EuroCup”

Reasumując: firmy prywatne, któe jak wiadomo dążą do siągnięcia zysku, poradzą sobie bo skalkulują potencjalny zysk i wydadzą tyle pieniędzy ile będzie potrzeba. Inna sprawa to drogi finansowane z budżetu- to jest wielki znak zapytania.

Czy impuls dla firm z powodu organizacji Euro będzie dłuższy, to zobaczymy. A na razie, proponuję oibserwować, jak będzie zachowywała się gospodarka Chin, po zakończeniu przygotowań do igrzysk olimpijskich. Będzie to swego rodzaju prognostyk, przy zachowaniu właściwych proporcji wielkości ktaju i imprezy.

Pozdrawiam:)


Bloxer- troche obok tematu

Jak zwykle interesujący wpis

mam znajomych którzy mają sporą firmę budowlaną w Dublinie i Cork- Polacy, od zleceń (biorą te przemysłowe w budownictwie) nie mogą się opędzić, co ciekawe maja kiepski managment i trzymają się na rynku ceną i fachowością mimo że mają potencjał do przejęć na tamtym rynku to się nie rozwijają...

Uważam że firmy z Polski nie korzystają, a w zasadzie nie korzystały na boomie gosp. w Irlandii na przykład, tylko skupiły się na rynku polskim licząc na kilkudziesięciocyfrowe zyski, ten czas się skończył tak szybko jak zaczął i teraz zaczynają kombinować, słyszy się o mniejszej ilości wydanych pozwoleń na budowę przy jednoczesnym braku sprzedaży nowych mieszkań po cenach rynkowych. Innymi słowy, ktoś chce grac znowu ceną...
Korekta przyjdzie jak panie źródełko- kredyty pójdą o 1% do góry i zacznie się sprzątanie:)

pozdrawiam

to tak trochę OT
Prezes , Traktor, Redaktor


max

Jeśli są lepsi i odrobinę tańsi niż miejscowi, to pewnie będzie łatwiej im przetrwać spowolnienie. Jeśli to są zamówienia przemysłowe, to są to prawdopodobnie duże zlecenia, trwające zazwyczaj od 1 roku do 2-3 lata. W takim przypadku nie odczuwają jeszcze spowolnienia, które się już zaczęło.

Ciekawe jest również (a może oczywiste), że przy zamówieniach publicznych praca wre- budżety muszą być wydane, a te nie są ustalane jedynie rok na przód.

Obserwuję ten rynek z bliska od kilku lat. Takiego roku nie tylko ja nie pamiętam, ale nawet tutejsza młodsza kadra zarządzająca. Pamiętają natomiast to ci, którzy byli na rynku pracy pod koniec lat 80-tych- wtedy był ostatnio kryzys (szczęściarze:)

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość