„Uważałam, że ci, którzy rozumieją, iż to jest krzyż Chrystusowy, w imię reszty winni wziąć go na siebie” – św. Teresa Benedykta od Krzyża – Edyta Stein- zginęła w komorze gazowej w Auschwitz 9 sierpnia 1942
Rotmistrz Witold Pilecki – bohater, patriota, męczennik. Kawalerzysta, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej i wojny obronnej 1939. Ochotnik do Auschwitz. W obozie nosił nr 4859 i przebywał pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego. Twórca konspiracyjnego „Związku Organizacji Wojskowej” w Konzentrazionslager Auschwitz. Po ucieczce żołnierz Powstania Warszawskiego. Po wojnie zamordowany przez sowieckich kolaborantów.
Jego „Raport Witolda” z 1945 r. po roku 1989 nie znalazł się liście lektur obowiązkowych dla uczniów polskich szkół średnich. Dokument, który od dawna powinien być dostępny w językach obcych; źródło, które powinno być znane wszystkim politykom i reformatorom Unii Europejskiej; świadectwo, które winno wejść do kanonu lektur także w niemieckich, izraelskich, amerykańskich szkołach, jest dziś powszechnie n i e z n a n e nawet w Polsce…
Jeśli nie chcemy obudzić się w świecie rządzonym przez barbarzyńców, zechciejmy pomedytować nad losami ś.p. Rotmistrza i innych, przywołanych w jego raporcie osób. Przyjrzyjmy się tym, którzy w miejscu nazwanym Anus Mundi dali świadectwo prawdziwej miłości. I tym, którzy stali się narzędziami zła.
***
Przedstawiam wybór cytatów z relacji Rotmistrza oraz komentarzy i nielicznych innych źródeł.
Powitanie w Auschwitz
„Zaczynało się od pytania rzuconego przez pasiastego człeka z drągiem: „Was bist du von zivil?” Odpowiedź: ksiądz, sędzia, adwokat wówczas powodowała bicie i śmierć. Przede mną w piątce stał jakiś kolega, który na to pytanie, rzucone mu z równoczesnym ujęciem go garścią za ubranie pod gardłem, odpowiedział: „Richter”. Fatalny pomysł! Po chwili był na ziemi bity i kopany. Więc wykańczano specjalnie inteligencję. Po tym spostrzeżeniu zmieniłem nieco zdanie. To nie obłąkańcy, to jakieś potworne narzędzie do wymordowania Polaków, rozpoczynające swe dzieło od inteligencji.”
Gerhard Palitzsch – żołnierz
Rudolf Höss tak opisywał Gerharda Palitzscha: “Obojętny i opanowany, bez pośpiechu i z nieporuszoną twarzą wykonywał swoje okropne dzieło. W czasie jego służby przy komorach gazowych miał zawsze nieruchomą twarz. Był prawdopodobnie tak zahartowany psychicznie, iż mógł bez przerwy zabijać, o niczym nie myśląc (...) Szedł on dosłownie po trupach, by zaspokoić swoją żądzę władzy”.
