Samotność niepoprawna

Przyszła dzisiaj do mnie taka myśl, że jestem arogancka wobec samotności. Izoluję się, często. Wyłączam telefon. Nie spotykam się, kiedy wypada, tylko kiedy chcę. Nie odpowiadam na seryjnie wysyłane wierszyki ze świątecznymi życzeniami. Nie otwieram drzwi sąsiadowi, który pewnie chce szklankę cukru i doskonale wie, że jestem w domu. Bo wolę zatopić się w swoich myślach, albo w lekturze i nie znoszę intruzów w postaci sąsiadów, esemesów, telefonów.

Zastanawiam się, czy to jest w porządku, czy nie zbyt poważnie podchodzę do słów, które tak często słyszałam przez ostatnie dwa lata: pamiętaj, to ty jesteś najważniejsza. Nie udaję, że interesuje mnie praca dyplomowa koleżanki, kiedy mnie nie interesuje. Wybieram ze świata i ludzi tylko to, co chcę. Potem zaczyna się łańcuch myśli. Że może jestem egoistką, ale kto nie jest? Zawsze stawiałam siebie na ostatnim miejscu, to było kiedyś. I tak się ludzie przyzwyczaili, a teraz mówią, że się zmieniłam, że coś się stało i nie wiedzą co. Kiedyś mogli na mnie liczyć, że rzucę wszystko i pobiegnę ratować na łeb na szyję. Czy przestałam być przyjacielem? Być może. Być może rzeczywiście przestałam. Ale o ile jest mi lepiej. O ile łatwiej jest powiedzieć NIE kiedy myślę NIE. To taki mój mały komfort w samotności.

Choć samotność moją lubię, bardziej niż cokolwiek innego. Spokój. Niezależność. Wolność. Czasem sprawy, które się rodzą z tej samotności chciałabym z kimś podzielić. Jakiś pomysł, jakąś myśl, kawałek wiersza. Ale ostatecznie obchodzę się bez tego, bo nikt nie jest mi na tyle bliski. Mogę dzięki temu w każdej chwili spakować walizkę i ruszyć dalej, gdzie indziej. Oczywiście tego nie robię, bo za mało jeszcze dopiekło mi obecne życie, żebym miała presję na wielkie zmiany. Ale jeśli to się zmieni, to nie będzie przeszkód.

Potem myślę sobie, że to może kwestia dojrzałości. Brania odpowiedzialności za innych ludzi. A ja tylko za siebie. I za Kocicę. Nie przepadam za ludźmi. Mało jest tych, których kocham i za nimi skoczyłabym w ogień. Ale nie muszę gadać z nimi o dupiemaryni, tylko dlatego, że są mi bliscy. Chyba ich to już nawet nie rani. Chyba się przyzwyczaili, może nawet zrozumieli, dlaczego tak sobie układam relacje. Żeby mi nie wchodziły w drogę rzeczami błahymi, zupełnie nieistotnymi. Chociaż przypomina mi się scena z Buntownika z Wyboru, kiedy Robin Williams mówi to Matta Damona, że kochał swoją żonę za jej niedoskonałości, te małe szczególiki, które sprawiały, że była niezastąpiona. Chodziło o to, że puszczała bąki, kiedy się czymś denerwowała. Mi Kocica puszcza bąki, ale za to akurat jej nie kocham. No ale gdzie ja żonę do kota porównuję.

I taka to jest moja arogancja wobec ludzi, ich przyjaźni i potrzeb. Za dziesięć lat pewnie będę płakać i załamywać ręce, że sama jestem na świecie i nie mam przyjaciół. Albo i nie. A teraz jest mi dobrze choć czasem ganię się jeszcze za chęć posiadania pilota do ludzi. Takiego pstryczka elektryczka, który umożliwiałby wyłączanie relacji na czas nieokreślony, tak, aby było wygodnie.

Dziś po trzech dniach kompletnej izolacji włączyłam telefon. Przyszły same wierszyki i jeden rachunek. Mam ja za swoje!

