Smakosze interpunkcji - poświąteczny, więc znów arogancki komentarz...

No i kończy się nasze polskie triduum majowe; dzień pierwszy, celebrowany przez postęp, demarkacyjny dzień flagi biało-czerwonej i trzeci, oddający hołd tradycji.

Już po wszystkim, można usiąść i zajrzeć do netu… choć siedzieć po trzech dniach pedałowania ciężko.
Czuję się jak obiekt spełnionych namiętności Bobika Biedronia.

Zaglądam i widzę glossę Referenta. Nie znam całości jego netowej twórczości, ale glossa to perła prawdziwa.
Jak zauważyłem nie przez wszystkich zrozumiała.

I tu pojawia się pytanie, jeśli już piszemy w sieci, to do kogo?
Dla jednego, przy optymistycznych szacunkach, procenta rozumiejących czy dla ogółu?

Męczy mnie to od dłuższego czasu.
Przyjąłem założenie, że raczej do ogółu, więc staram się własne wpisy uproszczać tak, by ich sens trafiał do każdego.
Czasami spostrzegam ze zgrozą, że trywializuję je do poziomu na którym staję się autorem kolejnego blogerskiego banału.
Ratując notkę,staram się zatem komunał leciutko przyprawić.

Lecz wówczas z kolei odnoszę wrażenie, że smak przyprawy jest smakiem nieznanym.
Bo żeby pojąć jak się ma widok z nowojorskiego hotelu Hudson do tragicznego losu Brunona Jasieńskiego, to wybory życiowe naszego futurysty powinno się skonfrontować z równie tragiczną biografią Skamandryty Lechonia.

Podobnie i tu.
By pojąć o co siedzi w głowie Referenta należałoby wiedzieć coś o antycznym ukorzenieniu kłów Hegla.

Tak więc czytam tę referencką glossę i podziwiam; długachne, smakowite zdania, pełne treściwej zgrywy.
Celnie kreślące obraz jednej ze stron ideologicznego sporu, nie tylko tego dotyczącego Jasieńskiego…

I widzę z jednej strony fajniastą pogaduchę między kumającymi; czy aby przecinek postawiony został we właściwym miejscu?
A z drugiej, przecierających swe zdumione oczęta…

I myślę sobie;
Jest to ten rodzaj szlachetnej i inteligentnej konwersacji, która z pieczołowitością odnosi się do zasad interpunkcji.
W której dominują przecinki, wielokropki, nawiasy, cudzysłowy i myślniki.
A zdania najczęściej wieńczy pytajnik.

Pytajnik wygląda tak: “?”- uwaga dla innego, skrajnego 1 procenta czytelników, antypodycznego dla rozumiejących:).

I zastanawiam się, która z form dla blogosfery jest właściwsza?

Ornamentalistyczna czy prosta, mocno zubożona: stawiająca pewne i solidne kropki, od czasu do czasu zastępowane wykrzyknikami?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pytanie źle postawione

- moim zdaniem, dodam arogancko, prawda.

Otóż nie ma takiej czy innej formy właściwszej dla blogosfery.

Jest natomiast forma bardziej lub mniej odpowiednia do tematu i autora. Zwłaszcza to ostatnie, zwłaszcza. Bo jednak zgrabnie machać piórem to trza umić. Pióro to nie kłonica, mimo wszystko ;-)

Druga bezczelna uwaga będzie taka, że moim zdaniem, którego będę się trzymał jak płota, pisze się ani dla siebie, ani dla czytelników, tylko dlatego, że tekst chce być napisany. Czasem musi. Tekst, nie autor musi. Jeśli jest inaczej, to zwykle powstaje pisanina a nie tekst.

Pozdrawiam niedzielnie.