„Specjalną radość miały władze lagru, gdy zbierały większą grupę Polaków do rozstrzelania w dnie, które kiedyś były obchodzone jako święta narodowe, tam w Polsce, na ziemi. Z reguły mieliśmy większą „rozwałkę” w dniach 3 maja i 11 listopada”
„Pewnie z oddali można powiedzieć, że to był tylko fragment polskiego cierpienia. (…) Nieraz między sobą w dniu, gdy była rozwałka, omawialiśmy wieczorem, kto jak umierał – czy szedł odważnie, czy lękał się śmierci. Koledzy zamordowani 28 października 1942 roku wiedzieli o tym, co ich czeka. Na bloku 3 powiedziano im, że będą rozstrzelani; rzucali kartki kolegom, co mieli jeszcze żyć z prośbą o przekazanie rodzinom. Postanowili umrzeć „na wesoło”, żeby wieczorem o nich dobrze mówiono. Niech mi kto powie, że my, Polacy, tego nie potrafimy… Ci, co widzieli ten obrazek, mówili, że nigdy go nie zapomną.(…), szli kolumną w piątkach, głowy spokojnie nieśli wysoko, miejscami – uśmiechnięte twarze. Szli bez eskorty. Za nimi Palitzsch z karabinkiem na pasie i Bruno; obaj, paląc papierosy, rozmawiali o sprawach obojętnych. Wystarczyło, by ostatnia piątka zrobiła w tył zwrot, a tych dwóch oprawców przestałoby istnieć. Czemuż szli więc? Lękali się o siebie? Czegóż mieli się lękać w takiej chwili, gdy i tak szli na śmierć? Wyglądało to już na psychozę. Lecz oni szli, bo mieli w tym swoje racje. Zapowiadane przez władze, potwierdzane przez kolegów przyjeżdżających z wolności, wieści o tym, że za wybryk aresztowanego odpowiadała cała rodzina robiły swoje. Wiadomym było, że Niemcy w stosowaniu represji są bezwzględni i uśmiercają rodziny, wykazując w takich wypadkach bestialstwo, na jakie ich tylko stać. Jak wygląda bestialstwo? – któż od nas lepiej wiedział. Widzieć lub tylko wiedzieć, że matka, żona, dzieci znalazły się w takich warunkach, jak tu kobiety w Brzezince, wystarczyło do paraliżowania wszelkich chęci rzucenia się na oprawców. (…)
Przyzwyczajonym do śmierci, z którą kilka razy stykało się codziennie, łatwiejsza była myśl o śmierci własnej, niż myśl o strasznym ciosie w najdroższe nam osoby. Nawet już nie tylko ich śmierć, lecz te okropne przeżycia, zabieranie twardą, bezwzględną ręką ukochanych istot z tego świata, złamanie ich psychiki i wtrącenie w świat inny, w świat piekła, do którego nie wszyscy łatwo przechodzą... Myśl, że stara matka czy ojciec ostatkiem sił brnie gdzieś po błocie, szturchani i bici kolbą z przyczyn syna… Lub, że dzieci idą na śmierć do gazu z powodu swego ojca, było o wiele ciężej, niż myśleć o własnej śmierci. A nawet jeśli był taki, dla którego był to poziom zbyt wysoki, to jednak szedł wiedziony przykładem innych. „Wstydził się „ – to za słabe słowo; nie mógł wyłamać się z kolumny o pięknej postawie, tak hardo na śmierć idącej! Więc szli… Koło kantyny (…) kolumna, jakby się zatrzymała, zawahała, omal, że nie poszła prosto. Lecz był to jeden, krótki moment, skręciła pod kątem prostym w lewo i poszła już na bramę bloku 11 wprost w paszczę śmierci.
„Dziewczętom kazał się Palitzsch rozbierać i biegać w koło po zamkniętym dziedzińcu. Stojąc w środku, wybierał długo, po czym mierzył, strzelał, zabijał – kolejno wszystkie. Żadna nie wiedziała, która zginie zaraz, a która jeszcze pożyje chwilę, czy też może znowu wezmą na badania… On zaprawiał się w celnym mierzeniu i strzelaniu. (…) Innym razem widziano z 12 bloku przywiezioną jakąś rodzinę, stojącą na dziedzińcu przed „ścianą płaczu”. Palitzsch strzelił najpierw w ojca rodziny i zabił go na oczach żony i dwojga dzieci. Po chwili zabił małą dziewczynkę, trzymającą się kurczowo ręki bladej matki. Później wyrwał matce malutkie dziecko, które nieszczęśliwa kobieta tuliła mocno do piersi. Chwycił za nogi – rozbił główkę o ścianę. Wreszcie zabił matkę wpółprzytomną z bólu.”
„19 marca 1942 roku przywieźli 120 kobiet, Polek. Uśmiechały się do więźniów, którzy wchodzili w kolumnach do obozu. Po dochodzeniu, a może specjalnym jakimś katowaniu, czego nikt stwierdzić nie mógł, pod wieczór tegoż dnia, wywieziono w wozach do krematorium porżnięte na kawałki niektóre ciała z poobcinanymi głowami, rękami, piersiami, okaleczone trupy.”
