Pisałem niedawno o dziwnej praktyce doboru aż czterech recenzentów do oceny książki o Lechu Wałęsie. Czterech recenzentów związanych w ten czy inny sposób z PiSem i słabo raczej znających się na problematyce. Można się spodziewać jakie recenzje napisali. Jak w Rejsie: „lubie piosenki, które już znam”, autorzy Książki lubią recenzję, które już znają. Historiografia nam popowacieje…
Kuriozalny jest również wstęp profesora Janusza Kurtyki, który jak to powiedział jeden z jego kolegów jest jednym z najwybitniejszych historyków w Polsce. Boję się pomyśleć jaki poziom reprezentują ci przeciętni albo słabi. Pewnie uczą się czytać i pisać. Sam fakt umieszczanie przedmowy szanownego prezesa jest znaczący. Nie zauważyłem, żeby inne publikacje IPN pan prezes również w ten sposób dowartościował chociaż stoją one na wyższym poziomie i mówią o kwestiach historycznie i społecznie istotnych. Zapewne swoim autorytem profesor chciał wzmocnić wymowę Dzieła. Zapewnić powagą swojego stanowiska, że Buch mówi prawdę i tylko prawdę. Opowiada, jak powiadał nestor historiografii, wie es eigentlich gewesen ist.
Nienajlepiej to jednak profesorowi wyszło. Abstrahując od nieporadnego stylu tekst pełen jest myśli mało przemyślanych. I tak Kurtyka ubolewa, że „wciąż jednak powszechnemu przekonaniu o historycznej roli rewolucji „Solidarności” nie towarzyszą odpowiadające tej roli intensywne badania historyczne”. Nic to, że bibliografia do książki liczy 30 stron, że wiele prac w niej umieszczonych dotyczy właśnie Solidarności lub ludzi związanych z tym ruchem. Że wielu badaczy polskich, francuskich, brytyjskich i amerykańskich… na temat Solidarności napisało przynajmniej kilkaset monografii. Nie prowadzili widocznie badań ani historycznych ani nazbyt intensywnych. Czym są zatem historyczno-intensywne badanie wedle prezesa IPN? Zapewne Kniga jest przykładem takich badań ale z jej analizą poczekam do końca lektury. Na razie przyjrzyjmy się co pisze prof. Kurtyka.
Rozpisuje się szeroko o różnych potencjalnych problemach badawczych związanych z Solidarnością. Stwierdza najpierw przytomnie, że „Solidarność” nie była dziełem jednego człowieka”. Pisze m. in. że potrzebujemy wiedzieć więcej m. in „o szczegółach fenomenu obywatelskiej „rozproszonej konspiracji” lat osiemdziesiątych, wreszcie o mechanizmach walki o przywództwo wewnątrz „Solidarności” na jej poszczególnych szczeblach organizacyjnych i regionalnych. Sam charakter przywództwa w „Solidarności” jest intrygującym problemem badawczym – bo przecież nie była to zbiurokratyzowana i hierarchiczna struktura o utrwalonej tradycji organizacyjnej….”. Dalej jednak pojawia się zaskakujące stwierdzenie: „Wszystkie zasygnalizowane powyżej postulaty badawcze mogą jednak być podejmowane w sposób nieograniczony dopiero po szczegółowym wyjaśnieniu problemu i charakteru relacji Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych oraz po wyjaśnieniu, czy i jak wiedza o tych relacjach była przez bezpiekę wykorzystywana dekadę później, wreszcie czy fakt ten wpływał na sposób sprawowania urzędu prezydenta przez L. Wałęsę w początkach lat dziewięćdziesiątych”. Dlaczego? W jaki sposób brak wiedzy na temat relacji Wałęsy z SB ma stać na przeszkodzie w badaniu rozproszonej konspiracji. Przecież jak twierdzi we wstępie dopiero ksiażka G&C problem Wałęsy i SB rozpracowała. A podejmowano sygnalizowane problemy przez Kurtykę problemy już wcześniej. Nie było więc tak, że brak wiedzy o Wałęsie i SB uniemożliwiał badania. Chyba, że przyjąć, że poprzednie prace są mało warte. Dopiero książka G&C wyznacza nowy początek w badaniach nad Solidarnością: rewolucję naukową, nowy Kuhnowski paradygmat, nową epokę w polskiej historiografii. Można też postawić hipotezę, że takie kategoryczne stwierdzenie ma swoje źródła w pewnym specyficznym rozumieniu historycznej materii, od którego Kurtyka zdawał się odżegnywać, a mianowicie idiograficznej „zderzeniówy” przypominającej archaiczne historie heroiczne.
Zabawne jest natomiast twierdzenie: „wykorzystywany w rozgrywkach politycznych oraz w gwałtownych, chaotycznych i tendencyjnych dyskusjach prasowych problem, jak dotąd, nie został poddany analizie naukowej, uwzględniającej wszelkie kwestie źródłoznawcze i metodologiczne, a obecnie wiemy już sporo na temat funkcjonowania archiwów bezpieki, metod i zasad pracy operacyjnej SB oraz ich kontekstu społecznego”. Zabawne w odniesieniu do pracy, która przywołuje jedynie jedną metodologiczną książęczke.