Co jakiś czas pojawia się postulat wprowadzenia okręgów jednomandatowych. Idea okręgów jednomandatowych bywa podnoszona przez niektórych polityków, zwłaszcza z PO, a także różnego inicjatywy obywatelskie, itd. Realizacja tej idei ma jednak niewielkie szanse powodzenia. I dobrze. Jest to bowiem nieprzemyślane kopiowanie rozwiązań powstałych w innych warunkach społecznych.
Po pierwsze, żądanie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych niewiele mówi o jaki właściwie system wyborczy idzie. Okręgi jednomandatowe charakterystyczne są dla systemów większościowych, które mają dwie odmiany: większości względnej i większości absolutnej (które mają jeszcze podtypy). Oba warianty dopuszczają zresztą istnienie okręgów wielomandatowych. Przykładowo system większości względnej oparty na okręgach wielomandatowych istnieje w Turcji i w Argentynie.
Po drugie, w systemach wyborczych opartych na okręgach jednomandatowych, w których wystarczy zdobyć względną większość głosów, aby uzyskać mandat (USA, Wielka Brytania) zdobycie przez partię większości bezwzględnej mandatów nie musi się wiązać ze zdobyciem większości bezwzględnej głosów wyborczych. Co więcej, analiza wyników wyborczych pokazuje, że zwykle się nie wiąże. W efekcie partia rządząca zwykle nie reprezentuje większości wyborców. Inaczej mówiąc, najczęściej rządzi partia, która nie uzyskała bezwzględnej większości głosów wyborczych, zdobywając mimo to bezwzględną większość mandatów. Ten system wyborczy prowadzi do nadreprezentacji i różnego rodzaju dysproporcji, które niekiedy są bardzo duże. Dla przykładu w wyborach w 1993 roku w Kanadzie liberałowie uzyskali 42% głosów i 178 mandatów, konserwatyści 16% głosów i 2 mandaty, Nowa Partia Demokratyczna zdobyła natomiast 8 mandatów choć głosowało na nią tylko 7% wyborców, a Kanadyjska Partia Reform uzyskała 19% głosów i 52 mandaty.
Po trzecie, poparcie dla wprowadzenie okręgów jednomandatowych wynika z przekonania, że doprowadzi to do uproszczenia sceny politycznej i wykształcenia się dwóch dużych partii. Jednak założenie, że system większościowy oparty na większości względnej jest skorelowany z dwupartyjnością jest tylko hipotezą. Została ona sformułowana przez Duvergera w 1954 roku w książce Political Parties. Inni badacze, jak przykładowo Rokkan (Citizens, Elections, Parties, 1970) wskazują, że systemy wyborcze nie są czynnikiem, który determinuje kształt systemu partyjnego i że teza Duvergera oparta jest na naiwnej wierze w autonomiczność instytucji politycznych, które rozpatrywane są w oderwaniu od kontekstu społecznego. Mówiąc inaczej, Rokkan argumentuje, że to specyficzny typ podziałów socjopolitycznych warunkuje taki a nie inny system wyborczy. Przykładowo, wielopartyjne systemy wykształciły się zanim wprowadzono proporcjonalne systemy wyborcze. Przyjęto systemy proporcjonalne ponieważ były jedynymi, które pozwały na reprezentowanie większości istotnych politycznie interesów w podzielonym społeczeństwie.
Po czwarte, system większościowy ze względu na brak progu wyborczego, pozwala na zdobycie mandatów niewielkim, nierzadko skrajnym partiom, które w skali całego kraju mają znikome poparcie – jeżeli tylko ich wyborcy są geograficznie skoncentrowani. Przykładem takich partii są walijscy, szkoccy czy irlandzcy nacjonaliści w Wielkiej Brytanii.
Po piąte nawet jeżeli rzeczywiście konsekwencją wprowadzenia systemu większościowego byłoby wykształcenie się dwóch dużych partii, to można się zastanawiać czy w warunkach polskich byłoby to zjawisko pozytywne. Otóż wydaje się, że raczej nie: ze względu na zaostrzenie się rywalizacji politycznej, brak miejsca na kompromisy, zbyt dużą władzę partii, która wygrywa wybory. Nastąpiłaby koncentracja władzy wykonawczej w rękach jednopartyjnego rządu, składającego się wyłącznie z członków partii, która uzyskała względną większość w wyborach (zwykle reprezentowałaby jednak mniejszość wyborców). Niektóre grupy społeczne byłyby pozbawione reprezentacji w parlamencie, co spowodowałoby wzrost działalności pozaparlamentarnej, a także pewnie pozakonstytucyjnej. Oznaczałoby to także dominację rządu nad parlamentem, który stałby się jedynie maszynką do głosowania, co zachwiałoby podziałem władzy. Zaostrzyłaby się także rywalizacja ponieważ zwiększyłaby się stawka w walce o władzę. Biorąc pod uwagę niski poziom kultury politycznej w Polsce sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej niż obecnie. Nie było by żadnych mechanizmów, które skłaniałyby do szukania kompromisów.
Po szóste, rząd złożony z jednej partii, która w dodatku dominuje w parlamencie oznacza, że legislatywa zamieniłaby by się w maszynkę do głosowania pod dyktando egzekutywy. Co prawda zwolennicy jow twierdzą, że system ten sprzyja niezależnym posłom. Jednak system brytyjski pokazuje, że tak być nie musi. Każdy kto interesował się życiem politycznym Wielkiej Brytanii wie, jaką rolę odgrywają w nim „naganiacze” (whips). Rzadko zdarza się, aby poseł niezależny bez poparcia partii politycznej dostał się do Izby Gmin. Potrzebne mu są partyjne pieniądze na kampanie, poparcie przywódcy (za sprawą mediów wybory coraz częściej przypominają plebiscyt popularności między przywódcami partii, którzy robią show w ogólnokrajowych programach telewizyjnych), jego kariera polityczna zależy od poparcia partii (mianowanie na stanowiska) a w parlamencie rola takiego posła jest niemal żadna. Efekt partia dyscyplinuje i wymaga.
