Panie Jerzy,

Panie Jerzy,

Znaczy jak miałaby ta dwuwalutowość wyglądać?

Bo od niedawna polskie firmy mogą wystawiać faktury i prowadzić rachunki w innych walutach niż złoty, również w rozliczeniach w kraju. Niektórzy deweloperzy już ceny podają w euro. Tak że podstawy prawne są.

Zresztą nawet i bez tego za wycieczkę w biurze podróży już wiele lat temu płaciłem “X funtów przeliczonych po kursie sprzedaży banku Y na PLN”.

Czyli teoretycznie mamy już wielowalutowość. Ale spekulanci zarabiają dalej – i to nieźle – na manipulacjach kursami, owym sławetnym spreadzie. Bo w końcu klient, który ma złote (no bo złote zarabia) musi gdzieś tę inną walutę kupić.

Mnie się, za przeproszeniem, dwuwalutowość kojarzy z Pewexem i grupą cinkciarzy na Oławskiej. Dopóki ludzie nie zaczną zarabiać w innej walucie, to cała dwuwalutowość to będzie pic i fotomontaż.

Gdyby (oby nie!) złoty zanurkował katastrofalnie, ale tak naprawdę katastrofalnie, a inflacja skoczyła niezmiernie w górę, to i firmy, i ludzie przestawiliby się na euro (czy dolara) bardzo szybko. Ale takie rozwiązanie byłoby chore, ponieważ cała sfera niekomercyjna, otrzymująca pieniądze z budżetu, dalej miałaby bezwartościowe złote w portfelach. Nie, lepiej o takim scenariuszu nie myśleć.

Co do informowania przed referendum? Proszę mieć pretensje do eurosceptyków (znaczy UE-sceptyków, będących jednocześnie €-sceptykami). Ja na przykład wiedziałem, że zobowiązujemy się do przyjęcia euro.


Lewy kurs By: analityk (10 komentarzy) 2 marzec, 2009 - 09:47