OPEN'ER 2009

Rok temu opisywałem festiwal Open’er w trzech częściach, po jednej na każdy dzień imprezy. Tym razem, trochę z braku czasu a trochę dla odmiany, postaram się załatwić sprawę jednym wpisem.


I.         ZESPOŁY POLSKIE

Po sporządzeniu małej statystyki okazało się, że wśród wysłuchanych i obejrzanych przeze mnie wykonawców dominują właśnie polskie nazwy i to od nich zaczniemy. Po pierwsze, mniejsze lub większe rozczarowania. Przede wszystkim po raz kolejny przekonałem się, że THE CAR IS ON FIRE jakoś nie jest w stanie dotrzeć do mnie w wersji na żywo. Na koncertach często jest tak, że nie do końca lubiana muzyka przekonuje bardziej, niż w wersji studyjnej. Energia bijąca ze sceny, świeże wersje znanych kawałków i technika potrafią przekonać niewiernych (i takie sytuacje miały miejsce na tegorocznym Open’erze). Tutaj jest odwrotnie. To, co TCION grają na płytach robi dobre wrażenie, jest niewątpliwie ciekawe, ale na żywo brzmi trochę bezdusznie i chaotycznie. Może powinienem był doczekać do końca i obejrzeć cały koncert, może zmieniłbym zdanie. Niestety, spieszyłem się na dużą scenę, by obejrzeć RENTONA. I tu kolejne rozczarowanie. Tragedii nie było. Chłopaki grać umieją, mają modne fryzurki i zupełnie dobrze poczynają sobie na scenie. Jednak poza kilkoma jaśniejszymi punktami całemu występowi brakowało dramaturgii i dynamiki. W pewnym momencie utwory zaczęły się trochę zlewać w jeden brit-rockowy glut, więc wybrałem jakiś ogródek piwny.

 

Takich zawodów jednak było niewiele. Po raz kolejny, bardzo przyzwoite wrażenie zrobił na mnie FISZ.



Nie zostałem na całym koncercie, bo młodszego Wagla już widziałem wcześniej na żywo, ale to, co słyszałem brzmiało optymistycznie. Dobry kontakt z publiką, profesjonalne granie, mogło się podobać. Podobnie było z młodziakami z KUMKA OLIK. O dziwo (ze względu na ich wiek i sposób wchodzenia na rynek), zespół brzmi dobrze, radzi sobie ze sceną i publicznością, ma sporo energii. Może ich wersja indie-rocka nie jest szczególnie oryginalna, ale wydaje się, że zespół ma spory potencjał.



Podobnie, coś dobrego może się urodzić z THE OCTOBER LEAVES. Nie ukrywam, nie jest to muzyka, która mnie szczególnie pasjonuje i nie planowałem ich oglądać, jednak koncert przykuł moją uwagę. To tylko brit-pop, jakiego wiele, ale profesjonalnie skomponowany i zagrany, a na żywo zdecydowanie zyskuje.

Z pań tworzących MASS KOTKI już jakiś czas temu coś ciekawego wyrosło. Nie miałem okazji ich nigdy widzieć na żywo, więc strałem się choć na chwilę wyrwać do namiotu Alter Space. Elektro-punk plus zamiłowanie do pastiszu daje na scenie efekt piorunujący. To było tylko kilka kawałków, ale wystarczyło, by zapamiętać, żeby przy następnej okazji wybrać się na ich koncert.



Ciekawie zaprezentowała się nieco starsza, ale nie mniej urocza PATI YANG (tym razem z projektem FLYKKLLR).



Koncert wyglądał dość ascetycznie: podkłady, gitara i wokal, jednak można było minuta po minucie obserwować, jak impreza się rozkręca, w zasadzie tylko dzięki wokalistce. Niezłe. Chyba znowu sięgnę po płytę, która trochę jakoś wcześniej mi nie podeszłą.

Interesująco wyglądało też PARISTETRIS, czyli projekt między innymi członków Mitch&Mitch z wokalistką podobno z Argentyny, choć z tymi panami nigdy nie wiadomo, kto jest kim i skąd.



