- Czekajcie! – Barreyola przytomnie zastopowała całą drużynę, nim zdołali beztrosko zagłębić się w kolejne gówno… o przepraszam – kolejną bohaterską przygodę.
- Au, ty bucu pośredni, zostaw mą kunsztowną fryzurę w stylu Mai Isakiewicz! – oburzył się Butz.
- Bo ty po prostu wyzwalasz… – zaintonował Wampirek, a cała reszta dokończyła: – Destruktywne emocje!
- Momencik, jakie emocje i co to za sraczka logistyczna? – zdziwił się Kaczątko. – Skupcie się na kolejnym błędzie, jaki popełniliśmy wchodząc do tej chatki.
- Otóż, chwileczkę, muszę poprzeć tę wypowiedź odpowiednim wstępem – B. wygrzebała z plecaka butelkę mineralnej i w zadumie spojrzała na fitoplankton – Wątek został zawieszony. To jest retardacja jak stąd do ojca Żelazka*. Cantharis Sulak usiłuje skłonić Nalię, żeby poszła z nim do klubu i nie ma czasu, by pisać. – Laboga, to czym wypełnimy szósty odcinek? – spytała Wampirek.
Buce rozejrzały się po zakurzonej sieni. Jakikolwiek błąd miał je tu chwycić, czaił się on za drzwiami do izby. Były one gustownie rzeźbione w stylu Himilsbacha i Maklakiewicza o piątej rano na Kolskiej (słynna w PaMieście wytrzeźwiałka).
- Rozpalimy przed tymi drzwiami ognisko i zaczniemy opowieść szkatułkową. Nie można przeca w kółko snuć wątków o Dziągaczu!
(...w odległych okoliach Maria Dziągowska drgnęła niespokojnie, a prowadzone przez nią bokserki zaszczekały, płosząc zapóźnionych przechodniów. Kobieta przechadzająca się po osiedlu z męską bielizną na smyczy nasuwała określone skojarzenia. Pieczarkobieta nie była jednakowoż tego wieczoru groźna dla otoczenia. Pochłaniały ją studia nad własną głęboką psychiką. W oparach duszy czuła tajemny zew.)
- Opowieść szkatułkową? Ale o czym? – zdziwił się Butz, próbując jednocześnie skłonić drzwi do przemiany duchowej w coś przypominającego ognisko. Przygniecione siekierą Kaczątko ssało palce.
- O naszych eventsach w Zakopcu. Fikuśną czcionkę proszę!
Dziękuję.
Przysłowie mówi “wszyscy w końcu trafimy na Centralny”. Zgodnie z tą głęboką mądrością życiową spotkałyśmy się w hali, która niosła sugestię braku prysznica przekazywaną od wielu pokoleń. Czajnik puściwszy obłoczek pary ulotnił się momentalnie, natomiast Wampirzyca tudzież Butz-Vater towarzyszyli nam wiernie, zadając rytualne pytania w stylu “pamiętacie adres Pani Janiny”, “Nie mógłbym z wami pojechać?”, “A wzięłaś podpaski?”, krótko mówiąc Reisefiber w ostatnim stadium.
Problem zaczął się w chwili, gdy snobistyczny pociąg do Nekropolis wturlał się na stację niczym pyza puszczona pewną ręką. Nie odbiegałby od normy, uczciwszy uszy i lekki bauns, gdyby nie jego napęd. Bynajmniej nie elektryczny.
- Ptaszki puffiny – zidentyfikowała bezbłędnie Zuzia, zwana bucem niezmiernym. – Bardzo popularne na Islandii.
- Te dwa duże z przodu to plichy – dodał Buc, zwany Bucem.
- Toż to realizm magiczny! – jęknął Pinomc. – Pociąg ciągnięty przez ptaki, pa, pa, pa…
- Ale to ptaszki puffiny, możże nie będzie tak źle.
- Jak raz się wdupimy w magiczny, to w przedziale będzie leżał trup w pomarańczowym kombinezonie, później pojawi się mądra kobieta ze zmarszczkami wokół oczu, prezerwatywy pływające w powietrzu i całe to latynoamerykańskie badziewie…
- Do Damaszku długa droga – wtrąciła filozoficznie Zuz.
- Znowu macie sraczkę logistyczną, nie zamawiałam biletów na Bliski Wschód!
Podczas gdy tak się uroczo przekomarzały, podejrzany pociąg opuścił dworzec i sunął wzdłuż Placu Zawiszy. Czyżby dostrzegły znajomą sylwetkę w taksówce jadącej na Rasz?
- To była kobieta!