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

He

A ja w środę usłyszałem, ale od “Any”, że zamknąłem się w swoim świecie.
I nie chcę nikogo wpuścić.
I żebym w końcu odbierał telefony.
Coś w tym jest.
Ale zagrożenie też. Jest tak dobrze w tym swoim świecie, że człowiek uważa towarzystwo innych za zbędne. A nawet irytujące. No.

...


No

to się, proszę pana, rozumiemy. Groźnie bywa, fakt, ale kto myśli rozsądnie kiedy jest dobrze?

Pozdrawiam zza winkla,


Ano Anu racja:-)

Gorzej jest jednak, gdy widzi się, ale to ewidentnie, że wyjście jest ok i nie grozi śmiercią, ale broni się przed tym.

Aha, i proszę się nie przezywać:-P

...


Anu,

pozdrawiam Cię serdecznie, nie ingerując, mam nadzieję, w Twą sweet solitude :)


Anu

Wybieramy w życiu jak wybieramy.
Ważne chyba, żeby samemu się z tym dobrze czuć.

A takie wybory to i tak trudna sprawa, bo potem nigdy nie wiado, czy sie dobrze poszło, czy źle. Czasami wiecej złego przynoszą niestety.

Ale chyba najważnieje to mieć zdolność oceny i pokorę, coby się cofnąć jak tego własne dobro wymaga a poczucie dumy się z tym klóci…

pozdrowienia dla Ciebie i Twojej samotności


Mad,

się nie przezywam, przyzywam się za to do porządku. Czasami.

Ale teraz to nie :)


Pino,

a gdzież by znowu! Toż właśnie wyściubiam nos bo trzy dni nie gadałam z ludźmi hyhyhhy. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)


Jacku,

właśnie tego braku pokory się u siebie obawiam. Zastanawiam się, czy muszę dostać młotkiem w głowę, żeby spokornieć. Pożyjemy, zobaczymy :)

A tymczasem pozdrawiam serdecznie,


Hm, sabat samotników?

To może i ja?

Ale we mnie brak trochę niezależności, znaczy gadam z ludźmi, idę gdzieś, bo czasem bycie z sobą samym jest trudne i późćniej sobie myślę, kurwa, co ja tu robię, przecież wolałbym posiedzieć w domu, wypić piwko, zapuścić jaki film czy poczytać TXT a siedzę z ludźmi z którymi nie mam nic wspólnego i nie mam o czym gadać i w ogóle jest nie teges.

Co do izolowania się, tyż tak mam, znaczy telefonu nie wyłączam, ale i tak nikt nie dzwoni:)

Maila nie sprawdzam od kilku dni, bo i po co, gg jakoś mnie nie ciągnie, zresztą wirtualnie to i na TXT gadam.

Co do tego egoizmu, chciałbym czasem go mieć więcej, bo czasem mam wrażenie, że wszyscy cuś ode mnie chcą i że mnie potrzebują tylko jak oni mają jakiś problem, a gdy ja chcę się np. spotkać to czasu nie mają.

A no i jest problem zawsze, czy kolejna próba wyjścia do ludzi i poza swoją samotność przyniesie coś dobrego czy znowu kolejne rozczarowanie, nudę i pustkę, więc może lepiej zostać przed ekranem komputra?

Tylko strach, że się przegapi cuś i później ostanie nam się tylko ten ekran, filmy, ksiązki, praca (a jak jej nie ma, to pustka) i ewentualnie kot czy pies.

Nie wiem.


Grzesiu,

i wiaderko lodów jeszcze :)


Anu

z wiaderka można wyjadać wieloma łyżkami, nie tylko jedną.


No tak,

wiśniowe proponuję:)
Albo czekoladowe.
Carte’dore są dobre (nie wiem jak to się pisze)

pzdr


Häagen-Dazs®

Gruszkowe


Anu,

problem i pytania są tak długo, jak długo wszyscy wszystkich mierzą tą samą miarą (najchętniej własną oczywiście).

Wystarczyłoby tylko dopuścić do świadomości, że ludzie naprawdę są różni i do różnych rzeczy stworzeni.

