Ależ Szanowny Panie Yassa,

Ależ Szanowny Panie Yassa,

Jako zaprzysięgły użytkownik boazerii (aczkolwiek ostatnio lekko powcinanej w środkowej części) zapuszczam się coraz odważniej na nowy mniejszy stok okupowany przez kolorową brać parapeciarzy. I z zaskoczeniem muszę stwierdzić, że tu się zdecydowanie lepiej jeździ! Otóż nie ma na tym mniejszym stoku kompletnie kup zostawionych przez pałętających się piechurów, zwanych inaczej zerowcami. Na moim dawnym stoku slalom między rzeczonymi kupami stał się ostatnio bardzo uciążliwy, szczególnie, że owi piechurzy narzucają się machając jakimiś chorągiewkami. Może niektórym sprawia przyjemność przedzieranie się przez gęstwinę kup – mnie przestało. Muszę stwierdzić, że gospodarze na dużym stoku wreszcie zaczęli trochę sprzątać, ale do komfortu jeszcze tam daleko.

Co do języka słyszanego na nowym stoku… Czasami usłyszy się sformułowanie wyglądające na mocno obcojęzyczne, ale w większości owi deskarze spędzają czas siedząc na śniegu i kulturalnie (przynajmniej tak wygląda na pierwszy rzut oka) wymieniając argumenty. Nie budzi to mojego zdziwienia, bo na tym cholerstwie ze spętanymi nogami jeździć się nie da. Co więcej, gdy się od czasu do czasu przy nich zatrzymam, to nie patrzą na to, co mam na nogach i rozmawiają również ze mną. Na moim poprzednim narciarskim stoku o rozmowy było trudno. Patrzono bardziej na logo firmy, której kurtkę miałem na sobie. A ja logo odprułem wiele lat temu…

To, że trafił Pan na jakąś wypowiedź, która Pana zniechęciła, mnie nie dziwi. Każdy ma jakoś inaczej ustawioną poprzeczkę wrażliwości. I myślę, że nie powinno być to powodem do jakichś gwałtownych ruchów.

To nara, bo mi krzesełko odjedzie.
I do zobaczenia na stoku. A już na pewno wieczorem na grzańcu!


Sir Zenek na parapecie By: scroll (11 komentarzy) 3 styczeń, 2008 - 14:24