Po siódme, jest rzeczą wątpliwą czy większościowy system wyborczy doprowadzi do wykształcenia się dwóch dużych partii. Polska ma inną strukturę społeczną niż kraje anglosaskie, gdzie głównym czynnikiem wpływającym na zachowanie wyborcze jest pozycja materialna, co sprzyja istnieniu dwóch dużych partii, które różnią się przede wszystkim polityką gospodarczą. W Polsce istotne politycznie podziały społeczne są bardziej złożone i na nich powinno się skupić rozpatrując konsekwencje różnych systemów wyborczych.
komentarze
Po 1
To jest akademicka dyskusja.
Igła -- 19.02.2009 - 11:26Po drugie obecny system jest zły.
Po trzecie dopóki nie sprawdzimy dopóty nie będziemy wiedzieli.
Po czwarte, wszystkie siedem wymienionych przez autora zastrzeżeń nie dyskwalifikuje JOW.
jow
czyli czego?
zoon politikon -- 19.02.2009 - 11:59w kwestii JOW
z próżnego i Salomon nie naleje. o!
Docent Stopczyk -- 19.02.2009 - 12:13Że,
czyli czego?
jak?
Igła -- 19.02.2009 - 12:21A podobno myślenie nie boli…
Co jakiś czas pojawia się postulat wprowadzenia okręgów jednomandatowych. Idea okręgów jednomandatowych bywa podnoszona przez niektórych polityków, zwłaszcza z PO, a także różnego inicjatywy obywatelskie, itd. Realizacja tej idei ma jednak niewielkie szanse powodzenia. I dobrze.
Do tego miejsca można się z autorem zgodzić.
Jest to bowiem nieprzemyślane kopiowanie rozwiązań powstałych w innych warunkach społecznych.
Założenie, że ludzie propagujący to nienajlepsze rozwiązanie nie przemyśleli tego, jest nieuprawnione. To, że autor nie zgadza się ze zwolennikami jowów, nie oznacza, że oni nie myślą.
Po pierwsze, żądanie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych niewiele mówi o jaki właściwie system wyborczy idzie.
Pisanie, że gdy chodzi o system jednomandatowy oznacza, że nie wiadomo o co chodzi jest bełkotem. To, że nie wiadomo jakie szczegółowe rozwiązania chcą przyjąć zwolennicy jowów, to nie dyskredytuje samej idei.
Okręgi jednomandatowe charakterystyczne są dla systemów większościowych, które mają dwie odmiany: większości względnej i większości absolutnej (które mają jeszcze podtypy).
Jednomandatowe okręgi wyborcze są takim przypadkiem ordynacji większościowej, jak kaszanka przykładem szynki. To, że do interpretacji wyników używa się terminologii większościowej, nie oznacza, że nie można użyć terminologii proporcjonalnej. Tyle, że zmniejszono wielkość okręgów do jednego mandatu. Warto przeprowadzić taką analizę, żeby zrozumieć czym różnią się ordynacje: proporcjonalna, większościowa i jednomandatowa.
Oba warianty dopuszczają zresztą istnienie okręgów wielomandatowych.
Istnienie okręgów wielomandatowych nie jest możliwe w ordynacji jednomandatowej, natomiast jest niezbędne w ordynacjach proporcjonalnych i większościowych.
Przykładowo system większości względnej oparty na okręgach wielomandatowych istnieje w Turcji i w Argentynie.
Co ma piernik do wiatraka, znaczy ordynacja większościowe, do dyskusji o jowach? Czy wyniki wyborów w tych krajach różnią się od wyników w krajach z okręgami jednomandatowymi czy nie?
Po drugie, w systemach wyborczych opartych na okręgach jednomandatowych, w których wystarczy zdobyć względną większość głosów, aby uzyskać mandat (USA, Wielka Brytania) zdobycie przez partię większości bezwzględnej głosów nie musi się wiązać ze zdobyciem większości bezwzględnej głosów wyborczych.
Czy w ordynacji większościowej (okręgach wielomandatowych) wyeliminowano by tę „wadę” czy nie? Poza tym, jeśli jest to wada tylko jednego podtypu ordynacji jednomandatowej, to w ogóle nie jest to argument przeciwko jowom, bo rozwiązaniem jest wybranie innej wersji wyborów jednomandatowych.
Co więcej, analiza wyników wyborczych pokazuje, że zwykle się nie wiąże.
Chyba, że zależność jest odwrotna, ale na to trzeba przedstawić mocne dowody.
W efekcie partia rządząca zwykle nie reprezentuje większości wyborców.
W efekcie czego? Czyżbyśmy mieli ordynację jednomandatową w Polsce? Przecież od dawna, rządząca w Polsce partia nie reprezentuje większości, gdyż większość nie głosuje, zatem reprezentacja większości jest poza sejmem.
Inaczej mówiąc, najczęściej rządzi partia, która nie uzyskała bezwzględnej większości głosów wyborczych, zdobywając mimo to bezwzględną większość mandatów.
Co to znaczy najczęściej? Jaki procent wyborów kończy się takim wynikiem? A poza wszystkim, to polityka jest sztuką osiągania celów politycznych, a nie zdobywania popularności. Jeśli ktoś umie zdobyć większość, w sejmie, to realizuje swój program wyborczy. To jest istota demokracji.
Ten system wyborczy prowadzi do nadreprezentacji i różnego rodzaju dysproporcji, które niekiedy są bardzo duże.
A jaki nie prowadzi?
Dla przykładu w wyborach w 1993 roku w Kanadzie liberałowie uzyskali 42% głosów i 178 mandatów, konserwatyści 16% głosów i 2 mandaty, Nowa Partia Demokratyczna zdobyła natomiast 8 mandatów choć głosowało na nią tylko 7% wyborców, a Kanadyjska Partia Reform uzyskała 19% głosów i 52 mandaty.
Czy jest możliwe znalezienie przykładu z większą nadreprezentacją, czy też jest to taka sprytna manipulacja przedstawiająca zjawisko wyjątkowe jako coś typowego?
Po trzecie, poparcie dla wprowadzenie okręgów jednomandatowych wynika z przekonania, że doprowadzi to do uproszczenia sceny politycznej i wykształcenia się dwóch dużych partii.
A może z niezadowolenia z obecnego systemu?
Jednak założenie, że system większościowy oparty na większości względnej jest skorelowany z dwupartyjnością jest tylko hipotezą. Została ona sformułowana przez Duvergera w 1954 roku w książce Political Parties.
