Gdy z mojej małej ojczyzny rodzice przenieśli się do ścisłego centrum (tuż pod wieżą zawdzięczaną Rosjaninowi – Sokratesowi i pewnym Anglikom), niedługo potem przeniosła się po sąsiedzku zaprzyjaźniona rodzina. W tejże rodzinie nieszczęśliwie zginął ojciec, pozostawiając żonę i dwie dorastające córki (niemal moje rówieśniczki) oraz kilkuletniego synka.
Jakoś tak, mimo odległości jednej przecznicy, byliśmy najbliższymi sąsiadami.
I ja kiedyś po sąsiedzku wysłany przez mamę poszedłem po jakieś coś. Pewnie nie cukier, bo tak samo do sklepu blisko, ale coś w tym stylu.
No i wchodzę do tych dziewczyn i widzę, że jakieś urządzenie (lampka? radio? piecyk? Chyba radio.) podłączone jest do kontaktu w sposób najprostszy: dwie odarte z izolacji końcówki przewodu wetknięte w dziurki. A ten chłopczyk tam hasa na tym tle.
No to łapię się za głowę i mówię — że niebezpiecznie. A one, że tak, ale nie ma komu naprawić, a stara wtyczka się rozpadła. One nawet mają wtyczkę na zmianę, w szpargałach po ojcu, ale nie wiedzą co i jak.
No to ja — spoko, nazywam się Bond, Dżejms Błąd, czy jakoś tak. Panuję nad sytuacją.
Wręczonym śrubokrętem rozkręcam wręczoną wtyczkę (taką starego typu, z uziemieniem) i zakładam. Pierwszy raz w życiu to robię, ale przecież łatwizna. No łatwizna, ale zakręciwszy przewody zauważyłem, że obudowę wtyczki trza było najpierw na kabel nanizać.
Cholera. Znów będę musiał powtarzać te głupie ruchy.
No to przynajmniej sprawdzę, czy dobrze zamontowałem, czy działa.
...
Działało. Przeleciałem pół pokoju.
Fryzurę musiałem mieć niezłą.
Poza tym nic, ale w sumie kto tam wie.
Nieodwracalne zmiany w mózgu czy cóś tam…
Hmm
Gdy z mojej małej ojczyzny rodzice przenieśli się do ścisłego centrum (tuż pod wieżą zawdzięczaną Rosjaninowi – Sokratesowi i pewnym Anglikom), niedługo potem przeniosła się po sąsiedzku zaprzyjaźniona rodzina. W tejże rodzinie nieszczęśliwie zginął ojciec, pozostawiając żonę i dwie dorastające córki (niemal moje rówieśniczki) oraz kilkuletniego synka.
Jakoś tak, mimo odległości jednej przecznicy, byliśmy najbliższymi sąsiadami.
I ja kiedyś po sąsiedzku wysłany przez mamę poszedłem po jakieś coś. Pewnie nie cukier, bo tak samo do sklepu blisko, ale coś w tym stylu.
No i wchodzę do tych dziewczyn i widzę, że jakieś urządzenie (lampka? radio? piecyk? Chyba radio.) podłączone jest do kontaktu w sposób najprostszy: dwie odarte z izolacji końcówki przewodu wetknięte w dziurki. A ten chłopczyk tam hasa na tym tle.
No to łapię się za głowę i mówię — że niebezpiecznie. A one, że tak, ale nie ma komu naprawić, a stara wtyczka się rozpadła. One nawet mają wtyczkę na zmianę, w szpargałach po ojcu, ale nie wiedzą co i jak.
No to ja — spoko, nazywam się Bond, Dżejms Błąd, czy jakoś tak. Panuję nad sytuacją.
Wręczonym śrubokrętem rozkręcam wręczoną wtyczkę (taką starego typu, z uziemieniem) i zakładam. Pierwszy raz w życiu to robię, ale przecież łatwizna. No łatwizna, ale zakręciwszy przewody zauważyłem, że obudowę wtyczki trza było najpierw na kabel nanizać.
Cholera. Znów będę musiał powtarzać te głupie ruchy.
No to przynajmniej sprawdzę, czy dobrze zamontowałem, czy działa.
...
Działało. Przeleciałem pół pokoju.
Fryzurę musiałem mieć niezłą.
Poza tym nic, ale w sumie kto tam wie.
Nieodwracalne zmiany w mózgu czy cóś tam…
Wniosek: przestrzegaj przepisów BHP.
Dobranoc państwu.
odys -- 26.10.2008 - 23:04