Jeden jest stworzony do izolacji, jako ten mnich na czubku góry OMM mruczący, a inny jest stworzony do bycia w bliskości, nawet takiej głupawkowej i powierzchownej.

Jeden jest jak ptak, a drugi jak ryba, trzeci jak kosmita.

Do tego życie ma swój rytm i fazy, cykle, przełączenia z izolacji na kontakt itd. w uproszczeniu.

Mnie to zawsze dziwi, że począwszy od szkolnej unifikacji programu nauczania i systemu ocen, ludzie upierają się wsadzać drugich w te same ramki.

A później się dowiadujemy, że taki Einstein w szkole uchodził za umysłowo ociężałego. Ale dowcip, naprawdę.

Jedna chwila zgody na to co jest jest więcej warta niż wszystkie mądre księgi mądrych ludzi.

No, a teraz, skoro się już powymądrzałem do syta, życzę Ci wszystkiego co dla Ciebie dobre naprawdę.

Pozdrowienia!


Deja vu :)

No właśnie spożywam Häagen-Dazs® ciasteczkowe (cookies&cream). Kawa parzona do tego, plujka mniam :)
Grześ Carte-dor są spoko, marcepanowe kiedyś jadłam, lecz namawiam cię gorąco do skosztowania powyżej przez pana Merlota wspomnianych.

Merlocie, no można z wiaderka wieloma łyżkami, najchętniej dwoma (czy dwiema?), ale gdzie ON, ach gdzie….? :)


Sergiuszu,

dzięki. No właśnie, bo mamy pretensje, że nas w ramki wrzucają, a sami wrzucamy. Piszę w liczbie mnogiej, żeby tak na mnie wszystko nie było :)

Dałeś mi do myślenia, to idę pomyśleć.
Pozdrawiam znad prawie pustego już wiaderka.


Zgodnie z doktryną Nicponia,

ON to towar ostatnio deficytowy.
Jako niepoprawny optymista dodam, że to tylko
przejściowe braki w zaopatrzeniu


Lodyyyyyyyyyy?

No ludzieeeeeeeeeeee, co wy????
Ja się pytam się?

Winogrona białe, oooo to rozumiem.

No. A lody na deser.

...


O, lody i kawa parzona, to jest to,

znaczy jak to mówią fusiara albo fusiasta.
A i z Madem koncyliacyjnie się zgodzę (czy można się zgadzać niekoncyliacyjnie?), że winogrona białe to tyż jest to.
I wino do tego, o.
Nie zapominać należy o czekoladzie, no.

pzdr


Oby,

Merlocie, oby! Zatem czekam cierpliwie aż rzucą napowrót :)

Mad, sugerujesz, że te winogrona to na obiad!? I że niby łyżką? Kolega chyba, rzepak powiem, rozum postradał! No chyba, że to mnie cholesterol percepcję przyćmił. Hm.


Nie, no winogrono jak od tysięcy lat przystało

na cywilizowanych ludzi.

Nożem i widelcem. Wyłącznie

...


Grzesiu,

zawsze można powiedzieć tak: drastycznie się z tobą zgadzam:-DDDD

...


Tu się mylisz Madzie

Prasą i beczką. Przede wszystkim

Potem już można łyżką. A co.


Winogrona to tylko tymi, no, jak im,

ręcami, rękyma czy jak te ony się nazywają.


A to tak jak rybę, też nożem i widelcem :)

Choć teraz to najbardziej mi się podoba opcja prasą i beczką :)

Ogniem i mieczem.
Szkiełkiem i okiem.
Duszą i ciałem.

Wymyślam coś.


Eeeee, wtedy to już lejkiem

...


Anu

bo prasa i beczka więcej mówią do mnie
niż Madowe widelcem w oko


Zdaje się,

że silniej mówią. Pardą.


Proszę mnie nie naciskać

bo zamknę się w sobie.

...


Mnie się strasznie podoba

to ‘pardą’. Czy trzeba komuś zapłacić, czy można sobie pożyczyć?


Wybacz Madzie,

ale jak wygląda Szalony Pies zamknięty w sobie?