Zatem argument o uporządkowaniu sceny jest nieistotny i można go pominąć. Przy okazji potwierdza to moją tezę o powinowactwie ordynacji jednomandatowej do proporcjonalnej, gdzie porządkowanie sceny politycznej nie następuje. Natomiast przy ordynacji większościowej, nawet w tak małych okręgach jak dwumandatowe prowadzi, czego dowodem są wyniki wyborów do izby senatorskiej sejmu polskiego.
Inni badacze, jak przykładowo Rokkan (Citizens, Elections, Parties, 1970) wskazują, że systemy wyborcze nie są czynnikiem, który determinuje kształt systemu partyjnego i że teza Duvergera oparta jest na naiwnej wierze w autonomiczność instytucji politycznych, które rozpatrywane są w oderwaniu od kontekstu społecznego. Mówiąc inaczej, Rokkan argumentuje, że to specyficzny typ podziałów socjopolitycznych warunkuje taki a nie inny system wyborczy. Przykładowo, wielopartyjne systemy wykształciły się zanim wprowadzono proporcjonalne systemy wyborcze. Przyjęto systemy proporcjonalne ponieważ były jedynymi, które pozwały na reprezentowanie większości istotnych politycznie interesów w podzielonym społeczeństwie.
Są to dywagacje broniące systemu proporcjonalnego, z którym system jednomandatowy dzieli wszystkie wady, więc nie ma po co analizować tego fragmentu.
Po czwarte, system większościowy ze względu na brak progu wyborczego, pozwala na zdobycie mandatów niewielkim, nierzadko skrajnym partiom, które w skali całego kraju mają znikome poparcie – jeżeli tylko ich wyborcy są geograficznie skoncentrowani. Przykładem takich partii są walijscy, szkoccy czy irlandzcy nacjonaliści w Wielkiej Brytanii.
Jeżeli celem systemu wyborczego jest eliminowanie kogokolwiek ze sceny politycznej, to system proporcjonalny lepiej się do tego nadaje niż jednomandatowy, niemniej to chyba jest wypaczenie, a nie esencja demokracji.
Po piąte nawet jeżeli rzeczywiście konsekwencją wprowadzenia systemu większościowego byłoby wykształcenie się dwóch dużych partii, to można się zastanawiać czy w warunkach polskich byłoby to zjawisko pozytywne. Otóż wydaje się, że raczej nie: ze względu na zaostrzenie się rywalizacji politycznej, brak miejsca na kompromisy, zbyt dużą władzę partii, która wygrywa wybory. Nastąpiłaby koncentracja władzy wykonawczej w rękach jednopartyjnego rządu, składającego się wyłącznie z członków partii, która uzyskała względną większość w wyborach (zwykle reprezentowałaby jednak mniejszość wyborców). Niektóre grupy społeczne byłyby pozbawione reprezentacji w parlamencie, co spowodowałoby wzrost działalności pozaparlamentarnej, a także pewnie pozakonstytucyjnej. Oznaczałoby to także dominację rządu nad parlamentem, który stałby się jedynie maszynką do głosowania, co zachwiałoby podziałem władzy. Zaostrzyłaby się także rywalizacja ponieważ zwiększyłaby się stawka w walce o władzę. Biorąc pod uwagę niski poziom kultury politycznej w Polsce sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej niż obecnie. Nie było by żadnych mechanizmów, które skłaniałyby do szukania kompromisów.
Dyskusja ordynacji większościowej nie jest przedmiotem tego tekstu. A już szczytem manipulacji jest ronienie łez nad niereprezentowaniem części społeczeństwa w systemie dwupartyjnym. Takie stanowisko tkwi w jawnej sprzeczności z powyższą argumentacją o możliwości zdobycia mandatów przez mniejszości w systemie jednomandatowym. Należy się zdecydować co jest dobre a co złe, a nie odwracać kota ogonem zależnie od tego, jaki argument akurat się przytacza.
Po szóste, rząd złożony z jednej partii, która w dodatku dominuje w parlamencie oznacza, że legislatywa zamieniłaby by się w maszynkę do głosowania pod dyktando egzekutywy.
Mieszanie podziału kompetencji władzy oraz ordynacji wyborczej jest przykładem niekompetencji wysokiego lotu. Może warto pomyśleć, zanim się coś powie (napisze)?
Co prawda zwolennicy jow twierdzą, że system ten sprzyja niezależnym posłom. Jednak system brytyjski pokazuje, że tak być nie musi. Każdy kto interesował się życiem politycznym Wielkiej Brytanii wie, jaką rolę odgrywają w nim „naganiacze” (whips). Rzadko zdarza się, aby poseł niezależny bez poparcia partii politycznej dostał się do Izby Gmin. Potrzebne mu są partyjne pieniądze na kampanie, poparcie przywódcy (za sprawą mediów wybory coraz częściej przypominają plebiscyt popularności między przywódcami partii, którzy robią show w ogólnokrajowych programach telewizyjnych), jego kariera polityczna zależy od poparcia partii (mianowanie na stanowiska) a w parlamencie rola takiego posła jest niemal żadna. Efekt partia dyscyplinuje i wymaga.
Znów mamy jak na dłoni ukazane, że ordynacja jednomandatowa przypomina do złudzenia ordynację proporcjonalną. Ma wszystkie jej wady.
Po siódme, jest rzeczą wątpliwą czy większościowy system wyborczy doprowadzi do wykształcenia się dwóch dużych partii.
Należy się zdecydować czy powstanie systemu dwupartyjnego jest pożądane i mało prawdopodobne, czy niepożądane i prawie pewne. Czytelnik może sprawdzić co jest napisane w poprzednim akapicie.
Polska ma inną strukturę społeczną niż kraje anglosaskie, gdzie głównym czynnikiem wpływającym na zachowanie wyborcze jest pozycja materialna, co sprzyja istnieniu dwóch dużych partii, które różnią się przede wszystkim polityką gospodarczą. W Polsce istotne politycznie podziały społeczne są bardziej złożone i na nich powinno się skupić rozpatrując konsekwencje różnych systemów wyborczych.
I chwała Bogu, że więcej argumentów autor nie przedstawia, bo odporność na odwracanie kota ogonem i dopasowywanie faktów do tezy wpływa na mnie pobudzająco, a ja wolę zachować spokój.
Jerzy Maciejowski -- 19.02.2009 - 20:15Rozumiem, że Pan za i przeciw przemyślał?
