Dublin, dnia 7 marca 2008 r.



Szanowna Pani Grażyna Grześkowiak
Radna Miasta


Dziękuję za odpowiedź. Nie mogę sobie przypomnieć, co napisałem w ostatnim liście, a przez to dojść do przyczyn Pani zaniepokojenia moimi "sugestiami". Przypuszczam, że wyraziłem się niejasno. Nie ma zresztą większego znaczenia, że zrozumiała Pani moje uwagi jako prośbę o odwołanie por. Kuli. W jego przypadku nie mogę ani pomóc, ani zaszkodzić. Osobiście mam go za uczciwego człowieka, co w naszym Mieście jest rzadsze niż czytanie i pisanie. Z przykrością prostuję więc Pani "nadzieję" – Kula nie działa wspólnie w Kosarzem i Karpikiem.

Mimo wszystko cieszę się, że Pani odpisała. Nie mam tutaj z kim porozmawiać, a już na pewno nikt nie zrozumie opowieści o Mieście.

Zacząłem czytać. Dublin przygnębia mnie do tego stopnia, że wychodzę tylko po jedzenie. W niedzielę spaceruję między Trinity College a Muzeum Narodowym. Niech Pani sobie wyobrazi, że stale nachodzą mnie wątpliwości. Mówię o potrzebie bycia pisarzem. Nie mam nic do powiedzenia, a opowiadanie tych samych historii, w dodatku częściowo podobnymi słowami, jest dobre co najwyżej dla mieszkańców naszego Miasta. W takiej skali się mieszczę. Obok relacji z sobotniego meczu albo sprawozdania z obrad w ratuszu. Więcej, wiem, że Miasto będzie zadowolone! Pośmieje się, zaduma, bo generalnie lubi historie w odcinkach i od razu samo zasiada do pisania. Wyobrażam sobie, że chyba tylko stary Biernacki, Kula i introligator Felczak stukają się czasami w głowę i mówią: "Bulzacki, po co to?! Chłopaku! Trzeba jednak mieć coś do powiedzenia. Co ci po pisaniu zdań! Jeżeli możesz zarobić na chleb inaczej, zarabiaj na chleb. Wreszcie, nas twoje rewelacje nie obchodzą. Co to zresztą są za rewelacje… Bagatela… Do śniadania wolimy poczytać kryminał Biernackiego. Albo Chandlera – dodałby od razu Biernacki." I wie Pani co? Oni mają rację. Wiedzą, co mówią!

Odkąd przyjechałem każda linijka budzi we mnie napięcie i niepokój. Tłumaczyłem to obcością miejsca, tęsknotą za Miastem, za ludźmi. Teraz zaczynam się wahać. Zapytała Pani, czy nie chciałbym wrócić? Chcę. Ale nie do ratusza. Proszę, niech Pani sprawdzi możliwość zatrudnienia mnie w miejskim archiwum. Będę zobowiązany.

Żałuję, że nie mogłem wziąć udziału w uroczystości nadania Kosarzowi tytułu "honorowego absolwenta". Ja pewnie nigdy takiego nie otrzymam. Swoją drogą, może to i dobrze, że nasze liceum zapoczątkowało tradycję. Szkoda, że Karpik nie ma szans… Chyba że zorganizujecie dla niego uroczystość w podstawówce. Myślę, że rangę uroczystości tworzy nie rodzaj szkoły, ale obecność wybitnych gości: wojewody, burmistrza, członków Rady Miasta i przewodniczącego wojewódzkich struktur partyjnych. Proszę rozważyć… I tym razem nie zapomnieć o przysłaniu mi zaproszenia.

Jeszcze raz dziękuję za list.

Pozdrawiam,
referent Bulzacki