1956. W St.George, miasteczku założonym przez przywódcę Mormonów Brighama Younga zmarł Walter Displey. W 1934 zamieszkał tam po zwolnieniu z więzienia, w którym przesiedział dwadzieścia trzy lata za zbrodnię popełnioną w 1910 roku.
Rankiem 15.10.1910 na farmie należącej do pułkownika Dickersona ten najemny pracownik farmy, zamordował strzałem w plecy, strzelając przez otwarte okno – Stanleya Ketchela, światowego czempiona wagi średniej. Zabójca posłużył się karabinem zamordowanego, któremu po zabójstwie zrabował 2000 dolarów. Stanley Ketchel miał wówczas 24 lata i był u szczytu sportowego powodzenia.
Przed nim była walka w obronie mistrzowskiego pasa, którą miał stoczyć na dystansie 45 rund (!) z Samem Langfordem oraz wyjazd na tournee po Europie, którego uwieńczeniem miała być paryska potyczka z Samem McVae. Znakomitym, czarnoskórym, amerykańskim bokserem, który w czasach niezbyt sympatycznych dla walczących na amerykańskich ringach PT Murzynów, znalazł sobie spokojna przystań w Europie.
Stanisław Kiecal urodził się 14 września 1886 roku w Grand Rapids ( Michigan) Jego rodzice; Jan Kiecal i Julia z domu Niszewska przybyli do USA ze wsi Sulmierzyce, woj. Łódzkie.Wkrótce narodził im się synalek, który okazał się niezłym ananasem i ancymonem. Mając 12 lat zwiał z domu i wyruszył, na jeszcze – w porywach – całkiem “Dziki Zachód”. Przez Chicago, Kanadę(!) dotarł w końcu do Montany.
Wzgardziwszy jej zieloną, uporczywie cywilizowaną przez rolnictwo i hodowlę bydła części dotarł w Góry Skaliste, do górniczego miasteczka Butte, w którego okolicy wydobywano miedź, srebro i złoto. Kto oglądał kiedyś westerny dziejące się w takich okolicach, może mieć jakieś wyobrażenie o ruchu, gorączkowym użyciu i atmosferze panującej w takich miejscach, na przełomie wieku.
Obok burdelu, knajpy i związanych z nimi przyjemnościami, istniało stałe zapotrzebowanie na męskie rozrywki.
Akurat takie jak boks.
Począwszy od zwykłych mordobić aż po organizowane, płatne walki miejscowych bokserów.
Stasio, chłopak wyrośnięty i zahartowany czteroletnią włóczęgą, podczas której imał się przeróżnych prac fizycznych nie stronił od zwady, nie miał, że się tak wyrażę, zwyczaju ustępowania z drogi.
W Butte znalazł pracę jako posługacz w knajpie, ale awans na kelnera nie był jego przeznaczeniem. Podczas jednej z ulicznych bójek zauważył go Maurice Thompson, górnik, dawny lokalny bokser. Pod jego okiem, w miejscowej salce treningowej uczył się podstaw techniki pięściarskiej. A, że jak wiadomo trening i nauka czyni mistrza…
Nie mając skończonych 17 lat zadebiutował jako zawodowiec na ringu w Butte, wygrywając przez nokaut w 1 rundzie z Kidem Tracy’em. Swoje niezwykłe możliwości fizyczne potwierdził w drugiej walce nokautując Mose’a Lafontise’a w 24(!) rundzie. Jakby nie patrzeć, w siedemdziesiątej drugiej minucie walki!
Wkrótce stał się lokalną sławą okręgu górniczego, a następnie całej Montany.
Gdy w 4 lipca 1907, stawał do walki z Joe Thomasem, którego nazywano „Chlubą Kalifornii” oraz „Cudownym człowiekiem” mógł pochwalić się bilansem 40 walk, z których wygrał 35 (wszystkie przed czasem ) 3 zremisował a dwa razy przegrał, na początku kariery, z własnym trenerem i mentorem.