Tego, co grają nie da się opisać jednym słowem. No chyba, że określimy to mianem „sieczki”, lub bardziej eufemistycznie – "eklektyzmu". W obrębie kilku minut usłyszeć można balladę, heavy metal, elektronikę i jazz. Każdy, kto miał do czynienia z zespołem Baaba czy Mitch&Mitch mniej więcej powinien wiedzieć, czego się spodziewać. Mnie zafrapowało to na tyle, że poszukuję właśnie płyty.

Warto było też zajść na chwilę na występ WARIACJE.PL – dość przytłaczająca muzyka, na wokalu pani (bo nastolatką zdecydowanie nie była), która się raczej zajmowała deklamacją, niż śpiewem, do tego sekcja, wiolonczela i gitarzysto-klawiszowiec.



Całość mocno śmierdzi trip-hopem, z dodatkiem cięższych gitar i klimatu bardziej alternatywnego (o ile to coś jeszcze dzisiaj znaczy).

Wariacje występowały w namiocie Alter Space i tu też jeden z lepszych koncertów dały panie z BETTY BE, czyli, jak mi tłumaczył Rosemann, niepełny skład Los Trabantos.



To tylko dość prosty, kobiecy punk and roll, ale tak bezpretensjonalny i energetyczny, że nie sposób nie dygać przy tym nóżką. No i basistka jest zjawiskową kobietą.

Nie mniejsze wrażenie w tym samym namiocie zrobiła na mnie ostatniego dnia LADY AARP, czyli pani grająca na harfie w otoczeniu nieco dubowej elektroniki. Pewnie wszyscy się załamią nad moją głupotą, ale wolałem poleżeć sobie tam na deskach nawet nieco przysypiając (2 rano!) w otoczeniu tej muzyki, niż tarabanić się na Prodigy.


 

Cofnijmy się jednak o dwa dni. Wtedy w namiocie występowała GABRIELA KULKA. Do dziś pluję sobie w brodę, że nie widziałem całego koncertu, jednak to, co udało mi się usłyszeć przekonuje mnie, że mamy do czynienia z rzadkim talentem na polskiej scenie. Zasadniczo, to, co prezentuje Gaba to wypadkowa popu, rocka i jazzu. Może brzmi to pasjonująco, jak prognoza dla alergików, jednak za tym opisem ukrywa się kawałek naprawdę świetnej, nieściemnionej muzyki.



Podobne plucie w brodę począłem uskuteczniać po tym, jak zdążyłem tylko na kilka kawałków naszego trójmiejskiego OLD TIME RADIO. Bardzo dyskretna i spokojna muzyka ukrywająca jednak mnóstwo smaczków. Chyba to po prostu pop, choć biorąc pod uwagę kontekst polskiej sceny muzycznej, należałoby chyba dodać tam jeszcze przedrostek „alt”. No i po raz kolejny ładna pani na scenie. W tym roku to chyba jakaś plaga.



Zupełnie męsko prezentowało się natomiast warszawskie THE BLACK TAPES. Panowie grają punkowego rock and rolla; prosto, równo i do przodu. Może kawałki są nieco robione na jedno kopyto, ale jakoś nie zdążyło mi się to znudzić. Również duet TWILITE występujący jako „młody talent” nie posiada żeńskiego ozdobnika, ale sami panowie i ich muzyka są już wystarczająco ładne. To tylko dwie gitary akustyczne i dwa głosy, koncepcja znana choćby z Kings Of Convenience, ale robi niesłychane wrażenie, głównie dzięki świetnym kompozycjom.


 


 

Na koniec warto wspomnieć PCHEŁKI, czyli trio, którego członkowie określają się sami jako „przedstawiciele nowego nurtu w muzyce, hop-siupu”, czyli mieszanki polskiego folku, popu, połamanych rytmów i trip hopu.




