znajomy powiatowy sekretarz Partii ( tak trzeba pisać, z dużej litery ), z którego synem chodziłem do jednej klasy, w przypływie szczerości opowiedział tak.
A miał wtedy, kiedy to się działo kilkanaście lat.
- Najpierw szły szwabskie kolumny, ze wschodu na zachód, ze strachem spoglądające na boki i w niebo.
- Potem nadleciały sowieckie samoloty i zaczęły walić w szkopów z czego popadło.
- Potem, jak ucichło, wyszedłem z piwnicy i poleciałem na drogę. Z chłopakami.
- A tam trupy.
- Najpierw wziąłem se pistolet, a potem buty, wywalając drewniane trepy.
- Następnego dnia szli już Ruscy, znowu poleciałem z chłopakami na drogę, w nowych saperkach.
- Z kolumny wyskoczył taki jeden, z nałożonym sztykiem i pokazując na moje, nowe buty powiedział – machniom (?).
Kiedyś,
znajomy powiatowy sekretarz Partii ( tak trzeba pisać, z dużej litery ), z którego synem chodziłem do jednej klasy, w przypływie szczerości opowiedział tak.
A miał wtedy, kiedy to się działo kilkanaście lat.
- Najpierw szły szwabskie kolumny, ze wschodu na zachód, ze strachem spoglądające na boki i w niebo.
- Potem nadleciały sowieckie samoloty i zaczęły walić w szkopów z czego popadło.
- Potem, jak ucichło, wyszedłem z piwnicy i poleciałem na drogę. Z chłopakami.
- A tam trupy.
- Najpierw wziąłem se pistolet, a potem buty, wywalając drewniane trepy.
- Następnego dnia szli już Ruscy, znowu poleciałem z chłopakami na drogę, w nowych saperkach.
- Z kolumny wyskoczył taki jeden, z nałożonym sztykiem i pokazując na moje, nowe buty powiedział – machniom (?).
- Co miałem robić? – Zezułem. Choć zima była.
Igła -- 17.09.2008 - 16:48