Panie Jerzy
Bardzo mi się tekst Pana Ziemkiewicza podoba, z racji tego, że wyjątkowo czytelnie pokazuje on (ten tekst) to, o co mi chodzi, a myślę arogancko, iż nie jestem jedyna.
Cieszę się, że się Pani tekst podoba, choć zastanawiam się czy jest to prawda.
Wyjdźmy, od jakże słusznej, definicji tolerancji:
„Tolerować coś – to znaczy nie lubić tego, nie zgadzać się, uważać za złe, a mimo wszystko, w imię jakiś wartości (choćby był nią tylko święty spokój) godzić się, żeby to istniało i korzystało z równych z nami praw.”
Słuszna racja. Tolerować, nie znaczy lubić, nie znaczy popierać, wspierać i walczyć za. Tolerować oznacza, dać innym ode mnie spokój, o ile krzywdy mi nie czynią, albo po moim niebie nie lata .
Też zgadzam się z tą interpretacją.
Na marginesie, pozwolę sobie zauważyć, że nie posunęłabym się do nadania, tekstowi o tolerancji i jej granicach, tytułu Won! .
Mam wrażenie, że ten tekst jest o frustracji związanej z przekraczaniem, granic tolerancji przez niektórych homoseksualistów.
Osobiście napisałam jeden tekst o takim mianowicie przesłaniu, ale żadną miarą nie utrzymywałam, że on jest o tolerancji, bo był on właśnie o czymś zgoła przeciwnym. Krótko mówiąc był on o tym, w jaki sposób można granice mojej tolerancji przekroczyć.
Nie poszerzajmy jednakowoż marginesu.
To nie jest margines. To jest istota. :)
Tekst Ziemkiewicza cierpi na pewną przypadłość, którą określiłabym jako zamydlenie przez zapętlenie.
Tego nie łapię.
Autor godzi się na obecność homoseksualistów w życiu normalnych ludzi, a jakże.
Cytat:
“Oni chcą nie tolerancji, tylko akceptacji. Chcą wszystkim się podobać. I do tego, w porządku, też mają prawo. Proszę bardzo, niech się starają przekonać społeczeństwo, że można mimo seksualnej odmienności być normalnym człowiekiem, sąsiadem, pracownikiem.”
Skąd Pan Ziemkiewicz wie, czego oni chcą? Mam na myśli szczególnie ten fragment o podobaniu się wszystkim.
Pewnie by było lepiej, gdyby autor zastrzegł się, że jego zdaniem…
A już to, że mimo seksualnej odmienności, można być normalnym człowiekiem (!), sąsiadem, pracownikiem, jest pyszne. Rozumie Pan, Panie Jerzy?
Tak rozumiem. Rozumiem Pani tok rozumowania, niemniej rozumiem również autora. Proszę wziąć pod uwagę, że są kraje, gdzie za ujawnienie swojego homoseksualizmu jest się mordowanym. Są również ludzie odmawiający człowieczeństwa homoseksualistom. Zatem deklaracja autora ma sens, pomimo nieporęcznej formy.
Założenie jest takie, że w związku z odmiennością seksualną, można się starać przekonać społeczeństwo (Pan, Pani, społeczeństwo) o tym, że jest się normalnym (człowiekiem, sąsiadem, pracownikiem). Czyli, że to wcale nie jest oczywiste w zakresie człowiek, sąsiad, pracownik. Do tego można się starać społeczeństwo przekonywać.
Tak jak napisałem, nie dla wszystkich jest to oczywiste. Dlatego nie lekceważyłbym takich deklaracji.
Pięścią w stół za chwilę, czyli tu:
„Oni chcą, żeby akceptowanie ich było obowiązkowe i żeby obejmowało wszelkie ich zachowania. Żeby, jak oni to nazywają, „gej” był wyjęty spod wszelkiej krytyki, żeby jego żądania były skwapliwie spełniane, a właśnie protestujący przeciwko temu byli dyskryminowani, rugowani z życia publicznego i karani.”
Znowu nie wiem, skąd Autor Ziemkiewicz wie, czego oni chcą. Ale…
Gdyby tego chcieli, to ja też powiem nie, bo to zdecydowanie za daleko i nieuczciwie. To już byłoby roszczenie o szczególne traktowanie.
Czy słuchając czołowych aktywistów „gejowskich” nie ma Pani wrażenia, że oni domagają się specjalnego traktowania? Bo ja niestety mam.
Nie równe, ale szczególne.
Właśnie takie mam odczucia.
Nie znajduję podstaw dla takiego roszczenia, o ile miałoby istotnie istnieć.
To nie miałoby istnieć ale moim skromnym zdaniem jest codziennością. Domaganie się prawa zawierania małżeństw (nie wystarczą wspólnoty partnerskie), adopcji dzieci (dzieci spłodzonych w związkach heteroseksualnych) to nie jest śpiew przyszłości. To najwyżej nie wypowiadane głośno cele.
Jeśli mnie Gretchen można krytykować za różne, to można by było mnie Gretchen krytykować za te same różne, nawet jeśli ta Gretchen byłaby homoseksualna.
To jest Pani zdanie. Aktywiści stwierdzą, że krytykując homoseksualną G… krytykuje się idee homoseksualne, a to jest niedopuszczalne.
Jednak tan akapit jest bardzo ważny, w tekście Won! , od niego bowiem się zaczyna początkowo delikatne dryfowanie, które ostatecznie przeradza się w niekontrolowany stek wyzwisk.
Skądinąd kompatybilny z tytułem.
Generalnie razi mnie to samo co Panią, jednak forma nie przesłania mi treści.
Proszę w tym miejscu swojego wywodu, żeby zwrócił Pan uwagę nie na zawartość merytoryczną, czyli co Autor chce powiedzieć, lecz na to jak mówi.
Jak napisałem dostrzegam to i nie przeceniając roli formy, pamiętam o treści.
Bo nagle język się zmienia.
Ten akapit jest wstępem, daniem sobie prawa do takich sformułowań (a chodzi niby tylko o przykłady, popierające tezę o szczególnym traktowaniu):
“Na zdjęciu widzimy typową przegiętą ciotę , przebraną w sutannę, którą ciota zadziera do obiektywu, pokazując różowe stringi i siatkowe pończochy. Owoż przyznaję sobie prawo, żeby móc powiedzieć publicznie iż jest to obrzydliwy pedryl, w najlepszym wypadku pajac , obrażający moje uczucia religijne i moje poczucie estetyki. A postępek, który zapewnił mu sławę, daje mi prawo nazwać go takżecymbałem .”
Dla przykładu napiszę to tak, żeby Pan zrozumiał o co mi idzie:
Na zdjęciu widzimy homoseksualistę przebranego w sutannę, którą zadziera do obiektywu, pokazując różowe stringi i siatkowe pończochy. Owoż przyznaję sobie prawo, żeby móc powiedzieć publicznie iż jest to zachowanie obrzydliwe, obrażające moje uczucia religijne i moje poczucie estetyki. Postępek, który zapewnił mu sławę, oceniam jako żałosny [pożałowania godny, haniebny, godzący w ważne dla mnie wartości, idiotyczny, mały…].
Absolutnie zgoda. Tak jak napisałem, forma użyta przez autora wydaje mi się fatalna, niemniej treść, moim skromnym zdaniem, całkiem słuszna.
Idźmy dalej, będzie już chwilowo o czym innym:
„Są ludzie, którzy się tatuują albo wbijają sobie ćwieki w różne miejsca. Budzi to we mnie podobną odrazę, jak wspomniana ciota pokazująca różowe majtki. Nie absolutyzuję swojego gustu. Co tam się komu podoba – jego sprawa. Jak na razie nikt mi nie każe podziwiać wytatuowanych dziwadeł i cmokać z zachwytu nad kobietą obnoszącą w nosie stalowe kółko, jak jakaś świnia albo krowa. Nie szukam ich towarzystwa ani oni mojego, i to jest właśnie tolerancja.”
