Groźne kiwanie palcem w bucie

Jak powszechnie wiadomo wszystkim Gotom, od czasu obalenia potwornego kaczystowskiego reżimu jesienią 2007 Polska jest rządzona przez ludzi fachowych i kompetentnych. Jednym z filarów tego zbawczego dla Polski gabinetu, zmuszonego toczyć heroiczną walkę z sabotażystą z Pałacu Prezydenckiego, jest Radosław Sikorski. Wspaniały ów polityk miał w życiu paru mentorów – według zawistnych głosów, bywali tam też oficerowie prowadzący – a jeden z najważniejszych autorytetów RadSika to Władysław Bartoszewski, alias “Profesor”. Mędrzec ów sędziwy sformułował kiedyś koncepcję Polski jako panny niezbyt atrakcyjnej i mało posażnej (co skutkować miało wymogiem bycia miłą) i RadSik wziął sobie te słowa do serca, posłusznie pilnując, żeby Polska nie wyskakiwała przed szereg i nie traciła żadnej okazji aby siedzieć cicho.

Cóż jednak robić, gdy człowiek od maleńkości miał ambicje, a tu wypada jeno rola statysty, bo faktycznie decyzje podejmuje zupełnie kto inny i szef naszego MSZ może tylko reagować na okoliczności? Trzeba szukać okazji do wykazania się, które ześle los – i traf chciał, że w minony weekend Romana Polańskiego dopadły jego “ghosts of Christmas past” w osobie amerykańskiego listu gończego. Od czasu okoliczności, którą Polański miał z Samanthą Geimer, twórca Chinatown nie może wjechać do Stanów z uwagi na ryzyko natychmiastowego aresztowania i w ciągu minionych trzech dekad bardzo uważnie omijał kraje mające z USA umowy ekstradycyjne – ale cóż, starość nie radość, wzrok już nie ten, i powiązania szwajcarsko-amerykańskie jakoś mu umknęły…

Wersji zdarzeń, które doprowadziły do postawienia Polańskiemu zarzutów przed amerykańskim sądem jest tyle, co wypowiadających się na ten temat osób, więc nie zamierzam powiększać kakofonii i autorytatywnie mówić, czy reżyser jest pedofilem czy nie – natomiast ciekawe jest zachowanie polskiego MSZ. Ta sama instytucja, która w ramach oszczędności zamyka ambasady a z uwagi na prawne niechlujstwo nie jest w stanie doprowadzić do ekstradycji Edwarda Mazura (że o sprawie Piotra Stańczaka nie wspomnę) – nagle, w przeciągu dwudziestu czterech godzin, koordynuje wysiłki z francuskim MSZ. Nieoczekiwany przypływ kompetencji?

Takie złudzenia można mieć do czasu zapoznania się z wypowiedziami wiceministra Najdera – tak żałosnego spektaklu nie widziałem od dawna, a częsta lektura wiadomości upewnia mnie, że konkurencja jest silna. Nota do Amerykanów “musi być pod względem formalnym bezbłędna, aby pierwsze tego rodzaju wystąpienie było wystąpieniem przekonującym i nie wymagającym ewentualnych uzupełnień, ponieważ jest to sytuacja wyjątkowo trudna” – pytanie za milion dolarów, co jest takiego specjalnego w Polańskim, że dwa rządy będą interweniować w jego sprawie? Czyżby masowe (w Polsce) poparcie tych co zwykle “autorytetów”: Andrzeja Wajdy, Janusza Morgernsterna, Feliksa Falka, Jacka Bromskiego, Izabelli Cywińskiej, Janusza Głowackiego, Andrzeja Jakimowskiego, Krystyny Morgenstern, Agnieszki Odorowicz, Jerzego Skolimowskiego, Macieja Strzembosza, Małgorzaty Szumowskiej, Krystynę Zachwatowicz?

Pan wiceminister nie jest kompletnym nieukiem – wie, że “instytucją de facto władną podjąć jakąkolwiek decyzję formalno-prawną są władze stanowe stanu Kalifornia i pan gubernator Arnold Schwarzenegger” – skoro tak, po co list do Hillary Clinton? Ta zagadka wyjaśnia się w następnym zdaniu: ten list to “wyrażenie pewnego stanowiska, pewnego zdania, pewnego oczekiwania, natomiast wszystkie kwestie formalne są w rękach prawników“. W tłumaczeniu na polski: nic nie możemy, Amerykanie przypuszczalnie i tak to oleją, ale przynajmniej wykażemy się obroną wielkiego człowieka.

Proszę mnie źle nie zrozumieć: ja naprawdę lubię filmy Polańskiego i uważam go za twórcę wybitnego, choć nie dla każdego. Ale dlaczego finansowany przez polskiego podatnika MSZ ma się wtrącać w sprawę karną między kalifornijskim sądem a podejrzanym, który jak do tej pory dość skutecznie potrafił zadbać sam o siebie?

To już nie błąd, to już zaleta,
Bo pan poeta! Pan poeta!
Bo pan artysta! Bo artyście
Wolno tym kurrrkiem być na dachu!

Nie mógł, Słonimski, rzeczywiście,
Lepszego sobie dobrać fachu

napisał o swoim byłym przyjacielu wielki “Polak ochotniczy” – Marian Hemar. Minęło tyle lat, zmieniają się twarze, daty, miejsca – ale opisana przez niego mentalność dalej ma się świetnie. Niestety.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Panie Konradzie!

Roman P. zrobił kilka niezłych filmów. Jest ścigany przez Amerykanów za przestępstwo popełnione w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Co ma to wszystko wspólnego z naszym rządem?

O ile wiem, to Roman P. przyznaje się do trochę innej narodowości niż polska, czego przykład mamy w jego „Pianiście”, gdzie wybuchają walki w Getcie, zaś potem Warszawa jest zniszczona jak po Powstaniu Warszawskim. I ani słowa o tym, że w międzyczasie upłynął rok. Że zryw w getcie, to jednak był pikuś w stosunku do Powstania Warszawskiego. Ot, nieistotne i niepolityczne drobiazgi.

Pozdrawiam


@Jerzy Maciejowski

Wie Pan, ja tego właśnie nie mogę pojąć – już mniejsza o jego pochodzenie, tu idzie o zasadę: RadSik mówi w radiu, że znaczenie ma “jego osobisty stosunek do twórcy” – i wszyscy to łykają...


Panie Konradzie!

Jak Raduś sobie Tfurcę ceni, to niech wysyła prywatne listy. Ja jestem ciekawy czy ofiary „afery karabinowej” doczekały się od Amerykanów przeprosin, nie mówiąc o odszkodowaniu. To była ewidentna sprawa, kwalifikująca się do kroków odwetowych, a tu mamy do czynienia z prawomocnie skazanym facetem. Coś tu stoi na głowie.

Pozdrawiam


@Jerzy Maciejowski

I to nie od wczoraj stoi… Że jeszcze nie pierdyknęło, to jest cud!


Subskrybuj zawartość