Mad,

to ma sens, najpierw cię prasą, potem ty się do beczki. Poleżakujesz i będziesz miód malyna :D


Pani Anu

Merlot mnie tu do Pani wysłał, to przylazłam. I wcale nie żałuję, tak powiem.

Przeczytawszy tekst (bez komentarzy, mea culpa ) powiem Pani, że dobry sąsiad to skarb. Dobry, czyli taki do i dla którego “dzień dobry” oznacza to, co co ma oznaczać, czyli dobry dzień. Taki, któremu z przyjemnością można pożyczyć szklankę cukru, poprosić o pomoc przy cieknącym kranie i takie tam różne. Otrzymując w zamian niezobowiązujący uśmiech. I taki sam oddając, temu sąsiadowi. (Płeć obojętna.)

Dobry sąsiad nie wyśle Pani głupkowatego, wierszowanego esemesa, bo i po co miałby to robić? Nie będzie się zastanawiał, czy facet, który wyszedł od Pani nad ranem jest mniej lub bardziej przystojny. Dobry sąsiad po prostu będzie dobrym sąsiadem. Jeśli go Pani sobie wychowa…

I nie ma to nic wspólnego z arogancją w ogóle ani z arogancją wobec (własnej?) samotności w szczególe. Bo to jest tak, że to Pani dla siebie samej winna być najważniejsza. (Jeśli uogólniam nadmiernie, to przepraszam.) Ale zawsze to miło będzie (Pani też – zgaduję) jeśli sąsiad-obcy człowiek uśmiechnie się. A Pani do niego.

Pozdrawiam jakoś tam, kulawo.


Magio droga,

nie sąsiad jest tu najważniejszy, ale ok, można sąsiada uogólnić. Dobry sąsiad jest cenny, to prawda, na Pradze to miałam dobrych sąsiadów dookoła, co mnie nie tylko cukrem ratowali.

Problem, jak się sąsiadów zmieni na takich co pod wycieraczkę zaglądają, czy się posprzątało, a jeśli jest czysto, to czy aby nie było sprzątane w niedzielę? A potem przyjdzie po ten cukier się uśmiechnąć.

Ale i zdarza się, że dobremu sąsiadowi się nie otworzy, bo czasem każda pora jest nie w porę. Ot tak no. W samotni lepiej.

Pozdrawiam, utwierdzona w przekonaniu, że nie jestem jednak złym czlowiekiem


Mad,

czy ty się w sobie zamknąłeś?


Anu

jakbym to skądś cholera znał...

:)


Hm, nawiązując do tekstu i moich rozważań,

to wychyliłem się ze swej samotni, zintegrowałem i mam wrażenie, że lepiej by było jakbym jednak w domu został:)

pzdr


oj Grzesiu,

aczemużto? :(


No w sumie tak bez powodu,

trochę się wynudziłem, trochę momentami byłem wyoutowany, trochę wpadłem w swe depresyno-refleksyjne zamyślenia, momentami było zabawnie, ale ileż można w knajpie siedzieć?
Ze 2 godziny by wystarczyło, ale 4 to już przesada chyba:)
Znaczy za starych dobrych czasów zdarzało się dużo więcej i było fajnie, ale w innym składzie i z innym nastawieniem moim.

pzdr


Grzesiu,

no rozumiem. Zatem pozdrawiam i poprawy humoru życzę :)


Marek,

mówisz o prasie i beczce czy złych sąsiadach? :)


Anu, mówię

o tzw samotności, o potrzebie tego ‘czegoś’ a może ‘kogoś’ właściwego
o pustce, która potrafi zalać nagle po same brzegi
i takich tam jeszcze :))


Anu

Klucz mi się przy okazji zgubił, zamek zaciął, ledwie wyszedłem z siebie. Ale już jestem. I Audioslave słucham.

A teraz tego:


...


Mad, jak Audioslave to tylko to:)

pzdr


Mnie zawsze to rusza

...


Też świetne,

pzdr


anu

nic dobrego dla mnie z tego tekstu nie wynika, utwierdzam się tylko w przekonaniu że nie jestem sam, choć 4-członki rodziny stale na karku:)

szczęsliwie to ja nie dostaję smsów, prawie

to się nazywa wychować sąsiadów :)

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Halo centralo!