Pan Ziemkiewicz nie absolutyzuje swego gustu, Boże broń. Jedynie przyrównuje kobietę, mającą w nosie stalowe kółko, do świni albo krowy.
Raczej jest to Pani interpretacja. Oczywiście, autor się podłożył, bo znów wystarczyłoby napisać, że jemu tak się kojarzy kobieta z kółkiem w nosie lub o kobiecie z takim kółkiem w nosie jakie miewają w tym miejscu krowy lub świnie.
Następnie, z faktu nie szukania wzajemnego towarzystwa, wywodzi Pan Ziemkiewicz tolerancję.
„Nie szukanie” to raczej eufemizm. Moim zdaniem chodzi o unikanie kontaktów z takimi ludźmi, choć mogę się mylić.
Jeszcze chwilę Pan Ziemkiewicz pojedzie na tej nucie:
„Usiłuje się natomiast mnie i większość normalnych ludzi zmusić do zachwycania się ciotą w różowych pończochach, a w każdym razie do milczenia, cokolwiek by ten czy inny perwers wyprawiał. I do używania dziwacznych, wymyślonych przez perwersów słów – „gej”, „homofobia” i tak dalej.
Otóż ani myślę ich używać, bo są fałszywe. Trudny do spolszczenia „gej” (zwykło się go tłumaczyć jako „wesołek”, ale to mylące, bo „wesołek” to po polsku „dowcipniś”, a tu chodzi o „człowieka, który prowadzi wesoły tryb życia”) sugeruje, że każdy homoseksualista musi być pajacem pokazującym publicznie zadek, lewicowym aktywistą i osobnikiem seksualnie niewyżytym;”
Znowu to samo. Brak panowania nad językiem. Jakby wartości, które wyznaje Pan Ziemkiewicz, upoważniały go do obrażania ludzi.
Trudno się z Panią nie zgodzić, choć nie wyklucza to zgody na meritum przedstawione przez autora.
Słowo gej nic takiego nie sugeruje, nie sugeruje, że każdy homoseksualista publicznie pokazuje zadek, jest lewicowym aktywistą, czy osobnikiem seksualnie niewyżytym.
Proszę sprawdzić w starych słownika języka angielskiego co znaczy słowo „gay”. Zobaczy Pani, że to, co robi autor jest jednak ujawnieniem manipulacji. A ujawnienie manipulacji jest bardzo skuteczną metodą rozbrajania tejże. Wydaje mi się, że Pani troszkę przesadza.
Nadużycie i manipulacja, aż piszczy.
Jeśli mówimy o używaniu terminu „gay” zamiast homoseksualista, to się zgadzam.
Na koniec, Pan Ziemkiewicz robi ukłon w stronę homoseksualistów, odróżniając perwersów od innych homoseksualistów. Piękne to jest, po prostu.
:)
Jeszcze Pan Ziemkiewicz odrzuca pojęcie homofobii, podkreśłam – odrzuca pojęcie, pisząc tak:
“Odrzucam też kretyńską “homofobię”, bo “fobia” oznacza irracjonalny lęk, a ja się różowej cioty nie boję, ja się nią zwyczajnie brzydzę, i nie ma w tym nic irracjonalnego.”
A może nie odrzuca terminu, tylko podpinane pod niego znaczenie. Może chodzi o odrzucenie homofobii jako etykietki, którą szermują homoseksualni aktywiści.
Czyli skoro Pan Ziemkiewicz się nie boi irracjonalnie, to homofobię należy uznać za nieistniejącą, tak?
Może obawa nie jest irracjonalna?
A contrario: skoro ja się nie boję Żydów, a nawet wręcz przeciwnie, darzę ich irracjonalną sympatią, to mogę odrzucić kretyński antysemityzm?
