Wiara

Wiara to kiełkowanie ziaren życia. Ziemia zapłodniona energią urodzaju pod osłoną nocy.

Wiara jak łono. Przyjmuje w siebie miriady gwiezdnych tygli materii, rozświetla materię i każe jej płynąć w obłokach światła aż po najdalsze krańce kosmosu. Płynie więc światło ducha z rozkazu wiary po Niebie aż dotrze do Ziemi, by tu zapładniać – człowieka i naturę, we śnie i na jawie. Z tego zapłodnienia wyrastają wszelakie idee i formy.

Wyrastają kształty dojrzałych kłosów pośród pól. Wyrastają bochny chleba na stół.

Bez wiary chleb pański nie przemieni się w ciało, krew nie popłynie w tętnicach, bo serce nie wyczuje rytmu życia.

Wiara objawiała się zawsze w historii ludzkich cywilizacji jako pulsowanie odnawiającego się życia, świeżość odrzucająca skorupę starych mitów. Rozjaśnienie umysłu człowieka po doświadczeniach katharsis.

Dziś żyjesz w takich czasach, że straciłeś przypowieści o wierze starszej niż świat, która świat ten wyłoniła z siebie i stała się dlań matką i ojcem. O górach przenoszonych przez wiarę, o liliach pocieszanych przez wiarę, o zmarłych ożywianych przez wiarę.

Straciłeś bezpowrotnie, lecz to bez znaczenia dla wiary. Dzieckiem nienarodzonym jest ten świat, z wiary się począł i wiara go zrodzi z łona po raz drugi, trzeci i tysiąckrotny.

Zrodzi razem z tobą lub bez ciebie. Ani tego nie zatrzymasz, ani nie wyprzesz ze świadomości. Nie masz takiej mocy. Co najwyżej, gdy przyłączysz się do pochodu postępującego w marszu cywilizacji śmierci i dokonasz wyboru, by siebie unicestwić na śmietniku dla niewolników, gilotyna amnezji odetnie twój łeb od ciała życia ożywianego ze źródła wiary.

Wiara prowadzi do wolności, a ścieżkami wolności dalej – aż do krain, gdzie doświadczenie człowieczeństwa staje się autentyczne i gotowe, by napotkać na drodze prawdę.

Rozum wiarę chwali lub zwalcza, ale ona kiełkuje w milionach nasion idei i myśli. Intelekt nie może jej zranić, bo sam się nią żywi, gdy chce być twórczy.

Na gruncie wiary poznajesz swoich przyjaciół, na glebie wiary musisz zmierzyć się z lekcjami twoich wrogów. Ona jest podstawą wszelkiej egzystencji, ona jest trumną śmierci bez umierania.

Rośnie też w tobie, wrasta do każdej komórki twojego ciała, by ją oczyścić i uzdrowić. W procesie tym odnajdziesz radość i cierpienie, lecz zaakceptuj to: nie ma bowiem drogi na skróty do chwały bycia dojrzałym duchowo człowiekiem.

Gdy panicznie uciekasz od świadomości bycia sobą, od cierpienia, które wypala chwasty zepsucia i lgniesz do przyjemności, gubisz drogę, po której wędruje wiara. Tracisz intuicję jak być wiecznym uczniem przygody odważnie poznającym nieznane światy i prowadzącym rozmowy z aniołami.

Wiara zawsze żyje zgodnie z prawami natury. W czterech porach roku odnawia pierwotne cykle narodzin, życia i śmierci. W czterech kątach izby przenosi z pokolenia na pokolenie dar rodzinnego ciepła i empatii dla dzieci.

Z początkiem zimy odradza się w Bożym Narodzeniu, na wiosnę Zmartwychwstaje w rezurekcjach Wielkanocnych. Umiera, by się znów odrodzić – jako poczęte z ciała, jako zmartwychwstałe dla ducha – dziecko światła.

Z podziemnego świata wraca na ziemię. W nocy, nawet beznadziejnie czarnej, odnajduje zagubione promienie nadziei.

Wiara jest jak drzewo mądrości człowieka – chce być brzemienna od owoców. Chce kształtować wiedzę. Przywracać porządek. Ożywiać dźwięki, by stały się muzyką. Wykuwać świątynie poznania z litej skały przytomności.

Bądź przytomny, uważaj. Nie klękaj, uważaj. Bądź wolny dla pokoju, uważaj . Bądź sobą bez strachu, uważaj. Uwaga jest ojcem wiary, jej matką jest miłość.

Pod wpływem impulsów miłości, wiara odnajduje osoby boskie pośród boskiej ciemności. Wyciąga je zręcznie ze skarbnicy dusz zanurzonej w przedwiecznej macierzy. Wydobywa na światło dzienne arcydzieła małych form, które dusza wykuje w doli i niedoli swego losu w połączeniu z losem innych dusz.