II.        GWIAZDY ZAGRANICZNE

Po pierwsze, zaskoczeniem już pierwszego dnia był dla mnie występ ARCTIC MONKEYS. Lubiłem ich, ale to jednak brytyjski zespół a do brytyjskich gwiazd młodzieżowo-gitarowych mam zawsze lekki dystans. Prawda jest taka, że ogół brytyjskiej młodzieży gra na gitarach tak, jakby im kto jądra poddał ekstrakcji. Panowie z Małp dali jednak bardzo energetyczny koncert, zespół brzmiał konkretnie, po męsku i bardzo naturalnie, bez udziwnień. Niestety, występ został dwukrotnie przerwany jakąś awarią, więc atmosfera trochę siadała, zwłaszcza dalej od sceny. Niemniej, zapisuję ich sobie na plus.



Zupełnie niezaskakujący był natomiast występ BASEMENT JAXX. To już ich druga wizyta na Open’erze i drugi świetny koncert. Nie jest to muzyka, jakiej słucham na co dzień, jednak temu, co się działo na scenie nie można było się po prostu oprzeć. Uczciwe granie do potańczenia, wielkie czarne baby na wokalach, czego chcieć więcej?


 

Jeśli chodzi o gwiazdę, na którą wszyscy przyjechali, czyli FAITH NO MORE, to za wiele nie powiem. Nigdy nie byłem ich wielkim fanem. Oczywiście kojarzę zespół i muzykę, bo trudno nie kojarzyć FNM, jeśli się ma 30-kilka lat. Perspektywą koncertu się jednak specjalnie nie podniecałem, więc mam chyba obiektywne spojrzenie. Moim zdaniem panowie grali bardzo dobrze a Mike Patton to zwierze sceniczne. Myślę, że jeśli ktoś przyjechał dla nich to się żadną miarą nie zawiódł.



Natomiast jednym z zespołów, na które ja przyjechałem było GOSSIP. Tu mam nieco mieszane uczucia. Tzn. koncert był OK., ale głównie dzięki wokalistce Beth Ditto. Kobieta dysponuje potężnym czarnym głosem, równie potężnym białym tyłkiem i sporą charyzmą sceniczną, więc byłaby w stanie porwać tłum nawet w pojedynkę. Właśnie. Jakoś nie do końca pasował mi zespół. Wydaje się, że wokalistce o takich możliwościach powinien towarzyszyć jakiś bardziej rozimprowizowany skład. Ten, który jest gra może i sprawnie, ale nieco „kwadratowo”. Tak, czy inaczej, warto było.



Trochę nie jestem pewien, czy było warto na KINGS OF LEON i LILY ALLEN. W obydwu przypadkach brakowało mi w tych koncertach energii i przekonania, miałem wrażenie odsłuchiwania płyty. Z tej pary KOL wypadli lepiej, bo to jednak uczciwy, gitarowy zespół z dobrymi kompozycjami (kolesie wyglądali na mega-zmęczonych, więc może to było problemem), podczas gdy Lily Allen okazała się trochę sztucznie wykreowaną wielkością. Większość kompozycji jest tak zrobionych, żeby Lily się jakoś wpasowała ze swoimi niewielkimi możliwościami wokalnymi, co oznacza, że słychać non stop te same harmonie. Jednocześnie, poza czarowaniem quasi Estuary English i urodą, Lily nie błyszczy jakoś specjalnie.

 

Całe mnóstwo zaangażowania można było usłyszeć natomiast w trakcie występu MADNESS. Ska Brothers zachwycali energią, bezpretensjonalnością i świetnym kontaktem z publiką. Zespołu oczywiście nie trzeba przedstawiać, więc nie będę się silił na analizy muzyczne. Panowie grają to, co grali zawsze i robią to świetnie. I chyba nie tylko mnie się to podobało, bo pomimo deszczu, i Faith No More po drugiej stronie miasteczka festiwalowego, pod sceną (w pewnym momencie też na scenie) był tłum tańczących ludzi.



Dość podobnie było na PLACEBO. Zespół zagrał świetny, bardzo energetyczny, bardzo rockowy koncert, którym się z nawiązką zrehabilitował za może nie do końca udany występ sprzed 4 lat. Można było usłyszeć kawałki praktycznie ze wszystkich płyt zespołu (też z ostatniej, która wbrew niektórym recenzjom jest naprawdę dobra). Nowy perkusista okazał się być rzeźnikiem, nadał zespołowi nowy, świeży szlif. Chyba najlepszy koncert na dużej scenie w tym roku.