Czy można odrzucić coś co nie istnieje? ;)
Taki kiepski żart mi wyszedł.
I na koniec końców, przepiękne, humanistyczne wręcz posłanie, do ludzi dobrej woli, bez względu na orientację seksualną.
„Homoseksualizm jest mi głęboko obcy, a męski homoseksualny seks wydaje mi się odrażający – podobnie jak homoseksualiście równie odrażające wydałoby się zapewne to, co ja robię ze swą żoną. Dopóki jednak nie wedrą się między nas agresywni perwersi, stać nas na to, żeby nawzajem szanować swoją intymność i widzieć w sobie ludzi.”
Zadaję sobie pytanie, jak to jest z tą słuszną definicją tolerancji…
„Tolerować coś – to znaczy nie lubić tego, nie zgadzać się, uważać za złe, a mimo wszystko, w imię jakiś wartości (choćby był nią tylko święty spokój) godzić się, żeby to istniało i korzystało z równych z nami praw.”
Pewnie, ale nie przegięta ciota, perwers, pedryl, cymbał, pajac.
A o tym, kto to jest, przegięta ciota, perwers, pedryl, cymbał i pajac zdecydował Pan Ziemkiewicz, w swoim tekście o tolerancji zatytułowanym Won!
Powiem Panu, Panie Jerzy, że temat akurat dotyczył homoseksualistów, ale zjawisko jest obecne wszem i wobec.
Nadal zbyt wielu ludzi krzyczy o wolności, tolerancji, w szczególności o tym jak ważne są to dla nich wartości, używając jednocześnie słów, które zaprzeczają deklaracjom.
Podstawowa zasada w psychologii, dotycząca krytyki: krytykuj zachowanie, nie człowieka.
I co?
Sam Pan widzi co, albo mam nadzieję, że Pan widzi.
Jak napisałem, forma wypowiedzi autora nie odpowiada mi. Natomiast treść jest moim zdanem bardzo ważna. To i owo widzę, choć jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Pani G…!
Panie Jerzy
Bardzo mi się tekst Pana Ziemkiewicza podoba, z racji tego, że wyjątkowo czytelnie pokazuje on (ten tekst) to, o co mi chodzi, a myślę arogancko, iż nie jestem jedyna.
Cieszę się, że się Pani tekst podoba, choć zastanawiam się czy jest to prawda.
Wyjdźmy, od jakże słusznej, definicji tolerancji:
„Tolerować coś – to znaczy nie lubić tego, nie zgadzać się, uważać za złe, a mimo wszystko, w imię jakiś wartości (choćby był nią tylko święty spokój) godzić się, żeby to istniało i korzystało z równych z nami praw.”
Słuszna racja. Tolerować, nie znaczy lubić, nie znaczy popierać, wspierać i walczyć za. Tolerować oznacza, dać innym ode mnie spokój, o ile krzywdy mi nie czynią, albo po moim niebie nie lata .
Też zgadzam się z tą interpretacją.
Na marginesie, pozwolę sobie zauważyć, że nie posunęłabym się do nadania, tekstowi o tolerancji i jej granicach, tytułu Won! .
Mam wrażenie, że ten tekst jest o frustracji związanej z przekraczaniem, granic tolerancji przez niektórych homoseksualistów.
Osobiście napisałam jeden tekst o takim mianowicie przesłaniu, ale żadną miarą nie utrzymywałam, że on jest o tolerancji, bo był on właśnie o czymś zgoła przeciwnym. Krótko mówiąc był on o tym, w jaki sposób można granice mojej tolerancji przekroczyć.
Nie poszerzajmy jednakowoż marginesu.
To nie jest margines. To jest istota. :)
Tekst Ziemkiewicza cierpi na pewną przypadłość, którą określiłabym jako zamydlenie przez zapętlenie.
Tego nie łapię.
Autor godzi się na obecność homoseksualistów w życiu normalnych ludzi, a jakże.