- Kij z nią i z Raszem, jedziemy na wakacje – odparł beztrosko Buc i w następnej chwili wylądował na szybie, odbiwszy się uprzednio od snowboardu Zuzi. Nie był to wbrew pozorom odprysk Aury czy brak koordynacji ruchowej, po prostu ptaszki puffiny wzbiły się w powietrze. Jako że ich uprząż była doczepiona wyłącznie na czele pociągu, ten w naturalny sposób zawisł w pionie.
- Miejmy nadzieję, że to nie jest odlot starych toptaków, bo gotowe wbić dzioby w ziemię, albo polecieć do Kazimierz – zaniepokoił się Pinomc, gdy już upoały się ze zmienioną perspektywą i usiadły na ścianie.
- Ptaszki puffiny! – odkrzyknęła Zuzia z cokolwiek obłąkanym uśmiechem. – Kto wie, możże wylądujemy w Keflaviku?
Nie zastanawiając się dłużej nad problematyczną kwestią lądowania, buce jęły podziwiać krajobrus. Pozostawiał on niestety wiele do życzenia. Składał się z płaszczyzn zielonych i rolniczych, w dodatku stało na nim stanowczo za mało talerzy. Przeważały drewniano-błotniste wytwory ludowe powtykane w krajobrus przez kogoś o zdolnościach designerskich Dziwki Łosia. Nawet w kręgach etnicznych nie zyskiwały one uznania i nie przysparzały zysków knajpie (czy ktoś jeszcze turla pyzę a propos tej dziwnej [cenzura] metafory?).
Po korytarzu i za oknem przetaczały się tajemnicze wymiotujące sylwetki Trendowych Ziomali. Buce rozważały tajniki biznesu hotelowego.
- To ile za papużkę falliczną ze zmianą siana i jabłkiem co trzeci dzień?
- Chalierka, wiem, że lecimy, ale co to za gibanie w dół i w górę? – zastanowił się Pinomc.
- Bo to jest właśnie…
- ...ta postmodernistyczna intertekstualność, jak powiedziałaby Marta Ługowska?
- To bauns.
I zapadła cisza nad murami Hebronu. Przerwało ją wtargnięcie kobiety, o której Maleńczuk nie napisałby z pewnością piosenki z podtekstem erotycznym. Jej długie, pomalowane na czerwono paznokcie wyciągnęły się w stronę pasażerów.
- Dzień dobry, bileciki do kontroli – zaczęła z melodyjnym zaśpiewem małorolnego spod Morąga, lecz umilkła na widok Zuzi, która arogancko depcząc butami po fotelu sięgała właśnie na półkę po automat.
- O dwudziestej trzeciej trzydzieści Louise wykonuje wejście wampa, powinna pani o tym pamiętać – zauważył Pinomc.
- Protestuję! Jako kontrolerka jestem osobą aut… – reszta polemiki utonęła w terkocie automatu. Ciało Bogu ducha, a setkom podróżnym czas i pieniądze winnej kobiety wyleciało przez okno.
- Hasta la vista, PKP! – wrzasnęła radośnie morderczyni, w przeszłości skazana za fałszowanie legitymacji.
- Bucu niezmierny, skąd masz tego gana? – spytał trzeci Buc, nieco zaskoczony rozwojem wypadków.
- Zabrałam Zuli.
- Ona ciągle trzyma broń w gabinecie?
- Tak, boi się powrotu pani Grovnik.
*
Buce maszerowały centralną aleją Nekropolis. Mieszkańcy rozkładali się malowniczo, ale nie wszystko mieściło się w regionalnej normie. Szczątki organiczne, które zazwyczaj porządnie tu zakopywano, walały się po ulicach.
- Spójrz, jaki boski instruktor – szepnęła Louise.
- To zombie.
- A, prawda, i stąd te trupy! Ale dlaczego oni mają miny jak Hekabe podczas pożaru Troi?
- A Hekabe czemu miała? – spytał Buc.
- Ostre zatwardzenie – objaśniła Zuzia, która odebrała wykształcenie klasyczne.
- To możże oni też tak? Przepraszam pana, czy ma pan zatwardzenie?
- Pieniądz! – jęknęły unisono Buce.
- No co, grzecznie spytać nie wolno?
Instruktor nie wyglądał jednak na urażonego. Wręcz przeciwnie – spojrzał na nie z nagłym ożywieniem.
- Przybywacie z Zewnątrz?
- Tak, z PaMiasta. Przyjechałyśmy na snowboard.
- Och, co za szkoda, że nie zdołam się wami zająć... Musiałyście już zrozumieć, jaka panuje sytuacja… Aaach! – twarz przeszył mu ból, po czym padł na ziemię i zaczął wić się w drgawkach.