Czytał Pan Druvergera i Rokkana? J. S. Milla? Spotkał się Pan z pojęciem podział socjopolityczny? Wszystko się Panu miesza. Tylko parę przykładów
1. Pisze Pan “Jednomandatowe okręgi wyborcze są takim przypadkiem ordynacji większościowej, jak kaszanka przykładem szynki”. Pan wie co to znaczy system większościowy? Termin ten wprowadził Arend Lijphart i jow jest jak najbardziej przykładem ordynacji większościowej. Polecam np. Lijphart, A. (1994) Electoral Systems and Party Systems. Oxford: Oxford University Press.
2. “ A już szczytem manipulacji jest ronienie łez nad niereprezentowaniem części społeczeństwa w systemie dwupartyjnym. Takie stanowisko tkwi w jawnej sprzeczności z powyższą argumentacją o możliwości zdobycia mandatów przez mniejszości w systemie jednomandatowym. Należy się zdecydować co jest dobre a co złe, a nie odwracać kota ogonem zależnie od tego, jaki argument akurat się przytacza”. Nie stoi bo w jow chodzi o specyficzne mniejszości, które mają silne zregionalizowane poparcie jak Plaid Cymru w UK np.
3. “Mieszanie podziału kompetencji władzy oraz ordynacji wyborczej jest przykładem niekompetencji wysokiego lotu”. He, he , tak jakby system polityczny składał się z zupełnie odrębnych i autonomicznych części. Chodzi o to, jaki efekt przy danych relacjach między legislatywą a egzekutywą, przyniesienie zmiana systemu wyborczego. Na temat istnieje spora literatura….
4. “Należy się zdecydować czy powstanie systemu dwupartyjnego jest pożądane i mało prawdopodobne, czy niepożądane i prawie pewne” A dlaczego mam się decydować. Z tekstu jasno wynika, że: jest mało prawdopodobne w Polsce, a nawet gdbyby było prawdopodobne, to byłoby niepożądane
5. A najważniejsze: idzie o społeczne uwarunkowania system wyborczych i systemów partyjnych. Tego zwolennicy jow w ogóle nie biorą pod uwagę. Chyba, że się myle. Proszę mi w takim razie wskazać chętnie przeczytam analizę jow w kontekście podziałów socjopolitycznych w Polsce.
zoon politikon -- 19.02.2009 - 21:03Ja też
chętnie przeczytam tę analizę.
Tylko skąd ją wziąć skoro JOW nie ma?
Pańska logika jest cokolwiek surrealistyczna.
Pan wie co będzie chociaż tego nie ma.
Co więcej pan wie, że będzie źle.
A może za dużo pan czytał literatury SF?
Igła -- 19.02.2009 - 21:25A ja zapytam niemerytorycznie:)
gdzie pan prof. Jerzy Przystawa?
I czemu jeszcze tu Zoona tu polemicznie nie zmiażdżył?
Pozdrawiam w oczekiwaniu:)
grześ -- 19.02.2009 - 22:02he he
“chętnie przeczytam tę analizę.Tylko skąd ją wziąć skoro JOW nie ma?Pan wie co będzie chociaż tego nie ma”. Nie wiem, tylko mam wątpliwości. A pan nie od różnia fiction od komparatystyki, prognozowania, prawdodopobieństwa – typowych nie dla sf ale dla political science…..
zoon politikon -- 20.02.2009 - 07:45zmiażdżyć?
Tu nie o robienie miazgi chodzi, tylko o przekonanie wątpiących. Zwolennicy JOW mają problem: warunkiem jow jest zmiana konstytucji (2/3 w sejmie i senacie). Irytacja i miazga nikogo nie przekona.
zoon politikon -- 20.02.2009 - 13:13Inny problem jest
W dywagacje z machinacjami autora sie nie wdaję, bo trochę “zamotany” ten tekst główny.
Odnosnie JOWów ja mam inna wątpliwość. Wystarczy popatrzeć na wybory samorządowe. Ludzie klna na wójta czy burmistrza, a on trwa na stanowisku. kto go wybiera??
Chciałbym spróbować z JOWami. Dzisiejszy system jest dla mnie oszukańczy do kwadratu.
Piotr Saj -- 20.02.2009 - 14:13zamotany?
Czego Pan nie pojął?
zoon politikon -- 20.02.2009 - 14:23Pan se jedzie wybiórczo
Rozmawiać pan nie chce zasłaniając się literaturą.
Na pańskie wybiórcze statystyk, można se ze strony JOW ściągnąć 123 odwrotne.
ITD, ITP.
Pańska wiara, przeciw wierze zwolenników.
I tyle.
Bo choćby taki śmieszny argument.
JOW ( cokolwiek pan przez nie rozumiesz ) wspiera szkockie, irlandzkie nacjonalizmy.
A obecna ordynacja polska jakie nacjonalizmy wspiera?
Ilu tzw. Niemców albo innych, którzy się np za Eskimosów uznają wejdzie do Sejmu?
Kto poza tymi śląskim Niemcami (?) zamieszkuje zwarty obszar zdolny do wyboru własnego posła, tak aby ten wsparł ich nacjonalizm.
No wiem co pan zacytuje, wyniki ostatniego spisu narodowego?
I co, Litwini spod Puńska rozwalą nam Sejm?
Albo tutejsi z Hajnówki.
Albo Kaszubi?
A może Karaimowie?
Jaką książkę pan teraz przywołasz?
Igła -- 20.02.2009 - 18:07Może coś po łacinie?
he he he
jakie statystyki? Nawet zwolennicy jow przyznają, że system ten prowadzi na nadreprezentacji i różnych zniekształceń. A jasne, że książki mogę przywołać, bo to zostało dobrze w literaturze opisane.
Nacjonalizm to tylko przykład sytuacji: do parlamentu wchodzą partie z promilowym poparciem w skali całego kraju jak Plaid Cymru. A sam nacjonalizm mniejszości w Polsce mnie nie martwi. Bardziej większości..
zoon politikon -- 20.02.2009 - 18:17Proszę mi pokazać
rządzącą w Polsce partię która zdobyła większość i w głosach i w Sejmie.
Wedle obecnej ordynacji.
Co do celtyckich nacjonalistów, to pan ich przywołując sam sobie przeczysz.
system większościowy ze względu na brak progu wyborczego, pozwala na zdobycie mandatów niewielkim, nierzadko skrajnym partiom, które w skali całego kraju mają znikome poparcie – jeżeli tylko ich wyborcy są geograficznie skoncentrowani. – to brzmi jak zarzut.
Bo wcześniej w pkt. 2 sam pan piszesz – w systemach wyborczych opartych na okręgach jednomandatowych, w których wystarczy zdobyć względną większość głosów, aby uzyskać mandat (USA, Wielka Brytania) zdobycie przez partię większości bezwzględnej głosów nie musi się wiązać ze zdobyciem większości bezwzględnej głosów wyborczych.
To jak pan sie już zdecydujesz, bez wsparcia literatury, to pan se poczytasz, że polscy Jowowcy są za systemem, że 1wszy wygrywa.
W okręgu.
To względem pańskiego pytania, czym jest JOW.
Igła -- 20.02.2009 - 18:46he he
to jest oczywiste, że w jow pierwszy wygrywa – ale są różne sposoby wyłaniania pierwszego i określenie system jow jest wieloznaczne. Nazwa po prostu nie jest zbyt szczęśliwa. W ich przypadku chodzi o kopię brytyjskiego rozwiązania: wygrywa ten, kto uzyska względną większość. Ale można zastosować np. metodę alternative vote.
zoon politikon -- 20.02.2009 - 19:13Bo jest zarzutem: promilowe partie w parlamencie obecne a inne z dość dużym poparciem mają niewiele posłów albo w ogóle nie wchodzą. I to chodzi a nie że nacjonaliści. Po co mam pokazywać? I jaką większość: względną, bezwględną? “zdobycie przez partię większości bezwzględnej głosów nie musi się wiązać ze zdobyciem większości bezwzględnej głosów wyborczych” a w tym zdaniu rzecz jasna wyraziłem się nieściśle lepiej byłoby: “większości bezwzględnej mandatów”.
powinienem
dodać, że w jow mogą być dwie rundy vide Francja
zoon politikon -- 20.02.2009 - 19:22tam
do drugiej przechodzą co dostali więcej niż 12.5% a
zoon politikon -- 20.02.2009 - 19:23Tacy też.
Tyle, że mnie się nie chce szukać danych, gdzie do sejmu wchodzili reprezentanci narodu, którzy zdobyli ok tysiąca głosów.
Igła -- 20.02.2009 - 20:04Z listy partyjnej na 7 miejscu, po przecinku.
Niech pan się lepiej wyszykuje względem i literatury i względem statystyk.
Panie Planktonie!
Dyskusja merytoryczna pod tytułem znam parę książek, jest bezprzedmiotowa. Papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko.
Ponieważ zajmuje się Pan powtarzaniem cudzych poglądów, to wytłumaczę Panu na czym polega niewiększościowość jednomandatowych okręgów wyborczych:
Jeśli w okręgu jest jeden mandat, to przy naszym systemie głosowania, (bez współczynników ogólnokrajowych, ten mandat dostanie ta lista na którą padnie najwięcej głosów, a zatem mandaty zostaną rozdzielone proporcjonalnie do liczby głosów, z zaokrągleniem w górę lub w dół (odpowiednio). Ponieważ mandat jest jeden…
Czy teraz rozumie Pan dlaczego upieranie się przy nazywaniu jowów systemem większościowym jest błędem logicznym, czy trzeba, żeby to Panu jakiś profesor w książce wyłożył?
To, że Pan czyta to bardzo dobrze. Pytanie czy potrafi Pan czytać ze zrozumieniem? Bo tu może być problem. Co więcej, jak się zrozumie co autor chciał powiedzieć, to należy się zastanowić, czy wszystko co papier przyjął ma ręce i nogi.
Argument o nadreprezentacji słyszałem wiele lat temu. W obecnym sejmie w izbie poselskiej ma Pan nadreprezentację PO i PiS. Czy to wynik jednomandatowowości? Zadaje te pytania, żeby czytelnikom uzmysłowić miałkość Pańskiej argumentacji, bo Pan najwyraźniej jej nie widzi, co jest charakterystyczne dla zaślepienia ideologicznego.
I proszę mnie nie zaliczać do zwolenników jowów. To, że się pastwię nad nielogicznościami Pańskiego tekstu nie stawia mnie w jednej linii ze zwolennikami okręgów jednomandatowych. Poczyta Pan moją notkę o państwie to może Pan zrozumie. :)
Jerzy Maciejowski -- 20.02.2009 - 21:35znowu się Panu wszystko miesza
To jest w ogóle bez sensu:
“Jeśli w okręgu jest jeden mandat, to przy naszym systemie głosowania, (bez współczynników ogólnokrajowych, ten mandat dostanie ta lista na którą padnie najwięcej głosów, a zatem mandaty zostaną rozdzielone proporcjonalnie do liczby głosów, z zaokrągleniem w górę lub w dół (odpowiednio). Ponieważ mandat jest jeden…”
Jakim naszym? Polskim do sejmu? Mamy proporcjonalny. Proporcjonalny wykllucza jednomadantowe okręgi wybocze. Jednego mandatu proporcjonalnie rozdzielić nie można. Jednomandatowe okręgi są charakterystyczne dla systemów większościowych (majoritarian electoral system, zwane też plurality voting systems) – choć w tych typach zdarzają się też wielomandatowe, ale są rzadkością. System większościowy jest w WB i USA dla przykładu.
Jak książki albo odpowiednie ustawy są dla Pana nazbyt trudne to proszę sobie choć do wikipedii zajrzeć, choć można mieć zastrzeżenie do tego hasła:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ordynacja_wi%C4%99kszo%C5%9Bciowa
“Argument o nadreprezentacji słyszałem wiele lat temu. W obecnym sejmie w izbie poselskiej ma Pan nadreprezentację PO i PiS. Czy to wynik jednomandatowowości?” Oczywiście, że nie, ponieważ nie ma idealnych proporcjonalnych systemów: są różne sposoby zamiany preferencji wyborczych na mandaty i czasem faworyzuje się wieksze partie, np. metoda d’Hondta . Ale nadreprezentatywność i zniekształcenia są większe w większościowych. Poza tym tak jak w WB bezwzględną większość mandatów może uzyskać partia, która w wyborach uzyskała mniej głosów niż druga główna partia.
zoon politikon -- 22.02.2009 - 14:06tacy
też to oczywiste: tylko w takich systemach jak brytyjski małe partyjki mogą mieć posła, a średnie nie. W proporcjonalnych to raczej niemożłiwe: 1. próg wyborczy, 2. proporcjonalność. Czasem te małe znaczny wpływ na politykę, zwłaszcza, gdy nie ma wyraźnej większośći a tak się zdarza, np. w UK po wyborach 1974, chociaż wtedy oprócz nacjonalistów także trzecia partia liberałowie mieli nieco do gadania. Poza tym powinien dokonać hierarchizacji wątpliwości: przede wszystkim inne rodział podziałów socjopolitycznych, zaostrzenie rywalizacji partyjnej, wykluczenie szeregu istonych politycznie interesów z parlamentu (brak reprezentacji niektórych grup, dominacja rządu może zytnia.
zoon politikon -- 22.02.2009 - 14:20Panie Politikonie!
