Są takie piosenki, których mogę słuchać nawet kilkanaście razy pod rząd. Zapętlam sobie w winampie i leci do bólu … weźmy taki “Cortez the Killer” Neila Younga z płyty „Zuma”...
“Zuma” to album, który można zaliczyć do “elektrycznej” części dorobku Younga. To mieszanka hard rocka, bluesa, folku, country rocka przyprawiona dźwiękami przesterowanej gitary. Sporo w tej muzyce brudu, sprzężeń, długo wybrzmiewających akordów, luzu. To płyta, która jest pod prąd ówczesnym trendom. Jest po prostu niechlujna… w najlepszym tego słowa znaczeniu. Brzmi tak jakby muzycy weszli do garażu podpięli instrumenty, zagrali set, a ktoś przy okazji taki jam nagrał ... piękna sprawa.
“Cortez the Killer” jest przedostatnią piosenką na trackliście. Głupio nazwać ją największym przebojem, bo ten kawałek nigdy nie był notowany na żadnych listach przebojów. Mimo, że za długi na singla (ponad 7 minut) jest chyba najbardziej rozpoznawanym z tej płyty.
Wersja z „Zumy”
Tekst porusza kwestię podboju Meksyku przez konkwistadorów Corteza i powstał jeszcze za studenckich czasów Younga. Nie jest to jednak jakiś rozrachunkowy protest song, raczej próba „relacji” … Young zresztą przyznał, że napisał to z pozycji naocznego świadka (”...What the fuck am I doing writing about Aztecs in ‘Cortez the Killer’ like I was there, wandering around?”)… Narracja zmienia się z trzecioosobowej w pierwszej części w pierwszoosobowąw końcowej … z obserwatora Young staje się uczestnikiem …
He came dancing across the water
With his galleons and guns
Looking for the new world
In that palace in the sun.
On the shore lay montezuma
With his coca leaves and pearls
In his halls he often wondered
With the secrets of the worlds.
And his subjects gathered round him
Like the leaves around a tree
In their clothes of many colors
For the angry gods to see.
And the women all were beautiful
And the men stood straight and strong
They offered life in sacrifice
So that others could go on.
Hate was just a legend
And war was never known
The people worked together
And they lifted many stones.
They carried them to the flatlands
And they died along the way
But they built up with their bare hands
What we still cant do today.
And I know shes living there
And she loves me to this day
I still cant remember when
Or how I lost my way.
He came dancing across the water
Cortez, cortez
What a killer.”
Piosenka w wersji oryginalnej trwała dłużej niż 7:31, był nawet jeszcze jeden wers tekstu, ale podczas nagrywania szlag trafił aparaturę w konsekwencji kończy się wyciszeniem. Neil powiedział kiedyś że w sumie to lepiej bo nigdy tego ostatniego fragmentu tekstu nie lubił.
„Cortez the Killer” jest wymarzonym kawałkiem do improwizacji. Mam sporo koncertowych jego wersji ale IMO nic nie przebije tej z albumu „Rust Never Sleeps” nagranego z Crazy Horse:
Czysty szamanizm!!!
A na zakończenie przykład jak można spieprzyć wybitny kawałek robiąc z niego taniochę na poziomie Idola… Wiem że Joe Satriani jest wspaniałym gitarzystą, wielkim technikiem, ale w kawałkach Neila to akurat jest najmniej istotna wartość …
To już ci Japońce (Neiyoun&Sleazy Horse) zagrali ten kawałek o niebo lepiej:
już na zupełne zakończenie zobaczcie jak mistrz gra ten kawałek AD 2008 (niestety tylko link)
komentarze
Oj, dużo takich niekończacych jest
:)
Zrestzą opisuję te moje, które mogłyby się nie kończyć w cyklu piosenkowym.
A z Neila Younga przez długi czas miałem fazę totalną na ten utwór:
A z twoich propozycji , znaczy z różnych wykonań na razie pierwsze przesłuchałem i podoba mi się.
Choc o konkwistadorach to też i Buyudzy w “Aguirre” śpiewał:)
pzdr
grześ -- 03.10.2008 - 19:25>grzesiu
“Are You Passionate?” ... sie wie … super kawałek!
“Beautiful fucking tits man!”
Docent Stopczyk -- 03.10.2008 - 19:28