„Idąc z garbarni, w pięciu setkach, zaraz po Nowym Roku, byłem świadkiem, jak przed krematorium (stare krematorium na węgiel, zbudowane tuż przy obozie) stała grupka kobiet i mężczyzn. Było ich razem kilkanaście osób, młodych i starych. Stali przed krematorium jak stado krów przed rzeźnią. Wiedzieli, po co tu przyjechali. Wśród nich stał chłopak mający może 10 lat i szukał kogoś wzrokiem wśród przechodzących naszych setek; może ojca, może brata… Podchodząc do tej grupki człowiek lękał się ujrzeć w oczach tych kobiet i dzieci – pogardy. My – pięć setek silnych i zdrowych mężczyzn, nie reagujących na to że oni zaraz pójdą na śmierć. Człowiek wewnętrznie się burzył i skręcał w sobie. Lecz nie; przechodząc, z ulgą stwierdzaliśmy, że w oczach ich tkwiła tylko pogarda dla śmierci. (…)oczy tego małego chłopca, patrzące na nas, szukające kogoś długo mi w nocy nie dawały spokoju.”
Josef Klehr i Mieczysław Pańszczyk – sanitariusze
Teraz cicho i spokojnie, rozebrani do naga więźniowie, numery, zapisane w HKB przez niemieckiego lekarza z SS, stali na korytarzu boku (…) i czekali cierpliwie na swoją kolej. Wchodzili pojedynczo za kotarę do łaźni, gdzie sadzano ich na krześle. Dwóch oprawców wychylało im ramiona do tyłu, wypinając klatkę piersiową naprzód i Klehr robił zastrzyk fenolu długą igłą wprost w serce. (…) Klehr mordował igłą z ogromnym zapałem, obłędnym wzrokiem i sadystycznym uśmiechem, stawiając kreskę na ścianie po każdym zabójstwie ofiary. Za moich czasów doprowadził listę zabitych przez siebie do czternastu tysięcy i chwalił się tym codziennie z ogromnym zadowoleniem, jak myśliwy opowiadający o swoich trofeach po polowaniu.
Trochę mniej, bo koło czterech tysięcy więźniów wykończył z wielką hańbą dla siebie więzień Pańszczyk, zgłaszając się na ochotnika do wbijania zastrzyków w serca kolegów.” Mieczysław Pańszczyk w Auschwitz nr 607, po (prawdopodobnym przeniesieniu do KL Neuengamme zginął z rąk współwięźniów.
Klehr miał wypadek. Gdy pewnego razu po załatwieniu wszystkich z kolejki do zastrzyku wszedł jak zwykle do ubikacji, gdzie rzucano jedne na drugie konające ciała więźniów, by napawać się widokiem swego dzieła z dnia bieżącego, jeden z „trupów” ożył (widocznie była jakaś niedokładność w robocie i mało dostał fenolu), wstał i chwiejącym się krokiem, po trupach kolegów, kołysząc się jak pijany, zaczął się zbliżać do Klehra, mówiąc: „Du hast mir zu wenig gegeben – gib mir noch etwas!” Klehr zbladł, lecz nie tracąc panowania nad sobą, rzucił się na niego. Tu opadła maska pozornej kultury kata – wyciągnął pistolet i bez wystrzału, bo nie chciał robić hałasu, wykończył swą ofiarę, bijąc po głowie kolbą.”
„Z tych transportów lubelskich wybrano młodych chłopców od 10 do 14-15 lat. Wydzielono osobno, puszczono do obozu. Myśleliśmy, że się chłopcy uchowają. Lecz pewnego dnia, gdy przyszła wiadomość, że przyjeżdża jakaś komisja sprawdzająca stan obozu, żeby nie mieć kłopotu, nie tłumaczyć się przed nikim, skąd tacy młodzi więźniowie – zresztą może i z innych przyczyn – zaszpilowali tych wszystkich chłopców na bloku 20 fenolem. Wiele już widzieliśmy gór trupów w obozie, lecz ta góra z ciałek młodocianych, około dwóch setek, działała na nas, nawet starych więźniów, niebywale mocno, przyspieszając gwałtownie uderzenia serca.”
prof. dr Carl Clauberg – lekarz
W raporcie dla Himmlera z 7 czerwca 1943 Clauberg stwierdził z dumą: „Niedaleki jest moment, kiedy będę mógł powiedzieć, że jeden lekarz z pomocą może dziesięciu asystentów, będzie w stanie przeprowadzić kilkaset, jeżeli nie tysiąc sterylizacji dziennie.”
