Kim Dzong Il po raz kolejny kpi sobie ze świata. Po wystrzeleniu „satelity”, którego nie ma (może jest niewidzialny?), a był testem rakiety Taepondong II, postanowił wyrzucić obserwatorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) z elektrowni atomowej w Jongbion. Pretekstem jest protest przeciwko rezolucji RB ONZ. Takie oburzenie dziwi, bo w/w rezolucję najlepiej podsumują trzy wyrazy: słowa, słowa, słowa. Chińczycy i Rosjanie nie zgodzili się mocniejsze ustalenia. Kim Dzong Il znowu pobawi się z mocarstwami w kotka i myszkę lub chowanego.
Czy naprawdę świat nie może sobie proadzić z jednym z najbiedniejszych państw świata? Może, ale nie chce. Wbrew pozorom Kim Dzong Il nie jest odbierany jako realne zagrożenie. „Walka” z nim to z kolei świetne narzędzie PR. Poza tym – skrótowo mówiąc – upadek komunizmu w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej byłby olbrzymim wstrząsem dla tamtego regionu świata. Korea Południowa i Ameryka, próbując jednoczyć Koreę, musiałyby zainwestować setki miliardów dolarów w zupełnie nierentowną gospodarkę folwarku Kim Dzong Ila. Japończycy i Chińczycy bardzo baliby się nowego państwa z ogromnym potencjałem. Zjednoczona Korea byłaby projektem bardziej kosztownym niż przyłączenie NRD do RFN. Chociażby z tego względu, że Niemiecka Republika Demokratyczna, w porównaniu z Koreą Północną, to był niemal raj na ziemi. Inwestycje we wschodnie landy jeszcze się nie zwróciły i prawdopodobnie nigdy tego nie zrobią.
Wracamy jednak do Azji – łatwo wyobrażam sobie zachodnich inwestorów uciekająćych do specjalnie utworzonych stref ekonomicznych w byłej już wtedy Korei Północnej. Koszt produkcji byłby – ze względu na tanią siłę roboczą – jeszcze niższy niż w Chinach. Takie połączenie być może świetnie wykorzystaliby również Koreańczycy z południa. Tego z kolei obawiają się Chiny, dzięki którym Korea Północna może egzystować. Po co Pekinowi potencjalny rywal polityczny? Sama Korea Południowa też raczej nie pali się do zjednoczenia, bo takiego projektu mogłąby nie wytrzymać potężna przecież gospdoarka tego kraju. Co zrobić z indoktrynowani ludźmi i wszechpotężnym wojskiem? Istnieją oczywiśćie rozwiązania pośednie, ale w gruncie rzeczy prawie wszystkim graczom zależy na utrzymaniu statusu quo.
Usunięcie Kim Dzong Ila nie byłoby trudne. Tylko w aktualnej sytuacji nie wiadomo, czy jeden dyktator nie zostałby zastąpiony drugim, jeszcze gorszym. Oglądając północnokoreańskie parady zastanawiam się, na ile to efekt sprawnej propagandy, a ile jest w tym faktycznej, orwellowskiej, wiary tych ludzi. Większość podróżujących do KRL-D uważa zachowanie tych ludzi za autentyczne, chociaż faktem jest, iż turystom pokazuje się tylko wybrane miejsca – w tym wspaniałe budowle, wzniesione zapewne kosztem wielu tysięcy ludzi. Systemy komunistyczne uwielbiają pokazywać wspaniałe dzieła, zbudowane na śmierci ludzkiej. O tym przecież „przewodnik” będący przyzwoitką ze slużb bezpieczeństwa raczej nie wspomni.
Ponad pół roku spokoju. Tyle dostał świat od KRL-D w zamian za skreślenie z listy państw popierających terroryzm przez Waszyngton i dostawy humanitarne. „Gospodarka” północnokoreańska, znajdująca się gdzieś w XIX wieku pod względem zaawansowania technologicznego w rolnictwie, istnieje tylko dzięki pomocy humanitarnej i jej odcięcie/zwiększenie jest jednym z głównych argumentów państw negocjująćych z Koreą Północną. Żarty o niezwykłym głodzie może byłyby zabawne, gdyby nie były prawdziwe. Dopiero teraz powstają prawdziwe publikacje na temat tego, jak wyglądała konfiskata zbiorów w całym ZSRR w latach trzydziestych, a i często można spotkać homo sovieticus twierdzących nadal, że np. Wielki Głód, to antyradziecka propaganda i nie ma dowodów na to, że radzieckie dowództwo doprowadziło do niego celowo.
Krążą legendy o zamiłowaniu Kim Dzong Ila i jego ferajny do luksusowych aut i zegarków. Wiara w skuteczność rzekomego embarga to rzeczywista kpina. Chińczycy – po znajomości – dostarczają estabilishmentowi wszystkiego, czego potrzebuje. Ten kontrast, pomiędzy bogactwem państwowej wierchuszki, w tym wojska, oraz biedą typowych Koreańczyków, najlepiej opisuje filozofie istnienia tego państwa. Niepokorni znikają na zawsze w obozach, których standard zatrzymał się na czasach stalinizmu. Wrogiem partii wszakże zostać bardzo łatwo.
Nic się nie zmieni. „Nuklearne” zamieszanie wobec KRL-D to tylko przykrywka. Komuniści, chociaż nieobliczalni, wiedzą, że po przekroczeniu pewnej granicy zostaną zniszczeni. Kim Dzong Il chodzi też na pasku Hu Jintao. Dlatego Koreańczycy mogą sobie grać w chowanego, testować rakiety, nawet robić próbę atomową, a potem chować się za Chinami. Prężenie muskuł jest bardzo potrzebne ze względu na wewnętrzną proapgandę. Legendarna już agencja KCNA przecież musi donosić o kolejnym sukcesie Wielkiego Wodza Kim Dzong Ila, syna boskiego Kim Ir Sena, nad dekadenckim i zepsutym zachodem. Korea Północna przypomina kuturystę zbudowanego na sterydach. Wygląda groźnie, ale jego organizm jest już naprawdę zniszczony, a w dodatku może się okazać, że jego realna siła jest śmiesznie mała (popularny jednostrzałowiec). Komunistyczny system istnieje w głównej mierze dzięki Chinom i ONZ, a nie swojej samowystarczalności. Jeśli Koreańczycy z północy mają jakikolwiek instynkt samozachowawczy, to nie zrobi nic, co mogłoby naprawdę zdenerwować Amerykanów, Japończyków czy Chińczyków, bo to oznaczałoby prawdziwy koniec.
Więcej na temat Korei Północnej: – Korea Północna, a sprawa gwiezdnego cyrku
komentarze
Dlaczego zbył Pan moje pytanie w poprzednim swym wpisie?
Rozumiem że może Pan nie wiedzieć, kwestia intrygującą jednak jest, nieprawdaż?
Ktoś drugi (gość) -- 16.04.2009 - 21:55Pytanie
Odpowiedzialem na Panskei pytanie.
Patryk Gorgol -- 16.04.2009 - 23:11Dzięki
.
Ktoś drugi (gość) -- 16.04.2009 - 23:34