 


III.      ZAGRANICZNE RÓŻNOŚCI

Jedną z przyjemniejszych rzeczy na takich festiwalach jest możliwość poznania czegoś nowego. W tegorocznej edycji szczególnie zainteresowały mnie islandzki Hjaltalin, australijskie Pendulum i amerykanka Priscilla Ahn.

To, co grają Islandczycy najprościej określić jako pop-rock z elementami folku. Problem w tym, że to w żadnym razie nie oddaje tego, co można usłyszeć na ich jedynej na razie płycie. To trochę tak, jakby o Dave Matthew’s Band powiedzieć, że to rock. Cóż, Wilki to też rock, ale mówimy o zupełnie innych światach, nieprawdaż? Podobnie sprawa ma się z HJALTALIN. Przede wszystkim zespół ma świetne kompozycje, bogate aranżacje a wszystko brzmi bardzo świeżo i bezpretensjonalnie. Polecam.



PENDULUM z kolei to zespół, który charakteryzuje się tym, że dał radę porwać publikę po Faith No More. Muzycznie to dość dziwna mieszanka drum and bassowej sekcji (ale raczej niezbyt połamanej), rave’owych i klasycznie rockowych zagrywek gitarowo-klawiszowych, linkinparkowego wokalu i nawijacza. Rave-rock? Remiza-type drum and bass? Cholera wie. Faktem jednak jest, że zespół gra bardzo dobrze i potrafi rozbujać publikę. Sam wystałem praktycznie cały koncert.



PRISCILLA AHN natomiast to przecudna brunetka w typie urody Winnie Cooper z „Cudownych lat” (tylko kilkanaście lat później). Śpiewa i gra na gitarze, do towarzystwa ma basistkę i klawiszowca. Podczas koncertów posługuje się takim ustrojstwem, które nagrywa partie wokalne i potem je odtwarza (Urszula Dudziak takie ma), co pozwala jej nakładać w trakcie koncertu na siebie kilka różnych ścieżek. Muzyka w zasadzie pop-folkowa, ale w bardzo dobrym wydaniu.



Czy coś jeszcze? Ach tak. Na scenie World pojawił się francuski (a konkretnie jakiś arabski chyba) projekt pt. SPEED CARAVAN grający mieszankę muzyki etnicznej i rockowej z delikatnym dodatkiem elektroniki. Muzycy dysponują świetną techniką a całość nie pobrzmiewa zupełnie etno-konfekcją, jakiej pełno na rynku od dobrych 20 lat.



Miałem też okazję posłuchać tak zachwalanych WHITE LIES. Przyznam, że uznawałem ich za kolejne brytyjskie „objawienie” istniejące jedynie w głowach redaktorów gazet, ale po kilku kawałkach zmieniłem zdanie. Wokalista śpiewa doskonale, ma swój styl tak jak i cały zespół. Wszystko śmierdzi mocno latami 80-tymi, jak zresztą wszystko dzisiaj. Trochę wokalu Joy Division, trochę melodii jak ze starego OMD, gdzieniegdzie cure’owski basik; taka sałatka z warzyw po zupie, ale dość smacznie przyrządzona.



IV.       INNE

Na scenie Alter Space można też było obejrzeć filmy. Mnie się udało (w dwóch ratach) zobaczyć HEIMA, czyli dokument o Sigur Ros i Islandii, ozdobiony mnóstwem muzyki zespołu, często granej na żywo, w przeróżnych miejscach. Raz jest to jakiś wioskowy dom kultury pełen emerytów, raz mocno akustyczny występ w górach, albo wielki koncert w Rejkiawiku. Film robi niesamowite wrażenie i jeśli ktoś się nie załapał na Sigur Ros 4 lata temu, i żałuje, to „Heima” jest po prostu jazdą obowiązkową.


