Z LHASY DO GOLMUDU
Mala (skt. japa mala, mala) – sznur modlitewny. Sama nazwa mala jest terminem, który w sanskrycie oznacza “wieniec” lub “naszyjnik”, natomiast japa można przetłumaczyć jako “mamrocząca modlitwa” lub “jednostajne powtarzanie tonalnych wersetów świętych pism, zaklęć lub imion bóstw”.
Tybetańska mala
Wśród informacji o Tybecie jest i taka, że przy którymś z najazdów, pogromcy Tybetańczyków likwidowali zwłaszcza mnichów. Sposobem ich rozpoznawania było oglądanie języka; podobno na skutek długotrwałego recytowania mantr język czernieje. Dawno to było, ale pozostał zwyczaj, że aby komuś okazać szacunek należy mu pokazać język. Co kraj to obyczaj. Mnie nikt języka nie pokazywał.
Buddyjska mala ma 108 korali. Liczba 108 reprezentuje według buddyzmu Therawady 108 emocji. (Spotkałem się też z innym znaczeniem zaistnienia liczby 108 jako świętej, ale w odniesieniu do hinduizmu. Otóż Siwa nie był początkowo uznawany za równego Brahmie i Wisznu. Dołączony został do tej dwójki po zaprezentowaniu w tańcu 108 układów tanecznych. To dalej nie tłumaczy wartości liczby, a jedynie wskazuje na hinduistyczne jej pochodzenie).
Zwykle za surowiec służy drzewo Bodhi inaczej nazywane drzewem Buddy (Pipal – figowiec pagodowy) , a to dlatego, że właśnie pod drzewem tego gatunku Budda osiągnął oświecenie i technicznie rzecz biorąc stał się Buddą właśnie.
Obecnie Drzewo Bodhi nadal pełni bardzo ważną rolę dla wszystkich buddyjskich tradycji, będąc przypomnieniem i inspiracją, symbolem pokoju, Oświecenia i potencjalnych możliwości które leżą w każdym z nas.
Istnieje pogląd, że chrześcijański różaniec, który w oczywisty sposób jest podobny do mali, ma nazwę pochodzącą od określenia japa mala. Gdy rzymscy odkrywcy przybyli do Indii i zetknęli się z malą, zapamiętali określenie “jap mala” zamiast “japa mala”. Jap w sanskrycie oznacza różę i tym sposobem mala trafiła do Imperium Rzymskiego jako rosarium, a w języku angielskim i polskim przyjęto przekład tego słowa jako odpowiednio rosary i różaniec.
Pożegnanie Tybetu
Vincent na tle dworca kolejowego w Lhasie
Nie zwiedziłem wszystkich interesujących miejsc w Lhasie. Byliśmy z Rosjanami w klasztorze Sera na obrzeżach miasta. Właśnie, w kolejce (ok. godziny) aby złożyć hołd jakiejś lokalnej bogini mającej obdarzać szczęściem, zdrowiem i pomyślnością wszelką, miałem sposobność oglądać kobiety z włosami zaplecionymi w duże ilości warkoczyków (ma ich być 108 – chyba trzeba wierzyć na słowo). Samo złożenie hołdu polega na wręczeniu pilnującemu mnichowi symbolicznego daru – białego szala, który można pobrać ze sterty wiszących przy wejściu do pomieszczeń przylegających do ołtarza, płacąc jakąś kwotę – zwykle było to 10 Yn. Po odebraniu daru każda z osób pochyla się przed ołtarzem i uderza (wkłada) głowę we wgłębienie tam się znajdujące. A i trzeba złożyć jeszcze dar pieniężny. Niektórzy z proszalników dodatkowo, za stosowną opłatą, zlecają dyżurnemu mnichowi napisanie na specjalnej kartce papieru słów prośby. Podobno zwiększa to szansę na realizację. Kartka dawana jest razem z „szalem”. I tyle.
W Sera jest jeszcze inna świątynia, gdzie przy wejściu wisi dzwon; stuknięcie jest formą zwrócenia uwagi bóstwa na skromną osobę petenta. Dalej już stosownie: ofiara i błogosławieństwo mnicha.
Na terenie klasztoru w Sera z Viką – Rosjanką z Moskwy
Sam klasztor ciekawy; podobny funkcjonalnie do innych, gdzie świątynie są otoczone przez budynki mieszkalne mnichów (nie jest to najwyższy standard) i obiekty techniczne. Kręcić można się w zasadzie po całym terenie; niekiedy tylko przeszkodą jest silny zapach mocznika.
