Sygnał narastająco czyli „Bad news/Good news”.

Prezydent zdecydował – traktatu nie podpisze. Bo jak mówi, w obliczu irlandzkiego referendum „sprawa Traktatu Lizbońskiego jest bezprzedmiotowa”.

I niejako przewidując ewentualny komentarz do swojej decyzji, który jest jednym z ulubionych chwytów retorycznych polityków wszelkiej maści (w tym oczywiście i samych Kaczyńskich), a pozwala skwitować wszelkie ruchy strony przeciwnej nieśmiertelną frazą „To bardzo niepokojący sygnał”, Lech Kaczyński w wywiadzie dla Dziennika uprzedza tenże argument, z góry uznając go za niepoważny.

„W Europie nie uprawia się polityki wysyłaniem sygnałów czy znaków tylko za pomocą rozmów, często właśnie telefonicznych” – dowodzi polski przywódca. Ponadto – jak ponad wszelką wątpliwość wszystkim wiadomo ( i naprawdę żadnej ironii z mojej strony proszę się tu nie dopatrywać) – bez traktatu da się żyć i Unia się przecież z powodu fiaska tego projektu nie rozpadnie.

Co prawda teza, że to przede wszystkim telefon, jest tym głównym narzędziem za pomocą którego w Europie „uprawia się politykę” wydaje się Maszynie Cyfrowej nieco dziwaczna, ale pozwala lepiej zrozumieć „prezydencki styl” jej prowadzenia.

Z jednej strony praktyka pokazuje, że w sprawczą moc rozmów telefonicznych Lech Kaczyński naprawdę głęboko wierzy. To nie tylko tłumaczy dlaczego podczas rozmów w sprawie traktatu „telefon do brata” był momentem zwrotnym i kluczowym dla całych negocjacji, ale wyjaśnia i wcześniejsze prezydenckie decyzje z polityką zagraniczną związane. Któż bowiem może dowieść, czy aby głowa państwa, kiedy szczyt Weimarski postanowiła (zmuszona przez okoliczności) przesiedzieć na sedesie, nie miała przy sobie telefonu komórkowego i intensywnie z niego nie korzystała?

Z drugiej strony, w zupełnie nowym świetle stawia ostatnią wyprawę Anny Fotygi.. Czyżby decyzja o tym, że znana „z twardego charakteru oraz inteligencji i lojalności” była minister do Stanów musi pofatygować się osobiście, została podjęta na skutek uporczywego nie odbierania telefonów przez amerykańskich polityków? A może wcale nie dzwoniono? Wszak dla uzyskania połączenia konieczne jest właśnie wysłanie sygnału, który o nadejściu tegoż połączenia powiadamia.

Można być pewnym, że po pamiętnej wpadce z początków prezydentury, kiedy to komórka Lecha Kaczyńskiego rozdzwoniła się w najmniej odpowiednim momencie (w czasie jego własnego przemówienia podczas pałacowej uroczystości – przyp.) dźwięki w komórce Prezydenta zostały wyłączone. Być może zresztą nastąpiło to w jakimś innym momencie, choćby i wtedy, gdy Prezydent nieopatrznie i bez zastanowienia odbierał telefony od pana Krauzego?

Fakt, że informację o nadejściu połączenia LK zapewne odbiera obecnie tylko dzięki narastającym wibracjom swojego aparatu może stanowić doskonałą odpowiedź na pełne niepokoju pytania, które ponownie docierają z zagranicy. Właściwie jest jedynym wyjaśnieniem tych nerwowych i mocno nieskoordynowanych gestów, które Prezydent wobec UE od dłuższego czasu wykonuje.