Cytat:
“Oni chcą nie tolerancji, tylko akceptacji. Chcą wszystkim się podobać. I do tego, w porządku, też mają prawo. Proszę bardzo, niech się starają przekonać społeczeństwo, że można mimo seksualnej odmienności być normalnym człowiekiem, sąsiadem, pracownikiem.”
Skąd Pan Ziemkiewicz wie, czego oni chcą? Mam na myśli szczególnie ten fragment o podobaniu się wszystkim.
Pewnie by było lepiej, gdyby autor zastrzegł się, że jego zdaniem…
A już to, że mimo seksualnej odmienności, można być normalnym człowiekiem (!), sąsiadem, pracownikiem, jest pyszne. Rozumie Pan, Panie Jerzy?
Tak rozumiem. Rozumiem Pani tok rozumowania, niemniej rozumiem również autora. Proszę wziąć pod uwagę, że są kraje, gdzie za ujawnienie swojego homoseksualizmu jest się mordowanym. Są również ludzie odmawiający człowieczeństwa homoseksualistom. Zatem deklaracja autora ma sens, pomimo nieporęcznej formy.
Założenie jest takie, że w związku z odmiennością seksualną, można się starać przekonać społeczeństwo (Pan, Pani, społeczeństwo) o tym, że jest się normalnym (człowiekiem, sąsiadem, pracownikiem). Czyli, że to wcale nie jest oczywiste w zakresie człowiek, sąsiad, pracownik. Do tego można się starać społeczeństwo przekonywać.
Tak jak napisałem, nie dla wszystkich jest to oczywiste. Dlatego nie lekceważyłbym takich deklaracji.
Pięścią w stół za chwilę, czyli tu:
„Oni chcą, żeby akceptowanie ich było obowiązkowe i żeby obejmowało wszelkie ich zachowania. Żeby, jak oni to nazywają, „gej” był wyjęty spod wszelkiej krytyki, żeby jego żądania były skwapliwie spełniane, a właśnie protestujący przeciwko temu byli dyskryminowani, rugowani z życia publicznego i karani.”
Znowu nie wiem, skąd Autor Ziemkiewicz wie, czego oni chcą. Ale…
Gdyby tego chcieli, to ja też powiem nie, bo to zdecydowanie za daleko i nieuczciwie. To już byłoby roszczenie o szczególne traktowanie.
Czy słuchając czołowych aktywistów „gejowskich” nie ma Pani wrażenia, że oni domagają się specjalnego traktowania? Bo ja niestety mam.
Nie równe, ale szczególne.
Właśnie takie mam odczucia.
Nie znajduję podstaw dla takiego roszczenia, o ile miałoby istotnie istnieć.
To nie miałoby istnieć ale moim skromnym zdaniem jest codziennością. Domaganie się prawa zawierania małżeństw (nie wystarczą wspólnoty partnerskie), adopcji dzieci (dzieci spłodzonych w związkach heteroseksualnych) to nie jest śpiew przyszłości. To najwyżej nie wypowiadane głośno cele.
Jeśli mnie Gretchen można krytykować za różne, to można by było mnie Gretchen krytykować za te same różne, nawet jeśli ta Gretchen byłaby homoseksualna.
To jest Pani zdanie. Aktywiści stwierdzą, że krytykując homoseksualną G… krytykuje się idee homoseksualne, a to jest niedopuszczalne.
Jednak tan akapit jest bardzo ważny, w tekście Won! , od niego bowiem się zaczyna początkowo delikatne dryfowanie, które ostatecznie przeradza się w niekontrolowany stek wyzwisk.
Skądinąd kompatybilny z tytułem.
Generalnie razi mnie to samo co Panią, jednak forma nie przesłania mi treści.
Proszę w tym miejscu swojego wywodu, żeby zwrócił Pan uwagę nie na zawartość merytoryczną, czyli co Autor chce powiedzieć, lecz na to jak mówi.
Jak napisałem dostrzegam to i nie przeceniając roli formy, pamiętam o treści.