„Przywożono jakieś instrumenty, aparaty. Potem wieczorami zjawiać się zaczęli profesorowie niemieccy, studenci. Kogoś przywozili, pracowali nad czymś nocami, odjeżdżając rano lub pozostając przez kilka dni. Spotkany raz profesor zrobił na mnie odrażające wrażenie. Miał jakieś obmierzłe oczy. Czas jakiś nic nie wiedzieliśmy o tym bloku, snuto różne przypuszczenia.
Lecz nie obeszli się bez pomocy flegerów – obozowego szpitala. Na razie chodziło o sprzątanie, potem o różną pomoc. Wzięli dwóch flegerów i trafili na obydwu z naszej organizacji. Koledzy wniknęli wreszcie do zamkniętego stale bloku 10. Przez jakiś czas nic to nam nie dawało, gdyż ich z bloku 10 nie wypuszczano. Któregoś dnia zjawił się jednak u mnie jeden z nich, 101, straszliwie zdenerwowany i mówił, że nie wytrzyma długo tam, że przechodzi to już granice jego wytrzymałości.
Przeprowadzano tam eksperymenty. Lekarze i studenci medycyny robili tam doświadczenia, mając przecież ogrom materiału ludzkiego, za który przed nikim nie ponosili żadnej odpowiedzialności. Życie tych królików doświadczalnych i tak oddane było na pastwę tych zwyrodnialców w obozie – tak czy inaczej zostaną zamordowani; wszystko jedno jak i gdzie – i tak będzie popiół.
Więc robiono najróżniejsze doświadczenia z dziedziny seksualnej. Sterylizacja kobiet i mężczyzn zabiegiem chirurgicznym. Naświetlanie narządów płciowych obu płci jakimiś promieniami, które miały likwidować zdolności rozrodcze. Przy tym następne próby wykazywały, czy wynik był pozytywny, czy nie. Stosunków płciowych nie stosowano. Było komando kilku mężczyzn, którzy dostarczać musieli nasienie, a które natychmiast wstrzykiwano kobietom. Próby wykazywały, że po kilku miesiącach kobiety poddane naświetlaniu narządów, zachodziły w ciążę znowu. Wtedy zastosowano promienie znacznie silniejsze, które spaliły organy kobiet i kilkadziesiąt kobiet zmarło w strasznych męczarniach.
Do eksperymentów używano kobiety wszystkich ras. Z Birkenau przywożono Polki, Niemki, Żydówki i ostatnio Cyganki. Z Grecji przywieziono kilkadziesiąt młodych dziewczyn, które zginęły w tych eksperymentach. Wszystkie, nawet po udanym eksperymencie, likwidowano.(…) Patrząc na te wszystkie męczarnie kolega (…) doszedł do niezwykłego u starych więźniów stanu zdenerwowania.
Otto Küsel – kryminalista
„Komanda wymaszerowywały do pracy. Część do pracy wewnątrz drutów, a część maszerowała na zewnątrz (do pracy za bramą, za ogrodzeniem). W pobliżu bramy stał kierownik obozu (Lagerführer) z grupą esesmanów przed pulpitem. Robił przegląd wychodzących komand, sprawdzał ilość z podaną w rejestrze. Tuż obok stał „Arbeitsdienst” – Otto (Niemiec, który nigdy Polaka nie uderzył). Z tytułu swego urzędu on to przydzielał do pracy poszczególnych więźniów.” Otto Küsel, niemiecki więzień kryminalny, w Auschwitz z numerem 2. Jerzy Pozimski, w Auschwitz nr 1099 w swych wspomnieniach pisał: „Otto Küsel nauczył się na skrzypcach wygrywać nasz hymn narodowy „Jeszcze Polska nie zginęła” i na złość swoim kompanom, niemieckim kapom, grał całą wigilię jedno i to samo. Każdemu przy tym powtarzał, że po wojnie zostaje w Polsce.” 29.XII.1942 wraz trzema polskimi więźniami Küsel szczęśliwie ucieka z Auschwitz. Warto przy tym zauważyć, że ucieczki więźniów, za które przez pierwszy okres niemieckie władze karały innych więźniów oraz rodziny uciekinierów, nie byłyby możliwe, gdyby nie postawa mieszkańców okolic Oświęcimia. „ludność miejscowa jest fanatycznie polska i – jak ustalono w drodze wywiadu – gotowa do każdego wystąpienia przeciwko…załodze obozowej. Każdy więzień, któremu uda się ucieczka, może liczyć na wszelką pomoc, skoro tylko dotrze do pierwszej polskiej zagrody.” – pisał już w lipcu 1940 komendant KL Auschwitz Rudolf Höss w liście do wyższego dowódcy SS i policji w Breslau Ericha von dem Bach-Zelewskiego. Otto Küsel po ucieczce został ponownie aresztowany. Przeniesiony do obozu we Flossenburgu, tam doczekał wyzwolenia. 3.V.1981 r. Prezydent Rzeczypospolitej na Emigracji odznaczył Otto Küsela Złotym Krzyżem Zasługi. Były niemiecki więzień kryminalny KL Auschwitz zmarł w bawarskiej wiosce w listopadzie 1984.
