Czy blogosfera świeci „światłem odbitym”? Czy jest zbiorowiskiem internetowych „kanap”?
I. „Światło odbite”?
Nawiązując do poprzedniej notki „Wrocławski coming-out niezależnej blogosfery” chciałbym dziś zająć uwagę Czytelników pewnym aspektem blogerskiej działalności, na którego podjęcie podczas samej wrocławskiej konferencji z braku czasu nie było miejsca, a który został poruszony w „kuluarach”. Mianowicie, muszę odnieść się do wygłoszonej „poza kadrem” lekko sceptycznej uwagi jednego z organizatorów dotyczącej rzekomej ułomności blogosfery: jakoby świeciła ona „światłem odbitym” od mediów tradycyjnych – szczególnie jeśli chodzi o dostarczanie newsów. Inna uwaga dotyczyła rozdrobnienia i „kanapowości” blogerskich inicjatyw.
Otóż, to nie do końca tak i sądzę, że tego typu podejście wynika z niezrozumienia specyfiki blogosfery i jej relacji ze światem medialnego mainstreamu oraz światem polityki. Blogosfera nie jest bowiem od tego by w 100% zastępować tradycyjne media, lecz od tego, by te media kontrolować i uzupełniać. To na dzień dzisiejszy, bo przyszłość zapewne przyniesie poszerzenie oddziaływania blogosfery również w roli dostarczyciela informacji. Proszę zwrócić uwagę, że dynamiczny rozwój niezależnego przekazu w internecie to historia zaledwie kilku ostatnich lat – a i tak polska blogosfera jest ewenementem na co najmniej europejską skalę, co zresztą pośrednio dowodzi opłakanego stanu wolności słowa i pluralizmu debaty w przekazie głównonurtowym.
Zresztą, jeśli spojrzymy na dominujące mediodajnie – szczególnie te, będące emanacją Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP – to zobaczymy, że konsekwentnie wycofują się z roli przekaźnika rzetelnej informacji w kluczowych społeczno-politycznych kwestiach, preferując miast tego tzw. „szum informacyjny”, czyli trzeciorzędne bzdury, do zapomnienia po pięciu minutach, bądź też uciekając w tzw. „infotainment” – czyli produkcje „newsów” o charakterze na poły rozrywkowym, lub skandalizującym („mama Madzi”). W warstwie publicystycznej natomiast króluje nachalna, toporna i łopatologiczna propaganda. O dziennikarstwie śledczym z prawdziwego zdarzenia można w ogóle zapomnieć.
Lepiej przedstawia się sytuacja w mediach kojarzonych z prawicą, ale i tu można zaobserwować wahania poziomu (ostatnio, infantylne przyrównanie Polaków do hobbitów przez tygodnik „wSieci”), braki w zniuansowaniu przekazu, czy niekiedy nawet dziwną spolegliwość wobec narracji reżimowych mediodajni (sprawa Grzegorza Brauna).
II. Blogosfera jako uczestnik debaty publicznej
W jaki sposób odnosi się do powyższej sytuacji blogosfera? Otóż coraz częściej pełni ona rolę „filtra” odsączając istotne informacje, ginące w medialnym zgiełku i nie podejmowane szerzej w mediach tradycyjnych. W dobie zmasowanego ataku medialnej papki na percepcję odbiorców jest to rola równie ważna, co sama „produkcja” newsów – bo co nam po informacji, która przemknie gdzieś bokiem bez echa?
Podam przykład z własnej blogerskiej praktyki – o negocjowanym przez ekipę Pawlaka kontrakcie gazowym pisałem na długo przed tym, zanim sprawa ta stała się tematem pierwszoplanowym w mediach (również tych prawicowych), czy obiektem zainteresowania opozycji. Nie korzystałem z żadnej tajemnej wiedzy – wystarczyło poklikać po notkach zakopanych w działach ekonomicznych gazet i portali. Innym przykładem może być mój tekst o Pawle Grasiu („Berliński łącznik?”), w którym również zebrałem rozproszone po internecie informacje, by stworzyć z nich w miarę kompletny portret tej postaci, na który zresztą powołał się z kolei pan Marek Pyza w swym tekście „Nieodwoływalny” opublikowanym w „Uważam Rze”. Czyli – czasem to media tradycyjne „odbijają światło” od blogosfery i sądzę, że z czasem te proporcje będą się wyrównywać.
Poza tym, jeśli chodzi o newsy i podejmowaną tematykę, również i tu blogi stają się coraz częściej źródłem inspiracji dla mediów tradycyjnych. To blogerzy jako pierwsi alarmowali o nocnych atakach pijanej dziczy na obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, to na blogach pojawiło się po raz pierwszy słowo „zamach” po smoleńskiej tragedii. To portale blogerskie, dzięki swym materiałom i relacjom świadków odegrały kluczową rolę w odkłamywaniu rzeczywistego oblicza zajść podczas dwóch ostatnich Marszów Niepodległości.
Warto również zwrócić uwagę na opiniotwórcze dojrzewanie blogosfery. Prócz prostych komentarzy konstruowanych na zasadzie „dziennikarz iksiński coś napisał a ja się z tym zgadzam/nie zgadzam”, coraz więcej pojawia się pogłębionych analiz czy sążnistej publicystyki – i to często podejmującej dany temat z perspektywy zupełnie innej niż czynią to media głównego nurtu, zarówno reżimowego, jak i opozycyjnego. Jeśli chodzi o dziennikarstwo śledcze, nie sposób nie wspomnieć o dochodzeniowo-analitycznych tekstach Aleksandra Ściosa, czy wielowątkowym śledztwie smoleńskim, nie ograniczającym się bynajmniej do „maskirowki”. Poważną funkcją blogów jest również patrzenie mediom tradycyjnym na ręce i wychwytywanie rozlicznych manipulacji.