Bo nagle język się zmienia.
Ten akapit jest wstępem, daniem sobie prawa do takich sformułowań (a chodzi niby tylko o przykłady, popierające tezę o szczególnym traktowaniu):
“Na zdjęciu widzimy typową przegiętą ciotę , przebraną w sutannę, którą ciota zadziera do obiektywu, pokazując różowe stringi i siatkowe pończochy. Owoż przyznaję sobie prawo, żeby móc powiedzieć publicznie iż jest to obrzydliwy pedryl, w najlepszym wypadku pajac , obrażający moje uczucia religijne i moje poczucie estetyki. A postępek, który zapewnił mu sławę, daje mi prawo nazwać go także cymbałem .”
Dla przykładu napiszę to tak, żeby Pan zrozumiał o co mi idzie:
Na zdjęciu widzimy homoseksualistę przebranego w sutannę, którą zadziera do obiektywu, pokazując różowe stringi i siatkowe pończochy. Owoż przyznaję sobie prawo, żeby móc powiedzieć publicznie iż jest to zachowanie obrzydliwe, obrażające moje uczucia religijne i moje poczucie estetyki. Postępek, który zapewnił mu sławę, oceniam jako żałosny [pożałowania godny, haniebny, godzący w ważne dla mnie wartości, idiotyczny, mały…].
Absolutnie zgoda. Tak jak napisałem, forma użyta przez autora wydaje mi się fatalna, niemniej treść, moim skromnym zdaniem, całkiem słuszna.
Idźmy dalej, będzie już chwilowo o czym innym:
„Są ludzie, którzy się tatuują albo wbijają sobie ćwieki w różne miejsca. Budzi to we mnie podobną odrazę, jak wspomniana ciota pokazująca różowe majtki. Nie absolutyzuję swojego gustu. Co tam się komu podoba – jego sprawa. Jak na razie nikt mi nie każe podziwiać wytatuowanych dziwadeł i cmokać z zachwytu nad kobietą obnoszącą w nosie stalowe kółko, jak jakaś świnia albo krowa. Nie szukam ich towarzystwa ani oni mojego, i to jest właśnie tolerancja.”
Pan Ziemkiewicz nie absolutyzuje swego gustu, Boże broń. Jedynie przyrównuje kobietę, mającą w nosie stalowe kółko, do świni albo krowy.
Raczej jest to Pani interpretacja. Oczywiście, autor się podłożył, bo znów wystarczyłoby napisać, że jemu tak się kojarzy kobieta z kółkiem w nosie lub o kobiecie z takim kółkiem w nosie jakie miewają w tym miejscu krowy lub świnie.
Następnie, z faktu nie szukania wzajemnego towarzystwa, wywodzi Pan Ziemkiewicz tolerancję.
„Nie szukanie” to raczej eufemizm. Moim zdaniem chodzi o unikanie kontaktów z takimi ludźmi, choć mogę się mylić.
Jeszcze chwilę Pan Ziemkiewicz pojedzie na tej nucie:
„Usiłuje się natomiast mnie i większość normalnych ludzi zmusić do zachwycania się ciotą w różowych pończochach, a w każdym razie do milczenia, cokolwiek by ten czy inny perwers wyprawiał. I do używania dziwacznych, wymyślonych przez perwersów słów – „gej”, „homofobia” i tak dalej.
Otóż ani myślę ich używać, bo są fałszywe. Trudny do spolszczenia „gej” (zwykło się go tłumaczyć jako „wesołek”, ale to mylące, bo „wesołek” to po polsku „dowcipniś”, a tu chodzi o „człowieka, który prowadzi wesoły tryb życia”) sugeruje, że każdy homoseksualista musi być pajacem pokazującym publicznie zadek, lewicowym aktywistą i osobnikiem seksualnie niewyżytym;”
Znowu to samo. Brak panowania nad językiem. Jakby wartości, które wyznaje Pan Ziemkiewicz, upoważniały go do obrażania ludzi.
