Grzesiu

Grzesiu

Doskonałe kino. Bezwględnie. Oczywiście oglądać należy po “Upadku cesarstwa amerykańskiego” (Le Déclin de l’empire américain).

Jak zauważyleś – film o życiu, radości z niego i świadomości. Także świadomości śmierci. Opowiada o ludziach żyjących na wyższym poziomie postrzegania rzeczywistości, wybierających rozwiązania budzące częstokroć oburzenie, ale mających jednocześnie to w głębokim poważaniu. Zasadniczo – cały otaczający ich świat mają w głębokim poważaniu. A w szczególności “purytanizm” – to słowo wywołuje u nich jedynie drwinę.

Podane to jest oczywiście w tak wyśmienity sposób, że umyka dość wyraźne przesłanie: żyję jak chcę i na przekór wszystkiemu czego chcę i umieram wtedy i tak, jak chcę. A całą resztę mam w dupie.

Wbrew znacznej cześci opinii (dziwiących mnie niepomiernie), nie jest to film pochwalający eutanazję czy propagujący homoseksualizm. W kazdej scenie Arcand mówi do nas – “nie ważne że w ogóle, ważne jak żyjecie”. Ważne jest także to, jak umieracie.

Bohaterowie nie narzucają swojego stylu – ale gardzą każdym innym jako barbarzyńskim. Pokazane jest to jednaj jako zmierzch pewnego stylu życia. Zderzenie Remy’ego oraz Sebastiena jest zabiegiem celowym. Reprezentuja oni zupełnie inne światy. Nieokiełznana afirmacja życia skonfrontowana z zimną logiką i jedynie śladowością uczuć. Sebastien się nie zmieni… Arcand nie daje szans na nadzieję...

I chyba największy plus – prawdziwość postaci. Są krwiste i przestrzenne, gadają bzdury, wygłupiają się, boją, śmieją... Błyskawiczne odrywa to od “filmu” i powoduje zatopienie w snutej opowieści, jakby oglądało się to wszystko przez otwarte okno… Niezwykle trudna sztuka.

Film niewątpliwie do oglądania z 5 czy 6 razy…

Pozdrówka.


Z notatnika filmowego cz. XI - "Inwazja barbarzyńców" By: tecumseh (5 komentarzy) 20 luty, 2009 - 00:10