To, że Pan powtórzy po raz 156, że jednomandatowa ordynacja jest wersją ordynacji większościowej, to nie znaczy, że tak jest. Ja Panu przedstawiłem rozumowanie, a Pan cytuje jakichś du…ów. Myślenie nie boli. Jak Pan wskaże błąd w moim rozumowaniu, a nie niezgodność z czyimś zdaniem, to mnie Pan przekona.
Jeżeli nadmierna reprezentacja jest cechą charakterystyczną demokracji przedstawicielskiej, to czemu używa Pan tego argumentu przeciwko konkretnej ordynacji? To się nazywa manipulacja. Po raz kolejny przyłapałem Pana na tym procederze, a Pan uważa, że wszystko jest OK? Powinien się Pan wstydzić, nawet jeśli Pan nie rozumie dlaczego.
Wybaczy Pan, ale wikipedia jest ostatnim źródłem na jakie powołuje się człowiek myślący chyba, że chce opisać jakąś głupotę.
Jerzy Maciejowski -- 22.02.2009 - 15:30?
„Jednomandatowe okręgi wyborcze są takim przypadkiem ordynacji większościowej, jak kaszanka przykładem szynki.”
„Istnienie okręgów wielomandatowych (...) jest niezbędne w ordynacjach proporcjonalnych i większościowych”.
W jaki sposób w większościowej ordynacji niezbędne jest istnienie wielomandatowych okregów? W UK jest simple majority voting system z jednomandatowymi okręgami, gdzie wygrywa ten, kto uzyka względną większość. We Francji są jednomandatowe okręgi: zwycięża ten kto uzyska bezwzględną większosć głosów – jeżeli żaden nie uzyska, to druga tura. W Australi natomiast wprowadzono zasadę głosowania preferyncyjnego w okręgach jednomandatowych. W tym przypadku również potrzebna jest bezwzględna większość głosów. Ani we Francji, ani w UK, Australii nie ma proporcjonalnego rozdziału głosów. Zwycięża jeden kandydat w okręgu, który uzyska większoźć względną lub bezwzględną.
„To, że do interpretacji wyników używa się terminologii większościowej, nie oznacza, że nie można użyć terminologii proporcjonalnej. Tyle, że zmniejszono wielkość okręgów do jednego mandatu”
„Jeśli w okręgu jest jeden mandat, to przy naszym systemie głosowania, (bez współczynników ogólnokrajowych, ten mandat dostanie ta lista na którą padnie najwięcej głosów, a zatem mandaty zostaną rozdzielone proporcjonalnie do liczby głosów, z zaokrągleniem w górę lub w dół (odpowiednio). Ponieważ mandat jest jeden…”. Jeden mandat można rozdzielić proporcjonalnie? O czym Pan tu w ogóle pisze?
Każdy system zniekształca, ale niektóre zniekształcają bardziej. W systemie proporcjonalnym niemożliwa jest taka sytuacja jak w UK, że większość mandatów zdobywa partia, która nie zdobyła największej ilości głosów. Np. w 1951 roku Partia Konserwatywna zdobyła o 4.5% głosów mniej niż Partia Pracy, a mimo ta pierwsza uzyzkała 7 mandatów wiecej.
zoon politikon -- 22.02.2009 - 20:13Panie Politikonie!
To co Pan pisze to nie jest wskazywanie błędów w rozumowaniu, tylko powtarzanie mantry, że Pana inaczej uczyli.
Oczywiście, że jeden mandat można rozdzielić proporcjonalnie. Jeśli jedna partia dostaje 45% głosów, druga 35%, a następne do 10%, zaś 1 głos przypada na każde 51% głosów to po zaokrągleniu 45% do 51% zgarnia ta partia jeden głos, zaś resztę zaokrągla się do 0%. Proste? Tak samo można interpretować to w kategoriach proporcjonalnych jak i większościowych. Tak samo nie ma to sensu, bo jest to odrębny sposób wyłaniania posłów, łączący wady ordynacji proporcjonalnej i większościowej.
Inaczej pisząc, Pana upór w powtarzaniu nieprawdziwych banałów, tylko dlatego że przed Panem utarło się, że są prawdziwe, przesłania Panu to, że dla mnie jowy są takim samym szambem jak ordynacja proporcjonalna.
Jerzy Maciejowski -- 23.02.2009 - 10:04?
„dla mnie jowy są takim samym szambem jak ordynacja proporcjonalna”.
Oprócz Pana samego chyba nikt nie wie co Panu w głowie siedzi….
„Oczywiście, że jeden mandat można rozdzielić proporcjonalnie. Jeśli jedna partia dostaje 45% głosów, druga 35%, a następne do 10%, zaś 1 głos przypada na każde 51% głosów to po zaokrągleniu 45% do 51% zgarnia ta partia jeden głos, zaś resztę zaokrągla się do 0%”. Tak na marginesie zna Pan taki system wyborczy?
To jest zasada proporcjonalności? Rozdzielenie jednego mandatu proporcjonalnie wśród partii odpowiednio do ilości zdobytych głosów? Gdzie tu proporcjonalność: jeżeli druga partia otrzymała 35 % głosów i zero mandatów. Jeżeli w państwie jest 100 okręgów i w każdym okręgu wynik byłby taki jak w tym opisanym przez Pana, to w parlamencie 100% miejsc miałaby pierwsza partia. Te co dostały 35% i 10% nie miałyby ani jednego posła. Gdzie jest zatem tutaj proporcjonalność? To jest po prostu zasada: ten kto zwyciężył (uzyskał względną większość) bierze wszystko.