Przepraszam, zaginęłam w akcji, ale już się odnalazłam. Piszę słuchając Don’t Cry – dzięki Mad :)

Marku, dobrze by w tej samotności nie utonąć w pustce, a to jest zupełnie możliwe i wcale nie trudne (czasami) :)

Max, powiem egoistycznie, że dla mnie wynika i podziękuję :) Zmierzam też do niedostawania esemesów. No chyba, że o treści: będę za 10 minut, takie mogą być.

A swoją drogą, to wszyscy wsiedli na sąsiadów, choć tekst o sąsiadach wcale nie jest. Zdaje się, że instytucja sąsiada ważną dla nas jest i chyba nie tylko przez ten cukier.

Grześ i Mad, dzięki za podkład muzyczny. Sentymentalnie mi się zrobiło.

Pozdrowienia spod koca,


O sąsiadach to już na TXT kiedyś było,

w którymś tekście Grtechen, nawet pamiętam, mała kłótnia chyba pod tekstem w owm wątku powstała.

Pozdrawiam, mojej ulubionej “Rodziny poszepszyńskich” słuchając.

Właśnie usłyszałem :baba z mostu, kozm lżej, czy jakoś tak.

pzdr


Grzesiu,

a u mnie fajerwerkami strzelają nie wiedzieć po co. No i nie mogę znaleźć zaworu od wody żeby wymienić baterię w kuchni, wpadłam na pomysł, żeby wymienić bez zakręcania, nawet poczyniłam kroki celem uniknięcia powodzi, ale ostatecznie się wycofałam i postanowiłam przemyśleć swoje życie. Właśnie się dowiedziałam, że poza spłaceniem długów trzeba jeszcze przed Nowym Rokiem zrobić pranie, posprzątać no i tę baterię wymienić – zgroza! Tak czy siak, przydałby się teraz sąsiad (ten w którego mieszkaniu jest zawór od mojej wody).

Nie daje mi spokoju ten zawór.
marudu-marudu


Anu,

zajrzyj pod zlew. Często zawory są na wystających ze ściany kawałkach rur, od których odchodzą wężyki do baterii. Trzeba zakręcić oba dwa.

Jeżeli masz baterię ze ściany, a nie stojącą na zlewie, to ta porada jest o kant.


Zawory są złe,

baterie też, znając mnie, to już bym miał powódź w domu od dawna.

Ale apropos tych sąsiadów, to mały muzyczny prezencik:

http://www.wrzuta.pl/audio/w2ap5i985K/

Chciałem jeszcze znaleźć “Dobrze mieć jest sąsiada”: z Rodziny Poszepszyńskich ale niestety w necie nie ma.
No i to dowodzi, że w necie nie wszystko jest.

pzdr


Gdybym,

ach gdybym ja to wcześniej wiedziała…! Prześledziłam wszystkie rury w domu, nawet odsunęłam lodówkę, zakręciłam rurę, która okazała się być od kaloryferów… więcej nie powiem, aby się nie kompromitować.

No ale bateria mi ze ściany wystaje, więc wszystko stracone.

Są złymi będące zawory nieistniejące.

Grzesiu, ja po tych wszystkich razach, kiedy nie dałam sąsiadowi cukru, ba! nawet drzwi mu nie otworzyłam, to powinnam teraz włączyć tę piosenkę i pójść do sąsiada i jego (moich!) zaworów z kwiatami.


Jeszcze możesz zobaczyć,

czy na klatce obok drzwi nie masz chitrej skrzyneczki we w ścianie.
Tam też bywają zawory.


Dzięki Merlocie,

na klatce tylko gaz i telewizja kablowa, buuuu.


Ręce mnię opadli

niestety.


Spoko panie Merlocie,

zdrówka życzę szklaneczkę aromatycznego, czerwonego płynu do ust wznosząc. Polecam!


Too late, Anu

wszystko wypiłem dyskutując z Referentem, pod czujnym okiem Nicponia…


Subskrybuj zawartość