V.        UWAGI OGÓLNE

– dobra komunikacja, zwłaszcza w porównaniu do lat poprzednich, w SKM-kach powrotnych sporo miejsca, autobusy podstawiane w sporej ilości. Problemy były z wyjazdem samochodami i w SKM-kach jadących do Gdyni to po 16-17. Zwłaszcza w tym upale.

– toalety relatywnie nienajgorsze, nigdy nie stałem w kolejce, i trafiałem nawet na „dziewicze” ToiToi’e. Wystarczyło tylko poszukać sobie kabiny gdzieś dalej, bo tłum okupował oczywiście pierwsze kilka. Domyślam się, co tam się działo. Trochę szkoda, że nie było toalet pod ostatnią sceną World, trzeba było dymać spory kawałek, więc wiele osób załatwiało to w bardziej pierwotny sposób na polu.

– piwo – szczyny, nie najtańsze (6PLN), ale i to samo dostajemy na gdańskich potupajkach, więc nie było tragedii.

– żarcie – trochę drogawe, ale dało się znaleźć bardzo przyzwoite i niedrogie rzeczy. Po zmroku oczywiście mega-kolejki.

– pomysł z Alter Kart – na tym etapie chybiony. Kupiłem i będę miał na przyszłość, ale w tym roku się nie sprawdzała, ponieważ było niewiele punktów z terminalami, do których ustawiały się ogonki.

– publika – chyba mniej lansiarska, niż rok temu, ale moja kobieta twierdzi, ze teraz taki styl obowiązuje, więc już sam nie wiem. Wydawało się też, że przyszło sporo osób „przypadkowych”, zwłaszcza ostatniego dnia.

– ochrona FORT nieco upierdliwa. Idiotyczny pomysł wstępnego „trzepania” festiwalowiczów tuż po wyjściu z autobusu (przy drodze!), choć pół kilometra dalej są właściwe bramki, gdzie jest pełna kontrola.

– KaZecie Kochany – sorki, że nie dotarłem na relacjonowanie, ale tyle tego było do obejrzenia, że po prostu nie było kiedy.

– świetny pomysł z rozwinięciem festiwalu do 4 dni.

– nagłośnienie – jest gorzej, niż 2 lata temu. Jeżeli się stoi przed dużą sceną za telebimem dżwięk potrafi "uciekać". To pewnie przez wiatr, ale warto coś by z tym zrobić.

– świetny pomysł z nową koncepcją dużego, otwartego namiotu. Jest przewiew, nawet jeśli jest dużo ludzi, można coś obejrzeć i czegoś posłuchać



FUTRZAK


 

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

@ Obsługa

Kurna wkleiło mi 3 razy. Można jakoś dwa pozostałe usunąć?
Próbowałem 3 razy – i zamierzałem 4 – bo mi jakiś 404 reques cośtam wyskakiwał...
A tu widzę, że poszło.

pzdr


Hm, teraz jest dylemat pod którym tekstem

komentować?
:)

Proponuję pod tym, bo siem już tu wpisałem, a merytorycznie się odniosę jak przeczytam dokładnie, bo wstyd się przyznać, ale w salunie tak pobieżnie przeczytałem.


Spoko

Może być tu, bo tutaj też poprawiłem tytuł :)

Ale jak te 2 inne wywalić? Jest tu opcja USUŃ NOTKĘ?

pzdr


Dziękuję Obsłudze

:)

pzdr


Futrzaku

Opcja usuń jest w edycji każdej notki. Maszyna już pomogła. Te podłe Angole nadal psują mi serwer!

P.S. przysłali nam takie przeprosiny, czy oni są całkiem teges teges?

My apologies for the inconvenience for yesterday and possibly today. Since we had the issues with the SAN yesterday, the SAN node is now rebuilding itself with a new HD. Until, the RAID rebuilding is done the SAN node performance is unfortunately affected. Our engineers are working with the RAID vendors to verify why and are looking for a solution to improve this.


Maszyno

Ja i tak nic z tego nie kumam :)


Futrzaku

To jest proste. Oni uczonym językiem starają się wyjaśnić, że coś im się zes*ało (pardą) i nie bardzo wiedzą jak to naprawić, ale obiecują wkrótce się nauczyć. Chyba giwera by się przydała, czy cóś.