Przy zwiedzaniu jednej ze świątyń natknęliśmy się na zakaz wejścia do środka. Można było jednak zwiedzać pomieszczenia znajdujące się na piętrze. I właśnie z góry udało mi się poobserwować modły tantryczne mnichów. Było ich kilkudziesięciu; siedzieli w kucki, naprzeciw siebie wzdłuż długiego stołu. Przed każdym znajdowała się wadżra [ czyli „diament”, lub „piorun”, „maczuga” – to atrybut (broń) Indry] i dzwonek.
U dołu dordże (wadżra), dzwonek i phurba, czyli “gwóźdź” na demony
(Wadżra po tybetańsku dordże (dordzie) to symbol nienaruszalności i niewzruszoności stanu buddy. Jego budowa ma symbolizować pięć trucizn umysłu, które wraz z rozwojem duchowym mają się przeistoczyć w pięć cech pozytywnych. Ma charakter męski. Dzwonek jest elementem żeńskim; ogólnie oznacza pustkę mającą przeistoczyć się w mądrość. Połączenie dordże i dzwonka pozwala na uzyskanie oświecenia. Dzwonek jest trzymany w lewym ręku, a dordże w prawej ręce).
Modlitwa tantryczna to wspólne recytowanie mantr (może i innych świętych tekstów). Po kilkunastu minutach następowała przerwa, mnisi brali do rąk odpowiednio dordże i dzwonek, potrząsali, (dordże to jakieś chyba specjalne ruchy). Chwila odpoczynku. I następna tura. Chyba były to długie modły, bo przed niektórymi widziałem jedzenie i napitki.
Kolejnego dnia, już sam, „ zaliczyłem” Potala, Norbulinka i Muzeum Tybetu ( do zwiedzania Potali normalnie trzeba mieć specjalną wejściówkę – ja jak na Polaka przystało poszedłem „z marszu” – i chyba pomógł naszyjnik). Wieczorem herbaciarnia z testowaniem różnych gatunków tego napoju. I nie starczyło mi czasu na wizytę w szkole medycyny tybetańskiej.
Potala od strony parku
[Vincent, (wiedząc o mich zainteresowaniach), który miał jakieś tego rodzaju kontakty, namawiał mnie na to i obiecywał spotkanie z kimś interesującym. Chyba nie byłem wtedy jeszcze psychicznie przygotowany – teraz żałuję, zwłaszcza, że jeden z synów studiuje medycynę, a jest zainteresowany wschodem. (Dzień po moim wyjeździe wrócili, wraz z młodszym, z Iranu)].
Rozstaliśmy się z Vincentem zachowując w pamięci niezwykle serdecznego i służącego pomocą człowieka. Obiecał, że mnie kiedyś odwiedzi w Polsce; Te kilka dni w Lhasie spędził z nami celowo, aby być razem z nami. Po naszym wyjeździe miał udać się do jakiegoś klasztoru na kilkumiesięczny okres kontemplacji.
Przy dojeździe do dworca nasz kierowca nie wyhamował i zranił swego kolegę, który wyjmował bagaże klientów. Żadnego poczucia winy.
Na dworcu prześwietlanie bagaży i konfiskata pamiątkowych noży nabytych przez Rosjankę. (Walka z terroryzmem). Po targach udało mi się jeden uratować. Sam dworzec wybudowany z dużym rozmachem. Warunki podróży luksusowe. Widoki interesująco-monotonne. Szerokie rozlewiska. Gdzieś rozrzucone jurty hodowców. Wrażenie robi ponad tysiąc km ogrodzenia z „kwasówki” – osłona przed stadami tylko słabo doglądanych zwierząt. Mają rozmach. Do Golmudu dotarliśmy ok. 22 Beijing Time.
Z pociągu w drodze do Golmudu
Czas Pekinu (Beijing Time) jest używany w całych Chinach poza prowincją Sinkiang (Ujguria).
Następny wpis: z Golmudu do Dunhuanu
komentarze
@Autor
Przyznaję, że faktycznie wiele zyskała relacja na wprowadzeniu większych fotografii. Świetnie się czyta i ogląda.
Proszę też zwrócić uwagę, że dodaliśmy nową kategorię fotoblog, dzięki czemu notki zawierające bogaty materiał zdjęciowy będą teraz lepiej eksponowane na TXT.
Pozdrawiam i zaglądam też do wcześniejszych części relacji z podróży (z nadzieją na fotki oczywiście :)
s e r g i u s z -- 06.02.2008 - 00:27Sergiusz
Dziękuję za podpowiedzi, sugestie i ocenę. Fakt, że zabiera to sporo czasu (ja piszę na bieżąco – to nie jest materiał wcześniej przygotowany), ale rzeczywiście warto.