Serż

zaraz widac, żeś kłonicy w ręku nie trzymal nigdy.

ech, ęteligenty, nieroby…

;-)


he he :-D

;-)


Sergiuszu,

jeśli Ty tak arogancko, to ja pokornieję:),
i zgadzam się, że zawsze wszystkiemu winien jest autor.:)

A moje pytanie (przyznaję, że prowokacyjne) wynika z obserwowanego nikłego zainteresowania, według mnie, naprawdę dobrymi tekstami, których, jak ostatnio zauważam, mało nie jest.

Śmiej się, śmiej…to jest mój protest.:)

Pozdrawiam serdecznie


Arturze,

za temy naszemy yntelydentamy nie nadążysz:), dialektyka we krwi pozwala im wszystko tak piękne wyłożyć. Nawet się:)

Zauważyłem, że podejrzewałeś mnie o biedronizację Grzesia?
Zmyłka, ten molestujący Ktoś to nie ja.

Pozdrawiam


Yassa,

a co ty tak o tym Biedroniu ciągle:)

Biedronizacja Grzesia.
No piekne po prostu, acz nie mam pojęcia, co by to było.

Pozdrówka i sorry, że się do tekstu nie odnoszę, a le właściwie Sergiusz w drugiej bezczelnej uwadze powiedział to co trza:), więc ja pomilczę.

No.


Grzesiu,

no nie wkurzaj mnie, znowu nie wiesz o co chodzi:).
Bo znajdę i podeślę linkę (JJ tekst 1 w sprawie GM).

Znowu to myślenie autorytetem – tym razem, bezczelnym Sergiuszem:). Wymiękam:)

pozdrawki


Yasso,

co tak delikatnie, no weź, bo nas Nicpoń wyśmieje znowu jako kłonicy trzymać i wywijać nie umiejących.

Coś jak zamiast chcemy chleba! – subtelne poproszę pieczywko ;-)

Nie wiem czy wiesz, ale jest taka reguła, że im lepszy tekst, tym mniej komentarzy, za to więcej powracających czytelników (milczących oczywiście).

Jak to swego czasu Pan Referent ujął (mniej więcej): człowieka piszącego dobrze poznać po tym, że nie dostaje nerwicy z powodu braku komentarzy. Jakoś tak. Chcę przez to powiedzieć, że nie podzielam Twojego zmartwienia, o!

Pozdrawiam.


Yasso,

znowu molestujesz Grzesia, nieładnie, nieładnie, podzielam niepokój Nicponia w tej sprawie ;-)


Yassa

yassa

za temy naszemy yntelydentamy nie nadążysz:), dialektyka we krwi pozwala im wszystko tak piękne wyłożyć. Nawet się:)

Zauważyłem, że podejrzewałeś mnie o biedronizację Grzesia?
Zmyłka, ten molestujący Ktoś to nie ja.

Pozdrawiam

Jeśli ten Ktos to nie ty to Ok, ale faktem jest, że tam gdzie ja się natykam na koment Grzesia, zaraz za nim natykam się na koment Yassy, który Grzesiowi wskakuje na plecy i go pieszczotliwie okłada po główce kulakiem.

;-)

Nie żebym miał cos przeciwko takim zabiegom. Wręcz przeciwnie. Popieram akcję prostowania głupot na pniu.

Ale o biedronienie kogokolwiek, Yassa, nigdy cie nie posądzalem. Co innego zachodzic od tyłu, jak michalkiewiczowscy Judejczykowie ;-) a co innego biedronić. Biedronienie jest plugawe. Traci się zdolnośc honorową. Nawet w żartach bym tak o tobie nie powiedział.

Pozdro!


Grześ

“Biedronizacja Grzesia. No piekne po prostu, acz nie mam pojęcia, co by to było.”

No jak nie wiesz? Zwyczajnie- jak w pierdlu pod prysznicami.