Hm, jak już gadamy

o technikaliach (jakie uczone słowo:)), to czemu komenty spod tego tekstu po lewej się nie pokazuje a po prawej liczba zero widnieje?

Magiczne te wszystkie usterki takie trochę:)
Szczególnie dla mnie jako analfabety technicznego.


Dzięki za relację

. Skusiłem się pójść na salon, bo tu faktycznie można dostać z tym errorami.

Świetna robota i zauważyłem, że tak jak denerwuje szufladkowanie artysty to trudno sie przy relacjach bez tego szufladkowania obejść. Wilki też rock no własnie, ale jak tu wyjaśnić co dane dziwo gra?

btw czy dotarłeś na Jane’s Addiction? Ciekawy jestem opinii o koncercie. Jam się zdenerwował


Grzesiu,

cholera wie. Maszyna musiała wyłączyć pińcet różnych rzeczy żeby ruszyć z miejsca na tym nowym datacenter i może coś za dobrze wyłączyła, a nie chce się jej szukać, bo i tak wymienia całe ustrojstwo na nowsze i lepsze.


O, teraz chyba lepiej

:-)


O są obrazki i linki,

ale dalej pokazuje zero komentów.

P.S. Już za chwilę, już za chwilę, za chwilę, Grześ się merytorycznie wypowie:)
Cierpliwości:)


re: OPEN'ER 2009

jest i licznik


@ Maszyna

Te linki i fotki? Czy to przypadkiem nie podchodzi pod ingerencję w mój tekst? :)
Żartuję, dobra robota :)

pzdr


Futrzaku,

oczywiście że podchodzi :) Maszyna posiada wersję oryginalną pod spodem, a na wierzchu wkleiła HTML jak leci, za oryginałem :)


@ Piotr Saj

piotreksaj

. Skusiłem się pójść na salon, bo tu faktycznie można dostać z tym errorami.

Świetna robota i zauważyłem, że tak jak denerwuje szufladkowanie artysty to trudno sie przy relacjach bez tego szufladkowania obejść. Wilki też rock no własnie, ale jak tu wyjaśnić co dane dziwo gra?

btw czy dotarłeś na Jane’s Addiction? Ciekawy jestem opinii o koncercie. Jam się zdenerwował

Wiesz, po to mniej więcej daję te linki [tutaj Maszyna mi to zrobiła], żeby sobie człowiek mógł posłuchać i obejrzeć. Choć zasadniczo to tylko YouTube/MySpace na okrągło, więc każdy może sam poszukać, ale ludzie teraz leniwe.

Jane’s Addiction widziałem. Wrażenia? W dużym skrócie: grali dobrze, nagłośnienie w pierwszym sektorze napierda**ło niemiłosiernie, koncert za krótki, szkoda, że nie było nic ze Strays.

pzdr


Futrzaku, dopiero teraz przeczytałem

dokładnie i posłuchałem sobie.
jednak chyba nie nadążam za tą muzą:(

W sumie z polskich wykonawców to znam jedynie Fisza, Gabe KUlke i pati Yang, i o zgrozo chyba ze wszystkich tych wykonawców znanych i nieznanych najbardziej podobałby mi się koncert Fisza.

Z zagranicznych, poza Placebo też raczej nic mnie nie zachwyca, ten utwór White Lies to w Trójce często grywany, ale nic w nim nie widzę.

Gosspi też słyszałem jeden utworek i też mnie nie zachwyca.

Ale w ogóle zawarłes w notce takie bogactwo linków, piosenek i zespołow, że jednak na dokładne słuchanie to sobie jutro wieczór czas rezerwuję:)

I wtedy jak mnie cuś zachwyci lub zdegustuje, to się wypowiem, bo teraz to po kilkanaście sekund utworków słuchałem.

A propos Gossip i Beth Ditto, znasz tekst pewien:)?

http://toyah.salon24.pl/110600,jeszcze-o-cmach


“PARISTETRIS, z

PARISTETRIS, z wokalistką podobno z Argentyny”

Na pewno z Argentyny. Nazywa się Candelaria Saenz Valiente,


Baszko1,

tu cię dorwałem, wyłączysz ty kiedy tę moderację w tym swoim blogu?

