Z dużą przykrością czytam Pańskie detalisteczne omówienie sprawy Eugeniusza Wójcika. Z dużą przykrością, ponieważ zdaję sobuie sprawę, że właśnie w taki mafijny sposób, bez kontekstu politycznego, lecz w oparciu o swoisty układ korporacyjno-biznesowy odbywa się grabież na majątku milionów Polaków, którym jak to się mówi: “podwinęła się noga”. Całe życie zbierany majątek może zostać z dnia na dzień zlicytowany za bezcen a człowiek nadal zostaje z długami przekraczającymui wszelkie możliwości spłaty, po tym, gdy zabrano mu wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.
Miałem okazję obserwować przez moment pracę tzw. likwidatora przedsiębiorstw w okrasie polskiej transformacji i muszę przyznać, że podobnie jak w przypadku komorników – jedynie najniższa klasa istot, w buddyjskiej terminologii – klasa pret żywiących się krwią – jest w stanie uprawiać tę brutalną, zbliżoną do katowskiej, profesję. Niestety – muszę się z Panem zgodzić – w prawie polskim praca komornika jest zbyt łatwa. Wsparty siłowym aprartem państwa komornik nie trudzi się zbytnio nad odzyskiwaniem mienia. Spray trudne od razu idą ad acta bez względu na skalę zadłużenia i okoliczności jego powstania, podczas gdy tzw. sprawy łatwe egzekwuje się natychmiast, z całą bezwzględnością nie oglądając się na elementarne poczucie sprawiedliwości. Po prostu – frajerów łupie się bez litości a cwaniacy zawsze dają sobie radę.
Praca komornika w polsce podlega nprawdę znikomej kontroli. Znane sa przypdaki wrednego komornika z Piły, któremu udało się doprowadzić do zlicytowania za bezcen całości majątku miejscowego biznesmena, którego zadłużenie wynosiło raptem coś ok. ok. 200 tys. złotych, podczas gdy komornik złupił go na prawie 100 mln (zabrano mu dom z posesją, fabrykę wraz z maszynami chyba do przetwórstwa tworzyw sztucznych, jakąś stajnię itd.). Facio został goły i wesoły i wszystko w majestacie prawa – na przetargu gdzieś wieczorem, o którym wokanda wisiała nie dłużej niż pięć minut, ludzie ustawieni przez komornika rozkupili dorobek życia tego przedsiębiorcy za śmieszne pieniądze. Nic nie pomogły protesty i odwołania. Wymogi formalne zostały spełnione i pan komornik może wszystkim powiedzieć, żeby go pocałowali w dupę. Takim dzikim prawem Polska stoi.
Komornicy obłowili się na szpitalach, na zadłużonych firmach państwowych, na niespłacancych przez kilka miesięcy hipotekach milionów obywateli w czasach gwałtownego wzrostu kursu Euro. Te hieny od lat wiodą cudowne życie egzekutorów a ich bezkarność zapewnia kastowy system prawny odziedziczony po PRLu.
Jedynie obywatelski protest, jakaś zorganizowana forma ukrócenia tego procederu ma nikłą szansę doprowadzenia do jakieś poprawy fatalnej w tym względzie sytuacji. Nie wiem, naprawdę nie wiem co zrobić – temat jest trochę tabu. Indywidualny dłużnik ma po prostu przejebane – panuje przekonanie, że sam jest winien swoim problemom – nie doczytał zapisanych drobnym druczkiem ustępów umowy, nie zachował wystarczającej ostrożności, żył ponad stan, itd. Za ludźmi pokroju pana Eugeniusza Wójcika mało kto się ujmie. Mało kto da wiarę jego historii. Pechowy dłużnik i jego rodzina zostają sami wobec bezwzględnej machiny, która bezlitośnie grabi ich z całego majątku i nic nie mogą zrobić, żeby ów proces zatrzymać. Kiedy jest już po wszystkim, zostają bez niczego i nie stać ich nawet na porządnego adwokata.