;-)


Dobra, dobra Sergiuszu,

to ja niby molestuję? A ten Twój cytat z Referenta;
“nie wiem czy wiesz, ale jest taka reguła, że im lepszy tekst, tym mniej komentarzy” to co, jak nie ordynarna zaczepka? :))

Arturze,
że też muszę się tłumaczyć, najzwyklejszy zbieg okoliczności. Był czas, że jedynym nie obrażonym był tu Grześ.:)
Sam ze sobą miałem gadać?:)

ukłony


Yassa

;-)

oj wiem, wiem. Ja Grzesia za wytrwałośc podziwiam. Koledzy poszli sobie precz a on tu na straży.
Trochę jak Bruce Wllis “Ostatni sprawiedliwy”


Ogladam właśnie z dziecmi jak Kargul z Pawlakiem

do Ameryki płyną.

“To przez ciebie, Kargul, ja się muszę w tych luksusach mordować”

Nieśmiertelny jest ten film. Mimo, że komuna aż huczy.


Yassa

“By pojąć o co siedzi w głowie Referenta należałoby wiedzieć coś o antycznym ukorzenieniu kłów Hegla.”

Pewnie tak, tylko komu by się chciało czytać Hegla.
A greki i łaciny już nie uczą.


Git

Czytać Hegla nie warto. Przeczytać trzeba. Ale czytać, w sensie jakiegos procesu ciągłego- bzdura.

Trzeba tylko uważać, żeby sie ukąsić nie dac.


Artur M. Nicpoń

No, to lokowało by Cię w Upper Ten Thousand, prawie dosłownie.

Mam nadzieję że greki ani łaciny nie znasz?


Yassa

greki nie a łacine miałem 2 lata na polonistyce i nawet egzamin zdałem. U takiej jednej francy, co do której mam same paskudne myśli do dziś.
Swoja drogą, to jest typowe dla ludzi, ktorzy robia rzeczy, ktore nikogo poza nimi nie interesują. Że nadają im jakąś szczególną rangę i jak sa do tego nauczycielami to mimo, że prowadzą jakis przedmiot poboczny to nie da się u nich prześlizgnąć i zbajerować. A kosy są straszne. Tak wspominam min. pania od gramatyki opisowej, która nawet wygladala jak jakiś jeden z pierwszych modeli cyborga. Tzn. jak posuwała korytarzem, to się całym ciałem “słyszało” jak jej tam pod silokonową powłoką trą tryby i bzyczą serwomechanizmy. Powaga. A twarz mała taką jak gumowa lalka z przecięciem żyletką tam, gdzie normalni ludzie maja usta. Taka wąska otwierająca sie i zamykająca sie rana.
Kurw… jak o tym pomysle to mi sie dziś, po latach, bagnet sam z futerału wysuwa.

Pozdro

P.S. żeby nie było- ja nie uwazam łaciny za coś nieważnego. W sumie dziś żałuję cholernie, że sie do tej łaciny nie przykładałem tak, by ją znać lepiej. Dziś. Bo znam w sposób mierno-bierny. Tzn. jak cos czytam po łacinie, w sensie jakiejś sentencji, wtrącenia, cytatu, rzymskich dialogów z “Pasji” itp. niezbyt długich kawałków- to wiem o czym mowa. Ale w druga strone ni chu chu.
Ksiązki w całości przeczytac zwyczajnie by mi sie nie chciało. Po kiego sie w sumie katowac, jak z łaciny chyba wszystko warte uwagi, a w kazdym bądź razie wszystko, co sie w życiu zdąży przeczytac godnego uwagi, jest juz przetłumaczone.
Z drugiej strony szkoda, bo chetnie bym się w sumie nauczył mowic, MÓWIĆ, po łacinie. Na studiach to było niemożliwe, bo ta pani uczyla nas chuj (pardą) wie czego.
Stary, ja na 3 roku byłem sam jeden facet i cos 90 babeczek, z ktorych wiekszośc trafila do szkół jako nauczycielki. Po kiego je było pałować dwa lata łaciną, z której dziś nie umieja nawet tyle co ja? Zamiast je dręczyć gramatyką pani powinna, skoro już mus dla wszystkich ta łacina, nauczyć je paru mądrych sentencji, żeby mogły zadawac szyku w towarzystwie a i dzieciakom w szkole blysnąc jako ktoś, kto to co robi traktuje w miare powaznie. A tu taki penis jak misia nos. Czyli koleżanki dzis nauczycielki miały dwa lata stresów z idiotką od laciny i to psu w dupę, bowiem nie nauczyły sie niczego pozytecznego. Nie wzbogaciły sie w żaden sposób. I jak to baby- zakuły na blachę, zdały i skasowały. Żeby zrobić miejsce na buty i ploty. (ale sie pewnie zaraz jakas wscieknie)
Ale MOWIC po łacinie by sie nauczyc przydało. W sumie, jak sie mamy brac za tworzenie tej nowej Kultury w tym koneczno-spengleryczno—chestertonowskim stylu, to chyba trzeba będzie od łaciny zacząć. Zwlaszcza, że ja gdzie moge prowadze akcję za tym, by lokalni proboszczowie choc raz na jakis czas poprowadzili msze w starym rycie. Proboszczom sie nie chce, cholernikom, bo wiadomo, że trzeba by sie do tego przygotować i kłopot. Ale to jest kwestia zebrania w sumie niewielkiej grupy w ramach parafii, by dobrodzieja zwyczajnie zmusić. I dziwnośc, że tam gdzie sie udalo choć raz, to zażarło. Śmigło warknęło.
Deko długie mi to PS wyszło. No dobra, kończe.
Nara!