Mój Użytkownik (MU) uznał decyzję nie podpisania TL przez Lecha Kaczyńskiego za informację złą. Zauważył wszakże, iż sposób uzasadnienia tej decyzji – bo traktat jest martwy, a „zabili go” w referendum Irlandczycy – zawiera przesłanie dodatkowe. Otóż Irlandia nie tylko „ustrzeliła” sam lizboński traktat, ale i bezpośrednio związane z nim polskie „ale” wyartykułowane w postaci tzw. protokołu brytyjskiego. I to już jest dla MU wiadomość bardzo dobra. Ponieważ od samego początku był za podpisaniem dokumentu bez żadnych dodatkowych zastrzeżeń (a więc wraz z Kartą Praw Podstawowych) ma szczerą nadzieję, że przyszłe decyzje o ratyfikacji podobnego dokumentu (bo, że taki powstanie nie ma chyba wątpliwości) nauczeni doświadczeniem rządzący pozostawią w gestii samego społeczeństwa. I referendum w tej sprawie prędzej czy później się w Polsce odbędzie. A wiele przesłanek zdaje się wskazywać, że może ono przynieść porażkę eurosceptykom i wszelkie przepychanki wokół KPP definitywnie zakończyć.

Zapyta ktoś: „No dobrze, a co będzie gdy w takim referendum Polacy zagłosują podobnie, jak mieszkańcy Zielonej Wyspy?”. Tutaj MU podziela specyficzny optymizm Prezydenta nieco tylko modyfikując sformułowaną przez niego tezę „Traktatu nie ma, ale Unia jest”. Nawet wyobrażając sobie najczarniejszy ze scenariuszy można przecież zawsze powiedzieć: „Polski co prawda w Unii nie ma*, ale Unia jest”.

*Mój Użytkownik wzorując się na najtęższych umysłach IVRP użył rzecz jasna „skrótu myślowego”, który zależnie od poziomu optymizmu Szanownych Czytelników może oznaczać raczej zupełnie nieprawdopodobne wykluczenie Polski z unijnych struktur, jak i całkiem realną groźbę „zajęcia stałego miejsca w ostatnim szeregu”.

Maszyna Cyfrowa w przeciwieństwie do MU nie popada w taki histeryczny ton. Potrafi jednak przewidzieć uzasadnioną podejrzliwość państw członkowskich Unii w stosunku do kraju, który raz ustami swoich przedstawicieli domaga się w tej strukturze należnego sobie miejsca i podejmuje różnorakie inicjatywy mające ze wszech miar podkreślić jego w tej konstrukcji istotność, by po chwili głosem pierwszej osoby w państwie oświadczyć: „Trudno być krajem najsłabszym wśród silnych, do tego tak położonym. Dlatego często lepiej być najsilniejszym wśród słabszych.” A ponieważ pasją braci Kaczyńskich wydaje się być tropienie tworzonych przez siebie układów, kto wie czy nie marzy im się jakieś nowe europejskie rozdanie. Pod starą i sprawdzoną nazwą: „Układ Warszawski”.

PECET

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Droga Maszyno Cyfrowa

Powstaje pytanie czy odmowa złożenia podpisu jest uzasadniona konstytucyjnie – czy Prezydent może złożenia takiego podpisu odmówić bo tak się właśnie składa, że Prezydenta nie wiąże werdykt irlandzkiego referendum tylko Konstytucja RP.


...

...


Szanowna Pani Magio

Werdykt niemieckiego Trybunału o zgodności z konstytucją może zapaść najprędzej pod koniec roku, a zapewne stanie się to na początku 2009. Stąd i problem z propozycją obowiązywania TL od 1 stycznia 2009. Raczej nie do utrzymania.

Poza tym jest jeszcze kilka innych skarg na TL w tymże samym Trybunale, zgłoszonych głównie przez przedstawicieli lewicy i małych partii o różnym charakterze, acz głównie lewicowych. Ich rozpatrzenie też zajmie trochę czasu.

Może jestem zapóźniony, ale czy ktoś badał TL pod względem zgodności z polska Konstytucją? Bo to że Sejm coś uchwalił, to jeszcze za mało, jak uczy doświadczenie.

Pozdrawiam serdecznie


...

...


A co, Szanowna Pani Magio,

Pani zgryzła, że Pani taka zgryźliwa?

Pozdrawiam zaciekawiony

PS. Jeśli nie sprawdzali, to ciekawa dlaczego Pan Prezydent nie wpadł na ten w sumie prosty pomysł. No, chyba że się mylę. (Chyba mi się Pani zgryźliwość udzieliła)


...