@Autor
Szanowny Panie,
Z dużą przykrością czytam Pańskie detalisteczne omówienie sprawy Eugeniusza Wójcika. Z dużą przykrością, ponieważ zdaję sobuie sprawę, że właśnie w taki mafijny sposób, bez kontekstu politycznego, lecz w oparciu o swoisty układ korporacyjno-biznesowy odbywa się grabież na majątku milionów Polaków, którym jak to się mówi: “podwinęła się noga”. Całe życie zbierany majątek może zostać z dnia na dzień zlicytowany za bezcen a człowiek nadal zostaje z długami przekraczającymui wszelkie możliwości spłaty, po tym, gdy zabrano mu wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.
Miałem okazję obserwować przez moment pracę tzw. likwidatora przedsiębiorstw w okrasie polskiej transformacji i muszę przyznać, że podobnie jak w przypadku komorników – jedynie najniższa klasa istot, w buddyjskiej terminologii – klasa pret żywiących się krwią – jest w stanie uprawiać tę brutalną, zbliżoną do katowskiej, profesję. Niestety – muszę się z Panem zgodzić – w prawie polskim praca komornika jest zbyt łatwa. Wsparty siłowym aprartem państwa komornik nie trudzi się zbytnio nad odzyskiwaniem mienia. Spray trudne od razu idą ad acta bez względu na skalę zadłużenia i okoliczności jego powstania, podczas gdy tzw. sprawy łatwe egzekwuje się natychmiast, z całą bezwzględnością nie oglądając się na elementarne poczucie sprawiedliwości. Po prostu – frajerów łupie się bez litości a cwaniacy zawsze dają sobie radę.
Praca komornika w polsce podlega nprawdę znikomej kontroli. Znane sa przypdaki wrednego komornika z Piły, któremu udało się doprowadzić do zlicytowania za bezcen całości majątku miejscowego biznesmena, którego zadłużenie wynosiło raptem coś ok. ok. 200 tys. złotych, podczas gdy komornik złupił go na prawie 100 mln (zabrano mu dom z posesją, fabrykę wraz z maszynami chyba do przetwórstwa tworzyw sztucznych, jakąś stajnię itd.). Facio został goły i wesoły i wszystko w majestacie prawa – na przetargu gdzieś wieczorem, o którym wokanda wisiała nie dłużej niż pięć minut, ludzie ustawieni przez komornika rozkupili dorobek życia tego przedsiębiorcy za śmieszne pieniądze. Nic nie pomogły protesty i odwołania. Wymogi formalne zostały spełnione i pan komornik może wszystkim powiedzieć, żeby go pocałowali w dupę. Takim dzikim prawem Polska stoi.
Komornicy obłowili się na szpitalach, na zadłużonych firmach państwowych, na niespłacancych przez kilka miesięcy hipotekach milionów obywateli w czasach gwałtownego wzrostu kursu Euro. Te hieny od lat wiodą cudowne życie egzekutorów a ich bezkarność zapewnia kastowy system prawny odziedziczony po PRLu.
Jedynie obywatelski protest, jakaś zorganizowana forma ukrócenia tego procederu ma nikłą szansę doprowadzenia do jakieś poprawy fatalnej w tym względzie sytuacji. Nie wiem, naprawdę nie wiem co zrobić – temat jest trochę tabu. Indywidualny dłużnik ma po prostu przejebane – panuje przekonanie, że sam jest winien swoim problemom – nie doczytał zapisanych drobnym druczkiem ustępów umowy, nie zachował wystarczającej ostrożności, żył ponad stan, itd. Za ludźmi pokroju pana Eugeniusza Wójcika mało kto się ujmie. Mało kto da wiarę jego historii. Pechowy dłużnik i jego rodzina zostają sami wobec bezwzględnej machiny, która bezlitośnie grabi ich z całego majątku i nic nie mogą zrobić, żeby ów proces zatrzymać. Kiedy jest już po wszystkim, zostają bez niczego i nie stać ich nawet na porządnego adwokata.
Tak to jest.
Zbigniew P. Szczęsny -- 03.01.2009 - 19:09