Git

sorry, ten powyżej koment jest do ciebie, nie do Yassy. Kopyrtnęlo mi się.
A Yassę proszę, by pod zadnym pozorem nie czytal powyższego. Naruszy moją własnośc intelektualną ;-)

Co do Hegla. Ja te wszystkie cuda wianki przeczytac zwyczajnie musiałem. Przyznam, że w większości przypadkow (ciekawośc, że im bliżej dnia dzisiejszego, tym większy belkot) czytałem autentycznie z musu. Np. ten “Człowiek jednowymiarowy”- słodki Jezu! Mój pies kombinuje bardziej z sensem.


Artur M. Nicpoń

Wiesz, tą łaciną i greką to ja rzuciłem bardziej hasłowo-symbolicznie, mieszcząc w nich całą kulturę antyczną, z mitologią i filozofią, którymi nasiąkał człowiek ucząc się tych języków. To kiedyś był kulturowy kanon ludzi wykształconych, materiał wyjściowy czy też posiłkowy towarzyskiej konwersacji, literackich zabaw i w ogóle sztuki; “wszędzie golę swe symbole a ty zgaduj alboś kiep”.
Nostalgię Yassy za tamtym czasem rozumiem, i oburzenie spsiałością współczesności – kod kulturowy się rozsypał, w zalewie nowych narracyj i symboliki, swą galopującą zmiennością niweczących już niemal możliwość porozumienia miedzypokoleniowego na bazie wspólnych odniesień kulturowych.
To nic dobrego, rzeczywiście, pretensji jednak personalnej nie przyjmuję.

90 babeczek??? Toż można się rozbestwić. Choć z drugiej, zasada “nie bierz dupy ze swej grupy”, też swoje umocowanie ma.

Pozdro


Git

jasne, ale zauważ, że to zerwanie kodów kulturowych skąd sie bierze? Z jakiegos naszego przekonania odnośnie tego, że jak dajemy dzieciaki do szkół, to oni tam w tych szkołach odwalą za nas wszystko. A mówi sie trudno- trzeba się samemu brac i dzieciaki douczać, skoro w szkołach je wypłaszczają intelektualnie.

Co do babeczek- hmmm… hmmm… hmmm…. ja tam wspominam ten okres calkiem sympatycznie…


-->Yassa

Ale z Pana, prawda, łobuziak! ;)


No i stało się Arturze,

przeczytałem, miałeś nosa pisząc bym nie zaglądał.:) Bo trafiłeś na ultrasa:)

Antyk to baza.
Zdaję sobie sprawę, że im było łatwiej, bo byli pierwszymi, którzy mieli media:), nie zmienia to jednak faktu, że reszta to bicie piany po różnych Arystypach, Platonach, Arystotelesach, Epikurach i oczywiście Zenonach:).