:)

Pozdro.


re: OPEN'ER 2009

@ grześ
Sorry grzesiu, nie doczytałem do końca Toyaha, bo mi sie odechciało po kilku akapitach.
Standardowe pierdolenie za minioną młodością.
Stwierdzenia, że Ditto śpiewa przecietnie, i że “tłuste obrzydlistwo” to nie obraza, odebrały mi chęć na dalsze czytanie.
Sprawa jest prosta, jak jebanie. To towarzystwo, w którym sam przecież siedzę, ma zajoba na punkcie seksualności [jakaś pochodna katolickiej etyki w tym zakresie sprzed 50 lat], a jak dochodzi do lesb i pedałów to już w ogóle. W końcu na AD 2009 to jest najważniejsze; nie energetyka, zadłużony kraj, rozpierdalane wojsko przez nasz nie-rząd, itp.
I skoro BD twierdzi, że jest lesbą, no to niejako z marszu trzeba ją zjebać. Jakby powiedziała, że jest tradycjonalistką, to byś miał ochy i achy nad odważną dziewczyną, która rzuca wyzwanie lewackiemu showbiz’owi promującemu [ze względu na nadreprezentację w nim pedałów – skądinąd fakt] anorektyczne chłopczyce.
Oczywiście muzyka jest tu na 123. miejscu…
pzdr


Futrzaku,

no zgodzić mi się trza, znaczy ideologia na pierwszym miejscu.

Acz mnie bawi ten świętoszkowaty ton Toyaha czasem, acz czytam go chętnie, bo i wkurzyć człeka potrafi ale i pisze porządnie w sumie.


@ grześ

Ja też go czytuję, bo pisuje mądrze, ale jak wchodzi w temat “kto nie z PiS to morderca Polski” albo zaczyna udawać dziewicę w burdelu, czy rozkminiać włos na pięćdziesiąt części to nie mam siły. Zwłaszcza, że sadzi longery, jak ja pierdziu :)

pzdr


Jane's Addiction

No właśnie fajnie grało, ale zdecydowanie za mało. Możliwe, ze to moja wina, ze sobie zbytnio apetyt naostrzyłem i zamiast uczty dostałem ledwie przystawkę.

Napierdzielało gdy szarpali w druty i to nawet było OK gdyby to napierdzielanie nie głuszyło Farrella i gdyby przestało napierdzielać gdy grano bardziej subtelne nuty.

Poza tym Farrell moim zdaniem powinien dać pośpiewać publice, a tak wyszło, ze ten kontakt z ludźmi to trochę sztuczny był. Bo niby ja was kocham, ale w zasadzie to mam w dupie. Co zresztą pokazali na końcu złażąc bez słowa pożegnania.

Ja stałem z 10 minut nie wiedząc czy mam sobie iść czy może jeszcze wyjdą. Nawet jak zaczęli zwijać kable to nie bardzo wierzyłem, że to koniec.

Koncert krótki, bo się Avery’emu nie chciało grać kawałków ze Strays

Mimo niedociagnięć technicznych to była fajna godzina, ale potem musiałem dymać 7,5 godzin do domu stąd moje wnerwienie

OPENER
żeby tak nie oftopować to posłuchałem to i owo
Betty Be zdecydowanie najlepiej mi podeszło


@ PS

W dupę. Wessało mi koment. To jeszcze raz.

Zgadzam się z obserwacjami, dodam, że to betonowe otoczenie też takie sobie.
Niemniej, z przyjemnością słuchałem, zwłaszcza Dave’a.

Ja też trochę miałem do domu, ale przesiedziałęm do 12 w ogródku przy piwie, miałem felietony Makłowicza do czytania, więc czas mi zleciał i przed i po. A że tych browarów trochę było, to potem czekanie na dworcu upłynęło znośnie. W pociągu kimka, obudziłem się pod domem :)

pzdr


Super!

Zgadzam się w 95%!

;)

Pozdr


@ RafałB

A to 5%?