Wiara rezonuje z wibracjami myśli w neuronach mózgu, by w ten sposób zapłodnić kolejne pustynie materialnego świata i przemienić je w miejsca do zamieszkania.

Potrafi być niezniszczalnym prawem kosmosu i szatą królewską dla żebraka. Nigdy nie zginie. Choćby ludzkość znów upadła i utopiła się w oceanie barbarzyństwa, będzie trwała, będzie czekała na ponowne jej odrodzenie .

Ona pomnaża życie, sama niewidzialna jak życie. Chce błogosławić życie i otaczać je ochroną przed pociskami przekleństw i demonami zła. Potrzebujesz jej, by oczyścić program swojego wzrostu z wirusów, którymi atakują twoją duszę hakerzy cywilizacji śmierci.

Jest mocą scalającą pola życia, silną jak samo życie. Zintegrowaną ponad życiem. Pukającą do bram niebieskich. Śpiącą na kolanach matki, z nadzieją, w oczekiwaniu aż ją obudzisz.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Grześ Po skrótach i przeróbkach

Już nie będę kasował.


I gut:)

zaraz przeczytam, ale o dziwo dziś miał byc w moich urojeniach (yasso szanowny, ja to dopiero mam urojenia:))) dzień mojej kompromitacji, ale wyszło całkiem dobrze.

Poza tym w 3 godziny 300 zeta zarobić, to jakiś tam sukces:), więc z zapałem rzucę się na czytanie i komentowanie za chwilę.

Wbrew marazmowi tu panującemu, no:)


Hm, ja tam o wierze wiele nie wem, właściwie

niewiele wiem (jak ja lubię polski język, jeśli chodzi o przeczenia, cudny jest po prostu)

Ale jedna rzecz mnie oburzyła:), opowieści się nie traci, opowieści nie przemijają, opowieść jest wieczna, no:)

Dwie takie opowieści/przypowieści:


P.S. Tak sobie myślę,

że każdy akapit z twojego tekstu jakims pretekstem do gadki i dyskusji może być i że tekst można czytać we fragmentach, więc długością się nie ma co przejmować.

pzdr


Wieczne Opowieści

Oj, traci się, traci….Europejczycy to taki zatracony i wymierający lud, który stracił przypowieści ducha.

Zamiast tego budują cywilizację śmierci. Ta cała kultura liberalnej obyczajowowci i relatywizmu aksjologicznego taka właśnie jest. Wyjałowiona z Opowieści, durna…

pozdrawiam

PS. Jeżeli każdy akapit może być zaczynem jakiejśmałej dyskusji, to cel swój mały osiągnąłem pisząc ten tekst.


Eeee tam,

widzę jakiś kulturowy pesymizm, który (moim skromnym zdaniem wiecznego malkontenta i pesymisty) jest jednak pójściem na łatwiznę.

W cywilizację śmierci nie wierzę, a dzieje cywilizacji pokazują, że “cywilizacja śmierci” (jesli już istnieje) to istniała od zawsze a na pewno od zerwania tego jabłka kiedyś tam.


Optymizm kulturowy

No tak, skoro przezyliśmy Potop szwedzki, rozbiory, okupację hitlerowską a potem stalinowską, to przeżyjemy też epokę stetryczałych starców z trybunałów europejskich…

Ale trochę będzie trzeba pomóc życiu, by przeżyło i tym razem.

Po to jest wiara, również po to!


Hm,

“No tak, skoro przezyliśmy Potop szwedzki, rozbiory, okupację hitlerowską a potem stalinowską, to przeżyjemy też epokę stetryczałych starców z trybunałów europejskich…”

trochę to żartobliwie napisałeś, ale tak.

dzisiaj łaziłem po Sandomierzu, opowiadając i po polsku i po niemiecku o wybranych zabytkach (kurde, zimno było)i tak np. jak się gada o tych najazdach tatarskich, które totalnie pustoszyły misto czy o potopie szwedzkim, w czasie którego szwedzi wysadzili prawie cały zamek w powietrze, a pożar uszkodził jeszcze przy okazji Katedrę i późniejsze niszczenie zabytków jak się uwzględni, to można wpaść w optymizm, że teraz jest dobrze
Miałem taką wizję dziś dziwną, wyszedłem z Zamku (brzydki jest w sumie), patrzyłem na Katedrę, (ta akurat nieźle się prezentuje) i miałem wizje, co by było gdyby te piękne zabytki zostały zbombardowane, jakby to wyglądało itd

A w sumie jakieś 70 lat temu były bombardowane te i inne miejsca.

Więc jakoś na Unię narzekać nie zamierzam, inna sprawa, że dziś pracowałem w ramach projektu unijnego:) i w najbliższy wtorek też, a całkiem niezła kasa jak na płace w szkolnictwie z ten akurat projekt jest.