I co najważniejsze, antyk daje dystans; już prawie dwa tysiące lat temu Cycero zauważył upadek obyczajów.
Ciągnie się on niestety po dziś.:)

A łacina, to dopiero język. Precyzyjny, rytmiczny, sam wchodzi do głowy…
No ale ja miałem zupełnie wyjątkową, fantastyczną nauczycielkę.

pozdro


Git,

a tak, bo Gicie brzmi niepoważnie:)
Zgadzam się, to kanon, choć niekoniecznie podoba mi się zawężenie jego znaczenia do bajerowania długonogich okularnic z pretensjami:). Choć to oczywiście też...

Pozdrawiam


Panie Referencie,

strzeżcie się Greków przynoszących dary.:)

No musiałem skomentować, bo język ezopowy to jest to, co yassy lubią najbardziej.

I rozmowa z Kwikiem też pouczająca, piszę to zupełnie bez ironii. Pewnie dlatego, że mnie męczy kompleks znaku przystankowego:)

Tyle tej szczerości na dzień dzisiejszy:).

Pozdrawiam serdecznie


no i jak widać, wylazł ze mnie ten komleks,

kompleks znaku przystankowego(!):))


-->Yassa

Znak przystankowy jest wporzo! Poważnie, myślę że to jest źródłosłów, a potem ktoś się pomylił. Może sowiecki żołnierz źle przepisał papiery, kiedy przekraczaliśmy granicę w drodze do nowego domu ;)


Panie Referencie,

dziękuję, ale marna to pociecha;
te języki wyrosłe z łaciny też zaistniały tylko dlatego, że ustawicznie ktoś się mylił :)

Pozdrawiam, życząc dobrej nocy

Ps.
A jutro zabiorę się za Nicponia! Jak tylko przeczytam co on tam powypisywał.:))


Yassa

jasne, że antyk to baza. tu kłotni nie ma.
Z tym upadkiem obyczajów, to juz jednak nie tak hop siup. Co by nie gadać były miedzy nami a Cyceronem takie czasy, gdy obyczaje rosły. To, że teraz znowu upadaja powinno nam dac do myślenia.


Arturze,

jedne obyczaje upadają, a na ich miejsce przychodzą nowe. A rodzajowi ludzkiemu zawsze trudno się z tym pogodzić.
Nic godnego ekscytacji:)

pozdrawiam


Yassa

Ależ godnego, jak najbardziej. Zwłaszcza jak sobie czlowiek poskrobie temat i doszuka się pewnych cech wspólnych w tych wszystkich obyczajach. I zaczyna mu wychodzić ciekawy wzorek.
Zauważ bowiem, że ten upadek obyczajów to nie jest zastępowanie jakichs starych norm nowymi. I nie powoduje to powtsanie takiego sprzężenia zwrotnego, że ci, którzy hołdowali obyczajowi staremu stają okoniem przed czymś nowym.
Otóż upadek obyczajów polega wlasnie na tym, że obyczaje upadają. Że ludzie wycofują się z nich i staja nieobyczajni. Nie zmieniają pogląd na to, co jest normą, oni pozbywają się tych norm. To jest regres.
W tym kierunku napisałem, że były czasy, gdy obyczaje rosły. Tak cala nasza kultura jest zbudowana. Jak taka konstrukcja z cukrowych drucików. I zawsze na początku, w okresie formowania się każdej Kultury obyczaje rosną, konstrukcja najpierw pięknieje i sie uszlachetnia, osiąga swoje apogeum i zaczyna być przejadana. Obyczaje upadają a wraz z nimi następuje uwiąd Cywilizacji. I po jakimś czasie osiągnie to stan, który ja określam jako: bezwłose małpy biegające wśród ruin czegoś, czego nie rozumieją. Aż do nowego formowania.
Pozdro


Subskrybuj zawartość