Wątpliwość antropologiczna
„Wracam do momentu, gdy znalazłem się po raz pierwszy w miasteczku w mieszkaniu esesmana. (…) Widziałem już w Oświęcimiu straszne obrazy – nic mnie nie potrafiło złamać. A tu, gdy mi nie groził żaden kij i żadne kopnięcie, poczułem jak serce nagle podeszło mi do gardła i było mi ciężko, jak nigdy dotąd… (…) Jak to – więc jest nadal świat i ludzie żyją, jak żyli? Tu domki, ogródki, kwiaty i dzieci. Radosne głosy. Zabawy. Tam piekło – mordowanie, przekreślanie wszystkiego, co ludzkie, co dobre… Tam esesman jest katem, oprawcą, tutaj – udaje człowieka. Gdzież więc jest prawda? Tam? Czy tu? W domu zakłada swe gniazdo. Przyjedzie żona, a więc i uczucie jakieś w nim mieszka. Dzwony w kościele – ludzie się modlą, kochają, rodzą, a tuż obok – katują, mordują...
Powstał we mnie wtedy jakiś bunt. Były to chwile ciężkiego zmagania. Potem przez cztery dni, chodząc do pracy (…) widziałem na przemian to piekło, to ziemię. Czułem się tak jakbym był raz po raz wpychany to do ognia, to do wody. Tak! Hartowano mnie wtedy.”
„Kwitły pięknie kasztany i jabłonie… Szczególnie w tym okresie, wiosną, najciężej się odczuwało niewolę. Gdy maszerując w kolumnie wzbijającej słupy kurzu po szarej szosie do garbarni, widziało się piękny wschód słońca, różowiejące ślicznie kwiaty w sadach i na drzewach przy szosie, lub gdy w drodze powrotnej spotykało się spacerujące młode pary, wchłaniające czar wiosny, albo kobiety spokojnie wożące w wózkach swe dzieci, wtedy rodziła się myśl, kołatająca się niespokojnie po głowie, gdzieś się zatracająca, to znów szukająca uparcie jakiegoś wyjścia lub odpowiedzi na pytanie: „Czy wszyscy jesteśmy ludźmi?” I ci przechadzający się wśród kwiatów i tamci, idący do komór gazowych? I ci, maszerujący stale koło nas z bagnetami, i my, od paru lat straceńcy?
Codziennie spotykaliśmy te same kolumny kobiet, mijaliśmy się, dążąc w różne kierunki do pracy. Znało się już z widzenia niektóre sylwetki, głowy, twarzyczki. Początkowo trzymające się dzielnie niewiasty, wkrótce zatraciły blask oczu, uśmiech buzi i rześkość ruchów. Uśmiechały się jeszcze niektóre, lecz coraz smutniej. Twarze szarzały, z oczu wyzierał niemal głód zwierzęcy – powoli stawały się „muzułmankami”. Zaczęliśmy coraz częściej dostrzegać w ich piątkach brak znajomych postaci.