Dalej pan nie wyjaśnił jak można proporcjonalnie rodzielić jeden mandat wśród partii odpowiednio do ilości zdobytych głosów. Pana przykład pokazuje brak zachowania proporcji.
zoon politikon -- 23.02.2009 - 10:58Panie Politikonie!
Proporcjonalnie to znaczy w proporcji do. To nie znaczy, że wszystkie okręgi się sumuje. Można liczyć proporcjonalnie w ramach okręgu. A przy jednym mandacie proporcjonalnie to znaczy ten kto dostał najbliżej 100% dostaje 100% mandatów w okręgu, zaś ci co są bliżej 0% dostają 0% mandatów. Czy to już wygląda Panu proporcjonalnie?
No, to by było na tyle, jak mawiał profesor Jan Tadeusz Stanisławski.
PS. Dlaczego pisząc o ordynacji proporcjonalnej pisze Pan o liczeniu czegoś w proporcji do całego kraju, a w przypadku jowów w odniesieniu do jednego okręgu. Nie zauważa Pan w tym manipulacji? To już trzeci raz i jeszcze ani razu nie odpowiedział Pan na zarzut manipulacji! Głupota czy cwaniactwo?
Jerzy Maciejowski -- 23.02.2009 - 21:11zacząłem od jednego
okręgu: w pana przykładzie druga partia mimo otrzymania 35% głosów nie uzyskuje żadnego mandatu. Gdzie tu rozdzielenie mandatów w proporcji do zdobytch głosów. Zasada proporcjonalności mówi, że mandaty rozdzielane są proporcjonalnie do ilości zdobych głosów. Jeżeli w jow jedna partia dostaje 51% a druga 49%, a mandat przypada tylko tej pierwszej, to gdzie tu proporcje?. Albo w jednomandatowym okręgu walczą partie: A, B, C, D, E i wyniki są następujące: A -20,1%, B – 20%, C-19,9%, D 15%, E, 10% (reszte zdobywaj inne pomniejsze partie) i jest jeden mandat, to zdobywa go partia A. Gdzie tu zatem proporcjonalność? Dalej Pan nie odpowiada.
Piszę w swoich postach wyżej o obu sytuacjach, tj. i o jednym okręgu i całym kraju. Wyraźnie napisałem o jow co się dzieje w jednym okręgu i we wszystkich.
Jednego mandatu proporcjonalnie rozdzielić nie można, tj. w proporcji do ilości zdobytych głosów, między partie biorące udział w wyborach. Zwycięzca bierze wszystko: first past the post, winner-takes-all.
Uparcie nazywa Pan system większościowy proporcjonalnym: 1. wbrew logice, 2. wbrew politologicznej literaturze, 3. wbrew samym zainteresowanym. np. na stronie Izby Gmin swój system nazywają simple majority voting system
Życzę dalszych sukcesów w politologicznych dociekaniach :)
zoon politikon -- 24.02.2009 - 08:47Panie Politikonie!
Jak Pan inteligentnie zaokrągli, to wyjdzie panu, że pierwszy dostał w przybliżeniu 100% głosów i tyleż mandatów, więc nadal nie przedstawił Pan argumentu, że nie można tak interpretować wyników. Pańska znajomość sloganów w językach obcych powala mnie na kolana, więc chyba muszę zacząć się uczyć. Jako zadanie intelektualne może Pan przygotować takie hipotetyczne wyniki, w których jedna partia zgarnie w Polsce 100% mandatów. Wtedy przedyskutujemy, czy zwycięzca biorący wszystko jest równoznaczny z ordynacją większościową. A poza wszystkim proporcja 1:10000, też jest proporcją, więc niech Pan się nie powołuje na nieuków z Anglii, bo oni nawet nie mają ciała ustawodawczego dla państwa, tylko używają w tym celu ciała prawodawczego dla jednej ze składowych części. A o idiotyzmach wyspiarskich to może Pan u mnie poczytać. Oni w niczym nie mogą być wzorem, chyba że chce pan ludzi w balona robić, to wtedy, owszem, są dobrzy.
Zapomniał Pan dodać, że w wikipedii ordynacja 1 mandatowa jest wśród większościowych. To by mnie pewnie przekonało. ;)
Jerzy Maciejowski -- 24.02.2009 - 23:28re: MIT JOW
Przydałoby się, żeby Pan zaczął się uczyć i to nie tylko języków obcych. Z systemów politycznych jak na razie ma Pan niedostateczny :) Czy swoje przekonania na temat władzy ustawodawczej i kompetencji ciał ustawodawczych w Zjednoczonym Królestwie też Pan wziął ze swojej głowy czy może jednak przeczytał Pan coś na ten temat, nie mówię o dokumentach, ale może choć opracowanie jakieś?
Większościowy i proporcjolny system różnią się formułą wyborczą (tj. zasadą roztrzygającą, który kandydat zostaje wybrany i jak następuje „przełożenie” liczby uzyskanych przez daną partię głosów na liczbę mandatów. Formuła wyoborcza jest głównym źródłem deformacji wyniku wyborczego, tj. rozbieżności między liczbą uzyskanych mandatów przez partie a preferencjami wyborczymi). Idzie tutaj o dwa różne sposoby dystrybucji mandatów, które mają odmienne konsekwencje. I to że Pan sobie większościowy nazywa proporcjonalnym niczego nie zmienia: to są dalej dwie różne formuły o różnych konsekwencjach:
1. System większościowy (jak w UK), załóżmy, że istnieją cztery partie: A, B, C, D. Istnieje 100 okręgów. W 99 okręgach rozkład głosów wygląda następująco: A – 40%, B – 35%, C – 25%. Efekt partia A zwycięża w 99 okręgach i dostaje 99 mandatów. W pozostałym jednym okręgu zwycieża kandydat partii D uzyskując 40% głosów (paria A 30%, B 20, C – 10%. Do parlamentu wchodzi zatem: 99 posłów z partii A i jeden z D.