Joe Thomas był murowanym faworytem starcia w Marsyville ale w ringu lekką przewagę miał Kiecal. Starcie, choć zakończyło się remisem, przychylnie nastawiło publiczność i fachowców do młodego pięściarza z Montany.
Po dwóch miesiącach, w Colma doszło do rewanżu. Pojedynek zakontraktowano na 45 rund i kreowano jako bój o Mistrzostwo Świata, wakujące po Tommym Ryanie.
Sędziujący walkę Wiliam Roche po latach twierdził, że nigdy w życiu nie widział tak strasznej bijatyki w ringu. Sam ledwie dotrwał do jej końca, choć jak skromnie zauważył, ani nie bił, ani też nie był bity.
Zarówno Kiecal jak i Thomas byli po kilka razy liczeni, a w 29 rundzie Polak padł na wznak po potwornym prawym w szczękę. Ku zdziwieniu przytomnych, wstał i w 32 rundzie doprowadził rywala do takiego stanu, że sekundantom Thomasa nie pozostało nic innego jak rzucić ręcznik na ring.
Zwycięzca poza tytułem i gratyfikacją finansową zyskał dwa ringowe przydomki „Dziki kot z Michigan” i drugi, wiele mówiący o jego sposobie walki, przydomek, który przylgnął do niego na stałe –„Zabójca z Michigan”
Kalifornijscy promotorzy nie mogąc pogodzić się z klęską swojego faworyta doprowadzili w grudniu 1907 roku do trzeciego starcia, które Kiecal rozstrzygnął na swoją korzyść po 20 rundach. Tym razem na punkty.
Do tytułu pretendowali wówczas bracia bliźniacy, Sullivanowie, robiąc, jak się później okazało medialną awanturę o nic. Mike poległ w połowie pierwszej rundy po atomowym ciosie w szczękę, a Jack, chcący pomścić klęskę brata został znokautowany w 20 rundzie.
Nadszedł czas na wspomnienie bokserskiej wojny Polsko – Niemieckiej, obejmującej cztery pojedynki. Na drodze syna emigrantów z Polski, stanął jego rówieśnik, syn emigrantów z Niemiec, niepokonany dotąd Wiliam Herman Papke – „Piorun z Illinois”
Zakontraktowana na 10 rund towarzyska walka odbyła się na ringu w Milwaukee. Po zaciętym, obfitującym w wymiany ciosów starciu, zwyciężył Polak.
Siódmego września 1908 roku w Vernon, doszło do rewanżu. Tym razem Kiecal walczył w obronie tytułu. Walczył i został w 12 rundzie odniesiony do narożnika przez swoich sekundantów. Walkę ustawił zdradziecki postępek Papkego na początku pierwszej rundy. Istniał wówczas zwyczaj, zarzucony po tej walce, że już po pierwszym gongu rywale „przybijali” na środku ringu popularną „piątkę”
Niemiec zamiast się witać, przywalił mistrzowi lewym sierpem w szczękę i poprawił prawym prostym w nasadę nosa. W pierwszej rundzie Kiecal trzykrotnie leżał na deskach ale najbardziej brzemienna okazała się opuchlizna po wspomnianym ciosie w nos.
Półślepy i zmaltretowany do ostateczności „Zabójca z Michigan” ledwie dowlókł się do szatni, by po 11 tygodniach, w San Francisco odzyskać tytuł, nokautując Papkego w 11 rundzie.
W czwartym, niezwykle zażartym starciu tych dwóch pięściarzy, ponownie zwyciężył Polak. Tym razem na punkty, po 20 rundowym starciu, wygrywając 10 a przegrywając 6 rund. To możesz zobaczyć, klikając w poniższy link.
http://www.youtube.com/watch?v=B_Avjlmtni0
16 października 1909 na ring w Colma wyszedł niekwestionowany mistrz wagi średniej Stanisław Kiecal by zmierzyć się z mistrzem wagi ciężkiej, czarnoskórym Jackiem Johnsonem, do dzisiaj uznawanym przez wielu fachowców za jednego z trójki najwybitniejszych w historii, mistrzów pięści, bez podziału na kategorie wagowe, który wówczas w najcięższej wadze nie miał w Stanach Zjednoczonych poważniejszych konkurentów.
http://www.youtube.com/watch?v=F_gWov_tc50&feature=related
Przez pierwsze rundy nacierał Polak, ale Johnson poza miażdżącym ciosem, był także mistrzem defensywy. Różnica wagi i wzrostu w połączeniu ze znakomitą techniką rywala uniemożliwiała zadanie Kiecalowi decydującego ciosu.