Kolumny kobiet idące na wykańczanie się w pracy eskortowali też niby-ludzie ubrani w bohaterskie mundury żołnierzy niemieckich i cała sfora psów. W pracy, w polu, setkę kobiet pilnowało dwóch lub czasem jeden „bohater” z kilkoma psami.”
Więzień nr 16670
„Razu pewnego wydarzył się wypadek, że gdy wybrano młodego więźnia, z szeregu wystąpił staruszek-ksiądz i prosił komendanta obozu, by wybrał jego, a zwolnił tamtego młodego od kary. Blok skamieniał z wrażenia. Komendant się zgodził. Ksiądz-bohater poszedł na śmierć, a tamten więzień wrócił do szeregu.” 14.VII.1941 r. po dwutygodniowej męce w bunkrze śmierci, więzień nr 16670 został uśmiercony zastrzykiem fenolu przez Hansa Bocka – niemieckiego kryminalistę, w Auschwitz z numerem 5.
***
Po brawurowej ucieczce z KL Auschwitz, więzień „Tomasz Serafiński” pracował w wywiadzie Armii Krajowej, walczył w Powstaniu Warszawskim. Po tzw. „wyzwoleniu” kaci z UB zgotowali mu los, którego podsumowaniem było słynne zdanie Rotmistrza, wypowiedziane do Eleonory Ostrowskiej podczas zakończonego wyrokiem śmierci procesu: „Oświęcim to by była igraszka”
Pilecki Gibsona?
Witold Pilecki nie może się doczekać właściwego miejsca w świadomości Polaków. Nie może się doczekać szacunku ze strony tych, którzy w wolnej Polsce odpowiadają za edukację. Być może wynika to z faktu, że także dziś, w roku 2007, Witold Pilecki ma potężnych i aktywnych wrogów.
Jak zauważyła jakiś czas temu w jednym z wywiadów telewizyjnych córka ś.p. Rotmistrza, pani Zofia Pilecka-Optułowicz, być może jedną z przyczyn widocznej niechęci do wspominania świadectwa ochotniczego więźnia Auschwitz jest jego powojenna działalność, w tym również fakt, iż zbierającemu informacje na zlecenie rządu londyńskiego rtm.Pileckiemu udało się zdobyć ważne dowody na temat inspiratorów i wykonawców tzw. „pogromu kieleckiego”. Jak wiadomo, jeszcze dziś przykładem owej perfidnej hucpy z powodzeniem posługują się niektórzy specjaliści od zniesławiania Polski.
Już przed paroma laty przekonałem się, że biografia jednego z najodważniejszych ludzi wszech czasów, wileńskiego harcerza, bohatera wojny 1920, ochotnika do Auschwitz, żołnierza Powstania Warszawskiego, katowanego i zamordowanego przez tych, którzy przywłaszczyli sobie Polskę, de facto nie stanowi dobrego „materiału” dla naszych filmowców. W trakcie dyskusji panelowej podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego 2004, kilku wybitnych reżyserów wyjaśniło mi, że w sprawie filmu o Witoldzie Pileckim „nic się nie da zrobić”. W związku z tym przed paroma tygodniami anglojęzyczne dossier na temat Rotmistrza przesłałem do wytwórni Icon i Mela Gibsona. Skoro w ukochanej Ojczyźnie Witolda Pileckiego nakręcenie filmu o nim nie jest możliwe, być może twórcę „Pasji” temat ten zainteresuje…
Metamorfoza
Radując się najbardziej rodzinnymi z polskich świąt, dyskutując wszystkie nasze dzienne sprawy, zechciejmy spojrzeć dobro, za które czujemy się odpowiedzialni, z perspektywy tych, których świadectwo miało charakter ostateczny. Śledząc aktualne spory naszych polityków, spróbujmy zadumać się nad zanotowaną przez więźnia „Tomasza Serafińskiego” sceną:
„W wieczór wigilijny [1941 – przyp.MT] było przemówienie paru naszych przedstawicieli komórki politycznej. Czy Dubois mógłby na ziemi słuchać z zadowoleniem, jak przemawia Rybarski i po tym serdecznie uścisnąć mu ręce, lub odwrotnie? Jakiż to byłby kiedyś w Polsce rozrzewniający obrazek zgody i jak tam był niemożliwy. A u nas, na sali w Oświęcimiu, obaj zgodnie przemawiali. Co za metamorfoza…”
Nie zapominajmy, że również od nas w jakiejś mierze zależy, czy będziemy żyć w świecie opartym na tolerancji i równouprawnieniu takich „praw człowieka”, jak pogarda i nienawiść względem innych. Świecie, w którym ktokolwiek – żołnierz lub cywil – przekonany jest, że z racji przynależności do „rasy panów”, jemu i jego współplemieńcom wolno więcej, niż stworzonym z „odpadów bożych” „podludziom”. Także z uwagi na przyszłość rodzaju ludzkiego, świadectwo św. Maksymiliana Kolbe, św. Edyty Stein, ś.p. Witolda Pileckiego, powinno być dla nas punktem odniesienia.
