W pewnych kręgach słynę z tego, że zadaję zbyt dużo pytań (zazwyczaj niepotrzebnie), i że prostych spraw nie rozumiem.
Być może świadczy to o jakichś moich ograniczeniach, nie wiadomo.
Ale tak sobie myślę i wyobraźnią wybiegam…
Oto ja, Gretchen w ramach protestu przeciwko czemuś tam ważnemu (duszę mam raczej rewolucyjną więc coś by się znalazło), zwołuję ludzi co ich lubię, i zaufanie mam, i cenię, i szanuję (albo oni do mnie krzykną) i wespół zespół tamtej sprawie mówimy adieu.
I idę z kumplami wspomnianymi w inne miejsce. Kroczymy dziarsko ku nowemu acz niepewnemu. Z wiarą, że zmiany są dobre.
Gromadką jesteśmy tyleż wesołą co powichrowaną (inni ludzie na rewolucje się nie decydują) więc założyć można, że nawet jeśli wszyscy pozostali współuczestnicy będą zrównoważeni, to sami o sobie tego powiedzieć nie możemy. Takie dobrodziejstwo inwentarza…
I dla mnie Gretchen nie jest najgorsze to, że te powichrowania małe i duże znajdują swoje odzwierciedlenie w podjętej działalności. Takie dobrodziejstwo… a, to już pisałam!
Ja sobie tylko jednej rzeczy wyobrazić nie mogę.
Udawania.
Albo niewiedzy.
Prowadzi Pan biznes i nie wie co się w nim dzieje?
Przecież to obciach.
Panie Jacku, wszedł Pan w taką rolę (po swoim powrocie), że Pan tu jesteś zwykłym blogerem i tym powyższym wpisem daje Pan znać, że nie wie co się w Pańskim ogrodzie dzieje.
Do tego mówi Pan, że odejdzie.
Mnie, prostej Gretchen w głowie się to nie mieści.
Podobnie jak to, że właściciel firmy może z równym wysiłkiem pracować na rzecz konkurencji.
Dlaczego tak jest?
Czy to nie jest przeciwko temu nowemu?
Bo ja uważam, że kto jak kto ale wspólnicy powinni stanowić jeden front. Mogą drzeć na siebie co tam chcą, ale nie publicznie.
Jeśli twórca, współwłaściciel, założyciel czy jak to tam nazwać, zwraca się do innych o informację w sprawie tego co uczynił inny acz równorzędny twórca, współwłaściciel, założyciel czy jak go tam nazwać to też to jest obciach.
Dodam jeszcze jedną rzecz.
Pan wybaczy.
To jest bałagan jeśli jakaś inna osoba, choćby i żona, logowała się pod Pańskim nickiem w celu przedstawienia swoich racji.
Albo się rezygnuje z obecności w danym miejscu, albo nie.
I co by to było jakby tak każdy chciał?
Teraz żona Pana Igły?
Albo któreś z dzieci?
Albo żona s e r g i u s z a, o ile ją ma?
Albo Jego dzieci, o ile je ma?
Pisałam to już Igle – jak się ma takie miejsce to trzeba o nie dbać.
Bo to jest poważna decyzja żeby je mieć.
Żadne tam ha ha hi hi.
Bardzo szanuję to miejsce.
I lubię.
Dlatego trafia mnie ostatecznie jak ci, co przede wszystkim powinni się na nim skupić go nie szanują.
Własnej pracy i starania.
Jako rewolicjonista Panu powiem, że stanie okrakiem na barykadzie to jest rzecz niezrozumiała i szkodliwa.
Panie Jarecki ja tu jednak czegoś nie rozumiem
W pewnych kręgach słynę z tego, że zadaję zbyt dużo pytań (zazwyczaj niepotrzebnie), i że prostych spraw nie rozumiem.
Być może świadczy to o jakichś moich ograniczeniach, nie wiadomo.
Ale tak sobie myślę i wyobraźnią wybiegam…
Oto ja, Gretchen w ramach protestu przeciwko czemuś tam ważnemu (duszę mam raczej rewolucyjną więc coś by się znalazło), zwołuję ludzi co ich lubię, i zaufanie mam, i cenię, i szanuję (albo oni do mnie krzykną) i wespół zespół tamtej sprawie mówimy adieu.
I idę z kumplami wspomnianymi w inne miejsce. Kroczymy dziarsko ku nowemu acz niepewnemu. Z wiarą, że zmiany są dobre.
Gromadką jesteśmy tyleż wesołą co powichrowaną (inni ludzie na rewolucje się nie decydują) więc założyć można, że nawet jeśli wszyscy pozostali współuczestnicy będą zrównoważeni, to sami o sobie tego powiedzieć nie możemy. Takie dobrodziejstwo inwentarza…
I dla mnie Gretchen nie jest najgorsze to, że te powichrowania małe i duże znajdują swoje odzwierciedlenie w podjętej działalności. Takie dobrodziejstwo… a, to już pisałam!
Ja sobie tylko jednej rzeczy wyobrazić nie mogę.
Udawania.
Albo niewiedzy.
Prowadzi Pan biznes i nie wie co się w nim dzieje?
Przecież to obciach.
Panie Jacku, wszedł Pan w taką rolę (po swoim powrocie), że Pan tu jesteś zwykłym blogerem i tym powyższym wpisem daje Pan znać, że nie wie co się w Pańskim ogrodzie dzieje.
Do tego mówi Pan, że odejdzie.
Mnie, prostej Gretchen w głowie się to nie mieści.
Podobnie jak to, że właściciel firmy może z równym wysiłkiem pracować na rzecz konkurencji.
Dlaczego tak jest?
Czy to nie jest przeciwko temu nowemu?
Bo ja uważam, że kto jak kto ale wspólnicy powinni stanowić jeden front. Mogą drzeć na siebie co tam chcą, ale nie publicznie.
Jeśli twórca, współwłaściciel, założyciel czy jak to tam nazwać, zwraca się do innych o informację w sprawie tego co uczynił inny acz równorzędny twórca, współwłaściciel, założyciel czy jak go tam nazwać to też to jest obciach.
Dodam jeszcze jedną rzecz.
Pan wybaczy.
To jest bałagan jeśli jakaś inna osoba, choćby i żona, logowała się pod Pańskim nickiem w celu przedstawienia swoich racji.
Albo się rezygnuje z obecności w danym miejscu, albo nie.
I co by to było jakby tak każdy chciał?
Teraz żona Pana Igły?
Albo któreś z dzieci?
Albo żona s e r g i u s z a, o ile ją ma?
Albo Jego dzieci, o ile je ma?
Pisałam to już Igle – jak się ma takie miejsce to trzeba o nie dbać.
Bo to jest poważna decyzja żeby je mieć.
Żadne tam ha ha hi hi.
Bardzo szanuję to miejsce.
I lubię.
Dlatego trafia mnie ostatecznie jak ci, co przede wszystkim powinni się na nim skupić go nie szanują.
Własnej pracy i starania.
Jako rewolicjonista Panu powiem, że stanie okrakiem na barykadzie to jest rzecz niezrozumiała i szkodliwa.
Gretchen -- 26.05.2008 - 23:43