Po pierwsze – instytucja sądów i rozstrzygania tą drogą sporów jest osiągnięciem demokracji. Zatem kwestionowanie jej wynika raczej z przekonania, że “naszych” może uderzyć sama istota systemu państwa w jakim żyjemy.
Erogo – w domaganiu się rozstarzygania sprawy w sposób inny niż na drodze sądowej tkwi przekonanie o winie, naruszeniu zasad prawnych, a tym samym o konieczności pogodzenia sie z przegranym procesem.
Po drugie – co za rozkoszny eufemizm – “ktoś” powiedzial.
Nie “ktoś”, a zobowiązany do przestrzegania reguł demokratycznych, stojący na straży demokracji i prawa we własnym kraju – premier tego kraju.
Gdyby to powiedzial “ktoś” – można by sprawę zmieścić w osobistych animozjach “ktosia” i nikt by sobie owym “ktosiem” ani jego slowami nie zawracał glowy, ani tym bardziej nie wikłał się w procesy – bo byłyby one wręcz ośmieszające skarżącego.
Natomiast jeśli mówi to jeden z najwyższych urzędników państwa, od którego decyzji, projektów ustaw itp. zależy przyszlość także takiej spólki jak “Agora” – wydźwięk tych słów istotnie może mieć negatywne skutki. O to zresztą Jaroslawowi Kaczyńskiemu niewątpliwie chodziło. Powiedział te slowa z wyraźnym zamiarem zaszkodzenia opinii gazety.
Stąd też przy takim stopniu powagi sprawy, skierowanie jej do sądu jest całkowicie usprawiedliwione.
“Ktoś” może mówić byle co. Premier państwa nie może łamać prawa i pleść co mu ślina na język przyniesie, a tym bardziej nie może celowo działać na szkodę legalnych podmiotów prawa.
Tak się to kończy gdy “ktoś” traktuje państwo jak prywatny folwark.
Koniec. Kropka.
Po pierwsze i po drugie
Po pierwsze – instytucja sądów i rozstrzygania tą drogą sporów jest osiągnięciem demokracji. Zatem kwestionowanie jej wynika raczej z przekonania, że “naszych” może uderzyć sama istota systemu państwa w jakim żyjemy.
Erogo – w domaganiu się rozstarzygania sprawy w sposób inny niż na drodze sądowej tkwi przekonanie o winie, naruszeniu zasad prawnych, a tym samym o konieczności pogodzenia sie z przegranym procesem.
Po drugie – co za rozkoszny eufemizm – “ktoś” powiedzial.
RRK -- 10.03.2008 - 19:47Nie “ktoś”, a zobowiązany do przestrzegania reguł demokratycznych, stojący na straży demokracji i prawa we własnym kraju – premier tego kraju.
Gdyby to powiedzial “ktoś” – można by sprawę zmieścić w osobistych animozjach “ktosia” i nikt by sobie owym “ktosiem” ani jego slowami nie zawracał glowy, ani tym bardziej nie wikłał się w procesy – bo byłyby one wręcz ośmieszające skarżącego.
Natomiast jeśli mówi to jeden z najwyższych urzędników państwa, od którego decyzji, projektów ustaw itp. zależy przyszlość także takiej spólki jak “Agora” – wydźwięk tych słów istotnie może mieć negatywne skutki. O to zresztą Jaroslawowi Kaczyńskiemu niewątpliwie chodziło. Powiedział te slowa z wyraźnym zamiarem zaszkodzenia opinii gazety.
Stąd też przy takim stopniu powagi sprawy, skierowanie jej do sądu jest całkowicie usprawiedliwione.
“Ktoś” może mówić byle co. Premier państwa nie może łamać prawa i pleść co mu ślina na język przyniesie, a tym bardziej nie może celowo działać na szkodę legalnych podmiotów prawa.
Tak się to kończy gdy “ktoś” traktuje państwo jak prywatny folwark.
Koniec. Kropka.