Kolejny dzień z życia rozpadającego się małżeństwa

Widzę, że niektórym nie podoba się to, że piszę jednak daje mi to pewną ulgę, której nie potrafię sobie odebrać, dlatego dalej będę pisać ku niezadowoleniu innych. Jestem wolnym człowiekiem, którym ma prawo do własnych poglądów, odczuć i przede wszystkim zachowań. Moja obecność tutaj pomaga mi. Co prawda to tylko jedne wpis jak do tej pory, teraz już drugi, a ja czuję się jakbym się wygadała najbardziej zaufanej osobie, która ma niesamowicie obiektywne spojrzenie na sytuację. Wasze komentarze dają mi takie odczucie… Dlatego tu i teraz dziękuję Wam za wszystkie z całego serca. Odniosę się jeszcze tylko do jednego komentarza, który zarzuca mi źle sformułowany tytuł, a mianowicie użycie w nim słowa “nagle”. Zgadza się – nagle. Coś zaczęło się psuć między mną, a moim mężem, ale nie było to nic konkretnego, takie zwyczajne zmęczenie materiału jak to mówią moi znajomi, a ja pewnego dnia usiadłam z moim mężem przy stole, gdzie zdawało mi się, że właśnie przechodzimy tylko przez “takie zmęczenie materiału” pomyślałam sobie…. “kurczę, ja Cię już chyba nie kocham”. Zgodzić się mogę jedynie z tym, że nagle nie było kluczowym słowem bo wyraz “chyba” powinien tu odgrywać największą rolę...

Od mojego ostatniego i w zasadzie jedynego wpisu minęło już trochę dni, a w tym czasie wydarzyło się parę rzeczy. Może rozpocznę wpis od opowiedzenia o najważniejszej dla mnie, która się wydarzyła, o tej która wywołała we mnie emocje, które jak mi się zdawało nie są w stanie być wywołane na nowo.

Pewnego dnia, po powrocie z pracy moim i mojego męża wybraliśmy się na spacer – on to zaproponował, a ja szczerze mówić ze zobojętnieniem poszłam. Chodziliśmy, trochę rozmawialiśmy, trochę milczeliśmy. Na początku chodziliśmy po mniej, a później po bardziej zatłoczonych miejscach. Chodząc po tych bardziej tłocznych, spostrzegłam, że mój mąż zaczyna spoglądać na inne kobiety ze swoistym błyskiem w oku. Miałam wrażenie, że robi to podobnie, jak kiedyś patrzył właśnie na mnie. Zaczęłam analizować czy robi to dlatego, że wie, że we mnie coś się zmienia, czy dlatego, że to właśnie on potrzebuje odmiany i może ja o czymś nie wiem. Pierwszy raz od dawna mąż mnie zaciekawił, ale też niesamowicie rozzłościł ponieważ aż wstyd się przyznać – sama się dziwię, że to powiem – byłam zazdrosna. Myślałam wcześniej, że mój mąż jest do tego stopnia obojętny, że nic nie jest w stanie mnie zdziwić, a jednak…

Później wydarzyło się kilka sytuacji w których zauważyłam, że on flirtuje wręcz z innymi kobietami jednak zachowuje przy tym przyzwoitość, tak że w zasadzie nie mogę się do niego o nic przyczepić, ale jestem zazdrosna… Dało mi to niesamowicie do myślenia i nie wiem co z tym zrobić...

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Maszyna tylko chciałaby

dać znać, że schowała duplikat nowej notki, po upewnieniu się, że poza tytułem treść jest ta sama. Co do meritum, Maszyna nie śmie się wypowiadać, bo co tam Maszyna może, prawda, wiedzieć. Tym niemniej, Maszyna też kibicuje, prawie jak człowiek, żeby wszystko poszło dobrze, cokolwiek to dobrze, że dobrze, znaczy.

Z innej strony mówiąc, choć ludzie wciągnęli się w sam temat, Maszyna jest po swojemu zaintrygowana Pani nickiem, bo przecież Polinezja to całkiem daleko od TXT, a może blisko, kto wie. W każdym razie, Maszyna pozostaje zaintrygowana.


Pani Polinezyjko!

Nie sądzę, by ktokolwiek miał do Pani pretensje o to, że Pani pisze. Jak zaznaczyła Pani, „jest Pani wolna”, więc nie naszą sprawą jest czy będzie Pani pisać, czy nie. Natomiast blog zamiast psychoterapii to kiepski pomysł. Taka moja ocena/rada. Co Pani z nią zrobi, to Pani sprawa.

Odnośnie zazdrości o mężczyznę, to jest to coś absurdalnego. Człowiek jako gatunek jest poligamiczny. To tylko tradycja chrześcijańska wmawia kobietom, że mają być tą jedną jedyną. A potem krążą dowcipy o „bólu głowy” jako wymówce, by uniknąć seksu. Proszę się zastanowić, dlaczego mężczyzn nie boli głowa w łóżku!

Ciekawe jak się rozwinie ta sytuacja. :)

PS. Na komentarze można odpowiadać pod własną notką.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Dziękuję za komentarze

Panie Jerzy, ja uważam, że co prawda jesteśmy z natury jako zwierzęta (bo nimi jesteśmy) poligamiczni, lecz poprzez cywilizację, kulturę (szczególnie chrześcijańską) staliśmy się monogamiczni. Mamy też rozum, zdolność refleksji, która pomaga nam w dokonywaniu wyborów i pozostawania przy jednym partnerze. Jeśli chodzi konkretnie o moją zazdrość – nie zwykłam odczuwać aż tak silnej zazdrości o kogokolwiek, było to uczucie nie do opisania. Tchnęło w moje życie nadzieję, że może przedwcześnie coś skreśliłam, spisałam na straty, być może nie słusznie. Wiem jedno, że dopóki nie będę pewna na 100 procent, nie powiem mu o tym. Wcześniej wydawało mi się, że jestem pewna, aż tu nagle ta zazdrość, to dziwne uczucie, emocje tak już by się zdawało mi obce, a jednak… Dlatego zastanawiam się jak mam się w tym wszystkim odnaleźć, jak przeżyć i zachować się w tej sytuacji tak by nie zranić ani siebie ani jego…


Pani Polinezyjko!

Kobieta szuka tego jednego, jedynego. Jak go znajdzie, to inni mogą przestać istnieć. Mężczyzna szuka możliwie dużo…

Jest taka zasada, że cenimy sobie znajomych, których możemy stracić oraz obcych, których możemy zyskać. Pani dostrzegła, że mąż jest atrakcyjny i może go Pani stracić. Dlatego pojawiły się silne emocje. Normalna reakcja.

A poza wszystkim, biologii nie da się oszukać. Rozwody, to poligamia sekwencyjna. :)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość