Wujek Janek podbiegł i zaczął walić pięścią w drzwi. Po chwili przyłączył się do niego Marcjanik, tylko że nie krzyczał “otwierać!”. Surowa blacha przybita do starej dykty głucho bębniła, ale hałas nie rozchodził się daleko, tłumiony przez pobliskie krzaki dzikiego bzu i ogródki na Sprzymierzonych.
— Otwieeerać! — wujek Janek nie dawał za wygraną, mimo że Marcjanik pośliznął się na kępie trawy i podciął go tak niefortunnie, że obaj wywrócili się w rosnące po obu stronach osty. — Otwieeee…
Drzwi piekarni nagle szczęknęły, a przez szparę wyjrzał przestraszony młody człowiek w białym fartuchu i stojącej na sztorc czapce.
— Krochmal, czy żel? — wybełkotał wujek Janek, starając się jednocześnie wyplątać z powyginanego we wszystkie strony Marcjanika, któremu w dodatku zrobiło się niedobrze. — Khm… Piękna czapka, panie poruczniku, że poruczniku… Tadziu, daj żyć, zejdź ze mnie, prawda…
Wujek Janek zrzucił Marcjanika i podszedł do drzwi.
— Szanowny panie piekarzu, że piekarzu… przede wszystkim przepraszam za kolegę — Marcjanik wymiotował. — Otóż, wracamy od kuzyna, który wyszedł na przepustkę, prawda, z wojska, i zauważyliśmy, że u pana dymy idą z pieca. Piekarz wypieka, prawda, chleb, żebyśmy mieli rano. Czy nie mógłby pan, że tak powiem… użyczyć nam bochenka, prawda, nam zagubionym wędrowcom, że wędrowcom…
Drzwi zamknęły się, ale po chwili stojąca na sztorc czapka wystawiła rękę ze świeżym bochenkiem baltonowskiego i znowu drzwi klapnęły, po czym głucho zachrzęścił zamek. Wujek Janek popatrzył na pachnący zakalcem chleb, na cierpiącego pod piekarnią Marcjanika, postawił kołnierz koszuli, bo chłód poranka coraz dotkliwiej wdzierał się we wszystkie ciepłe miejsca, i zdecydował: — Tadziu, definitywnie wracamy do domu!
Mały referent jeszcze dziecko obiecał czuwać, kiedy wujek Janek uprzedził go wieczorem, że może z rana zapukać w szybę jego pokoju, żeby otworzył mu drzwi. A jesli babcia nie będzie jeszcze spała, to żeby rzucił mu koc przez okno. Mały referent jeszcze dziecko zjadł jednak na kolację placki z jagodami i zasnął natychmiast, jeszcze przed bajką. Śnił mu się parostatek z kominem białym i czystym jak czapka piekarza.