KJWojtas -- 06.02.2008 - 09:22Może się zbiorę i zrobię zgodnie z sugestią. Czy może powtórzyć cykl w krótkim czasie?
Pozdrawiam
Skoro był Pan w Tybecie, to może
będzie Pan wiedział coś na temat wymordowania nestorian przez buddystów gdzieś tam w tych rejonach?
Pozdrowienia
wenhrin -- 07.02.2008 - 00:13doddam tylko, że
miało to miejsce gdzieś w okolicach VIII – X wieku :-)
wenhrin -- 07.02.2008 - 00:23wenhrin
Niestety. Jedyne co do mnie dotarło to jakieś legendy z okresu wojen krzyżowych.Ale to raczej bardziej na zachód. Kaszmir?
KJWojtas -- 07.02.2008 - 00:41Mnie bardziej interesowały sugestie Notowicza – raczej w sensie negatywnym. Raczej w wersji sposobu tworzenia mitów. Bo później coś z tego było i u Ossendowskiego i u Rericha, i Korabiewicz jakieś bzdyry wypisywał. A przecież wiele z tego wzieła ezoteryka; coś chyba na tej podstawie domniemywał Steiner.
No i mit Agarthy.
Byłem za krótko i mam za małą wiedzę żeby podsumowywać. Ale jeśli wykrystalizuje mi się jakiś pogląd to spróbóję przedstawić. Zdecydowałem sie pojechać, aby znaleźć się w tamtych warunkach i odczuć tamtejsze klimaty. Sposób myslenia, reagowania. Czasami takie niuanse potrafią naprowadzić.
wenhrin
Jeszcze tak dla uwagi. Jeśli o Tybet tamtego okresu to raczej nie wchodzą duże grupy. Rejon Guge – tu dopiero w XVII w pojawili się chrześcijanie i nie było wcześniejszych informacji o kontaktach.
KJWojtas -- 07.02.2008 - 00:53Za Dżingis Chana nestorianie stanowili silną zbiorowość; byli pod Legnicą.
Jedyne domniemanie to jakieś reminiscencje w Kaszmirze, może w Ladakhu. Może tu należy poszukiwać źródeł sugestii Notowicza? Ale Ladakh był “cywilizowany” dopiero w X w. Zatem może to dotyczyć jedynie niewielkich grup.
Może na coś natrafę.
Wielce możliwe,
że jest tak jak Pan pisze. Nie udało mi się niestety znaleźć odpowiedniej literatury na ten temat. Natknąłem się kiedyś na wzmiankę o Nestorianach wymordowanych przez buddystów, ale skąpą w konkretne informacje, więc od razu skojarzyłem ich z Tybetem. Możliwe, że miało to miejsce w Kaszmierze.
wenhrin -- 07.02.2008 - 10:02wenhrin
To zaczyna mieć ręce i nogi. Czas, który Pan podał, to zmiany w Tybecie. Likwidacja wcześniejszego królestwa związanego z religią bone. Na to miejsce weszli buddyści zmniejszając liczbę mieszkańców.
KJWojtas -- 07.02.2008 - 13:01Część wyemigrowała i założyła królestwo Guge. To północno-zachodni Tybet graniczący z Ladakhiem. Ale tu, jak pisałem, nie było śladów nestorian. A jeśli dostać się do Tybetu, to albo przez Kaszmir i Ladakh, albo od strony Indii i Nepalu. Tam z kolei były silne wpływy buddyzmu.
Od zachodu Arabowie właśnie poszerzali swoje terytoria tworząc przesłonę oddzielającą chrześcijański zachód od Wschodu. Pozostało jedynie przejście Jedwabnego Szlaku i tereny bardziej na północ.
Tak to widzę. Ale jakieś ślady i legendy pozostały.
Pozdrawiam
W wolnej chwili
podrążę ten temat i postaram się napisać jakąś notkę.
Pozdrawiam
wenhrin -- 07.02.2008 - 13:06@KJWojtas
Z tego co się zdążyłem zorientować, kompletnie się z Panem nie zgadzam, kiedy pisze pan o polityce.
Ale równocześnie usilnie proszę, żeby nie przestawał pan pisać o swoich podróżach.
pozdrawiam
xipetotec -- 08.02.2008 - 22:42xipetotec
Cieszy chociaż to. Jest jeszcze sfera filozofii, fizyki i socjologii. I mogę dużo o kwiatach i zwierzakach. I może to będzie to najważniejsze.
KJWojtas -- 08.02.2008 - 22:52Wiem, że się różnimy, ale miło.
Pozdrawiam