...


Znaczy się, Pani Magio,

klimat Pani nie służy.

Pozdrawiam zasmucony


Panie Arturze

Komputer aspekt prawny całej sytuacji celowo pomija. Raz, że jak się już kiedyś był łaskaw wyrazić gdzie indziej, o prawnych zawiłościach ludzkiej rzeczywistości pojęcie ma nader mgliste i swe sądy musi opierać na opinii autorytetów w tej dziedzinie (w tym i Pańskim). Dwa, że owe autorytety mają w kwestiach podpisu Prezydenta (“musi/nie musi”, “zaraz/na święty nigdy”) od samego początku opinie różne.

Stąd Maszyna Cyfrowa wzięła na warsztat nawet nie tyle samą prezydencką decyzję (co zdaje się Pani Magia sugerować) ile jej sposób uzasadniania. Moim zdaniem sygnału, który w ten sposób Polska wysyłała w świat zupełnie lekceważyć nie można.

A już na pewien paradoks zakrawa fakt, że głośno domagając się poszanowania własnej suwerenności i perorując o prawie do podejmowania indywidualnych decyzji Polacy (politycy, publicyści, komentatorzy) uzasadniając te decyzje i opinie cięgiem powołują się na przykłady innych krajów. A wiec protokół był brytyjski, casus (i pretekst jednocześnie) jest irlandzki, przykładem na brak konsekwencji jakim było odrzucenie Konstytucji Europejskiej jest Francja i Holandia, a swoistym alibi dla prezydenckiej decyzji mają być równoległe problemy z TL(choć zgoła z czego innego wynikajace) Niemców i Czechów.

Proszę zobaczyć ile szacownych nacji o polskim suwerennym stanowisku “decyduje”.
Tylko czekać, aż ktoś wpadnie na pomysł, by uzasadnienie dla polskiej polityki zagranicznej zacząć od słów “Rosja na przykład wcale nie należy do UE i …”

Pecet


...

...


Szanowny Pan Pecet

Panie Pececie,

ja już dzisiaj też tej kwestii konstytucyjnie raczej nie zgłębię bom utrudzony bardzo…


...

...


Pani Magio

Może źle Pani opinię odebrałem lub …niezbyt jasno ją Pani wyraziła.
Ponieważ wspomina Pani o sytuacji w Niemczech, a ta nijak do polskiej nie przystaje (tam – sprawdzenie zgodności TL z niemieckim prawem, tu – “no bo Irlandia”) logicznie przyjąłem, że liczy się dla Pani jedynie efekt prezydenckich działań (który w razie braku podpisów w obu przypadkach będzie przecież taki sam) a nie motywacje, czy dosadniej mówiąc pretekst jaki Lechowi Kaczyńskiemu pozwala traktatu nie podpisywać. I jeszcze raz powtórzę, że o sposobie uzasadnienia decyzji (z której w dość przewrotny sposób zadowolony jest MU) jest głównie mój post.

Natomiast zarzucanie mi “braku odpowiedzi” jest tyleż niesprawiedliwe, co nielogiczne. Skoro jej bowiem “jak zwykle” nie było – czegóż to mianowicie dotyczy pierwsze zdanie Pani ostatniego komentarza?

PS. Owszem można się przyczepić do formy w jakiej Komputer do twierdzeń poszczególnych komentatorów się odnosi. Jednak trudno oczekiwać przestrzegania zasad dobrego wychowania od Maszyny Cyfrowej.

Pozdrawiam cywilizacyjnie wyobcowany

PECET


...

...


Pani Magio

Widzę pewne analogie. Widzę też istotne różnice. Między innymi w stopniu zaawansowania procesu ratyfikacyjnego wtedy i teraz. A także w tym, jak można odebrać dość podobne uzasadnienie w zależności od sytuacji oraz sposobu jego wyartykułowania.