Trudno się z Panią nie zgodzić, choć nie wyklucza to zgody na meritum przedstawione przez autora.
Słowo gej nic takiego nie sugeruje, nie sugeruje, że każdy homoseksualista publicznie pokazuje zadek, jest lewicowym aktywistą, czy osobnikiem seksualnie niewyżytym.
Proszę sprawdzić w starych słownika języka angielskiego co znaczy słowo „gay”. Zobaczy Pani, że to, co robi autor jest jednak ujawnieniem manipulacji. A ujawnienie manipulacji jest bardzo skuteczną metodą rozbrajania tejże. Wydaje mi się, że Pani troszkę przesadza.
Nadużycie i manipulacja, aż piszczy.
Jeśli mówimy o używaniu terminu „gay” zamiast homoseksualista, to się zgadzam.
Na koniec, Pan Ziemkiewicz robi ukłon w stronę homoseksualistów, odróżniając perwersów od innych homoseksualistów. Piękne to jest, po prostu.
:)
Jeszcze Pan Ziemkiewicz odrzuca pojęcie homofobii, podkreśłam – odrzuca pojęcie, pisząc tak:
“Odrzucam też kretyńską “homofobię”, bo “fobia” oznacza irracjonalny lęk, a ja się różowej cioty nie boję, ja się nią zwyczajnie brzydzę, i nie ma w tym nic irracjonalnego.”
A może nie odrzuca terminu, tylko podpinane pod niego znaczenie. Może chodzi o odrzucenie homofobii jako etykietki, którą szermują homoseksualni aktywiści.
Czyli skoro Pan Ziemkiewicz się nie boi irracjonalnie, to homofobię należy uznać za nieistniejącą, tak?
Może obawa nie jest irracjonalna?
A contrario: skoro ja się nie boję Żydów, a nawet wręcz przeciwnie, darzę ich irracjonalną sympatią, to mogę odrzucić kretyński antysemityzm?
Czy można odrzucić coś co nie istnieje? ;)
Taki kiepski żart mi wyszedł.
I na koniec końców, przepiękne, humanistyczne wręcz posłanie, do ludzi dobrej woli, bez względu na orientację seksualną.
„Homoseksualizm jest mi głęboko obcy, a męski homoseksualny seks wydaje mi się odrażający – podobnie jak homoseksualiście równie odrażające wydałoby się zapewne to, co ja robię ze swą żoną. Dopóki jednak nie wedrą się między nas agresywni perwersi, stać nas na to, żeby nawzajem szanować swoją intymność i widzieć w sobie ludzi.”
Zadaję sobie pytanie, jak to jest z tą słuszną definicją tolerancji…
„Tolerować coś – to znaczy nie lubić tego, nie zgadzać się, uważać za złe, a mimo wszystko, w imię jakiś wartości (choćby był nią tylko święty spokój) godzić się, żeby to istniało i korzystało z równych z nami praw.”
Pewnie, ale nie przegięta ciota, perwers, pedryl, cymbał, pajac.
A o tym, kto to jest, przegięta ciota, perwers, pedryl, cymbał i pajac zdecydował Pan Ziemkiewicz, w swoim tekście o tolerancji zatytułowanym Won!
Powiem Panu, Panie Jerzy, że temat akurat dotyczył homoseksualistów, ale zjawisko jest obecne wszem i wobec.
Nadal zbyt wielu ludzi krzyczy o wolności, tolerancji, w szczególności o tym jak ważne są to dla nich wartości, używając jednocześnie słów, które zaprzeczają deklaracjom.
Podstawowa zasada w psychologii, dotycząca krytyki: krytykuj zachowanie, nie człowieka.
I co?
Sam Pan widzi co, albo mam nadzieję, że Pan widzi.
Jak napisałem, forma wypowiedzi autora nie odpowiada mi. Natomiast treść jest moim zdanem bardzo ważna. To i owo widzę, choć jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.07.2009 - 13:34