2. System proporcjonalny (przykładowy), istnieje 10 okręgów, w którym jest 10 mandatów rozdzielanych między partie proporcjonalnie do ilości zdobytych głosów. W 9 okręgach wynik jest taki sam jak wyżej: A – 40%, B – 35%, C – 25%. Rozdzielamy madnaty proporcjonalnie do zdobytych głosów. A – 5 mandatów, B – 3, C – 2 mandaty (pomijam dla uproszczania formułe, bo w rzeczywistości są one bardziej złożone, np. formuła największych średnich). W 10 okręgu natomiast rozkład głosów jest następujący zwycieża kandydat D uzyskując 40% głosów (paria A 30%, B 20, C – 10%. Kandydat partii D nie wchodzi jednak do parlamentu ponieważ partia nie przekroczyła progu wyborczego (w pozostałych okręgach zdobyła 0 głosów) – takie progi są normą w proporcjonalnych (np. 5% w skali całego kraju). Rozkład mandatów w tym okręgu jest zatem następujący A 5, B 4, C 1. Efekt w parlamencie partie mają odpowiednio A – 50 posłów, B – 31, C – 19 posłów.
System większościowy (wyniki w skali całego kraju):
Partia A ok. 40% głosów – 99 posłów
Partia B ok. 35% – 0 posłow
Paria C ok. 25% – 0 posłów
Partia D – śladowe poparcie – 1 poseł
System proporcjonalny
Partia A ok. 40% głosów – 50 posłów
Partia B ok. 35% – 31 posłow
Paria C ok. 25% – 19 posłów
Partia D 0 posłów
Kuma Pan teraz dlaczego są to dwa różne systemy wyborcze? Celem pierwszego jest wyłonienie większości. Celem drugiego jest proporcjonalny rozkład mandatów miedzy partie odpowiednio do zdobytych głosów – tak by skład parlamentu w miarę odzwierciedlał preferencje wyborców. Stąd w parlamencie jest wiele partii i trzeba zwykle tworzyć koalicje. Pierwszy prowadzi do nadreprezentacji i podreprezentacji. Drugi do proporcjonalności.
Może sobie Pan obliczyć indeks proporcjonalności wedle wzoru:
LSq = \sqrt{ \frac{1}{2} \sum_{i=1}^n ( V_i-S_i ) ^2}
gdzie V oznacza procent głosów zdobytych przez dną partię a S procent mandatów zdobytych przez daną partię
Im mniejsza wartość indeksu tym większa proporcjonalność
zoon politikon -- 25.02.2009 - 15:02Cholera!
To wybierzmy króla!!!
jotesz -- 25.02.2009 - 15:33tylko
jaką metodą tego króla wybierzemy?
zoon politikon -- 25.02.2009 - 15:48Panie Politikonie!
To Pan ma niedostatecznie z logiki i reszty.
Porównywanie ordynacji proporcjonalnej i jednomandatowej jest bezsensowne, co powinien już Pan wiedzieć.
Jak Pan chce porównywać ordynację większościową i proporcjonalną, to niech Pan założy takie same okręgi i zastanowi się co się wtedy stanie w obu ordynacjach. I niech Pan to zrobi dla obu systemów dla różnych wielkości okręgów. 1 mandatowe, 10 mandatowe i jednookręgowe (Okręgiem jest cały kraj.). Może Pan zrozumie o czym piszę.
Jerzy Maciejowski -- 26.02.2009 - 18:35Panie Joteszu!
Jeśli za podstawę przyjąć konstytucję 3. maja, to prawo do tronu w koronie i wielkim księstwie mają Wettinowie. Natomiast jeśli założymy, że należy powrócić do czasów sprzed niej, to prymas musi zwołać zebranie szlachty pod Warszawą na Woli.
Proszę tylko pamiętać, że z Kaczką / Donaldem musimy się męczyć 1 ÷ 2 kadencję, a z królem to raczej do śmierci (jego lub naszej).
:)
Jerzy Maciejowski -- 26.02.2009 - 18:40Na szczęście
Pan nie uczy.
Pan sam siebie rozumie?
zoon politikon -- 26.02.2009 - 19:42trzeba jeszcze wspomnieć odmianie proporcjonalnego
w postaci systemu pojedynczego głosu przechodniego – opisał go w XIX wieku m.in. J. S. Mill krytykując brytyjski system większościowy…
zoon politikon -- 26.02.2009 - 20:21Panie Politikonie!
To, że Pan nie może mnie zrozumieć, to nic dziwnego. Niewiele jest osób, które nadążają za mną, gdy nie dbam o zrozumienie odbiorcy (mam to zdiagnozowane przez siłę fachową). Najwyraźniej Pan przy oknie może siedzieć i nie odleci. :)
Powtarzanie, że system brytyjski jest większościowy, to czarowanie, zaklinanie rzeczywistości. Proszę sobie zrobić zadania zadane przeze mnie, przemyśleć wyniki, a potem poprosić o wyjaśnienie kwestii niezrozumianych. Ja potrafię być bardzo cierpliwy przy tłumaczeniu rzeczy oczywistych, mam pewne doświadczenie w uczeniu.
Żeby było śmieszniej uczyłem różnych rzeczy, nawet języka polskiego, co w wykonaniu dyslektyka może być zabawne, ale uczniowie są zadowoleni. :)
Myślenie nie boli.
Jerzy Maciejowski -- 26.02.2009 - 21:31he he
Nie odpowiada Pan na pytania i komentarze. Kręci się Pan w kółko. Używa pojęć, których znaczenie i desygnaty są znane tylko Panu. Brak dyscypliny w pisaniu i myśleniu. Czego Pan nie pojął? Albo inaczej: zamiast uparcie powtarzać jak zdrowaśkę te swoje kilka zdań: proszę przedstawić swoją klasyfikację systemów wyborczych, bo z pańskich kaszanek i szynek niewiele wynika….
zoon politikon -- 26.02.2009 - 21:48i
mółgby Pan rozwinąć:
“niech Pan się nie powołuje na nieuków z Anglii, bo oni nawet nie mają ciała ustawodawczego dla państwa, tylko używają w tym celu ciała prawodawczego dla jednej ze składowych części”.
Ta głęboka myśl się zapowiada ciekawie. I na podstawie czego te wnioski? To też interesujące…
zoon politikon -- 26.02.2009 - 22:23Dalej Pan
nie odpowiada na pytania: skąd ta nadzwyczajna znajomość władzy ustawodowczej w Wielkiej Brytanii? Ciekaw jest źródła pańskich genialnych uwag. A co z principium divisionis?
zoon politikon -- 27.02.2009 - 07:32