Niepokojące natomiast i coraz powszechniejsze jest zjawisko ambitnych rodziców, którzy na siłę chcą posyłać dziecko do szkoły rok wcześniej.
Ignorując zdanie nauczycieli, a nawet psychologów, bo przecież:
“rok mniej z tego krańca równa się zaoszczędzony rok później”.
Pisząc o stereotypie właśnie to zjawisko miałem na myśl.”
A, teraz wszystko jasne :) Czyli po prostu, nic na siłę, ani wypychania, ani przytrzymywania. Indywidualna decyzja plus rozsądek.
Takie proste, a często nie do zrealizowania w praktyce :/
Radecki
Ajaj. Ale ja właśnie uważam, że drugoroczność nie powinna być batem, lecz normalną procedurą. Tymczasem zbyt często postrzegana jest jako kara.
Chodziło mi bardziej o straszak, niż o karę. I wyrabianie poczucia odpowiedzialności: kto nie opanuje materiału na wystarczającym poziomie, zostaje, żeby go powtórzyć. W Instytucie Włoskim, gdzie chodzę na zajęcia, dwa razy przerabiałam z tego powodu jeden kurs – i była to jak najbardziej normalna procedura.
Radecki
System oświatowy musi się zmieniać.
Musi być bardziej elastyczny.
Jednym z elementów jest właśnie dostosowanie fazy i tempa nauczania do indywidualnych zdolności dziecka.
W tym kontekście zarówno drugoroczność jak i wcześniejsze podjęcie nauki powinno być czymś absolutnie normalnym.
Ani kara, ani nagroda.
Oczywiście. Urawniłowka precz.
I znowu smutna obserwacja, że tendencja jest niestety dokładnie odwrotna :( Szkołę już skończyłam, nie śledzę tak uważnie zmian, ale wydaje mi się, że one wszystkie zmierzają do jednego: wymyślania coraz to bardziej skomplikowanych systemów, do których wszystkie dzieciaki będą musiały się dostosować. Na moich studiach jest zresztą podobnie: idę ostatnim rokiem magisterskich, gdzie było niewiele wolności, ale jednak. Za nami jest już licencjat, który ma wszystko narzucone odgórnie.
Radecki
Obiecuję, że już nie będę krzyczał. Słowo harcerza! :)
Radecki
Niepokojące natomiast i coraz powszechniejsze jest zjawisko ambitnych rodziców, którzy na siłę chcą posyłać dziecko do szkoły rok wcześniej.
Ignorując zdanie nauczycieli, a nawet psychologów, bo przecież:
“rok mniej z tego krańca równa się zaoszczędzony rok później”.
Pisząc o stereotypie właśnie to zjawisko miałem na myśl.”
A, teraz wszystko jasne :) Czyli po prostu, nic na siłę, ani wypychania, ani przytrzymywania. Indywidualna decyzja plus rozsądek.
Takie proste, a często nie do zrealizowania w praktyce :/
Ajaj. Ale ja właśnie uważam, że drugoroczność nie powinna być batem, lecz normalną procedurą. Tymczasem zbyt często postrzegana jest jako kara.
Chodziło mi bardziej o straszak, niż o karę. I wyrabianie poczucia odpowiedzialności: kto nie opanuje materiału na wystarczającym poziomie, zostaje, żeby go powtórzyć. W Instytucie Włoskim, gdzie chodzę na zajęcia, dwa razy przerabiałam z tego powodu jeden kurs – i była to jak najbardziej normalna procedura.
System oświatowy musi się zmieniać.
Musi być bardziej elastyczny.
Jednym z elementów jest właśnie dostosowanie fazy i tempa nauczania do indywidualnych zdolności dziecka.
W tym kontekście zarówno drugoroczność jak i wcześniejsze podjęcie nauki powinno być czymś absolutnie normalnym.
Ani kara, ani nagroda.
Oczywiście. Urawniłowka precz.
I znowu smutna obserwacja, że tendencja jest niestety dokładnie odwrotna :( Szkołę już skończyłam, nie śledzę tak uważnie zmian, ale wydaje mi się, że one wszystkie zmierzają do jednego: wymyślania coraz to bardziej skomplikowanych systemów, do których wszystkie dzieciaki będą musiały się dostosować. Na moich studiach jest zresztą podobnie: idę ostatnim rokiem magisterskich, gdzie było niewiele wolności, ale jednak. Za nami jest już licencjat, który ma wszystko narzucone odgórnie.
Obiecuję, że już nie będę krzyczał. Słowo harcerza! :)
Spoko :)