- Był taki spokoistyczny. I chciał się nami zająć – chlipnęła Zuzia. Pinomc nachylił się i wsłuchał w jęki ofiary.
- Co on tam charcze?
- Powiedział “ani jednej rolki”.
*
Jaka panuje sytuacja, zrozumiały dopiero w pensjonacie.
- Wygląda to na kompletny deficyt papieru toaletowego – stwierdził Buc. – Nasz gospodarz dogorywa gdzieś na piętrze.
- Wot, cywilizacja! Dawniej chodziło się do Zacisznego Kącika i używało listków… ale co robimy?
- Spróbujmy rozkminić to przy piwie – zaproponował Pinomc, co wszyscy przyjęli z entuzjazmem.
Pięć piw i dwa skręty marihuany później (wszak wszyscy na wakacjach są niegrzeczni i urządzają biby) wiedziały już, co robić.
- Zajrzyjmy do Heideggera! O, mam: “Bergson odsyłał w tym kontekście aksjologicznym do trwania i pamięci. Jeśli jednak zabrakło Ci papieru toaletowego, najlepiej napisać do producentów tegoż, którzy wyrabiają go w Burkina Faso.”
- No to luz, ale nie mamy na czym pisać.
- Ja mam Pieśń o Rolandzie, zapisze się na odwrocie i wrzuci do skrzynki. Mam nadzieję, że w bibliotece zrozumieją tę delikatną sytuację...
I tak dzielne Buce ocaliły Nekropolis, lecz było za ciepło na snowboard, więc nie zdołały poświęcić się seksturystyce. Na pociechę dostały z Burkina Faso specjalną przesyłkę, zawierającą mnóstwo papieru toaletowego, rozwodniony koncentrat pomidorowy i kratę mielonki.
*
Tydzień później: – Przestańcie rzucać we mnie papierem toaletowym! Chore jesteście, czy co? – Cicho Bucu, ja buduję wymiar transcedentalny! – Ale on nie ma sensu. I piwo się skończyło. Jako i Noc Żywych Buców.
*
- I to już wszystko? – zapytał szeptem Kaczątko. Ognisko z drzwi dogasało, jak gdyby nasikał w nie jakiś osobnik z motywem fallicznym.
- Chwilowo tak, ale nie przejmuj się, za dwa tygodnie jedziemy do Krakau i znowu wdupimy się w akcję – Pinomc uśmiechnął się promiennie.
- Głosy słyszę! W tekście jestem! Ona ma faceta! – dobiegł ich głos z rzeczywistości (teoretycznie) realnej.
- Widocznie znudziła mu się psychoanaliza wyzbyta erotycznych momentów – stwierdziła Wampirek. – Wychyńmy za próg i udawajmy, że dopiero podeszliśmy pod wróżebną chatkę.
*ojciec Żelazek – misjonarz przebywający w Puri (Indie), podejrzewany o związki z pewną Spełnioną Życiowo Kobietą.
komentarze
Nic nie rozumiem i się pogubiłem,
ale mnie się podoba.
Za karę za chwilę ci przytoczę długa i nudną opowieść o deficycie papieru toaletowego na Słowacji:)
P.S. To jest szósta część której powieśc, bo ja już się nie łapię w tych twoich tekstach?
Musze przeczytać obie chyba:0, kurde, że takie zaległości mam w tekstach Pino, to wstyd.
I jeszcze ten twój blog na bloxie.
tak w ogóle okazało się poza tym, że nie musze robić obiadu:), kobieta zła, znaczy siostra przejęła kuchenne obowiązki.
Oglądałaś “Historie kuchenne”?
Zadanie domowe; jaka jest przewodnia myśl tego komentarza i jaki on ma związek z tekstem?
grześ -- 07.03.2010 - 14:37Tu masz ściągę
część 1 —> http://tekstowisko.com/pino/61127.html
część 2 —> http://tekstowisko.com/pino/61132.html
część 3 —> http://tekstowisko.com/pino/61140.html
część 4 —> http://tekstowisko.com/pino/61148.html
część 5 —> http://tekstowisko.com/pino/61194.html
Pinulka
podobne obszary literackie eksplorował onegdaj Mirosław P. Jabłonski, ktorego “Ducha czasu, czyli a w Pińczowie dnieje” ci polecam.
Artur M. Nicpoń -- 07.03.2010 - 16:58Dzięki, zerknę
W pierwszej chwili myślałam, że chodziło ci o Witolda Jabłońskiego i zdurniałam, bo tamten to przecież lewak straszliwy. :)