Biorąc pod uwagę wszystko co powyżej wyłuszczyłem, należy stwierdzić, iż protekcjonalne traktowanie blogosfery, jako „światła odbitego” jest nieuprawnionym uproszczeniem, wynikającym, jak sądzę, z nieznajomości tematu. Blogosfera staje się pełnoprawnym uczestnikiem publicznej debaty, można powiedzieć, że „wybija się na niepodległość” w stosunku do mediów mainstreamowych i jej rola oraz zasięg oddziaływania będzie się nieuchronnie zwiększać wraz z rozwojem nowoczesnych technologii. Zresztą, polecam ciekawy i pouczający tekst Budynia78 opublikowany na „Rebelyi” – „Blogerzy przejmują misję porzuconą przez media”, którym się tu częściowo inspirowałem. Naprawdę warto.
III. Niech kwitnie tysiąc… kanap!
Na koniec pragnąłbym się jeszcze odnieść do zarzutu rozdrobnienia i „kanapowości” blogerskich inicjatyw. Myślę, że takie podejście wynika z politycznego skrzywienia perspektywy z jakiej przywoływany na wstępie Rozmówca spogląda na społeczną rzeczywistość. Rzecz w tym, iż w przypadku oddolnej działalności składającej się na Drugi Obieg 2.0, którego niezwykle ważną częścią jest blogosfera, reguły rządzące naszym „zabetonowanym” systemem politycznym niekoniecznie muszą znajdować zastosowanie. Coś, co w realiach stricte politycznych może być szkodliwe (np. rozdrobnienie prawicy w latach ’90), w przypadku blogosfery wcale takowe być nie musi. O ile w świecie polityki można zrozumieć postulat, że „jednoczenie prawicy powinno się odbywać nie poprzez integrowanie kanap, tylko przez ich eliminację”, co z powodzeniem czyni Jarosław Kaczyński, a co może mieć swe źródło w smutnej lekcji AWS-u, który był właśnie takim skazanym na porażkę „integratorem”, o tyle w niezależnej blogosferze znajduje raczej zastosowanie hasło Krzysztofa Czabańskiego „niech kwitnie tysiąc kwiatów”, które rzucił inicjując Kongres Mediów Niezależnych.
W wystąpieniu podczas panelu mediów niezależnych zwróciłem uwagę, iż z moich obserwacji wynika, że rozmaite blogerskie inicjatywy poprzez wzajemne linkowanie, ale również poprzez zdrową konkurencję nie tyle odbierają sobie czytelników i sympatyków, ile wręcz ich sobie wzajemnie napędzają, tworząc wartość dodaną. Dzieje się tak dlatego, że czytelnik – w przeciwieństwie do wyborów, gdzie ma do dyspozycji tylko jeden głos o który rywalizują partie – może „głosować” wielokrotnie: z Niepoprawnych przejdzie sobie na Blogpress, z Blogpressu na Blogmedia24, w międzyczasie włączy Niepoprawne Radio PL…
Warto zwrócić uwagę, iż samorzutnie ukształtowała się specjalizacja poszczególnych portali: Niepoprawni to przede wszystkim publicystyka, Blogmedia24 to działalność społeczna zastępująca – jak trafnie zauważyła pani Teresa Tokarska – rzecznika praw obywatelskich, z kolei bardzo mocną stroną Blogpressu są relacje wideo z różnych wydarzeń po prawej stronie, zaś Niepoprawne Radio PL wypełniło lukę jaką był brak niezależnej prawicowej rozgłośni w internecie. A przecież są jeszcze inni. Na dodatek, współistnienie różnych inicjatyw zwiększa, paradoksalnie, bezpieczeństwo niezależnego przekazu. Jedno, duże medium, łatwiej spacyfikować, może spotkać je bankructwo, może stać się obiektem manipulacji, lub wrogich działań służb. Natomiast rozdrobnione inicjatywy są jak rój: można zabić jedną czy drugą pszczołę, ale z rojem zwyciężyć nie sposób.
Słowem, analogia między niezależną blogosferą a światem polityki jest fałszywa, zaś hołdowanie podejściu, wedle którego należy „grać tylko z dużymi”, szczególnie gdy połączyć je z lekceważeniem rozproszonych części składowych Drugiego Obiegu 2.0, może kiedyś skończyć się niemiłą niespodzianką.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://niepoprawni.pl/blog/287/drugi-obieg-20-%E2%80%93-cz-i
http://niepoprawni.pl/blog/287/drugi-obieg-20-%E2%80%93-cz-ii
komentarze
Mam chyba tę chorobę...
... dzięki której analfabeci zdają obecnie maturę. Dysgrafię albo dysleksję, albo obydwie naraz, ponieważ – Poważnie – odczytałem tytuł tekstu “Blogosfera – światło w odbycie”
Dalejże komentować!
Na szczęście doczytałem i dalejże kasować komentarz!
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 26.01.2013 - 16:32Dobre :)
: D
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 29.01.2013 - 17:36Panie Gadający Grzybie!
[…] Jedno, duże medium, łatwiej spacyfikować, może spotkać go bankructwo, może stać się obiektem manipulacji, lub wrogich działań służb.[…]
Jak mi wiadomo, medium jest rodzaju nijakiego, a nie męskiego, zatem „może spotkać je bankructwo”.
Miło się Pańskie teksty czyta.
pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.02.2013 - 10:31re: Blogosfera - „światło odbite”?
Fakt, moje niedopatrzenie. Już poprawiam.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 01.02.2013 - 18:33