;)


Futrzaku - 5% :)

Kings of Leon – mnie się wydawało, że chłopaki po prostu nie bardzo wiedzą gdzie przyjechali, Caleb powtarzał dwa razy We are Kings of Leon. Dla Polski byli gwiazdą a mysleli, że nikt ich tu nie zna. Stąd pierwsza część koncertu sztywna i odegrana, jak mówisz. Później, im bliżej końca, bardziej się rozluźniki i to było słychać i widać. Na zejście sami twierdzili, że to najlepszy koncert do tej pory na trasie. Byli w szoku, że publika zna piosenki i gorąco reaguje.

Namiot – dla mnie porażka, ciasno, duszno, specyficzna akustyka, szczególnie podczas Pati Yang nie posłużyła muzyce. Miało być niby klubowo, ale chyba lepiej zrobić otwartą scenę. Będzie większy komfort i przyjemność słuchania muzy.

Tyle.

Pozdr


Futrzaku, słucham sobie po kolei utworków,

na razie wrażenia po wysłuchaniu polskich zespołów:

The Car is On Fire-takie sobie, nie zachwyca

Renton- ma coś w sobie, ale pewnie na dłuższą metę bym się zanudził:)

Kumka Olik- brrr, wokal pana mnie odstraszył, posłuchałem tylko chwilę

Oktober Leaves-nudnawe, takie sobie,

Mass Kotki- nie moje kilmaty raczej, trochę męczące

Pati Yang- no posłuchać nie zaszkodzi, acz też to chyba nie dla mnie na dłuższą metę

Black Tapes- no w końcu jakiś rock porządny na tym festiwalu mieliście:), odświeżające po niektórych dziwnych dżwiękach

Gaba Kulka- dobre to jest

Old Time Radio-bardzo przyjazna muzyka, chyba koncert by mi się spodobał:)

Betty Be- w końcu coś bezpretensjonalnego , przy czym można by się dobrze bawić:) i posłuchać z przyjemnością

Lady AARp- też chyba bym wybrał to niż Prodigy:), dobra muza na sen i nie tylko

PARISTETRIS,- niezłe, chyba jedyne, które może by mi się spodobało:), acz specyficzna muza

Wariacje.pl- Lubię jak tekst jest o czymś, nie zachwyca:(

Twilite- urokliwie nastrojowe, trochę smętne w sumie ale słucha się dobrze

Pchełki- hm, ciekawa rzecz, intrygujące, ale sam nie wiem czy mam ochotę na więcej ich muzyki:)

No i z mojego przeglądu pobieżnego (posłuchałem po jednym, czasem więcej utworów każdego wykonawcy) wychodzi mi, że w sumie wiele bym dla siebie nie znalazł chyba:)

Co do muzyki spoza Polski CDN:) ku wielkiej radości zgromadzonych.


Analizy Grzesia ciąg dalszy:)

ARCTIC MONKEYS- wokal mi się nie podoba, acz muzycznie całkiem energetycznie i sympatycznie

Basement Jaxx- nie moje klimaty ale pewnie z koncertu bym nie uciekł od razu, może dopiero po chwili:)

Gossip- mają jednak potencjał, a i głos ma kobieta ciekawy, posłuchałem kilku utworów i podoba mi się raczej, fajnie się wydziera w niektórych piosenkach

Kings of Leon- ten utworek, co zapodałeś wciąga, restzy nie znam, ale jakoś specjalnej ochoty do poznawania nie mam:)

Lilly Allen-przyjemnie się słucha, ale nie porywa z abardzo

Madness- i znowu jakoś mnie nie porwało, choć słucha się tego dobrze

Placebo- no o tych to nie ma co pisać, bo każdy zna i lubi, ja też w sumie acz kilka utworów szczególnie

CDN
:)


@ namiot

Duszno???
Hohoho, to panie kochany nie wiesz pan, co tam się działo jeszcze rok temu. Namios mniejszy i zabudowany ze wszystkich stron, tylko trzy wejścia były z tyłu i z boku. Jak np. w Alter Space [tylko większy].
Teraz to jest luksus :)

pzdr


Subskrybuj zawartość