tak to jest, że koledzy w towarzystwie nie zawsze mówią dokładnie to, co/jak myślą, tak trochę się zgrywają, trochę, żeby sobie zaimponować, jakimi są luzakami. Może dotarło więcej, niż się wydaje? Jak nie od razu, to po chwili, w domu. Pamiętasz, jak komentowałeś tekst o przekleństwach – że to, że w niektórych rozmowach używasz wulgaryzmów nie znaczy, że języka literackiego nie potrafisz używać. Może i tu jest coś na rzeczy.
Siostry Chmielewskiej nie miałam okazji spotkać, ale wiele o niej dobrego, a raczej bardzo dobrego słyszałam. Moja matka kiedyś zawoziła do prowadzonej przez nią domu samotnej matki dziewczynę z dzieckiem, której bardzo długo wszystko się jakoś w życiu plątało (ojciec pił, wujek, matki nie było, ona też zaczęła, uciekała z domu etc.). Nie wiem, na ile to zasługa siostry Chmielewskiej, ale dziewczynie w końcu udało się wszystko poukładać, ma męża, drugie dziecko i z tego, co wiem, wszystko jest ok.
Grzesiu
tak to jest, że koledzy w towarzystwie nie zawsze mówią dokładnie to, co/jak myślą, tak trochę się zgrywają, trochę, żeby sobie zaimponować, jakimi są luzakami. Może dotarło więcej, niż się wydaje? Jak nie od razu, to po chwili, w domu. Pamiętasz, jak komentowałeś tekst o przekleństwach – że to, że w niektórych rozmowach używasz wulgaryzmów nie znaczy, że języka literackiego nie potrafisz używać. Może i tu jest coś na rzeczy.
Siostry Chmielewskiej nie miałam okazji spotkać, ale wiele o niej dobrego, a raczej bardzo dobrego słyszałam. Moja matka kiedyś zawoziła do prowadzonej przez nią domu samotnej matki dziewczynę z dzieckiem, której bardzo długo wszystko się jakoś w życiu plątało (ojciec pił, wujek, matki nie było, ona też zaczęła, uciekała z domu etc.). Nie wiem, na ile to zasługa siostry Chmielewskiej, ale dziewczynie w końcu udało się wszystko poukładać, ma męża, drugie dziecko i z tego, co wiem, wszystko jest ok.
julll -- 02.06.2008 - 20:46