W dwunastej rundzie udało się mistrzowi wagi średniej dosięgnąć Johnsona prawym sierpowym a poprawka w okolice ucha przewróciła Murzyna na deski ringu.
Jack, liczony, na polecenie sekundanta, czekał na czworakach do 8 sekundy uważnie obserwując Kiecala, gdy ten zupełnie odkryty stał opodal, by na znak sędziego, dokończyć egzekucji.
Gdy Johnson wstał, zadał dwa ciosy a następnie potwornym prawym w twarz wyrzucił Polaka w powietrze. Było po walce. Cios był tak potężny, że Johnsonowi pękła rękawica a Kiecal stracił przednie zęby w górnej szczęce.
Pół roku później.
Przenieśmy się na chwilę do sali w gmachu “National Athletic Club” w Filadelfii. Oto w towarzyskim pojedynku „no decision” Kiecal staje do walki z Samem Langfordem, znanym jako “The Boston terror”
http://www.youtube.com/watch?v=JUdoGBkeqWQ
Stłoczeni wokół ringu i na trybunach kibice, w oparach tytoniowego dymu, przesiąknięci zapachem męskich trunków wpatrują się w ring, oświetlony upiornym żółtym światłem lamp łukowych.
Pojedynek jest reklamową potyczką przed wspomnianą na wstępie, zakontraktowaną na 45 rund walką o pas Mistrza Świata. Walką, która nigdy nie dojdzie do skutku.
Po trzech rundach wzajemnego badania, które spowodowały głośne niezadowolenie publiczności, przeciwnicy ruszyli do takiej walki, że Langford po latach wspominał:
„ Nigdy przedtem nie spotkałem nikogo, kto by tak na mnie natarł. I nigdy później nie zaznałem już czegoś takiego”
Walka nie zakończyła się nokautem a walki „no decision” nie były punktowane. Zwycięzcę kreowały media i każda gazeta trzymała się swojego zdania. Taka ciekawostka.
Po tej walce Kiecal rozegrał jeszcze trzy walki. W Bostonie, na początku trzeciej rundy znokautował Flynna. Dziesięć dni później w Nowym Yorku po 4,5 minutach rzucił na deski Willie Lewisa, a po niespełna miesiącu, również w Nowym Yorku, znokautował w piątej rundzie niezwykle bojowego boksera Jima Smitha.
Kiecal miał 24 lata. Był niezwykle popularnym, wspaniale zarabiającym czempionem.
By wypocząć od wielkomiejskiego zgiełku, który wyraźnie nie służył jego sportowej formie, a przede wszystkim, by w spokoju rozpocząć przygotowania do ringowych zmagań 1911 roku, wyjechał na rancho swojego przyjaciela – starego pułkownika Dickersona.
Piętnastego października zasiadł w jadalni do śniadania. Z kuchni dochodziły wesołe zapachy i jeszcze weselsze skwierczenie smażonych plastrów boczku. Kucharka rozbijała jaja. Było gorąco. Nie wstając z krzesła Stanisław odwrócił się i otworzył okno. Sięgnął po szklankę i nalał sobie z ceramicznego dzbana, domowego piwa.