Wczytując się „Raport Witolda” pamiętajmy, że źródłem siły Autora był Zmartwychwstały Chrystus. Witold Pilecki piszący w wielkim pośpiechu relację ze swego pobytu w piekle na ziemi w pewnym miejscu zauważa:
„bo stale i zawsze byłem wierzącym”
***
„8Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu. 9Niektórzy zaś z synagogi, zwanej [synagogą] Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. 10Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego [natchnienia] przemawiał.” (Dz 6,8-10)
„54Gdy to usłyszeli, zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego. 55A on pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. 56I rzekł: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga”. 57A oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. 58Wyrzucili go poza miasto i kamienowali, a świadkowie złożyli swe szaty u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem. 59Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!” 60A gdy osunął się na kolana, zawołał głośno: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” Po tych słowach skonał.” (Dz 7,54-60)
„17 Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. 18 Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. 19 Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, 20 gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. 21 Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. 22 Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. (Mt 10,17-22)
—
Czytaj:
http://powstanie-warszawskie-1944.ac.pl/raport_witolda.htm
Adam Cyra – „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901-1948”, Oświęcim 2000.
Zobacz także:
http://www.17-ka.org.pl/rozwazania2002/medyt4_02.htm
http://www.auschwitz.org.pl/new/pdf/swiebocki-referat-stanowisko_polakow...
http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperymenty_medyczne_i_pseudomedyczne_w_Au...
http://www.dws.xip.pl/reich/zaglada/oboz17.html
http://www.reporter.edu.pl/europa_wg_auschwitz/kronika_reportaz/prace_st...
komentarze
Co bym tu jeszcze wkleiła,
to link do “Bożego Narodzenia w Auschwitz”.
Kłaniam się zielono
Sosenka -- 26.12.2007 - 19:52Panie Michale
Są święta.
Stary -- 27.12.2007 - 05:45Opisy niemieckich zbrodni, bardziej jeszcze drastyczne, stały się podstawą do osądzenia nazizmu, ukarania Niemców i przeobrażenia Niemiec w zdenazyfikowany kraj demokratyczny. Teraz takie opisy, zmieszane z narodowymi i religijnymi symbolami, służą, głównie moczarowcom i endekom, do krycia bolszewickich, równie drastycznych a zupełnie zapoznanych łajdactw.
Nienawiść zaślepia. Po co ją budzić?
Panie Stary
Durniejszej i bzdurniejszej wypowiedzi nie słyszałem w życiu. Szczególnie pod tak przejmującym świadectwem. Wstydź się Pan jako Polak i jako człowiek.
Zetor -- 27.12.2007 - 09:55Zetor
Krótkie życie nie sprzyja temu aby wiele słyszeć. Trzeba więc nieco pomyśleć.
Stary -- 27.12.2007 - 10:33Ja się nie wstydzę. Nawet jestem dumny z tego, że nie jestem zwolennikiem aliansów z Rosją. Dopóty, dopóki nie stanie się demokratycznym państwem. Wtedy będę uważał, że rosyjskie zbrodnie na Polakach należą do przeszłości.
Ale ja co nieco widziałem. Oraz myślę – więc jestem.
Właśnie, trzeba nieco pomyśleć
Długier życie powinno Pana nauczyć, aby kiedy mówi się o sprawach wielkich i o wielkich ludziach wielkiego świadectwa, nie odgrzewać własnych politycznych kotletów na świętym ogniu.
Zetor -- 27.12.2007 - 11:24