Więc ja już tej Unii zaprzedany:), pić za unijne pieniądze mi się zdarzało, inna sprawa i za pieniądze Giertycha piłem:),znaczy MEN-u jak on ministrem był, pracowac w ramach projektów unijnych też, więc nie ma dla mnie nadziei:)

A biurokracji unijnej w projektach unijnych jest sporo (pewnie ci co się starają o nie, dopiero papierków mają mnóstwo), ale w polskiej szkole publicznej chyba znacznie więcej:)


Piłeś za swoje, ciężko zarobione pieniądze

A nie za unijne, kradzione zresztą...jako haracz z podatków, ktore dławią gospodarki.

Niczego nie zawdzięczasz Unii. To Unia wszystko zawdzięcza Tobie i setkom milionów niewolników, którzy cięzko pracują, żeby utrzymać armię biurokratów.

Tak to widzę.


Cieszę się, Grzesiu,

w końcu Czajnik pracuje ku chwale rzeszowskiego i kieleckiego, żeby różne Grzesie mogły pić, jeździć na szkolenia, a ludziom w Sandomierzu żyło się dostatniej.

Znaczy przy Funduszach Europejskich dłubie :)


Sandomierz

To jedno z najpiękniejszych miast w Polsce. Piękna tam Starówka i okolice nurzające się w wąwozach cudne…


Pino I księdzu Mateuszowi z serialu

On to, ksiądz Mateusz co nieco napędza, widzi mi się, koło sandomierskiej turystyki. Grzesiu winien go więc chwalić pod niebiosa.


Fajny jest Sandomierz

Sto lat nie byłam, ale pamiętam widok, chyba z tego zamku właśnie, na skarpę wiślaną...


Pino,

“Cieszę się, Grzesiu,

w końcu Czajnik pracuje ku chwale rzeszowskiego i kieleckiego, żeby różne Grzesie mogły pić, jeździć na szkolenia, a ludziom w Sandomierzu żyło się dostatniej.”

To niech to Rzeszowskie zmobilizuje:), bo coś w Podkarpackiem niewiele się dzieje, za to w Świętokrzyskiem jakoś więcej.


Co ty mówisz,

mam info z pierwszej ręki, że Rzeszów radzi sobie zajebiście. Szczególnie w porównaniu z Lublinem, gdzie panuje straszliwy marazm, a największym pracodawcą są rozmaite urzędy…


A fakt, ksiądz Mateusz tak, ale ja z turystyka to nie mam wiele

wspólnego, raczej sam sandomierskim knajpom za dużo daję zarobić (teraz mniej, bo rzadziej bywam no i jak zmotoryzowanym się jest, to się nie pije:))

A z branż edukacyjną wiele ksiadz Mateusz wspólnego nie ma w sumie:)


No radzi sobie,

np. unijne studia podyplomowe na wielu kierunkach UR organizuje (jedne nawet tłumaczeniowe), więc może nawet w następnym roku se kolejna podyplomówke zacznę:)

Ale jakoś do mnie odzywają się różni ludzie, co w Sandomierzu organizują, w Tbg zaś nic się nie dzieje w tej materii, chyba że nie wiem.

P.S. Sorry Synergie za spam, już spadam.


Rzeszów

Radzi sobie jakoś tam…ale przy Krakowie to grajdołek.


Ano grajdół,

szczególnie w dziedzinie kultury (np. pod względem oferty filmowej w kinach to w Rzeszowie jest tragedia w sumie), ale ogólnie Rzeszów jednak się bardzo rozwinął, jak porównuję Rzeszów obecny i Rzeszów z 2001, 2002, dużo się na lepsze zmieniło.


Grajdół, ale wydobędzie się z dołu

A ja muszę sobie znaleźć w tym grajdole jakieś miejsce.


Rzeszów nie jest centrum kulturalnym,

tylko technologicznym. Polibuda Rzeszowska, park lotniczy… Grunt to znaleźć jakiś pomysł na rozwój. Nie wszystko musi być jak Kraków. Miasto wielkiej pizdy jest niewątpliwie nudne, ale ma też, nie wiem czy wiecie, jeden z najniższych wskaźników przestępczości w Polsce. W Krakowie nie można na dziesięć minut zostawić roweru w biały dzień na Rynku, żeby jakiś spryciarz nie zajumał lampki. Nie mówiąc już o takim hardkorze, jakim jest Nowa Huta… I nie ona jedna.

Lublin natomiast mnie poważnie martwi. W odróżnieniu od Rzeszowa, mają zajebisty potencjał i nic z nim, cholera, nie robią. A ja tak lubię to miasto…


Największa pizda na świecie

Miała byc wyburzona. Nie będzie. Brzydkie to to, ale niech już zostanie. Miasto dzięki temu pomnikowi staje się rozpoznawalne już nie tylko w Polsce, lecz w całej Europie.