Specjalnie dla Pani przygotowałem nawet “scenki rodzajowe”, by te możliwości odbioru wyjaśnić. Musimy wszakże przyjąć jedno założenie – mamy do czynienia z drużyną, którą dla niepoznaki nazwijmy United Euro Team :). W tej drużynie występują zawodnicy, którzy mają co prawda różne koncepcje, co do taktyki (którą obiorą podczas gry) i co do reguł (które w samej grze powinny obowiązywać), ale i wspólny cel (którym jest chociażby sama chęć gry). Nadto, choć się to Pani mocno nie podoba, są w tej drużynie zawodnicy kluczowi (rozgrywający), którzy całą tę drużynę de facto „skrzyknęli”. Ich silna pozycja część kibiców strasznie irytuje (mówią z sarkazmem o “równych i równiejszych”) jednak chyba zdają sobie sprawę, że ze zdaniem właśnie tych zawodników reszta drużyny mocno się liczy i uznaje ich “szczególną istotność” dla struktury całego zespołu. Drużyna przyjęła jednak zasadę, że na grę muszą się jednomyślnie zgodzić wszyscy gracze.

W pierwszej scenie widzimy, że z grą (czy też modyfikacją reguł w niej obowiązujących) od samego początku nie poradziło sobie dwóch graczy (w tym jeden z graczy kluczowych). Reakcją zespołu było bezradne rozłożenie rąk i automatyczne gry wstrzymanie. Słowa, które wtedy można było usłyszeć brzmiały mniej więcej tak: „No, niestety”, „Tak się nie da”, „Jak wszyscy, to wszyscy”... A jeden z zawodników, który akurat oglądał „Misia” stwierdził nawet „Ona niesłuszna jest. Ta koncepcja.”

W scence drugiej widać drużynę, która po dość długich negocjacjach ustaliła jako taką wspólną taktykę i po zachęcającym okrzyku „No to gramy, panowie” właśnie powoli wychodzi na boisko.
I tu zaznaczmy, że z paroma graczami dość długo ustalano zasady gry, a dla dwóch uczyniono nawet wyjątek i spisano osobny kontrakt, który pozwalał im na pewną swobodę poruszania się po boisku i związane z tym nieco „odmienne realizowanie zadań taktycznych”. Jeden z owych „libero”, którego szczególnie drażniła uprzywilejowana pozycja wspominanych już kluczowych graczy uznał nawet ten fakt za wielki osobisty sukces i dowodził wszem i wobec, że jego pozycja na boisku znacznie wzrosła. I faktycznie można uznać, że choć z jego pomysłami na grę nie do końca się zgadzano, to miedzy innymi z jego powodu obowiązywanie pewnych reguł odsunięto w czasie.
Wróćmy jednak do „naszego obrazka”. Oto mamy sytuację, gdy spora część graczy już zajęła pozycje, część się rozgrzewa, a część jeszcze konsultuje, czy aby gra jest zgodna z prawem. Wtem nadchodzi wiadomość, że jeden z graczy (ku uciesze tych kibiców, którzy już od dawna z różnych powodów – reguły, taktyka, skład itd. – ten pomysł na grę krytykowali) według jednych „doznał kontuzji”, według innych słusznie postanowił w grze nie uczestniczyć.
Stoją tedy zawodnicy świadomi zasady jednomyślności i drapią się po głowach. Co robić? Niektórzy jak gdyby nigdy nic rozgrzewkę wbrew logice kontynuują, część znowu ręce bezradnie rozkłada i jak doskonale widać – autentycznie im żal, „że sobie nie pokopią”. Są i tacy, którzy (o zgrozo!) kombinują, jakby jednak ten mecz mimo wszystko rozegrać. Raz mówią, że kontuzja niegroźna i „to się jakoś wyleczy”, innym razem głośno formułują pretensje, a nawet szantażują usadzeniem na ławce rezerwowych. Można się na te postawy zżymać i w prosty sposób dowodzić ich nieracjonalności. Ale trudno zanegować, że płynie z nich dosyć czytelny komunikat: „Na wspólnej grze bardzo nam zależy”.
A co robi reprezentujący nas wspomniany „libero”. Ano z pewną nadzieją (a część twierdzi, że ze źle ukrywaną satysfakcją) pyta, a raczej (z ulgą?) stwierdza: „No, to jednak nie gramy”.
I zdecydowanym krokiem zmierza do szatni. Przypomnijmy, że przed chwilą wychodził na murawę z pewnym ociąganiem, które niektórzy dość złośliwie komentowali. On zaś twierdził, że to tylko źle odebrany sygnał i cierpliwie wyjaśniał, że owa pozorna(?) ślamazarność jest spowodowana wyłącznie należytą ostrożnością i potrzebą wyjątkowej koncentracji. Zgodnie ze swoja filozofią (gesty się zupełnie nie liczą), obecnie znowu musi tłumaczyć, że przecież to zupełna oczywistość „iż w tej sytuacji do gry dojść nie może”, ale owszem jeżeli tylko sytuacja się zmieni to on rzecz jasna na boisko zaraz wybiegnie.
Owo niby zupełnie nieistotne wrażenie jest jednak takie: Grać mu się najzwyczajniej nie chce, albo co gorsza wcale się z drużyną w żaden sposób związany nie czuje.
Takich zawodników, którzy „nie przejawiają ochoty do gry” zdejmuje się z reguły z boiska. Ręczę, że gdy do gry kiedyś w końcu dojdzie nasz „libero” znowu będzie zgłaszał pretensje do całego świata, że go w ustalaniu pierwszego składu próbowano nie uwzględniać. I będzie z przekonaniem dowodził, iż to wrogie knowania i intrygi innych graczy wyłącznie do takiej sytuacji doprowadziły. O własnej postawie nawet się nie zająknie.