UWAGI:
1 Po pierwszym akapicie, używam dalej oryginalnego zapisu nazwiska Mistrza. Po pierwsze, nie chcę robić zamieszania, ponieważ tekst publikuję w miejscach gdzie fani i znawcy boksu stanowią mniejszość. Po drugie, choć Mistrz urodził się w USA, w „księgach” został zapisany jako Stanislavus Kiecal i nigdy nie zmienił nazwiska. Po trzecie – nie sposób w tak krótkim tekście zaznaczać cały czas, że to Amerykanin narodowości polskiej, podobnie jak w przypadku pana Papke – Amerykanin narodowości niemieckiej. Dlatego występują jako Polak i Niemiec. Przy okazji, o ile ktoś chce dowiedzieć się czegoś więcej o Stanisławie Kiecalu, skazany jest na amerykańskie źródła. Należy szukać w necie wpisując nazwisko “Stanley Ketchel”
2. Tekst powyższy oparty jest w całości na książce Aleksandra Rekszy „Słynne pojedynki” której egzemplarz odnalazłem w zwałach makulatury. Książka została wydana przez KAW w 1980 roku w trzydziestu tysiącach egzemplarzy. Nie wiem, czy były jakieś wznowienia. Z Internetu pochodzą dodatki. To wręcz nieprawdopodobne, ale każdy z Was może obejrzeć fragmenty niektórych z opisywanych powyżej walk. Prześledzić inne starcia, przeciwników Kiecala.
3. Aleksander Reksza to sportowy dziennikarz z przedwojennej szkoły. Z czasów, gdy nawet dziennikarze potrafili pięknie pisać o sporcie. Ostatni, Bohdan Tomaszewski, jest jeszcze wśród nas.
4. Należy, czytając o dawnym boksie przyjąć pewne poprawki. W części opisywanych walk, jedynym, także punktowym arbitrem był sędzia ringowy. Rękawice bokserskie w tamtych czasach bardziej przypominały młot, niż łagodzącą siłę uderzenia, współczesną „poduszkę” Pojedynki bywały rozgrywane na otwartych stadionach, także podczas padającego deszczu. Gdyby w Polsce była kinematografia, zamiast produkować się w blogosferze, biegiem smarowałbym scenariusz.
ZDJĘCIA U MENI NA BLOGU – Podobnie jak na “popularnych” Niepopkach, za ciemny jestem by się nimi posługiwać. Przepraszam.
http://amazoniawweekend.blogspot.com/2012/11/stanisaw-kiecal-zabojca-z-m...
komentarze
Panie Jacku!
Tylko dlaczego zastrzelił człowieka?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 02.11.2012 - 21:23Kto?
Potrafisz pan czytać bez znieczulenia, ze zrozumieniem.?
Pan jesteś w drugiej klasie, podstawówki, że spytam?
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 02.11.2012 - 22:01Panie Jacku!
Mea cvlpa. Rzeczywiście, był zamieszany w morderstwo, tylko nie jako sprawca a jako ofiara! Jakoś tak założyłem, że to sprawca był Polakiem. :(
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 02.11.2012 - 23:24Masz Pan...
...że się tak wyrażę, na ryja!
Przypomina się meni kawałek ze Szwejka o handlarzu bydłem, który został zadźgany nożem. Jego syn miał ciężko, ponieważ mówiono powszechnie;
- To syn tego przebitego – Też musi być łotr niezgorszy!
Jakie to Czeskie!
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 02.11.2012 - 23:34Panie Jacku!
To jest ludzkie! Dlatego przyznaję się do tego bez bicia. To, że popełniłem błąd, jest oczywiste. To, że postanowiłem się z siebie pośmiać, jak widać mniej.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.11.2012 - 12:15Panie Macieju
Przygotuję dla Pana prezent, na przeprosiny.
Może być flaszka albo fraszka
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 05.11.2012 - 21:46Panie Jacku!
:)
Jerzy Maciejowski -- 05.11.2012 - 23:01Czego się pan uśmiechasz?
To, że napisałem “przygotuję” nie znaczy wcale, że Pan nie stawiasz! Licencaj poetycka, panie tego!
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 06.11.2012 - 18:36Panie Jacku!
Z przyjemnością Panu postawię. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.11.2012 - 00:10