Znam ci ja dobrze i Kraków, i Rzeszów – jak własną kieszeń.
I mam takie zdanie: Lepiej studiować w Krakowie, ale już niekoniecznie żyć. Nudno bywa w Rzeszowie, bo miejsc mało, by zachować anonimowość w grzechu.

Kultura też marna, bo jeden teatr i niewielu osobników najwyższych lotów w kulturze i nauce. Ale kina i filmy takie same jak w Krakowie – Grześ w tej drobnej sprawie się myli.

Rzeszów jednak da się lubić. Ja muszę to na nowo odkryć po kilkunastoletnim okresie krakowskim.


Oj, nie:)

“Ale kina i filmy takie same jak w Krakowie – Grześ w tej drobnej sprawie się myli.”

Rzeszów jest pustynia filmowa, dobre filmy jesli są, to z opóźnieniem znaznym, mam świetne porównanie, bo siostra studiowała w Krakowie i łaziła ciągle do kina na filmy, których w Rzeszowie nigdy nie było.

A ja jako człek filmy lubiące też miałem ciągły niedosyt, że czegoś nie obejrze, bo znowu w kinach nie ma.


No dobra, nie będę się sprzeczał

Multikino w Rzeszowie jest, ma być drugie.
Tam lecą zaś takie same filmy, co w multipleksach krakowskich i bez opóźnień.
Ale w Krakowie – taka jest prawda – b. wybredny kinoman ma szansę obejrzeć tzw. kino studyjne, undergroundowe.

Aż takim maniakiem kina nie jestem, podobnie jak 99,9% obywateli.
A poza tym, zamontowałem se w chacie kawałek kina domowego. Gdyby mi sie chciało jeszcze pościągać jakieś pirackie hity, miałbym swój festiwal kina światowego ws chałupie.


Grześ

tecumseh

że każdy akapit z twojego tekstu jakims pretekstem do gadki i dyskusji może być i że tekst można czytać we fragmentach, więc długością się nie ma co przejmować.

pzdr

O właśnie! Ja jakoś nie umiem odebrać tego “całościowo” – zawsze miałam z tym problem u Synergie.

Jego teksty zmuszają mnie do refleksji i celebrowania każdego wręcz słowa…


dorcia Cenne uwagi

O właśnie! Ja jakoś nie umiem odebrać tego “całościowo” – zawsze miałam z tym problem u Synergie.

Postaram się coś naprawić w tym moim pisaniu. I oby się udało.


A nie! Tu nie ma co naprawiać.

Chodziło mi o to, że w Twoichsłowach jest tyle mądrości, tyle przekazu, tyle prowokowania do rozważań i przemyśleń, że nie da się tego tak poprostu przeczytać i komentarz zostawić.
Tu trzeba się zatrzymać.
Rozważać, przemyśleć.

Ja, jak widać, niefortunnie dobrałam słowa.


Bóg zapłać za dobre słowo

To trochę łechce podniebienie – i od tego łaskotania zrobi się jak nic czarne. :)))
Na S24 zostałem dziś w dyskusji uznany za piszącego w transie…No i poczułem się jak szaman.

A słowa fortunnie dobrałaś. Sam to najlepiej czuję, że słowa stawiają opór mojemu rzemiosłu i pewne subtelne odzwierciedlenia moich poszukiwań mądrości w zwyczajnym życiu są przerysowane lub niedorysowane. Obrazy, które mam w umyśle, gdy ubieram je w słowa, jakby nie są gotowe by się przebić przez mgłę w moim mózgu. Ale bywa, że prawie się udaje napisać coś jasno i prosto.


Ale o to Ci chodzi,

żeby było jasno i prosto?

To tak, jakby dostać króliczka na tacy.

A gdzie: gonić go?

(znów niefortunny przykład :)


Króliczki

Piszesz Dorciu o króliczkach a mnie się włacza kanał z Playbojem. To się nazywa warunkowanie przez popkulturę.
Lubię gonić króliczki.

Jest w porządku.


:)

a nawet :))


A nawet?

Wiem, kobiety nie są warunkowane przez popkulturę Playboya. Są wolne i szlachetne.
Wiem, zamiast myśleć o króliczkach różowej landrynki, pomyślę o króliczku Alicji z krainy czarów.


Albo króliczku

Wielkanocnym!!!

:)


O, właśnie, właśnie to...

Nie pomyślałem o tym wcześniej, bo u nas zawsze były kurczątka jako te, które z jajek się klują...
Tradycja ciut inna.


A u nas ... zające :)

Króliczki “ponaginałam” dla potrzeby chwili ;)


Subskrybuj zawartość