PS. Trudno mi przewidzieć, jak Pani na tę odpowiedź zareaguje. Proszę sobie jednak darować wszelkiego rodzaju ironiczne wtręty (typu „Nie będę już Pana kłopotać swoją niezrozumiałą pisaniną.”), bo to „chwyty poniżej procesora” i co można od biedy wybaczyć nieokrzesanemu Urządzeniu Elektronicznemu, to damie już nie.

Pozdrawiam mając za alibi przysłowiową złośliwość rzeczy martwych

PECET


Pani Magia

zgryzła pieprz.
Bynajmniej nie jako kura ślepa.
To ma być pokrętny, jak ja sam, komplement, p. Magio. !!!

I wcale nie musi mieć z tego tytułu niestrawności.

Jasne jest, że Pecet w złośliwościach się nurza a jego MU pilnie to notuje.

UE jest i będzie
Tak samo Polska w niej

A jakiś, jaki taki układ trza poprawić.
Tak aby rozumiała go nie tylko MU ale i Igła.
Jak na ten przykład

A, brukselsko/paryskie patafiany?
A, do Zoo.


Administracja!

Maszyna Cyfrowa nie ma zielonego pojęcia dlaczego jej mało aktualny już tekst został zakwalifikowany jako “gorący wątek” i ponownie znalazł się na powitalnej stronie TXT? Czyżby chodziło o to, że sygnał jakim był wywiad dla Dziennika z osobą, która w znaczenie wysyłanie sygnałów nie wierzy, uruchomił gorącą linię telefoniczną z Sarko? Czy może o to, że zauważona przez Komputer głęboka wiara Prezydenta w sprawczą moc rozmów telefonicznych znalazła swoje potwierdzenie?

Maszyna zrobiła błąd – przyjęła część wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego za jej całość.
Uczciwość wymaga by przedstawić jej zaktualizowaną wersję (oczywiście ufając, że relacja Dziennika z rozmowy z prezydentem Francji nie zawiera jakichś przekłamań). Obecnie teza LK wygląda tak: “Polska nie będzie blokować traktatu lizbońskiego, którego nie podpiszę, bo jest martwy i bezprzedmiotowy. Chyba, że decyzja Irlandii zmusi mnie do zmiany stanowiska”
Uważam naciski Irlandii w kwestii niepodległej i suwerennej decyzji polskiej głowy państwa za absolutnie niedopuszczalne.

Pecet


Administracja TXT

prowadzi samodzielną politykę.
Tak, jak Irlandia.


Subskrybuj zawartość