Yassa

Yassa

greki nie a łacine miałem 2 lata na polonistyce i nawet egzamin zdałem. U takiej jednej francy, co do której mam same paskudne myśli do dziś.
Swoja drogą, to jest typowe dla ludzi, ktorzy robia rzeczy, ktore nikogo poza nimi nie interesują. Że nadają im jakąś szczególną rangę i jak sa do tego nauczycielami to mimo, że prowadzą jakis przedmiot poboczny to nie da się u nich prześlizgnąć i zbajerować. A kosy są straszne. Tak wspominam min. pania od gramatyki opisowej, która nawet wygladala jak jakiś jeden z pierwszych modeli cyborga. Tzn. jak posuwała korytarzem, to się całym ciałem “słyszało” jak jej tam pod silokonową powłoką trą tryby i bzyczą serwomechanizmy. Powaga. A twarz mała taką jak gumowa lalka z przecięciem żyletką tam, gdzie normalni ludzie maja usta. Taka wąska otwierająca sie i zamykająca sie rana.
Kurw… jak o tym pomysle to mi sie dziś, po latach, bagnet sam z futerału wysuwa.

Pozdro

P.S. żeby nie było- ja nie uwazam łaciny za coś nieważnego. W sumie dziś żałuję cholernie, że sie do tej łaciny nie przykładałem tak, by ją znać lepiej. Dziś. Bo znam w sposób mierno-bierny. Tzn. jak cos czytam po łacinie, w sensie jakiejś sentencji, wtrącenia, cytatu, rzymskich dialogów z “Pasji” itp. niezbyt długich kawałków- to wiem o czym mowa. Ale w druga strone ni chu chu.
Ksiązki w całości przeczytac zwyczajnie by mi sie nie chciało. Po kiego sie w sumie katowac, jak z łaciny chyba wszystko warte uwagi, a w kazdym bądź razie wszystko, co sie w życiu zdąży przeczytac godnego uwagi, jest juz przetłumaczone.
Z drugiej strony szkoda, bo chetnie bym się w sumie nauczył mowic, MÓWIĆ, po łacinie. Na studiach to było niemożliwe, bo ta pani uczyla nas chuj (pardą) wie czego.
Stary, ja na 3 roku byłem sam jeden facet i cos 90 babeczek, z ktorych wiekszośc trafila do szkół jako nauczycielki. Po kiego je było pałować dwa lata łaciną, z której dziś nie umieja nawet tyle co ja? Zamiast je dręczyć gramatyką pani powinna, skoro już mus dla wszystkich ta łacina, nauczyć je paru mądrych sentencji, żeby mogły zadawac szyku w towarzystwie a i dzieciakom w szkole blysnąc jako ktoś, kto to co robi traktuje w miare powaznie. A tu taki penis jak misia nos. Czyli koleżanki dzis nauczycielki miały dwa lata stresów z idiotką od laciny i to psu w dupę, bowiem nie nauczyły sie niczego pozytecznego. Nie wzbogaciły sie w żaden sposób. I jak to baby- zakuły na blachę, zdały i skasowały. Żeby zrobić miejsce na buty i ploty. (ale sie pewnie zaraz jakas wscieknie)
Ale MOWIC po łacinie by sie nauczyc przydało. W sumie, jak sie mamy brac za tworzenie tej nowej Kultury w tym koneczno-spengleryczno—chestertonowskim stylu, to chyba trzeba będzie od łaciny zacząć. Zwlaszcza, że ja gdzie moge prowadze akcję za tym, by lokalni proboszczowie choc raz na jakis czas poprowadzili msze w starym rycie. Proboszczom sie nie chce, cholernikom, bo wiadomo, że trzeba by sie do tego przygotować i kłopot. Ale to jest kwestia zebrania w sumie niewielkiej grupy w ramach parafii, by dobrodzieja zwyczajnie zmusić. I dziwnośc, że tam gdzie sie udalo choć raz, to zażarło. Śmigło warknęło.
Deko długie mi to PS wyszło. No dobra, kończe.
Nara!


Smakosze interpunkcji - poświąteczny, więc znów arogancki komentarz... By: scroll (31 komentarzy) 3 maj, 2009 - 18:44